Wrażliwość na dobro nie oznacza przymykania oczu na skorumpowane mechanizmy życia publicznego.
Zastanawiam się, czy to wykoślawiona pobożność, czy po prostu cynizm w bronieniu za wszelką cenę „swoich”. Zdarza się, że kiedy zawieszam na stronach internetowych jakąś refleksję na temat polityczno- -gospodarczych przekrętów we współczesnej Polsce, zaraz pojawiają się ludzie, którzy odwracają kota ogonem, perorując, że ja tu o takich brzydkich rzeczach piszę, a przecież Pan Jezus kazał być miłosierny. W trosce o elementarne dobro wspólne wyrażasz swe oburzenie z powodu korupcji, układów, złodziejstwa na najwyższych szczeblach władzy, a tu słyszysz „natchniony” głos, że „przecież wszyscy jesteśmy grzesznikami i nie powinniśmy osądzać innych”. I nie jest to wcale ironia. Rozumiem, że ktoś może dowodzić, że np. afera hazardowa wcale nie była aferą, bo coś tam…, ale powoływanie się na Ewangelię, żeby aferami niszczącymi Polskę w ogóle się nie zajmować, jest chore.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.