Racja! Z 7 moich znajomych, które w ciągu 2 ostatnich lat rodziły, 4 miały cesarkę. Każda miała 'dobry powód'...dziwna zależnośc ale życiowo każda z nich to typ księżniczki. Oczywiście są sytuacje gdzie cesarka to jedyne albo lepsze wyjscie ale często to kwestia braku odpowiedniego nastawienia psychicznego
rodziłam przez cesarkę i co - myślisz, że nie boli? i nie dogaduj mi tu od księzniczek, bo nic na ten temat nie wiesz, a już potępiłaś i wzgardziłas takimi matkami!
a co Cię to obchodzi jak kto rodzi? Może pilnuj własnej pochwy i odwal się od żcia innych.... Widać masz bardzo nudne życie skoro ocenianie innych i wtrącanie swojego wścibskiego nosa jest tak ważne dla Ciebie.
Ta która rodziła przez cesarkę??? Ta która rodziła przez cesarkę n i e r o d z i ł a. Ona miała cesarkę, dziecko wyjęto jej z brzucha w znieczuleniu. Nie rodziła. Jak mówi Biblia "nie zaznała bólów rodzenia". Czy bóle rodzenia są straszne? Tak. Czy można się ich bać? Tak. Czy ja rodziłam? Tak, pięć razy. Czy mogłam mieć cesarki? Tak, z łatwością. Kobiety o mniejszej wadzie wzroku niż moja załatwiają sobie wskazanie do cesarki od okulisty. Dlaczego nie chciałam cesarek? Bo chciałam mieć dużo dzieci i je URODZIĆ, tak jak pisze Agata, odczuwałam cesarkę jako coś nienaturalnego, gwałt na naturze, ingerencję zbędną i zbyt wielką w odwieczną fizjologię ciąży i porodu. Nie uniknęłam niestety wzbudzania porodu, oksytocyny i innych "atrakcji" ale gdybym miała jeszcze rodzić, odmówię już wszystkiego:)Chciałam też karmić piersią i karmiłam. Po prostu uważałam, że do tego stworzone jest ciało kobiety, by dać życie dziecku, wydać je na świat, podtrzymać jego życie własnym mlekiem. Nazwijcie mnie jakąś naturalistką:) Coś w tym jest, że cesarka na życzenie to macierzyństwo w wersji light. Coś w tym jest, że bóle porodu są jak "chrzest bojowy", jak inicjacja. Są ekstremalne, ale tak już jest, że jak człowiek przejdzie coś ekstremalnego, zyskuje "nimb kombatanta";) Coś w tym jest, że kiedyś kult matki, szacunek do kobiety-matki brał się z tego, że ona zaznawała bólów rodzenia, trudów karmienia i wychowywania. Dziś kobieta w Europie chce urodzić tak żeby nie rodzić (cesarka), wykarmić tak żeby nie karmić (sztuczne mleko), wychować tak żeby nie chować (niańki, żłobki). Być w ciąży tak żeby nie mieć rozstępów i mieć po porodach figurę nastolatki. Macierzyństwo bezśladowe, bezinwazyjne, bezstresowe, bezbolesne...żadne. Cesarka na życzenie to jeden z przejawów trendu do wygody i niezmęczenia się w życiu. A ten trend pociąga za sobą statystykę: epidemia jedynactwa, bezdzietności małżeństw/związków i singielstwa potencjalnych rodziców. Dziecko możliwie bezwysiłkowo...najwyżej jedno...a może najlepiej wcale. Czy kobieta, której dziecko przyszło na świat przez cesarkę ze wskazań medycznych, jest gorszą matką? nie. Czy kobieta która miała cesarkę na życzenie, a jest kochającą matką, jest gorszą matką? nie. Czy kobieta, która miała cesarkę na życzenie, rodziła? nie. Nie da się zdać matury i nie pisać matury (ja pisałam starą, teraz to nie wiem...) Czy dziewica, zakonnica wie co to seks? Nie. Seks się uprawiało albo nie, tertium non datur. Czy kobieta po cesarce na życzenie, na termin wie co to poród? nie. Rodziło się albo nie. Rodziło się albo się miało operację.
jaaasne, myślę, że gdybyś żyła w krajach, w których dokonuje się obrzezania młodych dziewcząt (w zasadzie dzieci jeszcze), to kto wie, czy nie byłabyś tą, która z chęcią i dziką przyjemnością wycina żyletkami łechtaczki tych dziewcząt, ty czerpiesz dowartościowanie z przeżywania bólu i obnoszenia się z nim, ja też rodziłam naturalnie, ale w życiu by mi nie przyszło do głowy uwłaczać kobietom, które rodziły (tak, rodziły!) przez cesarkę, obojętnie jakie były jej powody.
nie uwłaczam. Matka adopcyjna niemowlęcia nie karmi go piersią tylko butelką - czy stwierdzenie tego faktu jej uwłacza jako matce? Nie karmiła ta kobieta piersią - to jest fakt, ale nie wartościuje jej jako matki. Kobieta która miała cesarkę nie rodziła - to jest fakt, ale nie wartościuje jej jako matki. Matkę wartościuje miłość, dobroć, troska o dziecko. Tylko to i aż to.
Obraziłaś mnie i domagam się przeprosin, ale sądząc z Twojego postu jesteś taką osobą, że nie mam na co liczyc. Przy pierwszym dziecku miałam rodzić naturalnie - ale odkleiło się łożysko, było silne krwawienie i w panice wykonywana cesarka, która uratowała życie mojemu synkowi i mnie. Przy okazji wykryto mi wadę macicy, która na przyszłość skazywała mnie także na kolejne cesarki. Przy drugim dziecku miałam już planową cesarkę. NIE POPIERAM cesarki na życzenie. Ale jak czytam taki kategoryczny sąd, że te które miały cesarkę nie rodziły dziecka i są matkami w wersji light - to mnie po prostu takie słowa obrażają. Stuknij się w swoją głowe matki-polki i zastanów się czy swoim wrzucaniem wszystkich do jednego worka aby kogoś nie krzywdzisz. Poza tym - tak, cesarka to operacja - miałaś kiedyś jakąs operacje? wiesz co to znaczy bół pooperacyjny? popunkcyjne bóle głowy? bóle nienaturalnie po podawanej w duzych dawkach oksytocynie obkurczającej sie macicy (moja po cesarkach kurczyła się wyjątkowo opornie), wiesz co znaczą problemy z gojeniem się rany? jej rozejscie, zakażenie? (tego akurat nie miałam) wiesz co znaczą problemy z karmieniem po cesarkach? cierpienie kiedy musisz leżec po ukłuciu kręgosłupa i nie możesz w pełni od razu zając się maleństwem, podczas gdy koleżanki z sali - owszem, pomęczyły się parenaście godzin i szybko wróciły do normy - tak wygląda Twoja cholerna wersja light! Chcę jeszcze piodkreślic, że cesarki nie przeszkodziły mi karmić naturalnie - miałam z tym duże problemy, walczyłam STRASZNIE, ale w życie nie skrytukuję matki, która się w tej walce poddaje - miłość macierzyńska płynie z serca a nie z piersi. I wiesz co? - tak, balsamowałam sie w ciąży żeby nie miec rozstepów, a po ciąży ćwiczylam i dbałam o diete żeby wrócic do poprzedniej figury - to coś złego?? Można być matką polką - bezzebną, otyłą i zaniedbaną, a można też być świetną matką (wcale nie jedynaka!!!) i jednocześnie atrakcyjną kobietą - wierz mi, ze można. A tak poza tym to że ty wolałaś w imie natury zaryzykować utratę wzroku - to jeszcze nie znaczy, że wszyscy tak mają robić. I na koniec jeszcze zastanawiam się (nie znam statystyk) jak wyglądała przeżywalność noworodków przed erą cesarek, a jak wygląda teraz?? No, ale skoro lepiej tak wszystko naturalnie to może zlikwidujmy porodówki, oddziały noworodkowe, położnicze i wywalmy ikubatory na śmietnik - przetrwają najsilniejsi i natura zwycieży!
