Słodko-gorzka wizyta

Pobyt Andrzeja Dudy w Berlinie zdominował temat pomocy uchodźcom z Afryki i Bliskiego Wschodu.

Wydawałoby się, że Andrzej Duda nie mógł sobie wyobrazić przyjemniejszej wizyty, niż ta w Niemczech. Krótko przed jego przybyciem do Berlina bulwarówka „Bild” opublikowała obszerny wywiad z nim, z kolei renomowana „Frankfurter Allgemeine Zeitung” puściła jego sylwetkę, ukazując go jako prawdziwego przyjaciela Niemiec. Także prezydent RFN Joachim Gauck rozpływał się nad nim, jak i całą Polską, zarówno podczas mowy powitalnej, jak i w trakcie konferencji prasowej. Chwalił świetną znajomość języka niemieckiego jego żony, wspominał także polską walkę o wolność, a także bezprzykładny list polskich biskupów do niemieckich, który miał bardzo duże znaczenie dla pojednania między naszymi narodami.
Jednak Joachim Gauck nie zostałby prezydentem najpotężniejszego kraju Unii Europejskiej, gdyby ograniczał się do okrągłych słówek i nie wykorzystywał tego typu miękkich narzędzi do uprawiania twardej polityki. Od określania nas jako „krewnych z wyboru”, wychwalania polsko-niemieckiej przyjaźni, odwoływania się do Jana Pawła II i „Solidarności”, gładko przeszedł do żądania od nas większego zaangażowania w pomoc uchodźcom z Afryki i Bliskiego Wschodu. Odwołując się do tragedii w Austrii stwierdził, że powinna ona nas zobowiązywać do pomocy. To ogromne zadanie dla nas, jako Europejczyków.
Podziwiam sposób, w jaki prezydent Niemiec zobowiązuje nas tylko dlatego, że należymy do Unii Europejskiej, by przyjmować uchodźców. Świadczy to o jego umiejętności wykorzystywania olbrzymiego autorytetu do prowadzenia sprawnej polityki, sprawując bądź co bądź funkcję głównie reprezentacyjną. Jestem przekonany, że nie byłoby tej dyskusji, gdyby nie to, że ogromna fala imigracji stanowi potężny problem właśnie dla samych Niemiec – a przy okazji także do krajów, do których docierają oni jako pierwszych (Grecja czy Włochy) i w mniejszym stopniu państw tranzytowych, choć akurat szokujące znalezisko w Austrii pozwoliło Gauckowi sprowadzić problem do konkretu. Gauck świetnie potrafi zuniwersalizować instytucjonalny problem Niemiec – i podzielić się koniecznością jego rozwiązania z innymi państwami Wspólnoty.
W efekcie tematyka uciekinierów niemal całkowicie zdominowała wizytę Andrzeja Dudy w Berlinie, a przede wszystkim jego rozmowy z prezydentem i kanclerz RFN. Polski prezydent musiał pośrednio bronić się przed zarzutem bezduszności, a nawet wysłuchać wywodu Gaucka o tym, że mieszkańcom państw po transformacji ustrojowej trudno jest zdobyć się na pomoc ludziom w potrzebie – choć sami w przeszłości z takiej pomocy szczodrze korzystali. Argumentacja polskiego prezydenta mówiąca o problemach, jakie możemy mieć z koniecznością pomocy uchodźcom z Ukrainy może nie być dla Niemców zbyt przekonująca, zwłaszcza że nie zanosi się na zaostrzenie konfliktu na wschodniej Ukrainie w najbliższej przyszłości i przeniesienie go realnie bliżej polskich granic.
Duda podkreślał co prawda, że Angela Merkel podczas ich spotkania mocno podkreślała potrzebę zapewnienia bezpieczeństwa w Europie Środkowo-Wschodniej i że chce w tej kwestii być z nim w stałym kontakcie – nie wiemy jednak, w jakim kontekście te słowa padły i jaką część rozmowy obojga zajęły. Faktem jest, że sam Gauck pozwolił sobie na nie udzielenie żadnej odpowiedzi na pytanie dziennikarza Telewizji Republika o zgodę na umiejscowienie stałych baz NATO w Polsce. Być może o nim zapomniał – a być może było ono po prostu niewygodne.
Rozmowa między głowami państwa przyniosła też wymierne skutki, takie jak zapowiedź wspólnego objęcia patronatem Polsko-Niemieckiej Współpracy Młodzieży, czy wspólnej organizacji obchodów 25-lecia podpisania traktatu o dobrym sąsiedztwie. I choć to ważne inicjatywy, które pozwalają zwalczać wzajemną niechęć czy stereotypy, to jednak są to sprawy symboliczne. Spotkania dyplomatyczne, jak bardzo serdeczne by były, służą do uzyskania konkretnych korzyści. Czas pokaże, czy i my takie po tej wizycie osiągniemy.
 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Stefan Sękowski