Nowy numer 17/2024 Archiwum

Szpieg w Czarnobylu

W odpowiedzi na serial HBO Rosjanie nakręcą własną wersję wydarzeń w Czarnobylu.

Trochę trwało zanim doczekaliśmy się serialu o tragedii w Czarnobylu, ale warto było poczekać. Nie mam wątpliwości, że „Czarnobyl” to jeden z najlepszych seriali, jakie znajdziemy w serwisach wideo na życzenie. To oczywiście fabuła, a nie dokument, jednak twórcy znakomicie oddali realia schyłkowego okresu ZSRR, kiedy rozgrywa się czarnobylska tragedia. Są tu również wątki fikcyjne, ale większość bohaterów jest autentyczna. Podobnie jak przedstawione na ekranie wydarzenia. Poznajemy okoliczności, w jakich doszło do tragedii i osoby, które odegrały rolę w akcji ratunkowej. Śledzimy reakcje mieszkańców miasta, akcję ratunkową z udziałem strażaków i próby bagatelizowania sytuacji przez władze.

Wstrząsające wrażenie wywiera zwłaszcza czwarty odcinek  serialu, który rozgrywa się kilka miesięcy po wybuchu. Przedstawia on akcję likwidacji szkód wyrządzonych przez wybuch i ewakuację mieszkańców, którzy nie zdają sobie sprawy z zagrożenia, jakie niesie promieniowanie. Znakomita gra aktorów, wiarygodnie oddana atmosfera polityczna i społeczna, w jakiej toczy się akcja, podkreślają autentyzm filmowej opowieści.

Nie trzeba było długo czekać na krytykę serialu ze strony rosyjskiej, która oskarżyła twórców o przekłamania i szerzenie antyrosyjskiej propagandy. Do roboty wzięła się  państwowa telewizja NTV, która nakręci własny serial przedstawiający prawdziwą wersję wydarzeń. Reżyser Aleksiej Muradov oznajmił, że w filmie znajdzie się agent CIA, który zinfiltrował elektrownię i doprowadził do katastrofy.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Dziennikarz działu „Kultura”

W latach 1991 – 2004 prezes Śląskiego Towarzystwa Filmowego, współorganizator wielu przeglądów i imprez filmowych, współautor bestsellerowej Światowej Encyklopedii Filmu Religijnego wydanej przez wydawnictwo Biały Kruk. Jego obszar specjalizacji to film, szeroko pojęta kultura, historia, tematyka społeczno-polityczna.

Kontakt:
edward.kabiesz@gosc.pl
Więcej artykułów Edwarda Kabiesza