dobrze piszesz lamia. Jeśli chcesz przepraszam, ale przytyk też zrobię, że trochę gorzej czytasz:) Przecież napisałam jak wół, że matki które miały cesarkę ze wskazań medycznych, albo na życzenie nawet, ale kochają dzieci - nie są gorszymi matkami. Są też matki patologiczne, które rodziły siłami natury, i te są gorszymi. Ale to jest logika typu: ja nie chodzę do kościoła a jestem lepszym człowiekiem od sąsiadki dewotki, ergo po co latać do kościoła, chodzenie do kościoła jest złe i bez sensu. Otóż nie. Chodzenie jest lepsze niż niechodzenie, a rodzenie niż nierodzenie - takie mam zdanie. To że cesarkówki nie rodziły jest faktem. Jeśli Jezus umarł na krzyżu, to nie umarł w łóżku. Jeśli ktoś jest Murzynem, to nie jest biały, nawet Michael Jackson. Jeśli matka miała cesarkę wyznaczoną w dniu x o godzinie y, i operacja odbyła się planowo - matka nie rodziła. Zgodzę się, że operacja nie musi być light, że ma reperkusje, o tym przecież właśnie pisze Agata. Ja tylko nazywam rodzenie rodzeniem, a cesarkę operacją - chyba zgodnie z prawdą? Rodzenie to znoszenie skurczów a potem wypieranie dziecka własnymi siłami. To chyba dość łopatologiczne definicja ale jednak prawdziwa. Cesarka jest operacją, której dokonuje lekarz. - czy to rozróżnienie to przejaw fanatyzmu? To tylko nazywanie faktów. Nie chodzi o licytowanie się, kto bardziej cierpi, choć istnieje opinia że bóle porodowe to jedne z najsilniejszych jakie może odczuć człowiek. Jeśli przy pierwszym dziecku miałaś bóle porodowe - ok, rodziłaś;) Moja koleżanka rodziła do partych, wody zrobiły się zielone, machnęli cesarkę. Ona rodziła mimo że dziecko nie przeszło przez kanał. Ale dajmy temu spokój... Agacie chodzi o pewien trend. Teraz wszyscy bronią cesarek na życzenie, małodzietnych rodzin, sprawdzania się przed ślubem i tym podobnych wątpliwych jakości cywilizacyjnych goręcej niż muzułmanie Mahometa. Pomyśl lamia, z tą rzekomo grożącą stratą wzroku - bardzo podobne argumenty można by wytoczyć w obronie aborcji. Przypomnij sobie panią Tysiąc. A pikiety na rzecz aborcji wciąż epatują biednymi kobietami ofiarami pokątnych aborcji. To jest nie najlepsza logika. p.s. mam wszystkie zęby a nadwagi tylko trochę...;)))
matka, no dobra - sorry, ja też się uniosłam - mam megaemocjonalny stosunek do sprawy. Ale jednak co innego wybór życia a nie aborcji, nawet z ryzykiem utraty wzroku, a co innego wybór cesarki - żeby wzroku nie ryzykowac - dla mnie oba wybory są oczywiste.
Szacunek dla kobiety-matki... A kiedyś szacunek dla mężczyzny-wojownika brał się z tego, ilu wrogów ubił. Też będziemy teraz to kryterium stosować? A może będziemy szanować bardziej mężczyznę-łowcę, który przyniesie nam większą dziką świnię do lepianki? Uleganie ideologiom i utopiom byłoby zabawne, gdyby nie miało dość poważnych społecznie konsekwencji. Zdrowy rozsądek zalecany jest we wszystkim.
Popieram, Sylwię i "matkę". Kobiety chcą mieć operacje zamiast porodów. Przed swoim porodem oglądałam niemiecką stację, tam dziennie pokazywali 3 porody. Z moich obliczeń wyszło , że na 10 – ok. 7 to „cesarki”. Tam jest to praktycznie na „życzenie”. Zastanawiałam się dlaczego tak jest, skoro są zalecenia WHO, by na danym terenie „porody sztuczne” nie przekroczyły pewnego ułamka? Należałoby postawić pytanie, do czego to prowadzi? I wtedy odpowiedź jest prosta- DO CAŁKOWITEGO ZANIKU UMIEJĘTNOŚCI RODZENIA . Bez lekarza nie urodzisz ! A jak go zabraknie…. A teraz odpowiedzcie sobie sami, komu zależy na tym , by nie było dzieci…
Dobra. Może jest moda na cc, to fakt, ale nie wrzucajcie wszystkich do jednego worka. Najważniejszy jest fakt,że w ten czy inny sposób dziecko przyszło na świat i jest największym skarbem dla matki. Ja jestem po trzech cieciach. A dlaczego? Z powodów okulistycznych. Poszłam do okulisty, normalnie bez załatwiania: początki zmian jaskrowych, retinopatia siatkówkowa, wskazanie cc. Ile płakałam to moje, że nie będę rodzić "normalnie". Dość już mnie życzliwi zgnoili,że nie będę pełnowartościową matką skoro nie rodziłam. Po terminie skierowanie do szpitala na planowe cięcie i tekst lekarzy, że z takiego powodu się nie robi cc. No to jak: idę do specjalisty od oczu, który twierdzi,że nie mogę rodzić normalnie i potem ginekolog to kwestionuje, no to do cholery kto ma rację?Zwłaszcza,że ginekolog za przeproszeniem się tym nie zajmuje, a żaden okulista u nas dostępny mi nie chciał wypisać do porodu siłami natury. Koniec końców miałam cięcie, ale ciężko to przeszłam-cięcie, pobyt w szpitalu, właśnie takie traktowanie - "jak sobie załatwiła to niech cierpi". A co załatwiłam? Potem bałam się w ogóle zajść w ciążę. Przy kolejnej byłam kłębkiem nerwów. Tym razem poszłam do innego okulisty, dr nauk med. To samo-"wykluczone,żeby pani rodziła siłami natury". A w szpitalu-pan ordynator też mnie znowu potraktował jakbym pozałatwiała, bo "Wie Pani, światowej sławy Pani prof...(jakaśtam nie pamiętam nazwiska) twierdzi,że nie ma wskazań okulistycznych do cięcia". No to ja pytam, skoro okuliści się upierają, że mogę mieć kłopoty ze wzrokiem (systematycznie mam gorzej z oczami)no to jakie jest wyjście z sytuacji? Kto zdecyduje że do porodu siłami natury? Ja? Boje się, skoro okulista mnie postraszył.Ordynator wzruszył ramionami i zarządził cięcie. No to co miałam się upierać przy porodzie siłami natury? Nie wiem teraz? Może mogłam się upierać i rodzić a nie "mieć operację" jak >matka< twierdzi. Mieć tę satysfakcję,że urodziłam a nie wyjęli mi? Dobra!Ale myśląc o dziecku trzeba też myśleć żeby miało sprawną matkę. Nie generalizujcie wszystkich. Zwłaszcza,że rodzące siłami natury nie wiedzą,że cc wcale nie jest bezstresowa i bezbolesna. To wiedzą tylko te, które cięcie miały. Być może te, co się na cc decydują też nie wiedzą wszystkiego do końca. Pozdrawiam wszystkie mamy! Oby dzieci było jak najwięcej.
mój okulista powiedział że widział w karierze może 10 takich przypadków jak ja (jest w wieku emerytalnym:)). W pierwszej ciąży dAŁ MI WYBÓR: MOŻE MI DAĆ SKIEROWANIE NA CIĘCIE ALBO URODZĘ. Zdecydowałam się rodzić. urodziłam 5 razy, a po tych porodach stwierdził, że...wzrok mi się polepszył i musiał mi osłabić lekko szkło:) Nie chcę oczywiście wszystkich mierzyć moją miarką, ale wygląda na to, że dużo okulistów dmucha na zimne, a inni jednak by byli zdania że mogłaś rodzić. Dam inny przykład. Gdy mając pierwsze 11miesięczne dziecko zaszłam w ciążę, ginekolog powiedział, że muszę odstawić dziecko od piersi. Odstawiłam opłakując ten fakt. Gdy mając niespełna dwuletnie czwarte dziecko zaszłam w ciążę, jako matka weteranka postanowiłam olać teorię o odstawianiu z powodu ciąży i karmiłam piersią do 5 miesiąca ciąży, kiedy to dziecko samo zrezygnowało z piersi. No i to karmienie nie miało żadnego negatywnego wpływu na ciążę i dziecko w brzuchu. Wychodzi na to że ginekolog odradzał "na wszelki wypadek". Inny jeszcze przykład. Jak poszłam do apteki po krople do nosa bo miałam w ciąży katar, farmaceutka ze zgrozą w oczach odmówiła sprzedania mi nasivinu, bo w ciąży nie można. Dzisiejsze czasy właśnie takie są: odcedzamy komara a wylewamy wielbłąda.
Być może okuliści dmuchają na zimne.Z tym inni, czyli ginekolog stwierdza,że mogłabym rodzić, ale ginekolog nie jest specjalistą od oczu, a okulista wyraźnie powiedział,że wykluczony poród naturalny. Nie miałam takiego wyboru. Wiem, może to kwestia czasów: lekarze boją się,że potem ktoś by ich włóczył po sądach za nie zrobienie cesarki i tak do tego podchodzą. Fakt jest faktem,że ma dwóch takich samych przypadków, więc nic się nie da generalizować Pozdrawiam!
Kobieta ma prawo rodzic jak chce. Nie lekarz powinien tu decydowac, ale kobieta. Powinnismy sie cieszyc, ze ktokolwiek chce byc matka, tyle tu dyskusji o aborcjach i rodzinach 2 plus 1.... Medycyna zrobila postep i czemu nie mamy z niej korzystac wedlug uznania?
to brzmi prawie jak agitacja "pro choice". Mein bauch. Kobieta decyduje. Medycyna daje też nam diagnostykę prenatalną i eksterminację Downów - czemu nie mamy korzystać według uznania? Eutanazja i klonowanie, in vitro i surogatki - wszystko jest dziś do wyboru do koloru, tylko korzystać...według uznania... nazwijcie mnie fanatyczką ale jak mówi św. Paweł - wszystko mi wolno ale nie wszystko przynosi korzyść.
