Pokój na granicy

O pomaganiu bez przemocy, sile kobiet i przejmującej ciszy na granicy węgiersko-ukraińskiej z Alice Tomassini, reżyserką filmu „Kordon”, rozmawia ks. Rafał Skitek

Ks. Rafał Skitek:  Wkrótce po zbrojnej napaści Rosji  na Ukrainę udałaś się na granicę węgiersko-ukraińską. Chciałaś zostać wolontariuszką, a nakręciłaś film dokumentalny.
Alice Tomassni: To prawda. Na granicę ukraińsko-węgierską, jedno z głównych miejsc exodusu ponad 7 mln kobiet z dziećmi zmuszonych do porzucenia własnego kraju w poszukiwaniu bezpiecznego miejsca pojechałam jako wolontariuszka dwa tygodnie po wybuchu wojny.  W tamtych mrocznych dniach miałam szczęście spotkać setki wyjątkowych osób niosących pomoc mieszkańcom Ukrainy, którzy znaleźli się w tak dramatycznych okolicznościach. Widząc to wszystko zrozumiałam, że bardziej przydam się jako reżyserka niż jako wolontariuszka. Zorganizowaliśmy ekipę filmową i rozpoczęliśmy zdjęcia. Takie są początki filmu „Kordon”.


 

Nie mówisz ani po węgiersku ani po ukraińsku. Jak zatem pomagałaś uchodźcom? Jak późnej kręciłaś swój dokument?
W tak bardzo ekstremalnych sytuacjach nawet bez znajomości języka można komuś pomóc. Muszę jednak przyznać, że już podczas kręcenia filmu miałam u boku bardzo sprawną tłumaczkę, która pomogła mi komunikować się i nawiązać właściwe relacje z uchodźcami z Ukrainy.
 

O czym właściwie jest Twój film? O wojnie czy o uchodźcach?
Chciałabym odpowiedzieć na to pytanie przywołując słowa Paola Ruffiniego, prefekta Dykasterii Komunikacji Stolicy Apostolskiej, który poza tym że razem z Vatican Media jest jednym z producentów filmu, był pierwszą osobą którą uwierzyła w sens tego dokumentu. To dzięki niemu udało mi się opowiedzieć o tak ważnej sprawie. Paulo Ruffini tak zdefiniował film „Kordon”: „To film który opowiada wojnę poprzez oczy kobiet i dzieci zalane łzami, poprzez oczy tych, którzy nie chcieli wojny, nie wierzyli nawet że jest możliwa, a znaleźli się w samym jej centrum. Tych którzy walczą na swój sposób – bez broni. Wojna, której nie widzą, ale czują; która przeszyła ich od wewnątrz, zmieniła wszystko, i próbuje ukraść ich dusze, przyszłość, piękno, niewinność”.
 

Wybrałaś historie pięciu kobiet. Jak bardzo różnią się od siebie? Co je łączy?
Olena, Ulianna, Anastasia, Irina i Olena to jedynie pięć spośród tysięcy wolontariuszek, które miałam zaszczyt poznać na granicy. Wybrałam te historie, bo wydawały mi się mocne i reprezentatywne: Olena, Ulianna, Anastasia, Iryna i Olena to pięć spośród tysięcy wolontariuszek: w chwili największej próby razem zrobiły tyle ile mogły dać z siebie. Wszystko po to, by pomóc. Myślę, że to jest niezwykłe, bo poprzez ich historie możemy pokazać, że dobre czyny są nie tylko możliwe, ale słuszne. W obliczu wielkich wyzwań możemy wsłuchać się w silny głos kobiet i odkryć, że są one głównymi twórczyniami pokoju, niosą pomoc bez przemocy.

Która z historii kobiet, które poznałaś, zwłaszcza tych na ekranie, jest dla Ciebie najważniejsza?
Wszystkie są dla mnie tak samo ważne i bardzo osobiste. Myślę, że mają jakąś wspólną wartość. Ale to, co utkwiło we mnie najbardziej to wzrok pięcioletniej Marshy, która wraz z wojną straciła dzieciństwo.

Dalej masz kontakt  z tymi kobietami?
Tak, mam kontakt z wieloma wolontariuszkami, które wcześniej spotkałam na granicy.

Czemu wybrałaś wyłącznie historie kobiet?
To nie było na początku zamierzone. Wyszło spontanicznie. Większość osób zmuszonych do opuszczenia własnego kraju, aby zagwarantować bezpieczeństwo dzieciom to kobiety.

W Twoim filmie – przynajmniej takie odniosłem wrażenie – dużo ważniejsza od słów jest cisza. Każdy gest, spojrzenie, ujęcia zdają się to potwierdzać.
Cisza na granicy ukraińsko-węgierskiej była jedną z tych rzeczy, które mną bardzo wstrząsneły. Staraliśmy się oddać tę atmosferę w filmie, także dzięki  muzyce skomponowanej przez Andrea Guerrę i Lucę Salvadoriego. Myślę, że warstwa muzyczna jest niesamowita. Bardzo głęboka. Czasem przechodzi wręcz w ogłuszającą ciszę przenikniętą bólem, nadzieją i tęsknotą.

Po projekcji filmu w Krakowie powiedziałaś mi, że jego produkcja Cię zmieniła. W jakim sensie?
Tak. Myślę jednak, że “Kordon” jest jednym z najważniejszych filmów dokumentalnych. Niełatwo było zrealizować go pod kątem emotywnym. Największą trudnością była troska o uszanowanie cierpienia osób. Ich bólu, z którym musiałam się zmierzyć. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś podobnego. Obawiałam się, że nie sprostam. To wszystko człowieka zmienia.


 

„Kordon” został okrzyknięty najlepszym filmem dokumentalnym 17. edycji Festiwalu Filmowego w Rzymie. Dalej będziesz wsłuchiwać się w głos kobiet niosących pokój bez przemocy?
Myślę, że siła  tego filmu tkwi w zwróceniu uwagi na możliwość pomagania  bez przemocy. Niestety, wojna jeszcze się nie zakończyła. Potrzebna jest pomoc i to długofalowa. Wszyscy możemy jakoś pomóc i zróbmy to. Olena, Ulianna, Olena, Anastasia i Irina nadal niosą pomoc. Możemy do nich dołączyć, by wesprzeć  Ukrainę.

Od redakcji: Projekcja filmu „Kordon” odbyła się już m.in. na Węgrzech, w Słowacji, Polsce, Mołdawii i Rumunii.

 

 

 

 

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Rafał Skitek