Kolejna wojna palestyńsko--izraelska to nie tylko ludzka, ale też geopolityczna tragedia. Gdzie dwóch się bije, tam dwóch innych bardzo chętnie skorzysta. A to i tak najbardziej „optymistyczna” wersja rozwoju wypadków.
Komuś bardzo zależało na nowej odsłonie wojny palestyńsko-izraelskiej. Niespodziewany atak palestyńskiego Hamasu na państwo żydowskie i operacja odwetowa Izraela to nie tylko kolejne ofiary śmiertelne i nowe, trudne do zabliźnienia rany po obu stronach. To również próba zablokowania dalszych porozumień Izraela z krajami arabskimi, zwłaszcza z Arabią Saudyjską. A także skuteczne odwrócenie uwagi od wojny na Ukrainie. I choć zasada domniemania niewinności powinna obowiązywać nawet w polityce, to jednak analiza stosunków międzynarodowych także rządzi się swoimi prawami: Iran i Rosja wydają się naturalnymi podejrzanymi w sprawie. Oczywiście, ta wojna nie jest sztucznie wykreowana przez wielkich graczy, bo bazuje na realnym konflikcie, ciągnącym się od blisko ośmiu dekad. Państwo Izrael z pewnością nie jest niewiniątkiem. Rządy izraelskiej prawicy pod wodzą Benjamina Netanjahu, nieliczące się ani trochę z wrażliwością Palestyńczyków, nie pomagają w próbach zaprowadzenia pokoju w Ziemi Świętej. Ale jednak to palestyński Hamas i jego patroni ponoszą bezpośrednią odpowiedzialność za eskalację konfliktu. Dla nich sam fakt istnienia Izraela jest nie do zaakceptowania, a programowa nienawiść do Żydów jest przekazywana kolejnym pokoleniom tak samo jak język i rodzinne tradycje. Tak było zawsze, również w czasach, gdy Izraelem rządziła bardziej koncyliacyjna lewica. Równocześnie stanowcza, z użyciem nieproporcjonalnych sił odpowiedź zaatakowanego państwa żydowskiego (w chwili pisania tego tekstu trwała już całkowita blokada Strefy Gazy) może uruchomić lawinę, którą trudno będzie powstrzymać. Czy w takim układzie pokój na Bliskim Wschodzie jest w ogóle możliwy do wyobrażenia?
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.