Depresja ustąpiła

Może to nieprawdopodobna historia, ale mówi to dziewczyna, która była na dnie, a dzięki Panu, który mnie podźwignął wyszłam z tego dna.

Do moich 18. urodzin prowadziłam dość normalne życie. Szkoła, dom, przyjaźnie, rozrywka. Bóg był gdzieś daleko. Oczywiście chodziłam co niedzielę do kościoła, mówiłam pacierz, ale poza tym nic więcej. Różaniec wydawał mi się nudny, na Eucharystii bujałam gdzieś w obłokach...
Po osiemnastce nastąpił przełom. Bóg upomniał się o mnie. Chciał, bym się nawróciła. Z dnia na dzień okropne nerwobóle (myślałam, że to już zawał), płacz, problemy z koncentracją, brak sił. Okazało się, że to depresja. W szkole z piątkowej, czwórkowej uczennicy spadłam na tróje i dwóje. Coraz gorzej sobie radziłam. Do tego, jak na złość, cała paczka przyjaciół odwróciła się z dnia na dzień, choć nikt nie wiedział, co mi dolega. Wszystko zaczęło się sypać. Zrezygnowałam ze szkoły. Dostałam całkowitego załamania, leżałam tylko w łóżku. Chciałam nawet coś sobie zrobić - ale myśl, że zamach na własne życie może wywołać przykre konsekwencje – potępienie, więc odpuściłam.

Depresja przerodziła się w nerwicę lękową. Miałam problemy z wyjściem z domu, bo czegoś się zawsze bałam. Zły zawładnął mną całkowicie. Nie chodziłam do spowiedzi. Miałam obrzydzenie do kościoła. W kościele zaczęłam się czuć źle. W trakcie Mszy robiło mi się słabo, chciałam wyjść, czasami wstępowała we mnie agresja wobec ludzi :(

Taki stan trwał pół roku. Zaczęły się rekolekcje wielkopostne i, o dziwo, miała się odbyć jakaś Msza św. z modlitwą o uzdrowienie. Wcześniej dowiedziałam się (na rekolekcjach) że czytanie horoskopów, chodzenie do bioenergoterapeutów itd. może otworzyć furtkę dla złego (niestety, praktykowałam takie rzeczy, szczególnie jak zaczęły się problemy ze zdrowiem). Poszłam do spowiedzi, wyznałam wszystkie grzechy i kamień spadł mi z serca. Całą drogę, idąc do domu, przepłakałam - to nie był zwykły płacz. Jakiś taki głęboki, pochodzący z serca. (Szczerze, ja nigdy wcześniej po spowiedzi nie płakałam.)
Potem wybrałam się na tę Mszę z modlitwą o uzdrowienie I co? Jak ksiądz się modlił nade mną, to modliłam się, by Pan dał mi znak. Wiem, że to nie była podświadomość, to nie były emocje. Wróciłam do ławki. Zaczęłam trząść się jak listek na wietrze. Wróciliśmy do domu, a ja miałam nogi jak z waty. To było dziwne uczucie: nie czuć nóg. Nie mogłam poruszać nimi, nie mogłam iść do łóżka, no i cały czas się trzęsłam. I na zmianę było mi ciepło i zimno. Zęby dzwoniły mi. Do tego czułam w ciele taki niesamowity pokój i chęć modlitwy. Trudno to opisać. Ale z serca chciałam się modlić, jak nigdy.
Na drugi dzień czułam się inaczej. Depresja ustąpiła. W tamtym czasie to był przedsmak mojego nawrócenia. Wszystko powoli wracało do normy. Wróciłam do szkoły. Poznałam chłopaka, poszłam na prawko, chciałam iść na studia, a o Bogu znowu zapomniałam. Do tego wkradła się pycha. No i znowu przez moją głupotę powtórzył się stan depresji. Nie dawałam rady. Rzuciłam znowu wszystko, wróciła nerwica lękowa. Wszystko wywróciło się do góry nogami. Chłopak mnie zostawił, powiedział, że nie chce mieć chorej dziewczyny. Znowu źle się czułam w kościele, chciałam wychodzić itd.
Wtedy przypomniały mi się Msze z modlitwą o uzdrowienie. Niestety, już nie odbywały się w mojej okolicy, a musiałam dojeżdżać 40 km. Po pierwszej Mszy czułam się lepiej, ustąpił ciągły płacz (płakałam non stop przez 2 tygodnie) i nerwobóle. Po kolejnych ustąpiły lęki, przez które miałam kłopoty z wyjściem z domu. Na kolejnych czułam w sercu chłód albo ciepło. Pan zaczął leczyć moje zranienia, wspomnienia. Zaczęłam więcej się modlić, zbliżać do Boga. Poczułam, że On naprawdę jest. Uczestnictwo we Mszy św sprawia mi przyjemność i nie wyobrażam sobie już Mszy św. bez przyjęcia Komunii Św.

Do tego znalazłam cudowną modlitwę różańcową - Nowennę Pompejańską. Po tym, jak nie lubiłam modlić się na różańcu, obecnie ta modlitwa jest moją ulubioną (odmawiam już cały rok). Odmawiam codziennie 3 lub 4 części różańca w zależności od tego, czy mam czas. Dzięki Nowennie otrzymałam kolejne łaski: stan zdrowia bardzo się poprawił, byłam na wizycie u naprawdę profesjonalnych lekarzy, którzy wysłuchali mnie i doradzili - bardzo się cieszyłam, bo zawsze trafiałam na takich, którzy chcieli, by jak najszybciej chory już dał im spokój, zdałam za trzecim razem egzamin na prawo jazdy (co jest dużym sukcesem), idę na studia (nie wiedziałam, gdzie i na jaki kierunek iść, ale modliłam się o to i dostałam znak), moja alergia na pyłki już mnie tak nie męczy (zawsze miałam katar cały rok, a w okresie wiosennym bardzo dawał mi się we znaki). Modlę się także cudownymi modlitwami Tajemnicy Szczęścia i już tylko 4 miesiące pozostały mi do jej zakończenia.

Może to nieprawdopodobna historia, ale mówi to dziewczyna, która była na dnie, a dzięki Panu, który mnie podźwignął wyszłam z tego dna. Jest dużo światła teraz w moim życiu i codziennie czuje jak Pan mnie prowadzi

Pozdrawiam serdecznie i cieszę się, że mogłam podzielić się tym świadectwem.

Agnieszka

« 1 »
TAGI: