Zapisane na później

Pobieranie listy

Seksmisja

Nawet Partia Kobiet chce stosować parytety na swoich listach wyborczych. Bomba.

Jacek Dziedzina

|

GN 07/2011

dodane 23.02.2011 11:51

Do wyborów parlamentarnych pozostało jeszcze kilka miesięcy, ale partie polityczne już układają listy z kandydatami, których wystawią w jesiennym plebiscycie. Zgodnie z obowiązującym od niedawna prawem, lista wyborcza nie zostanie zarejestrowana m.in. w przypadku, gdy nie uwzględni tzw. parytetów płciowych: musi znajdować się na niej przynajmniej 35 proc. kobiet i przynajmniej 35 proc. mężczyzn. Obowiązuje to każdą partię, która w wyborach wystawia samodzielną listę. Postanowiliśmy sprawdzić, jak z tą nową inżynierią społeczną poradzą sobie poszczególne środowiska polityczne. Co zrobią w sytuacji, gdy zabraknie wystarczającej liczby kobiet lub mężczyzn chętnych do startu w wyborach?

Lwice lewicy
Dla SLD to żaden problem. Tomasz Kalita, rzecznik prasowy Sojuszu i członek władz krajowych partii, chwali się, że dla lewicy ustawa o parytetach nie stwarza niczego nowego. – Od kilku lat mamy w statucie wewnętrzną regulację, która określa jasno, że na listach wyborczych nie może być u nas mniej niż 30 proc. kobiet – mówi. – W ostatnich wyborach samorządowych mieliśmy 40 proc. kobiet na listach – dodaje. Jak to działa w praktyce? Kalita tłumaczy nam, że za zachowanie parytetów odpowiadają struktury lokalne partii. – Jeśli kobiety się nie zgłaszają, to są namawiane czy zachęcane do tego, żeby wystartować – wyjaśnia. – Później przewodniczący partii odpytuje szefów regionów, czy wywiązali się z tego. Na ostatnim zebraniu zarządu krajowego Grzegorz Napieralski odpytywał, ile kobiet jest na liście, ile z nich znajduje się na czołowych miejscach itd. – wylicza rzecznik SLD. Najbardziej zastanawia, w jaki sposób kobiety są „namawiane” do startu. Kalita chętnie wyjaśnia: – Stosujemy różne zachęty, m.in. oferujemy czołowe miejsce na liście – mówi. Na pytanie, czy przez to z kolei partia nie dyskryminuje mężczyzn, którzy z powodu „zachęt” dla koleżanek muszą ustąpić z pierwszych miejsc na liście, odpowiada: – Przez lata to kobiety były spychane na dalsze miejsca lub nawet wykluczane z list. Teraz jest szansa, żeby je promować na wyższych miejscach.

Sprawdziliśmy też, czy optymizm SLD z centrum przekłada się na praktykę w terenie. Na przykład na Podlasiu, gdzie tradycyjnie wygrywa prawica. Krzysztof Zaręba, przewodniczący tamtejszej Rady Wojewódzkiej SLD, zapewnia, że parytety z pewnością zostaną zachowane. – Mamy powiaty, gdzie jest 30 proc. kobiet w strukturach partii, mamy też takie, gdzie jest ich 90 proc., np. w powiecie zambrowskim. My będziemy mieli najmniejszy problem z zachowaniem parytetów, gorzej mają PiS i PO, a najgorzej będzie miało PSL – oni się w ogóle nie liczą z kobietami – wytyka konkurentom. Jednocześnie przyznaje, że nie jest specjalnym miłośnikiem idei parytetów. – Nie każdy chce startować do Sejmu, nie każdy może. Parytety to jest idiotyzm, który tylko utrudnia życie polityczne. To narzucanie pewnego prawa, które nie do końca może być zrealizowane. Niech pan sobie wyobrazi, że u pana w redakcji jest was tylko dziesięcioro, w tym dwie kobiety. I nagle macie nakaz: parytet 35 proc., a więc dwóch mężczyzn trzeba zwolnić, mimo że są bardzo dobrzy, i przyjąć dwie kobiety, choć może trzeba je douczyć – mówi Zaręba. – Ja też jestem za tym, żeby kobiety były w polityce – zaznacza. – Ale jeżeli kobiety same nie dojdą do tego, że chcą brać czynny udział w rządzeniu krajem, to zmusimy je do tego, wymyślając parytety? Jeśli kobiety uznają, że są dla nich ważniejsze rzeczy niż polityka, to dlaczego mamy je ciągnąć na siłę?

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.
1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny