Oczywiście - najczęściej wylewamy dziecko z kąpielą, pokazują radykalnie lewicowe skrzydło feminizmu. A przecież feminizm zaczyna się tam, kiedy odmawiamy śmiania się z szowinistycznego dowcipu. Jak pisał Herbert - zaczyna się od smaku (estetycznego).
"Nie potrafię złościć się na feministki, ani, wywijając różańcem, grozić im piekłem. Nie tędy droga. Mnie samą nie nawróciły takie postawy, ale miłość, bo Bóg jest miłością."
No właśnie. Szkoda, że niektórzy/niektóre muszą dopiero sami przeżyć, żeby zrozumieć, iż nie "wojowanie", ale miłość..
Z drugiej wszakże strony - z Pani opisu wynika, że miała Pani raczej do czynienia z subkulturą gender, a nie z wiedzą naukową na ten temat, owszem, jak Pani pisze: słuchała Pani wykładów. Ze zrozumieniem?
Bo warto uzmysłowić sobie, że gender to dwa (co najmniej) zjawiska: subkultura i wiedza. Ta ostatnia wiele wyjaśnia, pozwala wiele zrozumieć - ale nie nakłania do niczego.
Beatrycze, jesteś rozczulająca. Toż pisze kobieta, że miała wykłady z gender, więc coś o tym słyszała. Ale że się nawróciła i zrozumiała, że to korona ludzkiej głupoty i pychy, to ty gadasz, że nie zrozumiała. Bo postępowa kobieta musi być zwolenniczką gender, a przynajmniej nie może być przeciwniczką. Ech... kobieto.
Przerabiałem na moim kierunku podstawy odnośnie tej "wiedzy" gender, ale w żaden sposób nie potwierdzałoby to Twojej tezy - bo jest to założenie, że istnieje rozróżnienie na płeć biologiczną (sex) i "kulturową" (gender). I niby nie byłoby to nic szkodliwego, bo przecież faktem jest, że inne standardy dotyczące ubioru czy zachowania kobiet istniały w średniowiecznych Czechach a inne w Kalifacie Kordobańskim, ALE "genderyści" idą zdecydowanie dalej, uważając jakiekolwiek predyspozycje (np w zakresie zabawek wybieranych w dzieciństwie czy rodzaju aktywności "dla domu") za ukształtowane kulturowe. Co jest nieprawdą, bo jeden norweski profesor (niestety, nazwiska nie pomnę) przeprowadził empiryczny eksperyment, w którym małolaty obojga płci od samego początku otrzymywały takie same zabawki i ubranka (efektem czego dziewczynki nie nosiły w ogóle ubranek różowych), a kiedy już trochę podrosły, otrzymały wolny dostęp do pokoju ze 'sprofilowanymi" zabawkami. I owszem - okazało się, że dziewczynki odruchowo wybrały lalki, a chłopcy samochody lub żołnierzy. Co zwyczajnie zadaje kłam tezom "genderystów" (o ile mnie pamięć nie myli, eksperyment powtórzono w innych krajach skandynawskich, z podobnym skutkiem).
Z ciekawości - a czy te dzieci z eksperymentu były wyizolowane od innych dzieci, które już do eksperymentu nie należały? Ponieważ jeśli nie to naturalne jest jedynie, że mogły chcieć się dostosować do powszechnie panujących w społeczeństwu podziałów, żeby nie odstawać - dzieci lubią przynależeć jak każdy. Jeśli kolega w szkole mu powiedział, że bawienie się lalkami jest dla dziewczynek, to już potem nie sięgnie, nawet, jeśli miał wcześniej dostęp. Problem z takimi eksperymentami jest taki, że nie da się właśnie mieć kulturowo neutralnych wyników, bo kultura jest wszędzie i wydaje nam się 'normalna', kiedy po prostu jest 'normatywna'.
Szkoda tylko, że dzisiaj uczą na wydziałach teologicznych tzw. teologii feminizmu, robiąc z Boga (Ojca/ Matki?) kobietę i wysuwając skandaliczne tezy w stylu: "skoro 'co nie jest przyjęte nie jest zbawione' to Jezus umarł tylko za mężczyzn, bo sam był mężczyzną". Feminizm to jedna z tych ideologii, która próbuje z człowieka zrobić karykaturę. Broń Boże przed takimi poglądami!
Bardo Ci dziękuję za ten tekst. Bardzo mnie zbudował. Wierzę, że przemiana wielu poranionych kobiecych serc jest możliwa. O to się modlę i sama jestem przykładem szczęśliwej kobiety, której sprawia radość bycie żoną i mamą. Spełniam się w tym, nie muszę nikogo udawać, robię to co jest zgodne z zamysłem Boga.
Ja jestem feministką, pisałam pracę magisterską z socjologii płci, w tytule pracy miałam słowo Gender, jestem członkinią lewicowego ugrupowania politycznego. Jednocześnie jestem bardzo kobieca, mam łaskę wiary, kocham swojego Anioła Stróża, uwielbiam Matkę Boską, moja najlepsza przyjaciółka jest głęboko wierzącą katoliczką. Nie mam w sobie zaciekłości, nienawiści do mężczyzn, szanuję Jezusa Chrystusa. Co Pani na to? Można to połączyć, czy podważy Pani mój feminizm (lub też moją wiarę)? Świat nie jest czarno-biały droga Pani.
@Natalia - okej ale (zakładając że to lewicowe ugrupowanie do którego należysz nie ma na sumieniu propagowania aborcji czy związków jednopłciowych - ergo nie ma tam nic co stałoby w sprzecznością z moralnością chrześcijańską) - Twój przypadek w niczym nie przekreśla tego, co p. Ludwika Kopytowska napisała na temat organizacji feministycznych w Polsce. Bo są one w zdecydowanej większości (Szczuka, Środa + cała masa mniej znanych, "ale zadeklarowanych") nastawione jednoznacznie wrogo do katolicyzmu, a wszelkie wzmianki na temat tradycji traktują jako formę kulturowej opresji "mężczyzn-dominatorów". I ja tego nie wymyśliłem, wystarczy poczytać ich publikacje.
Mało tego, środowiska feministyczne są pozbawione nawet pewnych "minimalnych znamion dobra", jakie dałoby radę dostrzec u ich zachodnich odpowiedników, sprzeciwiających się pornografii i prostytucji. Nie u nas! Kazimiera Szczuka publicznie wyrażała troskę o to, żeby polskie prostytutki podczas euro 2012 były godnie opłacane i, uwaga, żeby pracowały w godnych warunkach.
Albo walka płci, mężczyzna wróg, płeć kulturowa, wyzysk gejów, lesbijek i kobiet istnieją, albo są wymysłem.
Albo chłopcy i dziewczynki już od pierwszych miesięcy życia zachowują się tak samo, albo nie. Albo jest cool być kobietą (czyli w związku z tym bycie mężczyzną cool nie jest), albo bycie kobietą jest nie tyle wspaniałe, co inne.
Zaś co do trwania w dwóch wykluczających się przeciwnościach: Można stać po obu stronach pękającego lodu. Ale należy przygotować się na upadek tyłkiem wprost to źźźźzimnej wody.
I jak tu nie podważyć pani wiary? Członkostwo w partii lewicowej i wiara w Jezusa są nie do pogodzenia. W biblii Jezus wypowiada się wprost przeciw praktyką, o których legalność lewica walczy.
przecież Jezus miał poglądy lewicowe! Troska o najsłabszych, obrona wykluczonych, potępienie chciwości i wyzysku. A Martę zganił za to, że zajmuje się kuchnią zamiast jak jej siostra Maria słuchać jego nauk. Jezus był feministą jak na ówczesne standardy.
Ten artykuł to żart?!!! Jestem feministka, mam piękne bląd włosy, maluje paznokcie, nie mam owłosionych nóg!!! Biorę pigułki antykoncepcyjne od 10 lat regularnie!!! Jestem feministka, jestem szczęśliwa, mam prace w której sie spełniam i która daje mi wielka satysfakcję finansowa!!! Jestem feministka i walczę o prawo kobiet do aborcji i do tego żeby mogły decydować o sobie i swoim ciele!!!! Nie walczę z kościołem, chociaż jako instytucja sieje nienawiść do kobiet, boi sie kobiet!! Kobiety w kościele pełnia role usłużną!!!nie godzę sie na to, gdyby nie to ze takie praktyki zostały zakazane zapewne zostałabym spalona na stosie w imię Boga i świętej inkwizycji!!! Mam 40 lat i jestem feministka, a mojego syna wychowuje w poczuciu szacunku i równouprawnienia do kobiet!!!! Zapewne wyrośnie na feministę!!
