S. Bogna Młynarz: Zakony to nie firmy, które muszą powiększać się i pomnażać aktywa

Agnieszka Huf

|

Gość Niedzielny

publikacja 02.02.2024 09:54

Czy życie zakonne jest powołaniem „drugiego sortu” i jakim znakiem dla świata mają być dziś zakonnice, mówi s. Bogna Młynarz ZDCh.

S. Bogna Młynarz: Zakony to nie firmy, które muszą powiększać się i pomnażać aktywa s. Bogna Młynarz ZDCh Roman Koszowski/Foto Gość

Agnieszka Huf: Skoro mamy rozmawiać o powołaniu, to może zacznijmy od określenia, czym ono tak naprawdę jest. „Głosem Pana Boga” – uczą się dzieci na katechezie w podstawówce. A jak to rozumieć w trochę dojrzalszym życiu?

S. Bogna Młynarz ZDCh: Rzeczywiście jest to głos Boga, tyle, że taki, który nie dobiega z zewnątrz, ale rozbrzmiewa wewnątrz człowieka. Nie można go utożsamiać z naszymi potrzebami, zachciankami, pomysłami czy projektami. To jest coś, co odpowiada naszej najgłębszej naturze, temu, kim naprawdę jesteśmy, a co naprawdę do końca zna tylko Bóg. W tym znaczeniu jest to głos Boga. Nie zawsze umiemy się skontaktować z tym głosem w nas i  dlatego powołanie trzeba odkrywać – ono często nie jest dla nas oczywiste, nie jest pierwszą rzeczą, jaka przychodzi nam do głowy. Niemniej jednak jest najbardziej Boże – i najbardziej nasze jednocześnie. 

W tej definicji zawierają się rozmaite powołania. Czym wobec tego to zakonne różni się od wszystkich innych?

W pewnym sensie niczym, bo każde powołanie jest wezwaniem do pełnego rozwoju świętości. Zdaje sobie sprawę, że brzmi to nieco obco, więc, mówiąc trochę prościej: chodzi o pełny rozwój człowieczeństwa, naszej tożsamości i realizację wezwania, które w nas jest. Boże wezwanie istnieje niezależnie czy dotyczy to powołania do małżeństwa, kapłaństwa, czy życia zakonnego. Gdyby szukać wyróżnika, to kapłaństwo i życie zakonne jest wezwaniem do szczególnej służby Bogu i Kościołowi.

Ale do tego każdy z nas jest powołany…

Tak! Życie zakonne nie ma wyższej rangi czy większej godności niż życie w małżeństwie. Zresztą, nie po to tworzymy Kościół, by się porównywać czy rywalizować. Osoby zakonne mają być w Kościele proroczym znakiem Królestwa Bożego. I znowu: każdy z nas ma objawiać to Królestwo, ale naśladowanie Chrystusa w tej formie życia ma stać się Jego szczególnym objawieniem. Ten styl życia ma skłaniać pozostałych ludzi do postawienia sobie pytania: „dlaczego oni żyją w ten sposób”?

Zobacz też:


A to pytanie zdaje się rozbrzmiewać coraz głośniej, bo styl życia osób zakonnych jest dziś dużo bardziej odmienny od stylu życia świeckich, niż było to dawniej. Dzisiejszy świat ma dużo więcej propozycji, z których trzeba zrezygnować, wybierając drogę zakonną. Czy zdaniem Siostry ta odmienność może wpływać na spadek powołań zakonnych?

Nie wiem, czy dawniej styl życia zakonnego był bliższy życiu świeckich, ta różnica istniała zawsze. Ale rzeczywiście coś w tym jest, że dziś ten znak jest mniej zrozumiały. A znak powinien być czytelny dla tego, do którego jest adresowany. I to czasem jest wezwanie do pewnych zmian w formie. Ale nie w istocie, bo trzeba się liczyć z tym, że życie według rad ewangelicznych jest znakiem, „któremu sprzeciwiać się będą", tak jak Jezusowi. Nie możemy sprzeniewierzyć się Ewangelii, by przypodobać się światu. Trzeba wziąć na siebie wszystkie skutki chodzenia za Jezusem – także bycie niezrozumianym, odrzuconym, nieprzyjętym, wyśmianym. To jest wpisane w nasze powołanie.

O zakonnicach czasem mówi się, że to jest powołanie „drugiego sortu”, że rola sióstr ogranicza się do gaszenia świeczek przy ołtarzu. W jednej z książek trafiłam na słowa zakonnicy: nie chcemy być ściereczkami. Ale nie oszukujmy się – w Kościele, jaki pokazuje się światu, siostry stanowią margines. W przestrzeni publicznej widać sporo księży, potem długo, długo nic, trochę świeckich i gdzieś tam na końcu pojedyncze siostry zakonne. Czy czujecie, że macie realny wpływ na Kościół, że jesteście ważną jego częścią?

