Nowy numer 13/2024 Archiwum

Dzieci są najlepszą widownią

Edward Kabiesz: Dlaczego realizuje Pan filmy dla dzieci?

Andrzej Maleszka: – Uważam, że dzieci stanowią najlepszą widownię. Są otwarte zarówno na wyobraźnię i fantastykę, jak i na realność. Widz dorosły po wyjściu z kina od razu wraca do rzeczywistości. W umyśle dziecka, może nie zawsze, ale bardzo często, obejrzana opowieść zostaje na długo. Dlatego mam poczucie, że robię coś potrzebnego, że buduję w moim widzu wyobraźnię. Reżyserowanie filmów jest strasznym wysiłkiem. Robienie tego wyłącznie dla pieniędzy czy nagrody, moim zdaniem, się nie opłaca.

Jest Pan najczęściej nagradzanym za granicą polskim reżyserem. Czy to pomaga w realizacji kolejnych projektów filmowych?
– Emmy Award to, o ile pamiętam, już dwudziesta czwarta nagroda dla serialu „Magiczne drzewo”. Nagrody oczywiście w jakimś stopniu ułatwiają zdobywanie środków na nowe realizacje, jednak w mniejszym stopniu w Polsce. Ostatnio mogłem realizować film w Niemczech, ale jestem Polakiem i robię te filmy tutaj. Ważny jest dla mnie kontakt z aktorami dziecięcymi, grającymi w filmie, a to jest łatwiejsze, jeżeli mówimy w jednym języku.

Filmy dla dzieci i młodzieży z czasów PRL nadal cieszą się ogromną popularnością. Nowych produkcji powstaje niewiele. Dlaczego?
– Jednym z powodów jest koszt produkcji. Drugim fakt, że obecnie więcej jest produkcji animowanych. I nie są to tzw. filmy rysunkowe skierowane dla młodszej widowni, jak to było kiedyś. Teraz robi się filmy animowane, które mają bardzo realistyczny wyraz. Próbują one zastępować filmy, w których dziecko może obejrzeć swojego rówieśnika, kogoś, z kim się utożsamia na ekranie. Moim zdaniem jest to droga błędna. Żywy bohater dziecięcy, niezależnie od efektów specjalnych, jest czymś absolutnie najważniejszym dla widza dziecięcego. I dlatego te stare polskie filmy cieszą się powodzeniem. Tam proporcja pomiędzy dzieckiem a całą tą maszyną efektów była zupełnie inna. Te efekty dzisiaj wydają się nam naiwne, ale bohater dziecięcy był bardzo istotny. Dobrze zrobiony film dla dzieci jest filmem uniwersalnym. Jeżeli emocje i relacje pomiędzy samymi dziećmi, a także dziećmi i dorosłymi są pokazane prawdziwie, to wtedy taki film przekracza granice kulturowe.

W jaki sposób znajduje Pan odtwórców głównych ról dziecięcych?
– Częściej niż na castingach szukam młodych aktorów bezpośrednio w szkołach. Tam mam szanse zobaczenia wszystkich dzieci, także tych nieśmiałych, tych, które uważają, że nie potrafią zagrać. Najczęściej szukam dzieci jeszcze w czasie pisania scenariusza, co pozwala mi lekko korygować scenariusz stosownie do predyspozycji danego dziecka. Ruch jest naturalną ekspresją dziecka. Pisząc scenariusz, buduję takie sytuacje, żeby dzieci były dynamiczne. By mogły biegać czy krzyczeć. To pomaga im grać.

Czy w filmach dla dzieci potrzebny jest morał?
– Nie wierzę w skuteczność morału wyrażanego słowami. Film musi nieść dobrą energię, dobre przesłanie. Staram się też, by np. negatywny bohater w moim filmie uległ jakiejś przemianie. Próbuję mu dać szansę bycia lepszym.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza