Nowy numer 13/2024 Archiwum

Ryż Pol Pota

Niedawny proces Czerwonych Khmerów w Kambodży był symbolicznym rozliczeniem z okrutną dyktaturą. Pierwszy raz w historii przed między¬narodowym trybunałem sądzono reżim komunistyczny.

Komunizm nie miał swojej Norymbergi. Na ławie oskarżonych społeczność międzynarodowa nigdy nie chciała, nie mogła lub nie zdążyła posadzić takich zbrodniarzy, jak Lenin, Stalin, Mao, Che Guevara, Castro, czy wielu komunistycznych kacyków z Europy Środkowo-Wschodniej. Były pojedyncze procesy lub próby rozliczeń w poszczególnych krajach. Nigdy jednak społeczność międzynarodowa, głosem sędziów ONZ-owskiego trybunału, nie powiedziała jasno i wyraźnie: komunizm w każdej postaci i w każdym kraju był i jest systemem zbrodniczym.

Proces Czerwonych Khmerów, odpowiedzialnych za zagładę blisko 2 milionów osób, jest spóźnioną próbą wypełnienia tej luki w świadomości historycznej. Na ławie oskarżonych nie zasiadł jednak główny autor khmerskich zbrodni, zmarły w 1998 roku Saloth Sar, znany w świecie jako Pol Pot. Były mnich buddyjski, miłośnik poezji, student paryskiej Sorbony, niedoszły inżynier, wielbiciel filozofii Sartre’a. W jednym z ostatnich wywiadów na pytanie dziennikarza, czy chciałby przeprosić za cierpienia, jakie spowodował, wyraźnie zbity z tropu Pol Pot zwrócił się do tłumacza: „Mógłbyś, proszę, powtórzyć pytanie?”.

Orwell „na żywo”
„Wszyscy jesteśmy równi, ale niektórzy umieją lepiej widzieć w mroku. Pozwólcie nam, którzy widzimy w mroku trochę lepiej, pójść przodem”. Cytat z „Roku 1984” Orwella? Ciepło. To fragment manifestu Czerwonych Khmerów, którzy proroctwo brytyjskiego pisarza wypełnili z wyjątkową dokładnością, i to dużo wcześniej, niż przewidywał autor nie takiej znowu utopii. W kwietniu 1975 roku walcząca dotąd w dżungli partyzantka, złożona głównie z kilkunastoletnich chłopców dowodzonych przez rewolucjonistów, w połowie posiadających dyplomy paryskich uczelni, wkroczyła do stolicy Kambodży, Phnom Penh.

Obaliła w ten sposób proamerykańską dyktaturę generała Lon Nola (tego, którego Kissinger tak charakteryzował Nixonowi: „Lon Nol – wiemy o nim tyle, że jego imię i nazwisko pisane od tyłu brzmi tak samo”). Większość społeczeństwa zmęczonego długoletnią wojną wietnamską i domową, wyczerpana zwłaszcza po milionach ton zrzuconych amerykańskich bomb, witała z nadzieją nowych przywódców. Jeden ze szwedzkich reporterów tak opisał wkroczenie Czerwonych Khmerów: „Dla przybysza ze Szwecji był to wspaniały widok. Nigdy wcześniej w życiu nie przeżyłem tak pięknej sceny. Byłem szczęśliwy, czułem ulgę i poruszony tym, co widzę, nie potrafiłem powstrzymać łez”. To była ostatnia depesza z Kambodży. Później zamilkły wszystkie telefony i radiostacje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny