Z syberyjskich łagrów na ogół nie wiodła droga na Zachód. Jak to się stało, że Nikita Chruszczow wysłuchał w grudniu 1962 r. prośby amerykańskiego dziennikarza i polecił uwolnić jednego z najważniejszych więźniów politycznych?
Starał się utrzymywać kontakt z żyjącym w podziemiu Kościołem na Ukrainie. Wysyłał m.in. swoje tajne listy pasterskie, w których zachęcał do wierności papieżowi oraz niezłomnego trwania w Kościele katolickim. Oczywiście nie miał żadnego pojęcia o tym, że jego osoba znalazła się w centrum zainteresowania mocarzy tego świata. Gdy Cousins debatował z Chruszczowem na Kremlu, Slipyj siedział w baraku obozowym na dalekiej Północy, na terenie Mordwińskiej Autonomicznej Republiki Radzieckiej.
Chruszczow zrozumiał od razu, że sprawa Slipyja wywoła ogólnoświatową dyskusję o sytuacji ludzi wierzących w ZSRR. Chciał tego uniknąć, zwłaszcza że niedawno obiecywał społeczeństwu, że jeszcze za jego życia zostanie zbudowany komunizm, w którym nie miało być miejsca dla Pana Boga. Cousins starał się rozwiać jego wątpliwości, zapewniając, że cała operacja zostanie przeprowadzona dyskretnie. „A jednak będzie wiele smrodu” – mówił zafrasowany sekretarz. Po kolejnej wymianie zdań Chruszczow obiecał, że zbada sprawę i jeśli otrzyma gwarancje, że nie będzie z tego robiona sprawa polityczna, nie wyklucza zwolnienia Slipyja. „Jeszcze jeden przeciwnik polityczny na wolności nie napawa mnie lękiem”, zakończył już całkiem pewny swego.
Na początku stycznia 1963 r. Watykan poufnymi kanałami został poinformowany, że Slipyj odzyska wolność. Ustalono, że otrzyma paszport dyplomatyczny i poleci z Moskwy do Rzymu w towarzystwie przedstawiciela Watykanu. Po „odbiór” Slipyja pojechał do Moskwy na początku lutego 1963 r. ks. Johannes Willebrands, Holender pracujący w watykańskim Sekretariacie ds. Jedności Chrześcijan, później wieloletni jego szef. W jednym z moskiewskich hoteli spotkał się ze Slipyjem, przywiezionym pod eskortą KGB. Unicki biskup dowiedział się, że odzyskuje wolność, ale na zawsze musi opuścić swój kraj. Wiadomość była dla niego szokiem. W pierwszej chwili odmówił wyjazdu. Przekonywał, że jego miejsce jest tutaj, wraz z cierpiącym Kościołem. Gdy usłyszał, że taka jest wola Ojca Świętego – ustąpił, chciał jedynie pożegnać się ze swą diecezją. Władze sowieckie zgodziły się na ten warunek, ale jedynie w wymiarze symbolicznym.
Do Rzymu miał jechać pociągiem przez Lwów i Wiedeń. W nocy, gdy przejeżdżali przez uśpiony Lwów, abp Slipyj z okna pociągu błogosławił swoich rodaków i wiernych. 9 lutego 1963 r. został przyjęty na audiencji przez Jana XXIII. Slipyj padł do nóg papieża, dziękując za odzyskaną wolność, zaraz jednak zapytał, kiedy wolność odzyska jego Kościół? Na to pytanie papież nie mógł odpowiedzieć. Dopiero Jan Paweł II doprowadził do odrodzenia Kościoła unickiego na Ukrainie w 1990 r. Uwolnienie kard. Slipyja było nie tylko bezprecedensowym gestem Chruszczowa wobec papieża, ale i ważnym sygnałem, że dwa bloki mogą rozwiązywać konflikty nie tylko na drodze zbrojnej. Pozwoliło to supermocarstwom rozpocząć rozmowy, które wprawdzie nie doprowadziły do natychmiastowego przełomu, ale powoli zmieniały świat na lepsze.
Dziennikarz „Gościa Niedzielnego”, kierownik działu „Świat”
Doktor nauk politycznych, historyk. W redakcji „Gościa” pracuje od czerwca 1981. W latach 80. był działaczem podziemnych struktur „Solidarności” na Podbeskidziu. Jest autorem wielu publikacji książkowych, w tym: „Agca nie był sam”, „Trudne pojednanie. Stosunki czesko-niemieckie 1989–1999”, „Kompleks Judasza. Kościół zraniony. Chrześcijanie w Europie Środkowo-Wschodniej między oporem a kolaboracją”, „Wygnanie”. Odznaczony Krzyżem Pro Ecclesia et Pontifice, Krzyżem Wolności i Solidarności, Odznaką Honorową Bene Merito. Jego obszar specjalizacji to najnowsza historia Polski i Europy Środkowo-Wschodniej, historia Kościoła, Stolica Apostolska i jej aktywność w świecie współczesnym.
Kontakt:
andrzej.grajewski@gosc.pl
Więcej artykułów Andrzeja Grajewskiego
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się