Nowy numer 13/2024 Archiwum

Pan Mariusz chwali się, bo nie wie czym

"My znowu dzisiaj ubrani na czarno, znowu zbieraliśmy podpisy pod projektem liberalizującym aborcję" – napisał mi. Odpisałem.

Aborcyjny projekt, zwany bałamutnie „Ratujmy kobiety”, o którym trąbią dziś lewicowe media, to odgrzana wersja podobnego projektu z zeszłego roku. Wówczas również środowiska lewicowo-feministyczne zbierały podpisy za możliwością nieskrępowanego zabijania dzieci. Dostałem wtedy listy od dwóch panów, którzy w uprzejmym tonie pochwalili się swoim udziałem w zbieraniu podpisów za tym projektem.

Jeden z nich odezwał się ponownie kilka dni temu, aby poinformować mnie o swoim kolejnym proaborcyjnym zaangażowaniu w ostatni wtorek, zwany przez feministki czarnym.

„Szanowny Panie Redaktorze. A my znowu dzisiaj ubrani na czarno, znowu zbieraliśmy podpisy pod projektem liberalizującym aborcję, może Pan za nas odmówić różaniec!” – napisał pan Mariusz, który, choć jest dumny ze swej działalności, to jednak jego nazwiska nie ujawnię. Ujawnię jednak, co mu odpisałem:

„Szanowny Panie. Nie potrzebuję Pana zgody na odmawianie różańca za kogokolwiek, niemniej dziękuję za zwrócenie mojej uwagi na osoby szczególnie tego potrzebujące. Proszę się nie łudzić, że oburza mnie Pana postawa. Nie oburza mnie, raczej motywuje do działań uświadamiających, czym jest aborcja, której swobody Pan się domaga. Wiem przecież, że ktoś te podpisy zbiera i spodziewam się, że takie osoby niekoniecznie są dyszącymi żądzą mordu psychopatami. Raczej są osobami podejmującymi »kroki bezrefleksyjne«. Sądzę, że Pan właśnie zaniechał refleksji nad istotą aborcji, a zadowolił się pustymi sloganami o ratowaniu kobiet. Znam kobietę, która skorzystała z takiego »ratunku«. Długo i ciężko z tego powodu cierpiała, aż doczekała prawdziwego ratunku od Jezusa Chrystusa. Dziś pomaga ofiarom takiego »ratowania«, za jakim Pan zbiera podpisy. Gdyby Panu opowiedziała swoją historię, zobaczyłby Pan własne zaangażowanie w nieco innym świetle niż je widzi teraz. Myślę, że – gdybym ją poprosił – zgodziłaby się powiedzieć Panu, jak w praktyce wygląda ta »godność kobiet«, o którą Pan walczy. Chce Pan?”.

Pan Mariusz chyba nie chce, bo się już nie odezwał. Pomyślałem jednak, że może chciałby tego jakiś inny aktywista, podobnie zatroskany o „dobro kobiet”. Jeśli tak, to proszę o kontakt. Warto wiedzieć, co się robi, gdy się walczy o takie rzeczy. Sprawa jest przecież – dosłownie – śmiertelnie poważna, czyż nie?

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Franciszek Kucharczak

Dziennikarz działu „Kościół”

Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.

Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka