Zapytano św. Ignacego Loyolę, czy gdyby ktoś zniszczył jego dzieło życia: Towarzystwo Jezusowe, byłby w stanie to zaakceptować. Ten odpowiedział: „Nie. Potrzebowałbym wcześniej pół godziny modlitwy”.
Ten sam święty uczył swych naśladowców, że kto nie poświęca choćby godziny dziennie na dialog z Bogiem, ryzykuje swoje zbawienie. Rozmawiałem kiedyś o tym z o. Stanisławem, misjonarzem jezuitą, podczas misji w Nowosybirsku. – Syberia jest trudna – mówił. Ludzie z nieufnością podchodzą do misjonarzy. Nie wierzą, że istnieje zwycięstwo nad grzechem i że w Bogu można osiągnąć niewinność życia. – Bóg wystarczy? To niemożliwe. Kiedy jesteś próbowany samotnością, kiepskim zdrowiem, nieporozumieniami z innymi, brakiem sukcesu… i w dodatku jakaś niewiasta wręcz wpycha ci się do sypialni – ciągnął swe zwierzenia o. Stanisław. Tu, na Syberii, nauczyłem się modlić. Przynajmniej godzinę rano. I jeśli to możliwe, także wieczorem. Wiem, co św. Ignacy miał na myśli. Głupi się nie modli.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.