Nosiciele Polski

Siedząc w amerykańskiej piwnicy u moich rodaków, którzy lata temu wyemigrowali do USA, zobaczyłem, jak piękna jest Polska.

Kolejna rocznica uchwalenia Konstytucji 3 maja przenosi mnie paradoksalnie za Ocean. Dwa lata temu pierwszy raz odwiedziłem USA. Wyjazd naukowy był mieszaniną radości i obaw. Tydzień na amerykańskiej uczelni miał być spełnieniem marzeń, ale perspektywa spędzenia czasu w towarzystwie osób mówiących tylko po angielsku wywoływała we mnie tremę. Szukałem wcześniej jakiegoś miejsca na nocleg i trafiłem na kilka małżeństw ze wspólnoty, w której jesteśmy razem z moją żoną. Zaproponowali w zasadzie wszystko: jedzenie, nocleg, podwózkę pod samą  bramę Uniwersytetu Notre Dame. Co to wszystko ma wspólnego z naszym krajem? Otóż początek maja w licznie wiszących polskich flagach oraz państwowych świętach przypomina nam co roku o tym gdzie żyjemy, mówi o naszej tożsamości. Czy jednak faktycznie ową tożsamość czujemy? Czy słowo Polska wzbudza w nas jakieś drżenie, myśl lub zaskoczenie? Ja podobnych stanów doświadczyłem u bliskich mi osób, którzy od lat mieszkając w Chicago, właśnie mnie, gościa znad Wisły, zarazili Polską.


Piszę pewnie rzeczy dla wielu oczywiste. Nie ma co się dziwić, że wszystko smakuje lepiej w chwili, gdy wiesz, że może Ci czegoś nagle zabraknąć. Ale właśnie tysiące kilometrów od domu człowiek najmocniej może zrozumieć, jak ten dom jest ważny. 


W Hymnie Juliusza Słowackiego padają takie słowa: „Widziałem lotne w powietrzu bociany długim szeregiem. Żem je znał kiedyś na polskim ugorze, Smutno mi Boże!" Dziesiątki razy w ostatnich miesiącach słyszałem te wersety w pięknej interpretacji Sanah, ale dopiero widok oczu naszych rodaków od lat mieszkających z dala od ojczyzny uświadomił mi, jak wielką mają moc. W naszym kraju w zasadzie przyzwyczailiśmy się do sporów i kłótni.  Słowo "polaryzacja" przestało być tajemnicze,  bo na co dzień jej doświadczamy i za Kultem możemy zaśpiewać "Mój dom murem podzielony". W trakcie takich uroczystości, jak rocznica uchwalenia Konstytucji 3 Maja, na kilka chwil milkną polityczne krzyki. Możemy złapać się na tym, że nawet dumni jesteśmy. To wszak w naszym kraju powstała pierwsza w Europie ustawa zasadniczą.

Ale szybko radość z bycia Polakiem cichnie zagłuszona codziennością lub obawą o bycie wyśmianym. Więcej, lepiej z podobnymi tematami się nie wychylać. Wszak piękny patriotyzm tak łatwo bywa mieszany z dalekim od dobra nacjonalizmem. Gdy siedzisz jednak przy stole gdzieś na amerykańskiej ziemi z rodakami pytającymi co w kraju słychać, nagle bardzo mocno przypominasz sobie, że i dla ciebie twój kraj jest ważny. Gdy dyskutujesz z młodym człowiekiem, który urodził się w USA i piękną  polszczyzną nawiązuje z tobą kontakt, szybko rozumiesz, że doświadczasz właśnie  kompleksu rozumiejąc, że mniej widziałeś w Polsce niż On. Gdy słuchasz historii o ucieczce z Polski, która była konieczna, to w lot pojmujesz, że szczęście Ci towarzyszy bez dylematów do rozwiązania trudnych, tak silnie wzmacnianych tęsknotą za miejscami i osobami, które kochasz, a które musisz zostawić.


Wspomniana już przeze mnie Sanah wracając do poezji Jana Lechonia śpiewa: "Da Bóg kiedyś zasiąść w Polsce wolnej, Od żyta złotej, od lasów szumiącej, Da Bóg, a przyjdzie dzień nieustający, Dla srebrnych pługów udręki mozolnej". Słowa te bardzo często pojawiały się w licznych rozgłośniach radiowych. Na YouTubie słyszało je w ciągu ostatniego roku ponad 4 mln osób. Myślę jednak,  że my nie pojmujemy, co one oznaczają. Ich pojawienie się na poetyckiej płycie najsłynniejszej w naszym kraju Pani Zuzanny ma nieocenione znaczenie. Ale pojąć je mogą tylko ci, którzy tęsknią do Bałtyku i Mazur, Bieszczad oraz Tatr.


Rok temu poznałem takie osoby, chyba jedno z najpiękniejszych małżeństw jakie wydziałem. To już od lat emeryci. Z Polski musieli uciec razem z dziećmi  na początku lat 70-tych ubiegłego wieku. Spotkałem ich na Mszy w Boże Ciało, które rok temu spędzałem z moją najstarszą córką pod Chicago. Gdy podeszliśmy do nich, usłyszeliśmy, że pachniemy Polską. Kilka godzin później odwiedziliśmy ich dom, gdzie w piwnicy (słynny amerykański Basement) pokazali nam liczne regały polskich książek, albumów zdjęć, tysiąca wspomnień znad Wisły.


Nie wiem, czy małżeństwo, które wtedy poznałem, odwiedzi jeszcze nasz kraj. Patrząc jednak w ich oczy uświadomiłem sobie, że Grzegorz Ciechowski miał rację śpiewając lata temu o Polsce: "póki my żyjemy ona żyje też".

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Błażej Kmieciak