Nowy numer 13/2024 Archiwum

Dobro złem osiągaj

Myśl wyrachowana: Gdy cel uświęca środki, cała świętość idzie w środki.

Jakiś czas temu wystąpił w radiowej „Jedynce” Wojciech Giełżyński, dziennikarz i podróżnik. Prowadzący audycję zapytał go, dlaczego współpracował z bezpieką PRL. Gość odparł, że przed laty dano mu do wyboru: „Albo będziesz współpracował, albo zostaniesz księgowym”. A on chciał być dziennikarzem.
– A czy dziś nie uważa pan, że jednak lepiej było zostać księgowym? – zapytał gospodarz programu.
– Wtedy nie napisałbym sześćdziesięciu książek i nie zwiedziłbym osiemdziesięciu krajów – odpowiedział Giełżyński. I wyraził przekonanie, że te jego osiągnięcia pozwoliły mu „nadrobić większą część tamtych błędów”.

Ludzkość jest wdzięczna, że w czasach, gdy musiała siedzieć uwięziona za żelazną kurtyną, jeden jej przedstawiciel hasał sobie po osiemdziesięciu krajach i nadrabiał swoje błędy. (Zauważyli Państwo, jak grzechy zmieniły się raptem w błędy?)

Wielka to, zaiste, zasługa, napisać sześćdziesiąt książek. Gdyby autor wydawał je własnym sumptem, nie biorąc za nie pieniędzy, można by się jeszcze zastanowić. Ale cóż to za zasługa, że ktoś robi to, co lubi i jeszcze mu za to płacą? Miliony ludzi chętnie by się z nim zamieniły. Iluż jest chorych, którzy muszą leżeć w łóżkach albo siedzieć na wózkach. Oni wszyscy z pocałowaniem ręki przejęliby każde, nawet najbardziej wyczerpujące zajęcie ludzi zdrowych.

Żałosna jest skłonność tych „poświęcaczy” do zakładania aureoli na wszystko, co robią. Do opowiadania, jak też to się trudzą „dla chwały Bożej”, do jakich to poświęceń są zdolni „ku chwale Ojczyzny” i „dla dobra publicznego”.

Dla chwały Bożej to można jedynie przyjąć trudną wolę Bożą. Na przykład tak, że się zostanie księgowym, a nie dziennikarzem. Bo, sądząc z Biblii, Pan Bóg nie potrzebuje naszych osiągnięć, tylko wierności. Zwycięstwa są Jego sprawą, naszą – tylko walka.

I paradoksalnie ci, którzy ze względu na uczciwość rezygnują z zaszczytów i kariery, otrzymują znacznie więcej, niż się wyrzekli. Niejaki Karol Wojtyła nie zabiegał o zaszczyty, nie sprzedawał honoru za paszport, a został papieżem. Taka to już Boża ekonomia. Pan Bóg ma przedziwną słabość do tych, co Mu ufają. Do Abrahamów, którzy są gotowi oddać Mu ukochanych Izaaków, choć wiązali z nimi największe nadzieje.
Jeśli się z tym nie zgodzimy, musimy przyznać rację Machiavellemu, który wymyślił, że cel uświęca środki. Jeśli tak uważa ktoś niewierzący, można to jeszcze jakoś zrozumieć. Jeżeli jednak to samo twierdzi osoba religijna, gorszy tych najmniejszych. Mówi im, że Bóg nie panuje nad tym światem. Że nie policzył włosów na naszych głowach ani nawet głów. Że wszystko zależy od naszego sprytu i kombinatorstwa, i każdy sam musi zatroszczyć się o swoją przyszłość. Każdymi środkami. Po trupach.
Ale wtedy, niestety, będą tam też trupy wiary i moralności.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy