Nowy Numer 16/2024 Archiwum

O lekarzach rezydentach

Młodym lekarzom można płacić i 10 tys. zł miesięcznie a na zdrowie wydawać i 20 proc. PKB, a i tak nie rozwiąże to problemów polskiej służby zdrowia.

Protest lekarzy rezydentów wydaje się słuszny. Lekarz nawet młody, powinien zarabiać więcej, niż obecne 2275 zł. Żeby to sobie uzmysłowić, wystarczy prosty eksperyment logiczny. Ile bylibyśmy w stanie zapłacić prywatnie lekarzowi, nawet młodemu, gdybyśmy musieli wydać u niego pieniądze z własnej kieszeni. Jeśli sumę tą pomnożymy przez liczbę pacjentów, którym młodzi lekarze pomagają w ciągu miesiąca, wyjdzie pewnie całkiem niezła suma.

Lekarze powinni dużo zarabiać. Nie dlatego że ich praca jest trudna i wymaga olbrzymiej wiedzy. I wcale nie dlatego, że ich praca wiąże się z olbrzymią odpowiedzialnością. Zarobki lekarzy powinny być duże, bo nasze zdrowie jest dla nas niezwykle ważne. Na wolnym rynku czyjaś praca jest tyle warta, ile ktoś jest w stanie za nią zapłacić. A skoro zdrowie jest dla nas ważne, to na wolnym rynku bylibyśmy w stanie lekarzom, nawet młodym, naprawdę dużo zapłacić.

W służbie zdrowia nie mamy jednak wolnego rynku. Przynajmniej w dużym stopniu. O pieniądzach wydawanych na nasze leczenie decydują za nas urzędnicy. A kiedy ktoś inny decyduje za nas, to raczej niewiele pieniędzy chcemy pakować w taki interes. Kiedy więc słyszymy, że lekarze rezydenci chcą od urzędników (bo premier i minister zdrowia są urzędnikami) więcej pieniędzy, to wewnętrznie czujemy sprzeciw. Choć gdyby zależało to tylko od naszych prywatnych pieniędzy, to młodzi lekarze mogliby pewnie zarabiać i 10 tys. zł.

Trudno jest jednak wprowadzić w służbie zdrowia całkowicie wolny rynek. Zdrowie Polaków jest jednak kwestią pewnej solidarności narodowej i pewien udział państwa jest w tej sferze konieczny. Ale fakt, że lekarze konkurują o nasze pieniądze za pośrednictwem urzędników, nie czyni systemu bardziej rynkowym ani o jotę. Wręcz przeciwnie, system oparty na rywalizacji o kontrakty z NFZ tworzy tak dużo dziur przez które przeciekają pieniądze z naszych składek, że dla młodych lekarzy starcza tylko na marne 2 tys. zł.

Możemy na służbę łożyć i 20 proc. PKB, ale bez zmian systemowych nie uda się polepszyć jej jakości. Skoro tą sferę działania państwa trudno sprywatyzować, to warto wpuścić w nią jak najwięcej wolnego rynku. A przede wszystkim wyznaczyć wyraźną granicę między tą częścią, za którą odpowiada przed wyborcami minister swoją głową, a tą częścią, za którą odpowiadamy my swoimi portfelami. I wtedy rozmowa z lekarzami rezydentami mogłaby wyglądać inaczej.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Bartosz Bartczak

Redaktor serwisu gosc.pl

Ekonomista, doktorant na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach specjalizujący się w tematyce historii gospodarczej i polityki ekonomicznej państwa. Współpracował z Instytutem Globalizacji i portalem fronda.pl. Zaangażowany w działalność międzynarodową, szczególnie w obszarze integracji europejskiej i współpracy z krajami Europy Wschodniej. Zainteresowania: ekonomia, stosunki międzynarodowe, fantastyka naukowa, podróże. Jego obszar specjalizacji to gospodarka, Unia Europejska, stosunki międzynarodowe.

Kontakt:
bartosz.bartczak@gosc.pl
Więcej artykułów Bartosza Bartczaka