To, jak jesteśmy postrzegane i jak siebie postrzegamy, ma kilka aspektów. Pewne rzeczy wynikają z samej istoty powołania. Mnisi nigdy nie pchali się do zarządzania Kościołem, unikali przyjmowania święceń kapłańskich, by pozostać w przestrzeni modlitwy i ascezy. Druga rzecz to kwestia kulturowa – w Polsce przez długi czas, praktycznie przez cały okres komunizmu, siostry zakonne mogły działać tylko w ograniczonej mierze. Najczęściej tylko w parafii. Droga do realizacji większości dzieł wynikających z charyzmatów naszych zakonów była zamknięta. Nie można było prowadzić szkół, szpitali, sierocińców. To obecnie się zmienia, ale odbudowanie tego, co było niszczone przez lata, wymaga czasu.  A trzecia rzecz – to wybrzmiało w tym gorzkim „nie chcemy być ściereczkami” – jest to znak czasu, że kobiety chcą w zdrowy sposób wkraczać w różne przestrzenie, w których do tej pory były nieobecne. I to dzieje się nie tylko w wymiarze życia zakonnego, ale w ogóle wrażliwości na prawa osoby i na problem wykluczenia społecznego. Te zdrowe dążenia są ważne, jednak żadne parytety nie sprawią, że poczujemy się ważni i wartościowi. Godność płynie z przynależenia do Chrystusa. W tym znaczeniu życie zakonne jest bardzo wpływowe i stanowi serce Kościoła.

Jak Siostra widzi rolę zakonnic? Kim powinnyście być dla świata?

Jak to wybrzmiało już wcześniej – mamy być znakiem proroczym. I, czy będziemy gdzieś na uboczu, w klauzurze, w miejscach niepozornych, czy przeciwnie – na świeczniku, nie ma znaczenia. Nie definiuje nas to, co robimy, ale kim jesteśmy. Jeśli żyjemy w bardzo głębokiej, osobistej relacji z Jezusem Chrystusem, która w życiu zakonnym określana jest jako relacja oblubieńcza, wyrażona przez śluby zakonne,  to spełnimy swoją misję. I to będzie promieniować w świecie, nawet wtedy, gdy będzie nas mało i po ludzku nie będziemy stanowić wielkiej siły. Nigdzie nie jest powiedziane, że sióstr zakonnych ma być dużo, ale istotne jest, żeby były święte.

Czyli spadek powołań Was nie przeraża?

Jesteśmy ludźmi, więc po ludzku martwimy się o nasze dzieła, o możliwość zastępowania pokoleń. Ale kiedy myślę o tym z Bożej perspektywy, to ogarnia mnie wewnętrzny pokój. Kościół przechodził różne doświadczenia w czasie swoich dziejów. Niewątpliwie teraz jest czas, kiedy to świeccy odgrywają znaczącą rolę w Kościele. Powinniśmy się cieszyć, że ich zaangażowanie wzrasta. Wszyscy mamy być służebni wobec misji Kościoła i Chrystusa, a nie przywiązywać wagi do samych siebie. Dlatego zakonów nie możemy traktować jak firm, które muszą się rozwijać, zakładać nowe filie i mieć większe aktywa. To jest myślenie sprzeczne z duchem Ewangelii. Ilość nie gra roli. Wprost przeciwnie, mała trzódka ufająca Bogu może o wiele więcej, niż zadufana w swoje siły wielka korporacja. Dopiero po drugiej stronie zobaczymy, jakie ciężary świata dźwigały na swoich barkach zakony kontemplacyjne swoją cichą modlitwą. Bo przecież życie zakonne to nie tylko dzieła i zadania, ale też siostry klauzurowe, które modlą się za świat.

Czym dla Siostry osobiście jest powołanie? Co siostra Bogna Młynarz rozumie jako największą wartość życia zakonnego?

Dla mnie jest to związanie się bezpośrednio z Chrystusem, wybór stylu życia, który mnie z Nim łączy na dobre i złe. Bliskość, taką jaką mieli uczniowie w Ewangelii, którzy chodzili za Jezusem i dzielili z Nim Jego styl życia, chwile radosne i smutne, odrzucenie i przyjęcie. Ja się związałam z Chrystusem, żeby dzielić z Nim Jego życie – to jest dla mnie istota powołania. 

Dzień Życia Konsekrowanego to okazja do składania życzeń. Czego więc życzyć siostrom zakonnym?

Myślę, że autentycznego przeżywania samej istoty konsekracji. Jak każdy, jesteśmy narażone na rozmieniane życia na drobne sprawy, które są pilne, ale nieważne. Tymczasem prawdziwa radość płynie z doświadczenie przynależenia do Jezusa. Więc życzyłabym powrotu do korzeni, a dzięki temu okrycia na nowo źródła radości bycia osobą konsekrowaną. 

Tego zatem siostrze życzę!

Zobacz też:

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.