Agonia bogini Apostazji

Prorocy nowej „wolności” ogłosili, że nic tak nie uszczęśliwi człowieka jak apostazja. A ludzie swoje: jak tkwili w Kościele, tak dalej wyzwolić się od niego nie chcą.

No i stało się. Przyszli nowi mesjasze, którzy pragną uwolnić uciemiężony naród od religijnego przymusu. Ledwo się pojawili, a już zaczęli krzyczeć, że apostazja nas wyzwoli, łańcuchy nałożone przez Kościół pękną, a kajdany opadną z poranionych średniowiecznym zabobonem rąk. Wystarczy tylko „wypisać się” z Kościoła. Jak tego dokonać, wyzwoliciele informują na swoich stronach internetowych, aby Polacy nie musieli umierać jako katolicy przez zwykłą niewiedzę. W tym roku prorocy nowej wolności ogłosili nawet uroczyste obchody Tygodnia apostazji. To stylizowane na rewolucję francuską wątpliwej jakości święto zainaugurował nie kto inny, ale sam Janusz Palikot, przybijając (w akompaniamencie mediów) swoją deklarację do drzwi krakowskiej kurii. Chciał się przy tym upodobnić do Marcina Lutra, który w takiej formie ogłosił swoje tezy, rozpoczynając reformację. Lutrowi zabrakło posłuszeństwa, Palikotowi rozsądku.

Czciciele bogini Apostazji głoszą, że ich pani już od kilku lat błogosławi Polsce. Wypisują na forach i wykrzykują na wiecach, że coraz więcej naszych braci i sióstr zrzuciło pęta i porozcinało kościelne powrozy, za które ciągnęli nas przez ostatnie tysiąc lat wredni purpuraci. Jakże bolesne wobec tego były dla nich opublikowane niedawno przez Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego dane, odnoszące się do praktyk religijnych Polaków.  Okazuje się bowiem, że odsetek ochrzczonych uczestniczących w niedzielnej Mszy św. wynosi niezmiennie od kilku lat nieco ponad 40 proc. Na stałym, wysokim w porównaniu z innymi krajami poziomie, utrzymuje się również ilość przystępujących w niedzielę do Komunii. Policzkiem wymierzonym w twarz nowej bogini była informacja o liczbie apostazji, jakie miały miejsce w 2010 r. Otóż w całym kraju, na jakieś 32 mln ochrzczonych, formalnie z Kościołem rozstało się 459 osób.

Prorocy obiecywali, miało być masowe wyzwolenie i co? I nic! Naród wybrany jakoś nie chce opuścić katolickiego Egiptu i pójść za nowymi Mojżeszami. Może dlatego, że ten biblijny prowadził Izraelitów do Boga, do prawdziwej wolności, a współcześni samozwańcy nie mają nic do zaoferowania, poza złudzeniami chwilowych przyjemności?

Tymczasem wiara w narodzie ma się całkiem dobrze. Świadczą o tym nie tylko wspomniane statystyki, ale przede wszystkim coraz częściej pojawiające się oddolne inicjatywy ewangelizacyjne. Oddolne znaczy demokratyczne, nie sterowane programowo przez hierarchię, nie napędzane żadnymi dodatkowymi środkami. Przykłady można mnożyć. Jednym z nich jest akcja „Nie wstydzę się Jezusa”. Breloki z krzyżem i hasłem akcji nosi już blisko milion Polaków. MILION! Czym przy takiej liczbie jest wspomniane 459 osób?

Inny przypadek, mniej medialny, ale równie ważny. Jezusa nie wstydzi się też jedna z kwiaciarek w Tychach. Klientów jej sklepu każdego dnia przed wejściem wita oblicze Jezusa z całunu turyńskiego, wywieszone na sztaludze i zalaminowane, tak po prostu, żeby deszcz nie zniszczył. Ilekroć jadę autobusem i widzę  wizerunek przed kwiaciarnią w moim sercu pojawia się radość, bo wiem, że jest nas wielu, a krzyki piewców apostazji są tyleż głośne, co puste.

Dlaczego krzyczą? Bo muszą. Nie mając nic do zaoferowania, trzeba zrobić dobrą reklamę. Śmierć nie sprzedaje się sama, trzeba jej pomóc. Apostazja, tak samo jak aborcja czy in vitro potrzebuje dobrego marketingu (przeczytaj tekst: Seksedukacja = marketing aborcji). Życie zwykle się nie reklamuje, bo jest stanem naturalnym człowieka. Warto jednak, abyśmy zadali sobie pytanie, czy wobec nachalnej ofensywy marketingu śmierci nie powinniśmy zawrzeć szeregów i życia bronić? Tak jak tyska kwiaciarka okazać tym, którzy wątpią, że to my mamy receptę na szczęście. I to refundowaną w 100 proc. przez śmierć i zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa.

Przeczytaj też informację Najnowsze statystyki praktyk religijnych

 

« 1 »

Wojciech Teister