Popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę

Kilka lat temu znajomy popełnił samobójstwo, strzelając sobie w głowę. Szok, niedowierzanie. Myśl o słowach które skierował do mnie za życia ”bez maski” – ordynarnego chuligana, którą na co dzień zakładał: „wiesz ja naprawdę taki nie jestem”.

Nie uczestniczyłam w pogrzebie, ale chciałam Jego duszy pomóc. Modliłam się jakiś czas ale zastanawiałam się czy to ma sens. Ksiądz powiedział mi, że powinnam się dalej modlić, miłosierdzie Boże nie zna granic. Uklęknęłam przed Najświętszym Sakramentem i usłyszałam, tak USŁYSZAŁAM wewnętrznie głos, że powinnam się tak modlić jeden rok i tak się stało.

Inny przypadek dotyczy modlitwy różańcowej, którą warto się modlić. Jest to obrona ofiarowana nam przez Pana Boga za pośrednictwem Kochanej Mamusi Maryi. Wracając wieczorem z pracy wsiadłam do busa i zajęłam wolne miejsce obok jakiejś osoby. Modliłam się na różańcu, w ukryciu, trzymałam go nietypowo w kieszeni w lewej ręce. Na zakręcie moje ramię dotknęło ramienia osoby obok mnie siedzącej i oparzyło mnie. Pomyślałam, że ze zmęczenia mam jakieś urojenia, ale gdy się to powtórzyło pomyślałam, że z tą osobą jest coś nie tak. Po chwili ta osoba wstała zamaszyście, wręcz na mnie syknęła i wysiadła. Ani przez chwilę się nie bałam. Rozmowa z Maryją Panną chroni nas Jej dzieci.

Trzecia sytuacja wydarzyła się podczas hospitalizacji naszego synka, który został uratowany przez Pana Jezusa. Ma on wadę serca i był poddany operacji ratującej życie, po czterech dniach pękło naczynko i prof. zdecydował się reoperować. Stan był ciężki, pierwsza próba odłączenia od respiratora okazała się przedwczesna. Zaczynałam histeryzować, tym bardziej, że Ojciec Marek nie zdążył udzielić mu sakramentu namaszczenia chorych. Bóg czuwał, przypomniał mi, że może wszystko. Do GN, przed wyjazdem do Kliniki został dołączony film „Ja jestem” i poprosiłam Ojca Marka aby zaniósł do synka Pana Jezusa, żeby na nim położył. Oprócz tego była Msza Św. i wielu ludzi trwało na modlitwie. W dniu kontaktu z panem Jezusem 24.06.2012 r. (narodzenie św. Jana Chrzciciela) synek dał znać, że „wraca”. Dzień później był już odłączony i mimo innych komplikacji po dwóch tyg. wyszliśmy do domu. Choć miał dopiero 6 m-cy. Obecnie mocno dokazuje, a oprócz kataru nie przechodził żadnych chorób. Wada nie jest do końca usunięta ale ufam, że dobry Bóg i w tym nam dopomoże. Przykry jest tylko fakt, że najbliższa nam osoba - mój mąż, nie wierzy. Słowa Św. Łukasza Ewangelisty Świetnie tutaj pasują Łk. 16, 30-31.

« 1 »
TAGI: