Ponad 70 proc. Francuzów popiera dążenia ruchu „żółtych kamizelek”. Nie przeszkadzają im płonące samochody, zdewastowane sklepy, banki i symbole francuskiej dumy. Jest wola w narodzie do zburzenia Bastylii.
W chwili pisania tego tekstu na francuskich portalach internetowych największą „klikalnością” cieszyły się (choć w tym kontekście to mało taktowne sformułowanie) nagrania z zatrzymania uczniów szkoły średniej w Mantes-la-Jolie w regionie Île-de-France: 130 licealistów klęczących przez 4 godziny z rękami za głową pod policyjnym nadzorem (część zatrzymanych klęczy pod murem z kajdankami na rękach) – wszystko wygląda jak imitacja egzekucji. Te obrazki wywołały szok we Francji i w reszcie zachodniej Europy. Bo to nie Białoruś, Iran czy Kuba, tylko wolna, równa, braterska i pouczająca wszystkich wokół o demokracji Francja. To prawda, że na tym placu i pod tym murem nie klęczą tylko niewiniątka. Wśród zatrzymanych były również grupy zakapturzonych nastolatków z pałkami i urządzeniami zapalającymi, którzy dołączyli do protestującej młodzieży. W świat i do samych Francuzów poszedł jednak sygnał, że w ich kraju możliwe jest takie traktowanie obywateli. Szok przeżywają zwłaszcza ci, którzy dotąd wiedzę o własnym kraju czerpali głównie z main- streamowych mediów. Czyli większość Francuzów. Dziś budzą się i nie rozpoznają swojej Francji – a w niej samych siebie.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina