O nieracjonalności ideologii proaborcyjnej

Co mnie dziwi? Promocja i popularność ideologii „praw kobiet” definiowanych przede wszystkim przez prawo do (jak najmniej ograniczanej) aborcji. Przecież ideologia ta jest nienaukowa, wykluczająca, antyfeministyczna i niepraktyczna.

Aborcja jest złem. W niniejszym tekście nie zamierzam jednak rozpatrywać moralnego aspektu aborcji. Chcę tylko zastanowić się nad tym, dlaczego (jak najszerzej pojęte) prawo do aborcji stało się w wielu środowiskach naczelnym hasłem działalności publicznej i dlaczego niemal zrównano je z prawami kobiet i prawami człowieka. Ostatnio prawo do aborcji weszło, przy powszechnym aplauzie społecznym, do konstytucji Francji. W Polsce zaś drastyczne rozszerzenie tego prawa jest postulowane przez najsilniejszą partię rządzącą. Moje pytanie „dlaczego tak się dzieje?” jest zasadne, gdyż istnieje kilka powodów, dla których ideologia proaborcyjna powinna być passe. Jakie to powody?

Po pierwsze, ideologia proaborcyjna jest nienaukowa. Trudno przecież nazywać nienarodzoną istotę tylko „zlepkiem komórek”, skoro nauka mówi nam tak dużo choćby o formowaniu się (już od pierwszego miesiąca życia) jej organów. Dziwne jest to, że gabinety ginekologiczne reklamują możliwość obserwowania pracy serca dziecka już od drugiego miesiąca ciąży matki, a zarazem tylu zwolenników „praw kobiet” chce, by w tym (i co najmniej w następnym) miesiącu matka mogła dowolnie (ot tak sobie) decydować, czy serce to ma pracować dalej. I dziwne jest to, że (wedle postulatu niektórych polityków) ginekolog (bez względu na rozeznanie własnego sumienia) będzie musiał się tej decyzji podporządkować, wykorzystując sztukę medyczną do tego, co przeczy jej fundamentom. To jest niekonsekwencja pierwsza.

Po drugie, ideologia proaborcyjna jest sprzeczna z ideologią ochrony praw mniejszości. Chronimy mniejszości zdrowotne, mniejszości narodowe lub rasowe, mniejszości seksualne itd. Dlaczego z tej ochrony mielibyśmy wykluczać mniejszość prenatalną? Przecież mniejszość ta odznacza się – jak każda porządna mniejszość – innością, słabością i wieloletnim dziedzictwem wykluczenia. Dlaczego więc ta mniejszość ma być „gorsza” od pozostałych mniejszości? Dziwne, że obrońcy mniejszości głośno bronią każdej mniejszości z wyjątkiem tej jednej. I dziwne jest to, że dziś broni się nawet praw zwierząt pozaludzkich lub praw innych istot żywych, a nie broni się prawa do życia nienarodzonych istot ludzkich. To jest niekonsekwencja druga.

Po trzecie, ideologia proaborcyjna jest antyfeministyczna. Wydaje się, że istotą feminizmu jest upominanie się o szacunek dla kobiet i o dowartościowanie ich ról społecznych. Jedną z tych ról – i to rolą, której z natury nie może spełnić żaden mężczyzna i bez której nikt z nas by nie żył – jest bycie matką. Społeczno-psychologiczną konsekwencją promocji nieskrępowanej aborcji jest deprecjacja tej roli. Dziwne, że feministki, które powinny bronić kobiet, pozbawiają kobiety tego, co je wyróżnia i skazują je na bycie „na obraz i podobieństwo” mężczyzn. I dziwne jest to, że feministki, tyle mówiąc o aborcji (która we współczesnych czasach nie powinna być realną opcją), odwracają uwagę opinii publicznej od rzeczywistych problemów kobiet. To jest niekonsekwencja trzecia.

