Nowy numer 13/2024 Archiwum

Z Bieszczad nad Bałtyk po wątrobę dla Józia

Akcja ma wspomóc 8-letniego Józia, który urodził się z atrezją dróg żółciowych. Potrzebny jest przeszczep wątroby, a koszt to ponad 600 tys. zł. - Rodzice zwrócili się do Fundacji Dzieciom "Zdążyć z pomocą", a ja znalazłem Józia na ich stronie - mówi Andrzej Derwich.

Biegacz ruszył 8 dni temu z bieszczadzkiego szczytu Opołonek, najbardziej na południe wysuniętego punktu w Polsce. Metę wyznaczył sobie w Jastrzębiej Górze, w punkcie naszego kraju najbardziej wysuniętym na północ. Ma do przebiegnięcia 857 km. Właśnie przemierza diecezję radomską. Gdy będzie ją opuszczał na moście na Pilicy w Białobrzegach, przebiegnie równe 400 km.

Andrzej Derwich biegnie zupełnie charytatywnie. Jak mówi, nie jest też spokrewniony z Józiem. Są tylko sąsiadami, ale tak po bieszczadzku. - Gdy spotkałem się z rodzicami Józka, okazało się, że oni, podobnie jak ja, pochodzą z Bieszczadów. Mieszkaliśmy około 25 km od siebie. Jak na bieszczadzkie warunki, to po prostu sąsiedzi - śmieje się biegacz, choć widać na jego twarzy nie tylko zmęczenie, ale także lekki grymas bólu.

Z Duszanem Augustynem w parku Kościuszki w Radomiu   Z Duszanem Augustynem w parku Kościuszki w Radomiu
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość
Właśnie wbiegł do centrum Radomia. Wczoraj miał przerwę, z powodu kontuzji - zerwał mięsień piszczelowy. - Mam nadzieję, że kości wytrzymają. Codziennie boli coś innego i coś nowego. Jedyne, co mnie nie boli, to ręce. Ale to nic - mówi A. Derwich.

Stoimy w parku Kościuszki. Obok zatrzymuje się dwóch młodych ludzi. - Co to jest? Jakaś akcja charytatywna? - pytają. Gdy otrzymują wyjaśnienia, mówią z uznaniem: - Skoro tak, to wielki szacun dla tego pana - mówi Sławomir Majer. - Sam, gdyby nie śruba w nodze, też bym w czymś takim pobiegł - dodaje Bartłomiej Barcikowski, kolega Sławka.

Choć Andrzej biegnie sam, ma zaplecze. To samochód. Kieruje nim Duszan Augustyn.

Ten samochód towarzyszy biegaczowi   Ten samochód towarzyszy biegaczowi
ks. Zbigniew Niemirski /Foto Gość
- Moim zadaniem jest czytanie zaplanowanej trasy. Organizowanie noclegów, zapewnienie bezpieczeństwa. Rozdajemy też ulotki. Ludzie podchodzą bardzo życzliwie. Czasem stoją z termosami, pomagają, dopingują - mówi Duszan, pochodzący z Bieszczadów przyjaciel Andrzeja.

Józek czeka na pomoc. "Urodziłem się w 2007 r. Kocham góry i wspinaczkę - tam uczę się być odważny i wierzyć, że niemożliwe staje się możliwe. Przede mną konieczny i najważniejszy szczyt do zdobycia - przeszczep wątroby" - można przeczytać na stronie "Wesprzyj Józia" w internecie.

"Atrezja to wrodzona wada polegająca na zarośnięciu, niedrożności dróg żółciowych. Żółć niewydostająca się z wątroby uciska na jej komórki, powodując proces zapalny, a w konsekwencji jej włóknienie i marskość. Józek przeszedł operację metodą Kasai. Długo żyliśmy nadzieją, że wyzdrowieje. Niestety, obecnie stan jego zdrowia nie pozostawia na to nadziei. Jego wątroba jest marska. Ma ogromną śledzionę, nadciśnienie wrotne, żylaki przełyku, popękane naczynka na twarzy, jego brzuszek jest często opuchnięty. Jedynym rozwiązaniem, które daje nadzieję na zdrowsze życie w przyszłości, jest przeszczep wątroby" - piszą rodzice Olga i Andrzej Ripperowie. Odwiedzili biegacza na trasie i bardzo mu kibicują. Dziękują też za wsparcie.

Jak pomóc? Są dwa sposoby: przekazanie darowizny i przekazanie 1 procenta. Szczegóły tutaj.

Z Bieszczad nad Bałtyk po wątrobę dla Józia  

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama