Liturgia i akustyczny terroryzm

Wszystko było zdominowane przez natrętny, wszechobecny głos jednego człowieka, który miał animować liturgię, a sterroryzował ją

To było pewnie dwa, trzy lata temu. Nie ważne, to nie reportaż. Spowiadałem w jakimś kościele, trwały popołudniowe Roraty. Nad konfesjonałem wisiał głośnik. Wikary z mikrofonem w ręce towarzyszył dzieciom. Komentował liturgię, upominał, śpiewał, kierował dziećmi. To było straszne. Nie słyszałem spowiadających się, oni mnie pewnie też, choć starałem się mówić głośno – ale nie przekrzyczę decybeli. Gdy penitent nie odchodził, zamiast drugi raz stuknąć, waliłem w ściankę konfesjonału, jak drwal w sosnę.

Obserwowałem równocześnie pole akcji – wszystko było zdominowane przez ten natrętny, wszechobecny głos jednego człowieka, który miał animować liturgię, a sterroryzował ją bez reszty. Celebrans wypadł przy nim blado i mizernie. Dzieci wierciły się jak mrówki zlane wrzątkiem. I mimo coraz głośniejszych zachęt „wszyyyscy śpiewamy!!!” – nie śpiewał nikt. Oprócz owego księdza animatora. Jakoś dotrwałem do końca, dzieci też. W pośpiechu wysypały się z kościoła, jakby świątynia miała się zaraz zawalić.

Jednostkowy przypadek? Chyba nie. Czasem i w radiowych transmisjach Mszy św. – i to z różnych kościołów – mikrofon bywa nadużywany albo przez komentatora, albo przez organistę, albo przez celebransa. I np. w czasie „Ojcze nas”, zamiast uroczystego śpiewu całego ludu, słychać jeden, czasem niezbyt ciekawy dyszkant. Dobrze, jeśli nie usiłuje starej, gregoriańskiej melodii śpiewać jakimś „drugim głosem”. W czasie radiowej transmisji to sprawa techniki mikrofonowania i sprawności realizatora dźwięku. Ale równocześnie jest to sprawa wyczucia tych, którym do mikrofonu blisko. Nawet najdostojniejszy celebrans powinien w niektórych momentach odsunąć się od narzędzia akustycznego terroru, jakim może stać się mikrofon. Każdy animator liturgii powinien z umiarem i ogromną dyskrecją z niego korzystać. I pamiętać, że świątynia to nie estrada.

Nie lubię gderać, Czytelnicy o tym wiedzą – dlatego szkic tego felietonu długo czekał na dysku. Ale w tej materii mam ogromny dylemat. Moje wątpliwości sięgają też dalej. Nie wiem, bom tylko wiejski proboszcz, jak do korzystania z mikrofonów i w ogóle z techniki akustycznej, przygotowywani są przyszli księża? Potrzeba trochę wiedzy (od fizyki poczynając), potrzeba nieco dobrej maniery, potrzeba i ducha świątyni, by służyć liturgii i jej uczestnikom.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

ks. Tomasz Horak, proboszcz wiejskiej parafii Nowy Świętów