Moze slowa uzyte przeze mnie przywolaly niechciana analogie. Ale przeciez wybor miedzy cesarka a porodem silami naturalnymi nie jest wyborem miedzy zlem a dobrem, jak jest to w przypadku decyzji o aborcji, eutanazji etc. Jest neutralny moralnie! To sytuacja bardziej podobna do decyzji czy mieć wystawne weselisko na 200 osob, czy kameralny slub dla najblizszej rodziny w wiejskim kosciolku, obie sa aceptowalne i prowadza do dobrego rezultatu.
I szanowna pani nie wiesz, jaką krzywdę robi cesarskie cięcie wzrostowi małego niemowlęcia. A kłopoty zdrowotne wyjdą w wieku 10 lat, 15 lat, 20 lat. Tylko żaden lekarz o tym nie powie.
Widzę że w komentarzach wypowiadają się wyłącznie kobiety. Jestem ojcem, właśnie wróciłem z porodu naszego kolejnego dziecka. Dzięki Bogu poród odbył się naturalnie i bez komplikacji.
Zaraz po nas rodziła pewna kobieta, z którą wcześniej zamieniliśmy kilka słów. Owa matka była po "terminie" (piszę w cudzysłowiu, bo liczonym według daty miesiączkowania). Lekarz orzekł konieczność wywołania porodu. Podano jej oksytocynę, przebito pęcherz płodowy i skurcze ustały... W związku z tym, wyjęto jej "awaryjnie" dziecko przez cesarskie cięcie.
Teraz moja refleksja: 1) Termin porodu liczony według daty miesiączkowania jest określa bardzo niedokładnie. Dziecko poczyna się w wyniku zapłodnienia a nie miesiączkowania i tylko obliczenia terminu porodu według daty zapłodnienia są precyzyjne. Kobiety od 100 lat nie są już synchronizowane fazami księżyca na 28 dni - długość cyklu kobiecego bardzo zależy od trybu życia i innych czynników.
2) Nie rozumiem, czemu po kilkudziesięciu latach od ogłoszenia wyników badań dr Rotzera i innych nie określa się daty porodu według daty zapłodnienia, przynajmniej u kobiet które prowadzą obserwacje cyklu. Przecież to podane lekarzom na tacy szczegółowe informacje. Pomijam już fakt, że powszechnie ignorowane są promowane przez Kościół metody obserwacji cyklu. Traktuje się je raczej jako formę chrześcijańskiej antykoncepcji (co ma taki sens jak wegetariańskie mięso), spycha do roli dziwactwa. Metody obserwacji cyklu są świetne w ułatwianiu poczęcia i w określaniu terminu zapłodnienia.
3) Ignorowanie powyższych faktów i dążenie do całkowitego sterowania terminem i tempem porodu przez lekarzy i położne prowadzi do wielu niebezpiecznych dla matek i dzieci sytuacji, prowadzących do chirurgicznego wyjęcia dziecka z macicy. Wiele już słyszałem podobnych - do przytoczonej przeze mnie - historii od różnych małżeństw.
4) Sama nazwa zabiegu "cesarskie cięcie" brzmi jak reklama. Czy może być coś złego w tym, co "cesarskie"? Używane od lat, kształtuje społeczny odbiór tego zabiegu. Taki PR od czasów starożytnego Rzymu. Czy nie brzmi inaczej "chirurgiczne wyjęcie dziecka"? Która z pań zdecydowałaby się na "chirurgiczne wyjęcie dziecka" ze względu na modę?
5) Choć nigdy nie rodziłem i rodzić nie będę, zgadzam się z p. Agatą a także osobą podpisaną jako "matka". Cesarskie cięcie powinno być traktowane podobnie, jak zabieg trateochtomii - dla ratowania życia lub uniknięcia poważnego ryzyka kalectwa dziecka lub matki.
Pozdrawiam wszystkie odważne Mamy, które w dzisiejszych czasach rodzą dzieci!
Czy wg Ciebie te matki które mają medyczne wskazania do cesarki także powinny mieć świadomość, ze dziecko zostało im chirurgicznie wyjęte, a nie, że urodziły - tak?? Strasznie krzywdzące!!! Ja tam uważam, ze urodziłam przez cc. TAK - URODZIŁAM! A nacierpiałam sie przy moich cesarkach podejrzewam, ze więcej niż niejedna babka przy porodzie siłami natury....
Uważam, że nie należy oszukiwać. Jeżeli dziecko zostało wyjęte, to nie nazywać tego porodem. Przecież to nie umniejsza nic matce. Jej "matczyność" mierzy się miłością do dziecka a nie metodą przy pomocy której przyszło na świat.
Właśnie dlatego cesarskie cięcie nie jest zamiennikiem porodu, że często kobieta i dziecko cierpi wcale nie mniej niż przy porodzie.
Proszę zwrócić uwagę na to, co pisał śp. prof. Fijałkowski, pionier powrotu do naturalnych porodów: Środowisko medyczne ma niebezpieczne skrzywienie do traktowania ciąży i porodu podobnie do choroby w efekcie czego stosuje podejście do opanowania tego zjawiska i jak najszybszego zakończenia lub wręcz unikania.
Powyższa teza została sformułowana kilkadziesiąt lat temu. Dzisiaj wiele się zmieniło. Jest wielu wspaniałych lekarzy i położnych, które czerpią z dorobku prof. Fijałkowskiego. Niestety "chorobowe" podejście do ciąży i porodu przeniosło się na społeczeństwo.
No więc zgodnie z takim tokiem rozumowania mamy, które mają cięcie powinny otrzymać "akt chirurgicznego wyjęcia dziecka" a nie akt urodzenia dziecka ;) Bez sensu
A ja jestem po dwóch porodach. Pierwszy zakończony vacuum, drugi indukowany za pomocą podania oksytocyny i przebicia pęcherza. Z pierwszego ledwie obie z córką uszłyśmy z życiem, bo czekano do końca i liczono na naturę, do momentu aż tętno zaczęło spadać i w panice trzeba było wyciągać dziecko. Drugi poród wywoływany 10 dni po ustalonym terminie. Może niepotrzebnie, ale po wcześniejszych przeżyciach bardzo się bałam i chciałam, żeby już nikt nie kazał mi na nic czekać. Poród przebiegał sprawnie i szybko, ale wody płodowe już zielone, a dziecko z dwukrotnie okręconą wokół szyi pępowiną. Nie wiadomo,co by było, gdybyśmy jeszcze czekali na naturę. Cieszę się, że nie miałam cesarskiego cięcia, ale cieszę się też, że ktoś postanowił tę naturę wesprzeć. Dziś jestem szczęśliwą mamą dwójki dzieci. Pozdrawiam wszystkie mamy :) Poza tym myślę, ze nawet jeśli cesarskie cięcie to operacja a nie poród, można uznać, że te kobiety urodziły dzieci. Przecież o tych dzieciach nie mówimy, że wyjęto je na świat, ale że się urodziły.
A tak w ogóle ja reaguję tak emocjonalnie, bo właśnie miałam z tym problem, że musiałam mieć cesarkę i dużo czasu minęło, żebym nauczyła się myslec, że przecież mimo cesarki, jestem pełnowartościową matką i ja też dziecko URODZIŁAM!!! Wiem, że nie tylko ja miałam z tym problem - ale to przecież nie obchodzi ani autorki artykułu, ani wielu tutaj komentujących.... I jeszcze chciałam powiedziec, że nie po to medycyna idzie do przodu żeby z niej nie korzystać w imie natury - i chociaż nie popieram cesarek na życzenie - nie robiłam z tego dramatu....
droga pani, mówić, że cc wykonuje lekarz niekompetentny to jedynie dowodzi pani dziennikarskiej niekompetencji i braku pojęcia o czym pani pisze. skoro wg pani cc wykonuje się z braku kompetencji to w razie takiej potrzeby należaloby miast lekarza wołać do cc kogoś spod budki z piwem - oczywiście o ile będzie dość niekompetentny do operacji
Oddajesz samochód do naprawy. Uszkodzony jest tylko drobny element. Dobry mechanik znajdzie przyczynę i wymieni niedrogi element. Niekompetentny mechanik wymieni moduł za kilka tysięcy złotych i w ten sposób usunie usterkę. Obaj uzyskali ten sam efekt, a koszty niekompetencji poniesie klient.
Podobnie jest w przypadku cesarskiego cięcia, ale też w innych zabiegach: antybiotykoterapii, stosowaniu sterydów, usuwaniu migdałków...
trzeba miec naprawdę duży tupet, by z takim lekceważeniem i nieskrywaną wyższością oceniać inne matki. Zdecydowała się Pani na poród naturalny- ok - pani prawo. Ale nie ma Pani prawa oceniać innych. A juz na pewno warościować, czy poród cesarką to poród czy nie poród - swoja drogą odsyłąm do medycznej definicji terminu "poród". Jakie znaczenie ma, czy poród zakończył sie w pełni naturlanie czy też w sposób wspomagany? Swoją drogą zastosowanie oksytocyny czy też np kleszczy również zaburza "naturalność" porodu. I pytanie na koniec - najważniejsze: czemu miał służyć Pani post? Co dobrego miało z niego wyniknąć? Po owacach ich poznacie. Jaki dobry owoc przyniosła Pani dyskusja? Poza bólem wielu kobiet, którym nie było dane urodzić naturalnie. Prosze pamiętać, że cc dla ogromnej wieszości kobiet oznaczała szansę na ocalenie życia lub zdrowia matki i dziecka.
Azalia pisze że wybór między cesarką a porodem to jak między weselem na 200 osób a kameralnym ślubikiem. Otóż nie. To nie jest neutralny wybór, to właśnie w ogóle nie powinien być WYBÓR. O tym właśnie pisze Agata - że sposób wydania na świat dziecka nie powinien być kwestią WYBORU KOBIETY, ani mody. Że cesarka powinna być tylko w przypadku medycznej konieczności - konieczności, a nie przesadnej ostrożności albo strachu przed porodem, albo chęci zachowania ciasnej waginy (to chyba miał być taki żarcik...:/) Agata pisze o tym, że cesarka to poważna operacja i nie należy pochopnie WYBIERAĆ tego sposobu rodzenia dla ominięcia trudu i bólu porodu naturalnego. Mój post miał wyrazić poparcie dla tez artykułu. Mamy dziś modę, trend, tendencję na cesarki. Szpitalom się opłaca - dostają za nią więcej kasy niż za poród. Tym trybem dojdziemy do czasów, gdy kobieta rodząca naturalnie będzie rzadkością, curiosum, ewenementem. Tak samo dojdzie niedługo do tego, - już właściwie doszło, że ślub kościelny jest coraz większą rzadkością w zalewie konkubinatów albo cywilnych związków. Tu można powiedzieć - po co nam ślub, "papierek", skoro i tak żyjemy jak mąż z żoną. Ślub czy bez ślubu - co za różnica? Dla mnie jest różnica. Tak samo kobiety mówią: po co mi poród, po co się męczyć, jak i tak zamierzam mieć tylko jedno, dwoje dzieci. Przy takiej ilości dzieci cesarka macicy nie zaszkodzi, to mój wybór... Tymczasem wcale nie jest to takie proste łatwe i hop siup. Cesarka ma swoje ryzyko i reperkusje. To fałsz i mit, że uważa się ją za bezpieczniejszą medycznie od normalnego porodu. Przykłady? Koleżanka 2 razy rodziła przez cesarkę, bo miała wielkie ponad 4 kilowe dzieci i za wąski kanał rodny. Jest pedagogiem specjalnym, zna się na deficytach i mówi, że dzieci urodzone przez cesarkę mają gorszą koordynację ruchową. Te atakujące cesarki to część ogólnego trendu cywilizacyjnego, który może mi się nie podobać. Mam prawo wyrazić swe zdanie, może nieco prowokacyjnie. Ale przeciwnicy tradycyjnych wartości nie certolą się z ich ośmieszaniem i dyskredytowaniem. Dla nich Wojewódzki jest ok, a Cejrowski nie do przyjęcia. Ja uznaję talent ich obu, ale z poglądami bliżej mi do Cejrowskiego, zdecydowanie. Jakie są owoce panoszących się cesarek? Czy takie rodzenie na życzenie po cesarsku sprzyja większej dzietności? Jeśli kobieta już na starcie boi się poświęcenia, cierpienia, jak potem zniesie trudy macierzyństwa, małżeństwa? Od męża ucieknie w rozwód, od dziecka w pracę zawodową... Niestety, nie jest to nieszkodliwe i neutralne moralnie - tak uważam. Kobieta ma prawo się nie męczyć?? Dobra, jasne...Potem mamy piłkarzy, którzy wynajmują do ciąży i porodu surogatki, by ich własna kochanka się nie męczyła, nie popsuła sobie waginy i figury...
Za niedopuszczalne uważam jednak ocenianie - zbiorcze - kobiet po cesarce. Początek twojego postu: "Ta która rodziła przez cesarkę??? Ta która rodziła przez cesarkę n i e r o d z i ł a. Ona miała cesarkę, dziecko wyjęto jej z brzucha w znieczuleniu. Nie rodziła. Jak mówi Biblia "nie zaznała bólów rodzenia". Po co to? co to ma wspólnego z artykułem? NIe mówimy o liposukcji czy powiekszeniu biustu. Mówimy o porodzie dziecka, który trzeba zakończyć bezpiecznei i dla matki i dla dziecka. I to powinno być nasza podstawową troską. Z twojego postu wiele oso wyczytało jednak wywyższanie sie z racji porodu naturalnego. Wręcz piszesz, że wiele kobiet z mniejszą wadą wzroku "załatwia" sobie skierowania, z góry wartościujesz je wręcz jako histeryczki czy oszóstki. Czy masz takei prawo? Czy zdajesz sobie sprawę jak twoje posty odebrały kobiety, które poród przypłaciły niemal życiem? Te które błagały lekarza o cesarke by oszczędzić malucha rodzącego sie przedwcześniej? Mój bratanek urodził się naturalnie. Lekarz nie uwzglenił błagań matki o cesarkę, bo spisał dziecko na straty. Też miał podejście "naturalistyczne".
Powtarzam, sama popieram wszystkei argumenty merytoryczne za ograniczeniem cesarek, ale bardzo nie podoba mi się twoja wypowiedź potwornie raniaca wiele kobiet. Warto czasami pomyśleć jak ktoś może odebrać twoją wypowiedź.
A tak na marginesie. Nie miałaś cesarki, więc też niewiele wiesz o jej "bezbolesności".
Taaak te co miały cesarkę rozwodzą się z mężami, a te co rodziły same, nie.
Jeżeli ktoś decyduje się na cesarkę bo chce uniknąć bólu, musi mieć coś nie tak z głową. Przepraszam, ale ja bardzo pamiętam swoją rozpacz po pierwszym PORODZIE, że nie jestem w stanie zająć się moim dzieckiem. I ten ból, który towarzyszył mi później.
Z moich obserwacji wynika, że na cesarkę decydują się kobiety, które poprostu lubią mieć wszystko po kontrolą. Moje kuzynki decydowały się na cesarkę "na życzenie", bo nie chciały "ryzykować życia swoich dzieci". I ja to rozumiem.
Córkę rodziłam nie w Polsce , zdecydowałam się spróbować urodzić sama, tylko dlatego, że wiedziałam, że nikt nie będzie niepotrzebnie ryzykował życiem mojego dziecka. Po pierwszym porodzie w Polsce nie miałam takiego poczucia. Łatwiej załatwić sobie cesarkę na życzenie niż liczyć na to, że w razie czego ta operacja zostanie wykonana (bo szpitale mają przecież limity). W przypadku mojego syna, wskazaniem nie było tentno dziecka w okolicy 70, wielkość dziecka powyżej 4 kg i dwa tygodnie po terminie. Ordynator uważał, że ja też z tych "wygodnych".
a teraz co do meritum artykułu - który nie jest oceną kobiet, a raczej środowiska medycznego. Przypomnę znaczący fakt: jeszcze żadna kobieta nie zrobiła sobie cesarki sama. Zawsze decyduje o niej lekarz i to on ponosi odpowiedzialność, za merytoryczny aspekt decyzji. Problem jest jednak głębszy. Jestem całym sercem za naturalnymi porodami, ale nie dziwię się, ze tyle kobiet boi się rodzić naturalnie. I najczęściej nie jest to strach przed bólem, ale strach o dziecko. zwłaszcza gdy przychodzi rodzić w jedynym dostępnym szpitalu o którym wiemy, że nie dysponuje ani fachowcami ani sprzętem. Zwłaszcza gdy napatrzyło sie na pokomlikowane porody sióstr, koleżanek czy sąsiadek.... czy naprawdę to wina matki, że chce dla swojego dziecka jak najlepiej? Może wiec należy znów zacząć od początku - czyli właściwego prowadzenia ciązy - bez straszenia kobiet, ale też bez lekceważenia problemów. Z właśiwą diagnostyką i wzmożona opieką gdy pojawiają sie problemy. Z traktowaniem matki z szacunkiem i uwagą. I ostatnie, ale nie najmnjiej istotne - nasi lekarze ginekolodzy są często niedouczeni. Tak nie boję się tego powiedziec głośno. Lekceważą głośne sygnały alarmowe, nie potrafia prawidłowo zinterpretować wyników badań, albo ignorują informacje podawane przez kobiety - poczynajac od terminu zapłodnienia (w cyklach ciazowych moje jajeczkowania przypadały na 20 i 22 dzień cyklu, co było oczywiście ignorowane przez lekarza i w pierwszych tygodniach słyszałam informacje o źle rozwijajacycm się zarodku.
Jakie jest rozwiazanie? nie wiem, ale jestem pewna, że nie chciałabym, by moją ciażę i poród prowadził lekarz zajmujacy się np eliminowaniem potencjalnie chorych dzieci. Nie wierzę, że bedzie mu zależało na moim dziecku. Skoro mógł zabić dziecko Kowalskiej....
A jednak będę się upierac (choc fakt - cały spór bez sensu...), ze kobiet która miała cesarkę też RODZIŁA - tylko przez cięcie cesarskie, a nie naturalnie, ale RODZIŁA. Zresztą niech sobie każdy myśli co chce - ja dwoje dzieci urodziłam, a że dla niektórych mi je wyjeli - to już tylko problem tych co w taki chory sposób interpretują.
