Pierwszy raz moją Sareptę odkryłem we Wrocławiu.
Na czwartym roku studiów znalazłem się bez dachu nad głową. Waletowanie u znajomych zaczynało być uciążliwe. Pewnego razu ktoś mi powiedział: „Pomódl się szczerze i otwórz Słowo. Zobaczysz, że Bóg przewidzi rozwiązanie”. Otwarłem. Była to Pierwsza Księga Królewska: „Wówczas Pan skierował do niego to słowo: »Wstań! Idź do Sarepty koło Sydonu i tam będziesz mógł zamieszkać, albowiem kazałem tam pewnej wdowie, aby cię żywiła«. Wtedy wstał i zaraz poszedł do Sarepty”. Kilka dni później, po jakiejś liturgii w parafii, podeszła do mnie pewna starsza pani: „Szukasz ponoć mieszkania. Zapraszam do siebie. Mam wolny pokój”. Wandzia była samotną wdową. Dokładałem się do jej budżetu domowego, ona za to nie tylko dała mi ładny pokoik, ale i przygotowywała kolacje.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.