Być jak wpływaczka

Agata Puścikowska

|

GN 29/2019

Ważne, by w internecie pokazać wszystko, co się robi, często na żywo. I gadać, gadać, gadać…

Być jak wpływaczka

Dialog: „Kim będziesz, dziecko, gdy dorośniesz?”. „Będę influencerką”. „Czyli kim?” „Wpływaczką”.

Rozmowa podobno miała miejsce naprawdę. Sześciolatka odpowiedziała tak na pytanie o wybór zawodu w przyszłości. Sześciolatka! Nastolatki mają doskonały przegląd przeróżnych instagramowych, youtube’owych i innych gwiazdek: influencerek właśnie. Kim oni są? No właśnie… nie bardzo wiadomo. Ale to akurat nie ma znaczenia. Licealistki, studentki, pracownice dyskontów, domorosłe kreatorki stylu czy makijażu, zamawiaczki ciuchów przez internet itd. Ważne, by w internecie pokazać wszystko, co się robi, często na żywo. I gadać, gadać, gadać. O wszystkim, a więc o niczym. W zasadzie jest to nawet zabawne, bo niektóre „wpływaczki” mają w oczach młodzieńczą radość. Ciekawe to doświadczenie, chociaż na dłużej taka paplanina jest męcząca. Gorzej, jeśli takie influencerki stają się swoistymi autorytetami dla młodzieży i dzieci. Bo czym innym jest obserwacja, krytyczna i z dystansem, gwiazdek przez osobę w miarę dojrzałą, a czym innym zachwyt małolaty nad internetową „boginią”. Dopóki paple ona wyłącznie na temat makijażu, to pół biedy. Chociaż filmik o stylizacji brwi może wbić w podłogę: do tegoż zabiegu, według vlogerki, potrzeba tyle kosmetyków i ustrojstw o dziwnych nazwach, że nie wiadomo, jak to w łazience pomieścić. Gorzej, jeśli influencerka prawi o życiu, wyborach, wartościach. A dziesiątki tysięcy młodych dziewcząt nie tylko ogląda, ale przyjmuje te mądrości i chce naśladować. Być jak dziewczyna z YouTube’a – to marzenie wielu nastolatek.

Czy to groźne? Tak, dla tych dziewcząt, które nie czytają, nie słuchają, nie przyjmują niczego więcej niż ta radosna paplanina. I dla tych, które w przemowach influencerek odnajdują własny świat, tępo go naśladując. Takie naśladowanie, bez odrobiny krytycyzmu, zabija kreatywność i może być skuteczną blokadą rozwoju. Mniej groźne jest ono natomiast dla tych, którzy w realnym świecie mają autorytety, przyjaźnie, fajne relacje z rodziną.

Niedawno jedna z influencerek pokazała zdjęcie, z którego wynika, że gdy czyta (sic!) książki, obok niej leży płyn do zmiękczania tkanin. Za co prawdopodobnie dostała od producenta sowite wynagrodzenie. Internauci wyśmiali tę radosną, zapachowo-czytelniczą twórczość. Czy wychowane na „wpływaczkach” młode pokolenie za kilka lat również dostrzeże podobne absurdy?•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.