Lamia, spokojnie. Definicja porodu to szereg procesów zmierzajćych do wydobycia dziecka z matki. Mamy podział na poród naturalny i zabiegowy. Ten ostatni też ma wiele odcieni. mogą to być kleszcze, moze być cesarka. Zresztą poród trwa czasem kilka dni. To może należy sprawdzać rozwarcie? albo ilość skurczów? Absurd jakiś.
Kiedyś cesarka był bardzo ryzykowna. Lekarze stosowali kleszcze, także tzw wysokie kleszcze. Upraszczając też wyciagali dziecko z matki (ratując jej przy okazji życie). Wg matki to tez nie poród. Nie ma o co kopi kruszyć. Szkoda tylko, ze przy okazji wąznego problemu wywołuje się konflikt miedzy kobietami zamiast poszukac rozwiązania. Bo te nadmierne cesarki szkodzą kobietom. Ale jak pisałam wyżej to problem lekarzy a nie nastawienia kobiet.
Ja z jednej strony rozumiem że wiele osób poczuło się niefajnie po moim poście ale niestety taki już mam prowokatorski temperament, przepraszam te osoby. Już tu wspominałam Cejrowskiego, on też wiele osób obraża oburza bulwersuje itp. a jednak jestem jego fanką. On też jest takim prowokatorem "dla idei", tylko nie mówcie że się znów wywyższam bo się przyrównuję do sławnego człowieka...;) Nie chodzi o wywyższenie mnie jako matki bo rodziłam, lamia urodziłaś swoje dzieci to oczywiste. Zdanie "ta co rodziła przez cesarkę nie rodziła" jest ostre ale to takie zdanko specjalnie obliczone na wstrząs. Bo będę się upierać przy faktach, że kobieta po cesarkach nie zna bólów porodu - zna bóle pocesarkowe, ok. ale nie zna bólów porodowych, skurczów partych. A tego się nie da opisać, przyrównać z niczym - wytłumacz komuś kto nigdy nie jadł lodów, jak smakują. Tak samo czytaj ile wlezie o porodach, o skurczach, ale przez to trzeba przejść by być w temacie. Ale to nie znaczy że matki cesarkowe są jako matki gorsze, złe, itp!!!! Ale też to nie znaczy, że wszystko jedno i pikuś czy cesarka czy poród. I taka była teza artykułu. Cesarka z wyboru... Dzisiejszy świat lansuje taki pluralizm, wolność wyboru itp. Obowiązuje niepisana zasada: nie mów że coś jest lepsze czy gorsze, dobre lub złe, bo ktoś będzie urażony...Na zachodzie Kościół już w ogóle nie mówi o grzechu, konfesjonały się z kościołów wynosi, i tak pomału kościół katolicki przestaje być katolicki, staje się jakąś usługodajnią obrzędów parareligijnych. Rady parafialne w Niemczech nie chcą zakładania u niech wspólnot neokatechumenalnych, bo te wspólnoty nauczają o grzechu, a tam od 30 lat nie wolno wspominać o grzechu. Bo jak powiesz, że para niesakramentalna żyje w grzechu, to się obrażą, urażą, poczują gorsi i odrzuceni...ja im współczuję, rozumiem, mogą mieć rację, że żyją w miłości, mają rodziny...ale jak anulujemy grzech i ogłosimy "wszystkojednizm", to jest jednak śmierć religii. Więc niech będzie, że ja w imię religii (uh fanatyczka) nie poprę "wszystkojednizmu".
Dziewczyno opamiętaj się. I może już zamilcz, bo każdym kolejnym postem tylko się pogrążasz. Jaki Cejrowski - daruj, ale tyle w tobie z Cejrowskiego co katolika w Palikocie. I jesli już chcesz się do kogos przyrównywać, to własnie takiego Palikota w tobie widze, dla którego prowokacja jest szansą na medialne zaistnienie - choćby po trupach.
A już przyrównywanie cesarki - choćby na życzenie - do problemu wiary czy grzeszności jest totalną pomyłką.
Mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Zwłaszcza jak się ma naprawdę niewiele do powiedzenia.
W ogóle jak tak patrzę na te powyższe oceny i posty, to wyobrażam sobie, że niejaki Jezus Chrystus napisał post: "Biada wam faryzeusze i uczeni w piśmie, obłudnicy, jesteście jak groby pobielane wewnątrz pełne zdzierstwa i obrzydliwości." Na to odpisuje jakiś faryzeusz: "Jestem uczonym w piśmie, nauczycielu tymi słowami nam też ubliżasz, a ja przecież daję dziesięcinę ze wszystkiego co posiadam i nie jestem jak ten celnik." Dziesięciu innych faryzeuszów i uczonych w piśmie klika Jezusowi minusa i Jego post ma ocenę -10, a potem już z automatu jak widzą nick "Jezus" to klikają minusa. Tutaj wszystkie matki które rodziły przez cesarkę poczuły się wywołane do tablicy i strzelają zbiorczo we własnej obronie, ale przecież Agata nie pisała o matkach, które miały cesarki ze wskazań medycznych, tylko o cesarkach de facto na życzenie.
Ciekawe kto mi tak wytrwale strzela te minusy, zaczynam się czuć jakbym była na stronie Gazety Wyborczej a nie Gościa Niedzielnego. Jeśli taka kobieta jak ja ma tu być wyobcowana i czuć się czarną owcą, to gdzie będę u siebie? U amiszów? U mormonów? Myślałam że będzie więcej głosów za artykułem, a tu się zrobiła krucjata procesarkowa.
a jeszcze nie rodziłam i nawet nie jestem w ciąży a już wiem , że jak będę i trzeba będzie rodzić to będę mieć cesarskie cięcie - mam w głebokich rejonach mózgu malformację tętniczo- żylną / lub / naczyniaka żylnego ( nie wiadomo do końca co to za twór ) - i lekarze mówią , że tego nie mogę , tamtego nie mogę i że rodzić naturalnie też nie mogę jakby co . Jestem tym załamana , gdyż zawsze marzyłam , że urodzę dziecko tak jak to natura dała . Dodam , że mam wykształcenie medyczne i widziałam nie raz poród przez cięcie cesarskie - i zawsze mówiłam , że nigdy nie dam sobie "rozewrać brzucha " :) - ale życie pisze inne scenariiusze czasem , niż te które sobie zaplanujemy , ... więc nie osądzajcie proszę kobiet , które RODZĄ -, podkreślam RODZĄ ,bo to jest poród, -przez cc ... z takiego czy innego powodu tylko im znanego i lekarzom .
Cesarki atakują? A co to kogo obchodzi jak ja urodzę? To jest moje ciało a nie wasze i ja będę ponosić póżniej konsekwencje. Poród naturalny ma wiele negatywnych konsekwencji dla zdrowia kobiety jak i nie rzadko dla dziecka. Zacznijcie szanować wybór innych. Wy chcecie naturalnie za wszelką cene? Ok... Znajoma została zmuszona do porodu naturalnego - teraz jest okaleczona do końca życia i wątpliwe czy jej życie wróci do normy...Są kobiety, które naturalnie rodzić nie będą, jest to ich wybór i koniec.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji,
w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu.
Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11.
Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w
Polityce prywatności.
Czy bóle rodzenia są straszne? Tak. Czy można się ich bać? Tak. Czy ja rodziłam? Tak, pięć razy. Czy mogłam mieć cesarki? Tak, z łatwością. Kobiety o mniejszej wadzie wzroku niż moja załatwiają sobie wskazanie do cesarki od okulisty.
Dlaczego nie chciałam cesarek? Bo chciałam mieć dużo dzieci i je URODZIĆ, tak jak pisze Agata, odczuwałam cesarkę jako coś nienaturalnego, gwałt na naturze, ingerencję zbędną i zbyt wielką w odwieczną fizjologię ciąży i porodu. Nie uniknęłam niestety wzbudzania porodu, oksytocyny i innych "atrakcji" ale gdybym miała jeszcze rodzić, odmówię już wszystkiego:)Chciałam też karmić piersią i karmiłam. Po prostu uważałam, że do tego stworzone jest ciało kobiety, by dać życie dziecku, wydać je na świat, podtrzymać jego życie własnym mlekiem. Nazwijcie mnie jakąś naturalistką:)
Coś w tym jest, że cesarka na życzenie to macierzyństwo w wersji light. Coś w tym jest, że bóle porodu są jak "chrzest bojowy", jak inicjacja. Są ekstremalne, ale tak już jest, że jak człowiek przejdzie coś ekstremalnego, zyskuje "nimb kombatanta";)
Coś w tym jest, że kiedyś kult matki, szacunek do kobiety-matki brał się z tego, że ona zaznawała bólów rodzenia, trudów karmienia i wychowywania. Dziś kobieta w Europie chce urodzić tak żeby nie rodzić (cesarka), wykarmić tak żeby nie karmić (sztuczne mleko), wychować tak żeby nie chować (niańki, żłobki). Być w ciąży tak żeby nie mieć rozstępów i mieć po porodach figurę nastolatki. Macierzyństwo bezśladowe, bezinwazyjne, bezstresowe, bezbolesne...żadne. Cesarka na życzenie to jeden z przejawów trendu do wygody i niezmęczenia się w życiu. A ten trend pociąga za sobą statystykę: epidemia jedynactwa, bezdzietności małżeństw/związków i singielstwa potencjalnych rodziców. Dziecko możliwie bezwysiłkowo...najwyżej jedno...a może najlepiej wcale.
Czy kobieta, której dziecko przyszło na świat przez cesarkę ze wskazań medycznych, jest gorszą matką? nie. Czy kobieta która miała cesarkę na życzenie, a jest kochającą matką, jest gorszą matką? nie. Czy kobieta, która miała cesarkę na życzenie, rodziła? nie. Nie da się zdać matury i nie pisać matury (ja pisałam starą, teraz to nie wiem...) Czy dziewica, zakonnica wie co to seks? Nie. Seks się uprawiało albo nie, tertium non datur. Czy kobieta po cesarce na życzenie, na termin wie co to poród? nie. Rodziło się albo nie. Rodziło się albo się miało operację.
NIE POPIERAM cesarki na życzenie. Ale jak czytam taki kategoryczny sąd, że te które miały cesarkę nie rodziły dziecka i są matkami w wersji light - to mnie po prostu takie słowa obrażają. Stuknij się w swoją głowe matki-polki i zastanów się czy swoim wrzucaniem wszystkich do jednego worka aby kogoś nie krzywdzisz. Poza tym - tak, cesarka to operacja - miałaś kiedyś jakąs operacje? wiesz co to znaczy bół pooperacyjny? popunkcyjne bóle głowy? bóle nienaturalnie po podawanej w duzych dawkach oksytocynie obkurczającej sie macicy (moja po cesarkach kurczyła się wyjątkowo opornie), wiesz co znaczą problemy z gojeniem się rany? jej rozejscie, zakażenie? (tego akurat nie miałam) wiesz co znaczą problemy z karmieniem po cesarkach? cierpienie kiedy musisz leżec po ukłuciu kręgosłupa i nie możesz w pełni od razu zając się maleństwem, podczas gdy koleżanki z sali - owszem, pomęczyły się parenaście godzin i szybko wróciły do normy - tak wygląda Twoja cholerna wersja light! Chcę jeszcze piodkreślic, że cesarki nie przeszkodziły mi karmić naturalnie - miałam z tym duże problemy, walczyłam STRASZNIE, ale w życie nie skrytukuję matki, która się w tej walce poddaje - miłość macierzyńska płynie z serca a nie z piersi. I wiesz co? - tak, balsamowałam sie w ciąży żeby nie miec rozstepów, a po ciąży ćwiczylam i dbałam o diete żeby wrócic do poprzedniej figury - to coś złego?? Można być matką polką - bezzebną, otyłą i zaniedbaną, a można też być świetną matką (wcale nie jedynaka!!!) i jednocześnie atrakcyjną kobietą - wierz mi, ze można. A tak poza tym to że ty wolałaś w imie natury zaryzykować utratę wzroku - to jeszcze nie znaczy, że wszyscy tak mają robić. I na koniec jeszcze zastanawiam się (nie znam statystyk) jak wyglądała przeżywalność noworodków przed erą cesarek, a jak wygląda teraz?? No, ale skoro lepiej tak wszystko naturalnie to może zlikwidujmy porodówki, oddziały noworodkowe, położnicze i wywalmy ikubatory na śmietnik - przetrwają najsilniejsi i natura zwycieży!
Ale to jest logika typu: ja nie chodzę do kościoła a jestem lepszym człowiekiem od sąsiadki dewotki, ergo po co latać do kościoła, chodzenie do kościoła jest złe i bez sensu. Otóż nie. Chodzenie jest lepsze niż niechodzenie, a rodzenie niż nierodzenie - takie mam zdanie.
To że cesarkówki nie rodziły jest faktem. Jeśli Jezus umarł na krzyżu, to nie umarł w łóżku. Jeśli ktoś jest Murzynem, to nie jest biały, nawet Michael Jackson. Jeśli matka miała cesarkę wyznaczoną w dniu x o godzinie y, i operacja odbyła się planowo - matka nie rodziła. Zgodzę się, że operacja nie musi być light, że ma reperkusje, o tym przecież właśnie pisze Agata. Ja tylko nazywam rodzenie rodzeniem, a cesarkę operacją - chyba zgodnie z prawdą? Rodzenie to znoszenie skurczów a potem wypieranie dziecka własnymi siłami. To chyba dość łopatologiczne definicja ale jednak prawdziwa. Cesarka jest operacją, której dokonuje lekarz. - czy to rozróżnienie to przejaw fanatyzmu? To tylko nazywanie faktów. Nie chodzi o licytowanie się, kto bardziej cierpi, choć istnieje opinia że bóle porodowe to jedne z najsilniejszych jakie może odczuć człowiek.
Jeśli przy pierwszym dziecku miałaś bóle porodowe - ok, rodziłaś;) Moja koleżanka rodziła do partych, wody zrobiły się zielone, machnęli cesarkę. Ona rodziła mimo że dziecko nie przeszło przez kanał. Ale dajmy temu spokój...
Agacie chodzi o pewien trend. Teraz wszyscy bronią cesarek na życzenie, małodzietnych rodzin, sprawdzania się przed ślubem i tym podobnych wątpliwych jakości cywilizacyjnych goręcej niż muzułmanie Mahometa.
Pomyśl lamia, z tą rzekomo grożącą stratą wzroku - bardzo podobne argumenty można by wytoczyć w obronie aborcji. Przypomnij sobie panią Tysiąc. A pikiety na rzecz aborcji wciąż epatują biednymi kobietami ofiarami pokątnych aborcji. To jest nie najlepsza logika.
p.s. mam wszystkie zęby a nadwagi tylko trochę...;)))
A teraz odpowiedzcie sobie sami, komu zależy na tym , by nie było dzieci…
Ja jestem po trzech cieciach. A dlaczego? Z powodów okulistycznych. Poszłam do okulisty, normalnie bez załatwiania: początki zmian jaskrowych, retinopatia siatkówkowa, wskazanie cc. Ile płakałam to moje, że nie będę rodzić "normalnie". Dość już mnie życzliwi zgnoili,że nie będę pełnowartościową matką skoro nie rodziłam. Po terminie skierowanie do szpitala na planowe cięcie i tekst lekarzy, że z takiego powodu się nie robi cc. No to jak: idę do specjalisty od oczu, który twierdzi,że nie mogę rodzić normalnie i potem ginekolog to kwestionuje, no to do cholery kto ma rację?Zwłaszcza,że ginekolog za przeproszeniem się tym nie zajmuje, a żaden okulista u nas dostępny mi nie chciał wypisać do porodu siłami natury.
Koniec końców miałam cięcie, ale ciężko to przeszłam-cięcie, pobyt w szpitalu, właśnie takie traktowanie - "jak sobie załatwiła to niech cierpi". A co załatwiłam?
Potem bałam się w ogóle zajść w ciążę. Przy kolejnej byłam kłębkiem nerwów. Tym razem poszłam do innego okulisty, dr nauk med. To samo-"wykluczone,żeby pani rodziła siłami natury". A w szpitalu-pan ordynator też mnie znowu potraktował jakbym pozałatwiała, bo "Wie Pani, światowej sławy Pani prof...(jakaśtam nie pamiętam nazwiska) twierdzi,że nie ma wskazań okulistycznych do cięcia". No to ja pytam, skoro okuliści się upierają, że mogę mieć kłopoty ze wzrokiem (systematycznie mam gorzej z oczami)no to jakie jest wyjście z sytuacji? Kto zdecyduje że do porodu siłami natury? Ja? Boje się, skoro okulista mnie postraszył.Ordynator wzruszył ramionami i zarządził cięcie.
No to co miałam się upierać przy porodzie siłami natury? Nie wiem teraz? Może mogłam się upierać i rodzić a nie "mieć operację" jak >matka< twierdzi. Mieć tę satysfakcję,że urodziłam a nie wyjęli mi?
Dobra!Ale myśląc o dziecku trzeba też myśleć żeby miało sprawną matkę.
Nie generalizujcie wszystkich. Zwłaszcza,że rodzące siłami natury nie wiedzą,że cc wcale nie jest bezstresowa i bezbolesna. To wiedzą tylko te, które cięcie miały. Być może te, co się na cc decydują też nie wiedzą wszystkiego do końca.
Pozdrawiam wszystkie mamy! Oby dzieci było jak najwięcej.
Dam inny przykład. Gdy mając pierwsze 11miesięczne dziecko zaszłam w ciążę, ginekolog powiedział, że muszę odstawić dziecko od piersi. Odstawiłam opłakując ten fakt. Gdy mając niespełna dwuletnie czwarte dziecko zaszłam w ciążę, jako matka weteranka postanowiłam olać teorię o odstawianiu z powodu ciąży i karmiłam piersią do 5 miesiąca ciąży, kiedy to dziecko samo zrezygnowało z piersi. No i to karmienie nie miało żadnego negatywnego wpływu na ciążę i dziecko w brzuchu. Wychodzi na to że ginekolog odradzał "na wszelki wypadek".
Inny jeszcze przykład. Jak poszłam do apteki po krople do nosa bo miałam w ciąży katar, farmaceutka ze zgrozą w oczach odmówiła sprzedania mi nasivinu, bo w ciąży nie można.
Dzisiejsze czasy właśnie takie są: odcedzamy komara a wylewamy wielbłąda.
Wiem, może to kwestia czasów: lekarze boją się,że potem ktoś by ich włóczył po sądach za nie zrobienie cesarki i tak do tego podchodzą.
Fakt jest faktem,że ma dwóch takich samych przypadków, więc nic się nie da generalizować
Pozdrawiam!
A czasy są jakie są...
A kłopoty zdrowotne wyjdą w wieku 10 lat, 15 lat, 20 lat. Tylko żaden lekarz o tym nie powie.
Zaraz po nas rodziła pewna kobieta, z którą wcześniej zamieniliśmy kilka słów.
Owa matka była po "terminie" (piszę w cudzysłowiu, bo liczonym według daty miesiączkowania). Lekarz orzekł konieczność wywołania porodu. Podano jej oksytocynę, przebito pęcherz płodowy i skurcze ustały... W związku z tym, wyjęto jej "awaryjnie" dziecko przez cesarskie cięcie.
Teraz moja refleksja:
1) Termin porodu liczony według daty miesiączkowania jest określa bardzo niedokładnie. Dziecko poczyna się w wyniku zapłodnienia a nie miesiączkowania i tylko obliczenia terminu porodu według daty zapłodnienia są precyzyjne.
Kobiety od 100 lat nie są już synchronizowane fazami księżyca na 28 dni - długość cyklu kobiecego bardzo zależy od trybu życia i innych czynników.
2) Nie rozumiem, czemu po kilkudziesięciu latach od ogłoszenia wyników badań dr Rotzera i innych nie określa się daty porodu według daty zapłodnienia, przynajmniej u kobiet które prowadzą obserwacje cyklu. Przecież to podane lekarzom na tacy szczegółowe informacje.
Pomijam już fakt, że powszechnie ignorowane są promowane przez Kościół metody obserwacji cyklu. Traktuje się je raczej jako formę chrześcijańskiej antykoncepcji (co ma taki sens jak wegetariańskie mięso), spycha do roli dziwactwa.
Metody obserwacji cyklu są świetne w ułatwianiu poczęcia i w określaniu terminu zapłodnienia.
3) Ignorowanie powyższych faktów i dążenie do całkowitego sterowania terminem i tempem porodu przez lekarzy i położne prowadzi do wielu niebezpiecznych dla matek i dzieci sytuacji, prowadzących do chirurgicznego wyjęcia dziecka z macicy. Wiele już słyszałem podobnych - do przytoczonej przeze mnie - historii od różnych małżeństw.
4) Sama nazwa zabiegu "cesarskie cięcie" brzmi jak reklama. Czy może być coś złego w tym, co "cesarskie"? Używane od lat, kształtuje społeczny odbiór tego zabiegu. Taki PR od czasów starożytnego Rzymu.
Czy nie brzmi inaczej "chirurgiczne wyjęcie dziecka"? Która z pań zdecydowałaby się na "chirurgiczne wyjęcie dziecka" ze względu na modę?
5) Choć nigdy nie rodziłem i rodzić nie będę, zgadzam się z p. Agatą a także osobą podpisaną jako "matka".
Cesarskie cięcie powinno być traktowane podobnie, jak zabieg trateochtomii - dla ratowania życia lub uniknięcia poważnego ryzyka kalectwa dziecka lub matki.
Pozdrawiam wszystkie odważne Mamy, które w dzisiejszych czasach rodzą dzieci!
Jeżeli dziecko zostało wyjęte, to nie nazywać tego porodem. Przecież to nie umniejsza nic matce. Jej "matczyność" mierzy się miłością do dziecka a nie metodą przy pomocy której przyszło na świat.
Właśnie dlatego cesarskie cięcie nie jest zamiennikiem porodu, że często kobieta i dziecko cierpi wcale nie mniej niż przy porodzie.
Proszę zwrócić uwagę na to, co pisał śp. prof. Fijałkowski, pionier powrotu do naturalnych porodów:
Środowisko medyczne ma niebezpieczne skrzywienie do traktowania ciąży i porodu podobnie do choroby w efekcie czego stosuje podejście do opanowania tego zjawiska i jak najszybszego zakończenia lub wręcz unikania.
Powyższa teza została sformułowana kilkadziesiąt lat temu. Dzisiaj wiele się zmieniło. Jest wielu wspaniałych lekarzy i położnych, które czerpią z dorobku prof. Fijałkowskiego.
Niestety "chorobowe" podejście do ciąży i porodu przeniosło się na społeczeństwo.
Bez sensu
Poza tym myślę, ze nawet jeśli cesarskie cięcie to operacja a nie poród, można uznać, że te kobiety urodziły dzieci. Przecież o tych dzieciach nie mówimy, że wyjęto je na świat, ale że się urodziły.
I jeszcze chciałam powiedziec, że nie po to medycyna idzie do przodu żeby z niej nie korzystać w imie natury - i chociaż nie popieram cesarek na życzenie - nie robiłam z tego dramatu....
Oddajesz samochód do naprawy. Uszkodzony jest tylko drobny element.
Dobry mechanik znajdzie przyczynę i wymieni niedrogi element.
Niekompetentny mechanik wymieni moduł za kilka tysięcy złotych i w ten sposób usunie usterkę.
Obaj uzyskali ten sam efekt, a koszty niekompetencji poniesie klient.
Podobnie jest w przypadku cesarskiego cięcia, ale też w innych zabiegach: antybiotykoterapii, stosowaniu sterydów, usuwaniu migdałków...
trzeba miec naprawdę duży tupet, by z takim lekceważeniem i nieskrywaną wyższością oceniać inne matki. Zdecydowała się Pani na poród naturalny- ok - pani prawo. Ale nie ma Pani prawa oceniać innych. A juz na pewno warościować, czy poród cesarką to poród czy nie poród - swoja drogą odsyłąm do medycznej definicji terminu "poród". Jakie znaczenie ma, czy poród zakończył sie w pełni naturlanie czy też w sposób wspomagany? Swoją drogą zastosowanie oksytocyny czy też np kleszczy również zaburza "naturalność" porodu. I pytanie na koniec - najważniejsze: czemu miał służyć Pani post? Co dobrego miało z niego wyniknąć?
Po owacach ich poznacie. Jaki dobry owoc przyniosła Pani dyskusja? Poza bólem wielu kobiet, którym nie było dane urodzić naturalnie. Prosze pamiętać, że cc dla ogromnej wieszości kobiet oznaczała szansę na ocalenie życia lub zdrowia matki i dziecka.
Agata pisze o tym, że cesarka to poważna operacja i nie należy pochopnie WYBIERAĆ tego sposobu rodzenia dla ominięcia trudu i bólu porodu naturalnego.
Mój post miał wyrazić poparcie dla tez artykułu. Mamy dziś modę, trend, tendencję na cesarki. Szpitalom się opłaca - dostają za nią więcej kasy niż za poród. Tym trybem dojdziemy do czasów, gdy kobieta rodząca naturalnie będzie rzadkością, curiosum, ewenementem.
Tak samo dojdzie niedługo do tego, - już właściwie doszło, że ślub kościelny jest coraz większą rzadkością w zalewie konkubinatów albo cywilnych związków. Tu można powiedzieć - po co nam ślub, "papierek", skoro i tak żyjemy jak mąż z żoną. Ślub czy bez ślubu - co za różnica? Dla mnie jest różnica.
Tak samo kobiety mówią: po co mi poród, po co się męczyć, jak i tak zamierzam mieć tylko jedno, dwoje dzieci. Przy takiej ilości dzieci cesarka macicy nie zaszkodzi, to mój wybór...
Tymczasem wcale nie jest to takie proste łatwe i hop siup. Cesarka ma swoje ryzyko i reperkusje. To fałsz i mit, że uważa się ją za bezpieczniejszą medycznie od normalnego porodu. Przykłady? Koleżanka 2 razy rodziła przez cesarkę, bo miała wielkie ponad 4 kilowe dzieci i za wąski kanał rodny. Jest pedagogiem specjalnym, zna się na deficytach i mówi, że dzieci urodzone przez cesarkę mają gorszą koordynację ruchową.
Te atakujące cesarki to część ogólnego trendu cywilizacyjnego, który może mi się nie podobać. Mam prawo wyrazić swe zdanie, może nieco prowokacyjnie. Ale przeciwnicy tradycyjnych wartości nie certolą się z ich ośmieszaniem i dyskredytowaniem. Dla nich Wojewódzki jest ok, a Cejrowski nie do przyjęcia. Ja uznaję talent ich obu, ale z poglądami bliżej mi do Cejrowskiego, zdecydowanie.
Jakie są owoce panoszących się cesarek? Czy takie rodzenie na życzenie po cesarsku sprzyja większej dzietności? Jeśli kobieta już na starcie boi się poświęcenia, cierpienia, jak potem zniesie trudy macierzyństwa, małżeństwa? Od męża ucieknie w rozwód, od dziecka w pracę zawodową... Niestety, nie jest to nieszkodliwe i neutralne moralnie - tak uważam.
