Nowy numer 13/2024 Archiwum

Gra Syrią

Co takiego się stało, straszniejszego niż w ciągu 7 lat wojny w Syrii, że właśnie teraz Amerykanie prężą muskuły i grożą odwetem?

Gra Syrią, którą obserwujemy od 7 lat, jest na tyle złożona, że trudno w tym miejscu kolejny raz rozkładać ją na czynniki pierwsze. Każdy, kto śledzi wydarzenia w Syrii od początku konfliktu, wie, że to żadna wojna domowa, tylko autentyczna wojna światowa prowadzona przez mocarstwa regionalne i światowe na cudzym terytorium.

Obserwując ostatnią reakcję strony amerykańskiej na – rzekomy lub prawdziwy – atak z użyciem broni chemicznej, trudno nie postawić prostego pytania: co w tym ataku jest tak tragicznego, czego nie było w poprzednich, że właśnie teraz w stronę Syrii podąża amerykański lotniskowiec, a w ciągu kilkudziesięciu godzin może dojść do ataku z powietrza na cele wojska syryjskiego; dlaczego w przypadku tego ataku USA ogłosiły bez cienia wątpliwości, że dokonał go Asad, podczas gdy wcześniej o niemal podobny atak na cele kurdyjskie była oskarżona armia turecka, która w tak samo krótkim czasie została „oczyszczona” z zarzutów; jeśli nawet doszło do ataku z użyciem broni chemicznej, co jest właściwie w nim tragiczniejszego pod względem liczby ofiar niż w czasie innych, bardziej zmasowanych ataków; czym się różnią te ofiary od ofiar masowych zbrodni dokonywanych wcześniej przez tzw. Państwo Islamskie, ale też przez inne organizacje terrorystyczne, które były co najmniej tolerowane tylko dlatego, że walczyły z Asadem, którego Zachód i Arabia Saudyjska chcą usunąć…

Pytań oczywiście jest więcej. I wcale nie należy wykluczać, że właśnie wojska Asada tym razem dokonały ataku z użyciem broni chemicznej. Tylko reakcja Amerykanów, którzy właśnie taki atak (tak, tak, konwencje, czerwone linie i inne wytrychy, które rzekomo dopiero uzasadniają reakcję międzynarodową) uznali za powód do odwetu, byłaby może i wyłącznie infantylna, gdyby nie podejrzenie graniczące z pewnością, że to nie odruch wywołany ckliwym wzruszeniem (wcześniej nie było powodów do ocierania łez?), tylko chłodna analiza strat, jakie USA już poniosły na Bliskim Wschodzie i jakie mogą ponieść, jeśli ostatecznie wycofają się z Syrii.

Wszyscy widzą, że bez Iranu i przede wszystkim Rosji, która pomagała Asadowi, nie da się dziś rozwiązać syryjskiego dramatu. Nagły zwrot akcji i zdecydowany atak amerykański na cele syryjskie ma być próbą odrobienia strat. Tyle że na tym etapie grozi to już dużo poważniejszym konfliktem. Tym razem może to być bezpośrednie starcie mocarstw. Oczywiście na cudzym poligonie. I z ofiarami, jak zawsze, wśród cywilów. W większej skali niż niejeden domniemany atak chemiczny.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Jacek Dziedzina

Zastępca redaktora naczelnego

W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.

Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny