Seksoty, sygnaliści i komisarki

Należy też do sposobów rządzenia tyranów, że się ludzi pobudza do wzajemnego oczerniania i do starć.

Najpierw pojawili się „latarnicy”. Prezydent Trzaskowski wyznaczył (w stolicy) „latarników” do szkół, czyli „pedagogów i pedagożki szkolne, którzy i które będą monitorować sytuację uczniów LGBT+ [...] Podczas ich dyżurów rodzice oraz pedagodzy będą mogli otwarcie porozmawiać i dowiedzieć się, jak przebiega proces tranzycji”. Przeczytałem jednak niedawno, że „sieć latarników, którzy mają nieść pomoc w takich sytuacjach, rodzi się w bólach”. Wchodzące w życie od grudnia 2021 roku rozporządzenie UE o „sygnalistach” skróci może te „bóle”. Parlament UE nakazał wszystkim krajom Unii „zabezpieczyć” instytucję „sygnalistów” i „kanały wewnętrzne” dla ich „sygnałów” (czyli obywatelskich donosów) w każdym „podmiocie w sektorze publicznym, zatrudniającym powyżej 50 osób i w sektorze prywatnym – powyżej 250 osób”. „Sygnalistą” może zostać nie tylko aktualnie zatrudniona osoba, ale również były pracownik, stażysta czy wolontariusz. Powinien/powinna zgłaszać naruszenia prawa (dyrektyw UE) w zakresie m.in. „ochrony środowiska”, „zdrowia i dobrostanu zwierząt”, „zdrowia publicznego”, „interesów finansowych Unii Europejskiej”. Myślę, że w tych ramach mieści się obowiązek „sygnalizowania o nieprawidłowościach” w każdej sprawie. Niektóre kwestie są chyba jednak uprzywilejowane. Uświadomił mi to komunikat dyrektora Instytutu Historii PAN z 12 stycznia tego roku: „Zgodnie z informacją Prezesa PAN już wkrótce wszystkie instytucje nauki w Polsce będą zobowiązane do wprowadzenia planu równości płci”. Nie wiadomo jeszcze, ile będzie płci, ale w naszym Instytucie została powołana Komisja ds. Równości. Nie wiadomo również, jak będziemy się wyrównywać, ale można się już domyślać, kto będzie wyrównywał kogo – i z czego „ociosywał”. Myślę, że Prokrustes zwany Damastesem byłby najlepszym patronem tej instytucji. „Damastes” – znaczy ten, który poskramia, podporządkowuje. Kto jest Damastesem, nie ma wątpliwości. Konieczność powołania nowych komisarek wynika z prostej przyczyny: jeśli chcemy starać się o jakiekolwiek granty finansowane z funduszy europejskich (na które przecież składają się także pieniądze polskich podatników), to musimy wykazać się wobec Unii działalnością prokrustową. Albo przynajmniej jej pozorowaniem. Pierwsze jest bardziej szkodliwe, drugie – tylko hańbiące.

To nic nowego. Ten system działania opisał już Arystoteles w V księdze „Polityki”: „Stara się tyran o to, by dochodziło do jego wiadomości wszystko, co mówi lub czyni którykolwiek z jego poddanych. Do tego celu służą szpiedzy, jak w Syrakuzach, tzw. donosicielki albo też podsłuchiwacze. […] Należy też do sposobów rządzenia tyranów, że się ludzi pobudza do wzajemnego oczerniania i do starć: przyjaciół przeciw przyjaciołom, lud przeciw możnym, a bogatych jednych przeciw drugim”. Podsumowanie Arystotelesowskiej analizy tyranii domaga się również przytoczenia: „Tyrania ma trzy rzeczy na celu: po pierwsze, aby poddani byli małoduszni, bo człowiek małoduszny nie uknuje spisku na nikogo; po wtóre, aby szerzyć wzajemną nieufność, bo żadna tyrania nie upada wpierw, nim pewni ludzie nie nabiorą do siebie zaufania. […] Po trzecie, utrzymanie niemocy do działania, bo nikt się nie porwie na rzeczy niemożliwe, a więc i na obalenie tyranii, jeśli brak mu sił do tego”.

W Rzeczpospolitej była inna kultura polityczna. Na pewno nie każdemu się w niej dobrze żyło i wyrównanie niesprawiedliwości przez krajowe prawo nie następowało dość prędko. Żadnej zachęty systemowej dla „sygnalistów” jednak w tej kulturze nie było. Pierwszy krok uczynili ci dopiero, którzy przyszli tu zaprowadzić nowoczesny porządek. Przedstawia ten krok manifest księcia Mikołaja Repnina z 1797 roku, skierowany do mieszkańców ziem, które zabrała w ostatnim rozbiorze Rosja. Na miejsce kultury obywatelskiej niepodległości zadekretowana została kultura donosicielstwa. Wtedy owa kultura zarządzanego odgórnie „sygnalizowania” wszelkich zagrożeń dla prawa imperium przychodziła do nas ze wschodu. To była kultura ustaw carstwa moskiewskiego, czyniąca donos obowiązkiem. Delator, sykofant to raczej niepochlebne określenia w zachodniej kulturze. W imperium „oswiedomitiel’” miał brzmieć dumnie. Ale przecież i tam żyli ludzie, i tam mieli (i mają) duszę, więc ci określali donosicieli także pogardliwie mianem „stukaczy” i „seksotów” (od: siekrietnyj sotrudnik). A jak my przyjmiemy kulturę, którą wprowadzą u nas „komisarka” i „sygnalista”, strzegący imperium ideologii UE, a powołujący się na tradycję amerykańskich whistleblowers?•

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Andrzej Nowak