Kobieta ma prawo się nie męczyć?? Dobra, jasne...Potem mamy piłkarzy, którzy wynajmują do ciąży i porodu surogatki, by ich własna kochanka się nie męczyła, nie popsuła sobie waginy i figury...
Za niedopuszczalne uważam jednak ocenianie - zbiorcze - kobiet po cesarce.
Początek twojego postu:
"Ta która rodziła przez cesarkę??? Ta która rodziła przez cesarkę n i e r o d z i ł a. Ona miała cesarkę, dziecko wyjęto jej z brzucha w znieczuleniu. Nie rodziła. Jak mówi Biblia "nie zaznała bólów rodzenia".
Po co to? co to ma wspólnego z artykułem? NIe mówimy o liposukcji czy powiekszeniu biustu. Mówimy o porodzie dziecka, który trzeba zakończyć bezpiecznei i dla matki i dla dziecka. I to powinno być nasza podstawową troską. Z twojego postu wiele oso wyczytało jednak wywyższanie sie z racji porodu naturalnego. Wręcz piszesz, że wiele kobiet z mniejszą wadą wzroku "załatwia" sobie skierowania, z góry wartościujesz je wręcz jako histeryczki czy oszóstki. Czy masz takei prawo?
Czy zdajesz sobie sprawę jak twoje posty odebrały kobiety, które poród przypłaciły niemal życiem? Te które błagały lekarza o cesarke by oszczędzić malucha rodzącego sie przedwcześniej? Mój bratanek urodził się naturalnie. Lekarz nie uwzglenił błagań matki o cesarkę, bo spisał dziecko na straty. Też miał podejście "naturalistyczne".
Powtarzam, sama popieram wszystkei argumenty merytoryczne za ograniczeniem cesarek, ale bardzo nie podoba mi się twoja wypowiedź potwornie raniaca wiele kobiet. Warto czasami pomyśleć jak ktoś może odebrać twoją wypowiedź.
A tak na marginesie. Nie miałaś cesarki, więc też niewiele wiesz o jej "bezbolesności".
Jeżeli ktoś decyduje się na cesarkę bo chce uniknąć bólu, musi mieć coś nie tak z głową. Przepraszam, ale ja bardzo pamiętam swoją rozpacz po pierwszym PORODZIE, że nie jestem w stanie zająć się moim dzieckiem. I ten ból, który towarzyszył mi później.
Z moich obserwacji wynika, że na cesarkę decydują się kobiety, które poprostu lubią mieć wszystko po kontrolą. Moje kuzynki decydowały się na cesarkę "na życzenie", bo nie chciały "ryzykować życia swoich dzieci". I ja to rozumiem.
Córkę rodziłam nie w Polsce , zdecydowałam się spróbować urodzić sama, tylko dlatego, że wiedziałam, że nikt nie będzie niepotrzebnie ryzykował życiem mojego dziecka.
Po pierwszym porodzie w Polsce nie miałam takiego poczucia. Łatwiej załatwić sobie cesarkę na życzenie niż liczyć na to, że w razie czego ta operacja zostanie wykonana (bo szpitale mają przecież limity).
W przypadku mojego syna, wskazaniem nie było tentno dziecka w okolicy 70, wielkość dziecka powyżej 4 kg i dwa tygodnie po terminie. Ordynator uważał, że ja też z tych "wygodnych".
Problem jest jednak głębszy. Jestem całym sercem za naturalnymi porodami, ale nie dziwię się, ze tyle kobiet boi się rodzić naturalnie. I najczęściej nie jest to strach przed bólem, ale strach o dziecko. zwłaszcza gdy przychodzi rodzić w jedynym dostępnym szpitalu o którym wiemy, że nie dysponuje ani fachowcami ani sprzętem. Zwłaszcza gdy napatrzyło sie na pokomlikowane porody sióstr, koleżanek czy sąsiadek.... czy naprawdę to wina matki, że chce dla swojego dziecka jak najlepiej?
Może wiec należy znów zacząć od początku - czyli właściwego prowadzenia ciązy - bez straszenia kobiet, ale też bez lekceważenia problemów. Z właśiwą diagnostyką i wzmożona opieką gdy pojawiają sie problemy. Z traktowaniem matki z szacunkiem i uwagą. I ostatnie, ale nie najmnjiej istotne - nasi lekarze ginekolodzy są często niedouczeni. Tak nie boję się tego powiedziec głośno. Lekceważą głośne sygnały alarmowe, nie potrafia prawidłowo zinterpretować wyników badań, albo ignorują informacje podawane przez kobiety - poczynajac od terminu zapłodnienia (w cyklach ciazowych moje jajeczkowania przypadały na 20 i 22 dzień cyklu, co było oczywiście ignorowane przez lekarza i w pierwszych tygodniach słyszałam informacje o źle rozwijajacycm się zarodku.
Jakie jest rozwiazanie? nie wiem, ale jestem pewna, że nie chciałabym, by moją ciażę i poród prowadził lekarz zajmujacy się np eliminowaniem potencjalnie chorych dzieci. Nie wierzę, że bedzie mu zależało na moim dziecku. Skoro mógł zabić dziecko Kowalskiej....
Zresztą poród trwa czasem kilka dni. To może należy sprawdzać rozwarcie? albo ilość skurczów? Absurd jakiś.
Kiedyś cesarka był bardzo ryzykowna. Lekarze stosowali kleszcze, także tzw wysokie kleszcze. Upraszczając też wyciagali dziecko z matki (ratując jej przy okazji życie). Wg matki to tez nie poród.
Nie ma o co kopi kruszyć. Szkoda tylko, ze przy okazji wąznego problemu wywołuje się konflikt miedzy kobietami zamiast poszukac rozwiązania. Bo te nadmierne cesarki szkodzą kobietom. Ale jak pisałam wyżej to problem lekarzy a nie nastawienia kobiet.
Nie chodzi o wywyższenie mnie jako matki bo rodziłam, lamia urodziłaś swoje dzieci to oczywiste. Zdanie "ta co rodziła przez cesarkę nie rodziła" jest ostre ale to takie zdanko specjalnie obliczone na wstrząs. Bo będę się upierać przy faktach, że kobieta po cesarkach nie zna bólów porodu - zna bóle pocesarkowe, ok. ale nie zna bólów porodowych, skurczów partych. A tego się nie da opisać, przyrównać z niczym - wytłumacz komuś kto nigdy nie jadł lodów, jak smakują. Tak samo czytaj ile wlezie o porodach, o skurczach, ale przez to trzeba przejść by być w temacie.
Ale to nie znaczy że matki cesarkowe są jako matki gorsze, złe, itp!!!! Ale też to nie znaczy, że wszystko jedno i pikuś czy cesarka czy poród. I taka była teza artykułu.
Cesarka z wyboru... Dzisiejszy świat lansuje taki pluralizm, wolność wyboru itp. Obowiązuje niepisana zasada: nie mów że coś jest lepsze czy gorsze, dobre lub złe, bo ktoś będzie urażony...Na zachodzie Kościół już w ogóle nie mówi o grzechu, konfesjonały się z kościołów wynosi, i tak pomału kościół katolicki przestaje być katolicki, staje się jakąś usługodajnią obrzędów parareligijnych. Rady parafialne w Niemczech nie chcą zakładania u niech wspólnot neokatechumenalnych, bo te wspólnoty nauczają o grzechu, a tam od 30 lat nie wolno wspominać o grzechu. Bo jak powiesz, że para niesakramentalna żyje w grzechu, to się obrażą, urażą, poczują gorsi i odrzuceni...ja im współczuję, rozumiem, mogą mieć rację, że żyją w miłości, mają rodziny...ale jak anulujemy grzech i ogłosimy "wszystkojednizm", to jest jednak śmierć religii. Więc niech będzie, że ja w imię religii (uh fanatyczka) nie poprę "wszystkojednizmu".
Jaki Cejrowski - daruj, ale tyle w tobie z Cejrowskiego co katolika w Palikocie. I jesli już chcesz się do kogos przyrównywać, to własnie takiego Palikota w tobie widze, dla którego prowokacja jest szansą na medialne zaistnienie - choćby po trupach.
A już przyrównywanie cesarki - choćby na życzenie - do problemu wiary czy grzeszności jest totalną pomyłką.
Mowa jest srebrem, a milczenie złotem. Zwłaszcza jak się ma naprawdę niewiele do powiedzenia.
Tutaj wszystkie matki które rodziły przez cesarkę poczuły się wywołane do tablicy i strzelają zbiorczo we własnej obronie, ale przecież Agata nie pisała o matkach, które miały cesarki ze wskazań medycznych, tylko o cesarkach de facto na życzenie.
Jak ktoś chce prowokować, to musi byc w tym dobry.
Cejrowski to potrafi - ty niestety nie.
90% kobiet bez kłopotu rodzi zwykłą drogą - a tylko muszą to przećwiczyć.
pozostałe 20% -zaskutkują kłopotami zdrowotnymi tak urodzonych dzieci.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.