Po czwarte, ideologia proaborcyjna jest niepraktyczna. Przed nami – jak niedawno pisał mój znakomity sąsiad zza kolumny – „demograficzna apokalipsa”. Cokolwiek byśmy powiedzieli o jej przyczynach, jedno jest pewne: walce z tą apokalipsą nie sprzyja  reklamowanie (nawet tylko pośrednie reklamowanie) aborcji. Owszem, ustawowa liberalizacja (czyli poważne rozszerzenie) prawa do aborcji nie pociąga z konieczności tego, że większość kobiet będzie jej dokonywało. Liberalizacja ta, a tym bardziej towarzyszący jej medialny zgiełk, przyczynia się jednak do rozwoju mentalności typu „aborcja jest OK”, „bycie matką/ojcem jest tylko ciężarem czy obciachem”, „dziecko to wyłącznie kłopot”, „macierzyństwo/ojcostwo można odsunąć, a dziecko usunąć”. Nie oszukujmy się, prawo (i stojąca z nią ideologia) pełni także funkcje formacyjne czy wychowawcze. Dziwne jest to, że w czasach, w których – dla dobra nas wszystkich – powinniśmy wspierać mądre postawy prokreacyjne, nolens volens promujemy coś, co je przekreśla. Dziwne, że medialny chór śpiewa na dwa, kompletnie ze sobą rozmijające się, głosy. To jest niekonsekwencja czwarta.

Cztery powyższe powody i związane z nimi niekonsekwencje czynią ideologię proaborcyjną czymś nieracjonalnym. W tym kontekście warto więc wrócić do pytania, dlaczego ta ideologia jest – pomimo swej jaskrawej nieracjonalności – tak popularna i to popularna w środowiskach ludzi wykształconych, a nawet wśród tzw. intelektualistów. W odpowiedzi na to pytanie pamiętać należy o roli mediów (głównego nurtu), które wyolbrzymiają wyjątki (lub uogólniają tragedie nielicznych osób) oraz zachęcają do tego, by na ich podstawie (wbrew zdrowemu rozsądkowi) formować powszechne normy. Poniżej zwrócę jednak uwagę na dwa inne hipotetyczne czynniki.

Pierwszym czynnikiem jest polityka. Hasła aborcyjne od wielu lat znajdują się na sztandarach lewicy, gdyż są najbardziej wyrazistym elementem jej programu emancypacyjnego. W takiej sytuacji wpływowi politycy, którzy chcą osłabić instytucjonalną lewicę, a nie chcą stracić głosów sporej grupy jej sympatyków, muszą przejąć lewicowe hasła. W efekcie postulaty proaborcyjne zaczynają być propagowane (z różnym natężeniem) w różnych środowiskach: od lewa do centrum, a czasem nawet jeszcze dalej. W ten sposób prawo do aborcji staje się niejako „dobrem wspólnym” większości klasy politycznej i jej elektoratu. Politycy muszą coś robić dla kobiet, a ponieważ nie mają pomysłu, co konkretnie robić, powtarzają starą śpiewkę „więcej aborcji” lub straszą wymyślonymi czarnymi bohaterami, którzy będą zmuszać kobiety do rodzenia. Doświadczenie uczy, że strategia ta może przyczyniać się do sukcesu wyborczego, może jednak też po prostu się znudzić lub zacząć razić swą nachalnością lub radykalnością.  

Ponieważ, jak widać, praktyka polityczna jest względna i zmienna, warto wyeksponować drugi czynnik. Jest nim coś, co – w mych felietonach o narracjach pop-nowoczesności – nazwałem kulturą łatwizny. Po prostu, szybko przyzwyczajamy się do wygodnictwa, do życia bez wysiłku i bez ofiary. Dlatego upowszechniają się wśród nas te ideologie, które nic od nas nie wymagają, tylko mówią o naszych prawach. Oczywiście, trafia do nas idea praw mniejszości, ale pod warunkiem, że idea ta nic konkretnie od nas nie wymaga. (Gdy okazuje się, że jakaś nowoczesna idea zaczyna nas kosztować lub potrzebuje wysiłku czy niedogodności do swej realizacji – jak to się stało z multikulturalizmem lub ekologizmem – zaraz przestaje mieć wzięcie). Ideologia proaborcyjna (głosząc emancypację słabych kosztem jeszcze słabszych) ma jednak to do siebie, że nic nie wymaga, a raczej utwierdza nas w wygodnictwie. Dlatego będzie się ona trzymać mocno, w szczególności wśród leniwych mężczyzn, którym zabrakło odpowiedzialności i cnoty męstwa.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Wojtysiak