Indyjska kinematografia, która produkuje 1500 filmów rocznie, obchodzi stulecie istnienia. Przeszła drogę od filmu niemego, przez artystyczny do rozrywkowego Bollywoodu. Krytycy zwracają uwagę, że Bollywood utrwala negatywny obraz kobiety w społeczeństwie.
Jak niemal co tydzień w niedzielny wieczór rodzina Sharmów z Gurgaon, satelickiego miasta Delhi, szykuje się do wyjścia do kina. Pan domu przywdziewa długą kurtę (rodzaj długiej tuniki), a pani domu tradycyjne sari. Grupa powiększa się o znajomych mieszkających w tym samym apartamentowcu i kawalkada samochodów wyrusza w stronę galerii handlowych, gdzie znajdują się komfortowe, klimatyzowane sale kinowe.
Vishal Sharma, głowa rodziny, nie jest wielkim fanem kina, ale wyjście na bollywoodzki film jest ważnym rodzinnym rytuałem. Za to jego żona Shivani i bratanek Manu przepadają za rodzimym kinem. Dwudziestoletni Manu gustuje w filmach akcji z Pendżabu i mimo żartów towarzystwa ubiera się na czarno, tak jak twardzi, ale prawi, ekranowi bohaterowie walczący z podstępnym złem.
Najbardziej popularne wśród Indusów są obrazy przedstawiające tragiczną historię miłości kochanków, którym okrutny los, w postaci zazdrosnych rywali, nieprzychylnej rodziny lub przez serię zwykłych nieporozumień, rzuca kłody pod nogi. Na szczęście od początku wiadomo, że przeszkody zostaną przezwyciężone, a po drodze publiczność zobaczy pięknych aktorów o znanych nazwiskach, kolorowe, ekskluzywne plany (wciąż popularny jest Londyn i Szwajcaria) oraz chwytliwe piosenki i układy taneczne, które w najmniej oczekiwanym momencie przerywają akcję filmu.
Bollywood nie zawsze posługiwał się tym schematem. Narodził się sto lat temu, 3 maja 1913 roku, w Bombaju, w kinie Coronation Cinematograph, gdzie wyświetlono 40-minutowy film "Raja Harischandra" w reżyserii DG Phalke. Był to obraz niemy, oparty na fragmencie epickiej Mahabharaty, gdzie role żeńskie grali mężczyźni. Lata 30. to udźwiękowienie obrazu i początek "gadających obrazów" w kinematografii. Indyjskie kina masowo zmieniały wtedy nazwy na "Talkies" (ang. gadać).
Złota dekada indyjskiego filmu przyszła w latach 50. i 60., gdy artystyczne produkcje o wydźwięku społecznym tworzył Satyajit Ray, Guru Dutt i Raj Kapoor. Indyjskie filmy zdobywały nagrody w Cannes i były nominowane do amerykańskich Oscarów. Bollywood w obecnej formie zaczął się kształtować w latach 70. i 80.
Każdego dnia w Indiach odbywa się około 50 tys. seansów i jak ostrożnie szacuje prezes stowarzyszenia filmowców Amit Khanna, średnia frekwencja to 100 tys. widzów dziennie. Inny jest tylko odbiór w małych miasteczkach i wiejskich kinach, gdzie widzowie głośno komentują ekranowe wydarzenia, złorzeczą i wygrażają złym charakterom, a entuzjastycznie klaszczą, gdy dobro zwycięża. Na seansach w galeriach handlowych nikt nie śpiewa i nie tańczy razem z filmowymi aktorami.
Bollywood to wciąż ogromny biznes, który trzyma się utartego schematu. W 2012 r. w Indiach powstało około 1500 filmów. Firma konsultingowa KPMG szacuje, że przemysł filmowy wart jest obecnie 2 miliardy USD, a w ciągu pięciu lat przekroczy 3,6 miliarda USD.
Po głośnym gwałcie w grudniu 2012 r. w Delhi krytycy filmowi zaczęli zwracać uwagę na negatywną rolę kina bollywoodzkiego w kształtowaniu wizerunku kobiety w społeczeństwie. "Do niedawna kanon Bollywoodu wiernie odwoływał się do prawideł gwałtu" - pisze w magazynie "Caravan" pisarz i filmowiec Shuddhabrata Sengupta. Tłumaczy, że skoro finałem filmu jest zawsze małżeństwo, seks nigdy nie mógł być obecny na ekranie i tylko kobieta zamężna, jako własność mężczyzny, mogła go uprawiać. Jego substytutem stawiał się taniec i piosenka w przerwach od fabuły.
"Alternatywnie, kiedy seks musiał zostać pokazany, mógł to być tylko gwałt. Dlatego kino lat 70. i 80. jest tak zależne od obowiązkowych scen gwałtu. Film musiał zwierać seks, ponieważ ludzie chcieli go oglądać, ale mógł to być tylko seks jako gwałt" - podkreśla.