Pokazał, że można

Na powierzchni Marsa właśnie zakończył swoją misję helikopter Mars Ingenuity. Choć na Czerwonej Planecie jest całkiem sporo ziemskich urządzeń, to jednak jego pozycja jest szczególna.

Tomasz Rożek Tomasz Rożek

|

25.04.2024 00:00 GN 17/2024 Otwarte

dodane 25.04.2024 00:00

Sprawa wydaje się prosta, ale taka nie jest. Wybudowanie drona, który autonomicznie potrafił poruszać się w bardzo rzadkiej marsjańskiej atmosferze, nie jest proste. Gdy jest mały, zużywa niewiele energii, ale za to łatwiej psuje się, gdy pomiędzy jego ruchome części wejdzie pył z marsjańskiego gruntu. Gdy jest duży, ryzyko maleje, ale wtedy potrzeba więcej energii. Sprawy nie ułatwia bardzo niska temperatura. W takich warunkach drastycznie spada pojemność akumulatorów. Można je podgrzewać, ale to zużywa energię. Ta pozyskiwana (produkowana, jest) za pomocą fotowoltaicznych ogniw, pod warunkiem jednak, że te nie zostaną zapylone, a helikopter nie przechyli się tak, że przestaną na nie padać słabsze niż na Ziemi promienie słońca. Gdyby panele powiększyć, wtedy ryzyko zapylenia staje się mniejsze a ładowanie szybsze, ale to powoduje, że całe urządzenie zaczyna więcej ważyć, czyli… potrzebuje więcej energii. Pocieszeniem jest fakt, że Mars jest od Ziemi mniej masywny, a to znaczy, że jego przyciąganie jest mniejsze. To oszczędza energię. Choć z drugiej strony niezwykle rzadka marsjańska atmosfera wymaga jej więcej. W końcu jak taki helikopter przetransportować, jak z nim wylądować, żeby go nie uszkodzić? No i tak, jakkolwiek by patrzeć… plecy zawsze będą z tyłu.

A jednak się udało. W 2021 Mars Ingenuity stał się pierwszym w historii urządzeniem latającym pilotowanym na innej planecie. Po trzech latach eksploatacji i kilkukrotnym przekroczeniu liczby planowanych lotów oraz pokonanej odległości postanowiono go uziemić (umarsjanić?). Miał przetrwać miesiąc i wykonać kilka lotów. Przetrwał trzy lata i wykonał ponad 70 lotów. Pewnie latałby dalej, gdyby nie jedno nieprecyzyjne lądowanie, którego konsekwencją była złamana jedna z łopatek wirnika.

Tego, czego dowiódł, nie ma na zdjęciach ani w przesyłanych przez niego danych. Pokazał, że można latać, w dużej mierze autonomicznie, w rzadkiej marsjańskiej atmosferze. Pokazał, że Marsa możemy eksplorować nie tylko z orbity czy z poziomu gruntu, ale także z wysokości kilku, kilkunastu czy kilkudziesięciu metrów nad gruntem. I wcale nie chodzi o to, że stamtąd lepiej widać (choć to też). To przede wszystkim umożliwia latanie w jaskiniach, nad rumowiskami czy w wąwozach i zapadliskach, wszędzie tam, gdzie żaden łazik nie wjedzie. Równocześnie – dla geologów – to właśnie tamte miejsca są najciekawsze, bo to z nich najłatwiej odczytać marsjańską historię.

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..