Słowa Najważniejsze

Niedziela 24 marca 2024

Czytania »

Andrzej Macura

|

24.03.2024 00:00 GN 12/2024 Otwarte

Bądź wierny – naprawdę warto!

Znaleźć krzepiące słowo, słuchać jak uczeń, nie cofnąć się, gdy przyjdzie cierpieć. To wyzwania, przed którymi stoi tajemniczy ktoś, kogo słowa słyszymy dziś jako pierwsze czytanie. Pochodzą one z Księgi Izajasza, z tzw. trzeciej pieśni Sługi Pańskiego. To chyba głównie z powodu owych czterech pieśni Izajasz bywa nazywany piątym ewangelistą. Napisane wieki przed Chrystusem, zdumiewająco pasują do Jego postaci.

Ile krzepiących słów wypowiedział Jezus? Całe mnóstwo. Skierowanych do chorych, źle się mających, do przeżywających śmierć swoich bliskich; adresowanych do grzeszników, płaczących nad Nim kobiet czy w końcu, już na krzyżu, do współskazańca. Wiele razy podkreślał, zwłaszcza u Jana, że nie pełni swojej woli, ale wolę Ojca. Czyli – mówiąc językiem Izajasza – otworzył ucho na to i słuchał Ojca jak uczeń. I za słuchanie Boga zostaje odrzucony przez swój naród, jest bity i znieważany, opluwany, a w końcu zostaje skazany na haniebną śmierć na krzyżu. Wszystko dlatego, że „nie oparł się i nie cofnął”. Nie wycofał się z deklaracji o tym, kim jest i po co przyszedł. Za to go zabito. Ale i Jego nadzieja – to też znajdujemy w tej pieśni – że nie dozna wstydu, że nie okaże się fałszywym prorokiem, spełniła się: Bóg Go wspomógł, zwyciężył; trzeciego dnia wskrzesił Go z martwych, a potem, po czterdziestu dniach, posadził Go w niebie po swojej prawicy. Czyli przekazał Mu swoją władzę.

To piękny obraz Boga. Syna Bożego, który zbawia nas, niszcząc zło nie jakąś przemocą, ale jakby przez odwrócenie tego, co stało się w raju – nieposłuszeństwo Adama naprawił swoim posłuszeństwem do końca Bogu Ojcu; wiernością, za którą zapłacił najwyższą cenę – życie. Taki jest Bóg. W takiego Boga, który od przemocy woli synowską miłość, wierzymy. Dla nas, chrześcijan próbujących żyć Ewangelią na co dzień, to też wielka nadzieja: nawet jeśli z powodu wierności Bogu tracimy coś u ludzi, nawet jeśli to wiele kosztuje, Bóg nie pozwoli, byśmy zostali zawstydzeni. Otrzymamy od Niego sowitą odpłatę.

Czytania »

o. Wojciech Jędrzejewski OP

|

24.03.2024 00:00 GOSC.PL

Ten, który nie odwraca twarzy

Bóg jako człowiek podczas swojej męki nauczył się człowieka od jego najboleśniejszej i najbardziej mrocznej strony. Z pełną świadomością tego, co robi, chciał poczuć na sobie cały chaos ludzkiego zagubienia, który rozsiewa pustkę i śmierć. Wszystko po to, by dać nam odczuć, że naprawdę nas zna i od żadnego zakamarka naszej otchłani nie odwraca swojej twarzy. Z nadzieją, że gdy nasza ciemność przejrzy się w Jego spojrzeniu, złagodnieje w miłosnej skrusze. Stwórca zdecydował, aby osobiście, z bliska, doświadczyć całej ludzkiej nieprawości. Zobaczył wtedy na własne oczy, jak powstaje myśl, która zamienia się w obsesję zniszczenia. Widział, jak z wnętrza ludzkiego serca rodzi się intencja, która prowadzi do śmiercionośnej decyzji. Słyszał słowa, które niosły paraliż już i tak bezwolnym sumieniom stojących biernie widzów dokonującej się krzywdy. Słyszał, bo nie zatkał uszu, lecz otworzył je na każdy złowrogi ton. Nie dał się zatrzymać mocy najbardziej brutalnych słów (Iz 50, 5). Patrzył w oczy pełne ślepej nienawiści i nie odwrócił swojej twarzy (Iz 50,6). Bóg nie zawstydził się przed światem człowieka, którego doświadczył jako bezwstydnie okrutnego. Nie dał się zniechęcić zdeprawowanemu istnieniu, które wykrzyczało Mu w twarz swoją pogardę. Pan otrzymał moc od Ojca, aby mocno uwierzyć, że zdoła tę zranioną istotę przebudzić ze snu zaślepienia i niewiary (Iz 50, 7).

Ten, który nie odwraca twarzy   Henryk Przondziono /Foto Gość

Czytania »

Ogołocony

1. Ten fragment Listu św. Pawła najprawdopodobniej jest wcześniejszym hymnem, który apostoł włączył w swój tekst.  Nazywany jest hymnem o kenozie, czyli uniżeniu, ogołoceniu Chrystusa. Tekst dzieli się na dwie części. Pierwsza wyraża ruch „w dół”, czyli zejście Syna Bożego do człowieka, aż po ludzkie cierpienie, śmierć i grób. Druga część to wywyższenie, ruch „w górę” – odpowiedź Boga Ojca na pokorę i posłuszeństwo Syna, chwalebne powstanie Chrystusa z martwych, zasiadanie po prawicy Ojca. Oto istota Bożej miłości miłosiernej, to „dwutakt”, czyli najpierw pochylenie się ku człowiekowi przez wcielenie i ludzką śmierć. Bóg okazuje się solidarny z każdym człowiekiem, z ludzkim życiem, losem, cierpieniem, samotnością, śmiercią. Schodzi ku nam ze swojej boskiej wysokości jak miłosierny samarytanin. A następnie leczy nasze rany, zalewa miłością i pociąga na poziom Boga. Zmartwychwstanie jest otwarciem drogi w górę, ku pełni człowieczeństwa po prawicy Ojca.

2. Działanie Syna Bożego nie jest tylko nadzwyczajną akcją miłości ratowania zagubionego człowieka. Nie jest to tylko dla naszego zbawienia. Kenoza Chrystusa odsłania coś z istoty Trójcy. Bóg jest miłością, a miłość z natury rzeczy wystawia się na ogołocenie, ponieważ miłość jest aktem dawania siebie. To właśnie czyni Jezus, Boży Syn. Daje siebie nam i Ojcu. Dać siebie znaczy stać się ubogim, nagim, bezbronnym. Stać się sługą. Zejść na poziom obdarowanego, zaprzeć się samego siebie. Być gotowym cierpieć z powodu miłości, dać się zabić dla umiłowanego. „Ukrzyżowanie Jezusa Chrystusa nie jest zatem sprzecznością wobec natury Boga, ale jakby jej manifestacją w tym świecie”. Niezwykłe zdanie Benedykta XVI, które wprowadza do adoracji krzyża, do zadziwienia się Bogiem, który miłuje w tak niezwykły sposób.

3. Krzyż Jezusa jest zaproszeniem. „Jeśli kto chce… niech Mnie naśladuje”. Wszelkie służby, funkcje, zadania w Kościele powinny być naśladowaniem pokory i posłuszeństwa Chrystusa Sługi. Różnie z tym bywa. Czy nie jest tak, że warunkiem głębokiego, trwałego wejścia w służbę (diakonię) w Kościele jest przeżycie duchowego wstrząsu podobnego do tego, który był udziałem Piotra? On chciał być sługą Jezusa, ale na swoich warunkach. Nie rozumiał umywania nóg, czuł się silny, waleczny, zwycięski, z mieczem w ręku. A chwilę potem mówił: „Nie znam Go”, zawstydzony, że jest na służbie u tak słabego Mistrza. Piotr miał rację – nie znał Jezusa takim, jaki objawił się w Wielki Piątek. Ogołocenie Zbawiciela wywołało u apostoła sprzeciw pychy, która nawet w służbie szuka swojej chwały. Dopiero spojrzenie w cierpiące oblicze Mistrza uzdrowiło rybaka. Zapłakał jak dziecko, które zawiodło rodziców. Bezradny, bezbronny, ogołocony. Wtedy był gotowy, by stać się naśladowcą Jezusa, sługą miłości dającej siebie do końca. Do diakonii w Kościele trzeba dojrzewać. Mogę służyć innym, mogę naśladować miłosierdzie Boga, gdy uznam wpierw swoją nędzę, kiedy, spoglądając w oczy ogołoconego Pana, przyjmę Jego miłość, Jego przebaczenie. Wtedy jestem gotów dać siebie jak On.  

Czytania »

Marcin Zieliński

|

24.03.2024 00:00 GOSC.PL

Po uniżeniu poznają nas

Gdy ktoś pyta nas o nasze życie religijne, gdy pyta, w czym wyraża się nasze bycie katolikiem – jakiej odpowiedzi zazwyczaj udzielamy? Podejrzewam, że wielu z nas wymienia swoje religijne osiągnięcia: chodzenie co tydzień na mszę, codzienny pacierz, może nawet kilka pielgrzymek na koncie i zaangażowanie w działania swojej parafii. Mogłoby się wydawać, że te odpowiedzi zyskują największą ilość punktów, ale czy te z pewnością dobre czynności są wystarczającym dowodem naszej przynależności do Chrystusa? 

Dzisiaj czytamy fragment Listu do Filipian, gdzie św. Paweł podaje nam dokonały wzór pobożności, którym jest sam Chrystus. „On to istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi…”. Tym, co charakteryzowało misję Syna Bożego, była służba i uniżenie względem Boga i drugiego człowieka. Często wymigujemy się od uniżenia i służby drugiemu człowiekowi, mówiąc, że służyć mamy tylko Bogu. To spore pójście na łatwiznę bo czytamy przecież: „Kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi” (1J4,20). 

Nie wiem czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, ile miłości wyrażonej w pokorze i uniżeniu musiał mieć w sobie Chrystus, który będąc świadomym, że jest Mesjaszem, Synem Boga, Zbawicielem, nie wywyższał się swoimi tytułami, nie chciał, by Mu służono, a sam podkreślał, że przyszedł by służyć i by ofiarować siebie innym. Jak wiele trudu kosztuje nas to, by mieć taką postawę w codziennych sytuacjach względem innych. Czy lider wspólnoty potrafi służyć i traktować innych członków wspólnoty jako wyżej stojących od siebie? (Flp 2,3). Czy proboszcz potrafi traktować swoich wikarych i świeckich w parafii jako równych sobie, tych, którym dany jest jako sługa, a nie władca? Czy profesor na uczelni potrafi uniżyć się i odnosić do studentów jako cennych i wartościowych mimo być może wielkiej różnicy w posiadanej wiedzy? To przecież po miłości, która wyraża się w służbie i uniżeniu, ludzie poznają, że jesteśmy Jego uczniami (por. J 13,35).

Po uniżeniu poznają nas   Krościenko nad Dunajcem. Centrum Ruchu Światło-Życie, figura Jezusa Chrystusa - Sługi. ks. Adam Pawlaszczyk /Foto Gość