Czytając Pani świadectwo - imponuję mi postać Św. Jadwigi Śląskiej, która była piękną kobietą, lubiła piękna stroje i lubiła się bawić, ucztować - dała przykład co znaczy - żyć - pełnią - życia w synergii tym co duchowe - psychiczne - cielesne. Jak pisała Simone Weil: >freudyzm przyczynił się do tego, że wszystko co związane jest z ludzką cielesnością, seksualnością jest uważane za coś brudnego, wstrętnego, coś co jest obrzydliwe dla Boga.< Nie kto inny, ale papież Benedykt XVI - Józef Ratzinger w encyklika Deus Caritas Est ocalił prawdę o miłości eros, która jest sedną składową miłości pierwotnej do Jezus Chrystusa, o kótrej jest mowa w Apokalipsie Św. Jana Apostoła. Przypomina mi się to, co opowiedział ks. prof. Tadeusz Guz o swoim koledze z dawnych czasów, który jak sam ks. prof. Tadeusz Guz mówił > był pięknym, wysportowanym mężczyzną, uprawiającym różne sporty, ale była tak, że wyjechał do USA - dał wciągnąć się w kapitalistyczny wir zarabiania pieniędzy, to spowodowało, że roztył się do 300 kg (!?), jego firma zbankrutowała, umarł, ani jego żona będąca w Polsce, nie miała za co pojechać na pogrzeb swojego męża do USA, ani nie miała za co przywieźć jego ciała do Polski. I taki był koniec tego pięknego człowieka - jak powiedział ks. prof. Tadeusz Guz. Ks. Profesor mówił to z bólem. A jak pisał pewien protestancki mistyk, któremu objawił się Jezus Chrystus, -to sam ten mistyk wyznał, > że kiedy patrzył na Syna Bożego to uświadomił sobie, że patrzy na Najdoskonalniejszego Mężczyznę we Wszechświecie.<
Dziękuję za dobry i dający do myślenia artykuł. Nie tylko dlatego, że genderówki i feministki rozerwałyby Panią za niego na części. Po prostu rzadko się zdarza, by ludzie, jacykolwiek, przyznali się do błędu. Zwłaszcza publicznie.
Chciałbym jednak dodać jedną myśl. Zgoda, że kobiety są od tego by były śliczne i rodziły dzieci. Brakuje mi tu jednak jednego: Kobiety są też od tego, by świat wypełniały miłością. Nie każda wychodzi za mąż, bo i nie każdy mężczyzna zasługuje na żonę. Nie każda jest śliczna i bywa, że niewiele może na to poradzić. Jednak każda może kochać. Śmiem twierdzić, że poza przypadkami skrajnymi i patologicznymi, nie ma kobiet niezdolnych do uczuć.
Moim skromnym zdaniem, gdyby możliwe było dzieworództwo, świat/planeta mężczyzn wyginąłby lub zapełnił zwyrodnialcami czy psychopatami. Jednak świat kobiet, byłby na poziomie kamienia gładzonego czy nawet łupanego i huczałby od intryg i plotek. Ale by przetrwał.
Gratuluję ciekawego artykułu i równie interesującego bilansu z własnej przeszłości. Nie każdy jest to tego zdolny. Kobieta, a zwłaszcza mężczyzna.
"Kobiety są też od tego, by świat wypełniały miłością. Nie każda wychodzi za mąż, bo i nie każdy mężczyzna zasługuje na żonę. Nie każda jest śliczna i bywa, że niewiele może na to poradzić. Jednak każda może kochać. Śmiem twierdzić, że poza przypadkami skrajnymi i patologicznymi, nie ma kobiet niezdolnych do uczuć" - ja bym to samo o mężczyznach powiedział:-)
Istnieją również kobiety-seryjni mordercy, czarne wdowy, dzieciobójczynie... Nie jest to może chwalebne, ale nie sądzę, żeby jakakolwiek płeć miała monopol na zło.
Plotkowanie i intrygi chyba wiele z wypełnianiem świata miłością nie mają, prawda? Proszę się zdecydować, co jest właściwe kobiecie, o ile w ogóle coś jest. Nie przypisujmy ludziom odgórnie ról, bo to się nigdy nie sprawdzi - ludzie są zbyt różni, zwłaszcza gdy żyją w wolnym kraju. Co do świata kobiet, temat jest znacznie bardziej skomplikowany i ciekawszy niż się wydaje. Nie wziął Pan pod uwagę tego, że w takim świecie nie byłoby rywalizacji o mężczyzn, wiele namiętności by nie istniało, a więc nie można patrzeć na taki fikcyjny świat przez pryzmat obecnych kodów zachowań. Co do zła, nie sugerowałabym się płcią dyktatorów bez uwzględnienia pozycji kobiet w danym miejscu i czasie oraz tego, że kobiety od dziecka były uczone pokory względem mężczyzn.
Jestem feministką, ponieważ uważam, że kobieta i mężczyzna są sobie równi, zarówno wobec Boga jak i wobec prawa stanowionego przez ludzi. Oczekuję równego traktowania w miejscu pracy, takiego samego wynagrodzenia za tą samą pracę, oczekuję również równego traktowania w małżeństwie. Nie chowam się w cieniu męża-przywódcy, ale chcę iść z nim ramię w ramię we wspólnie obranym kierunku, chcę, by był moim partnerem, abyśmy uzupełniali się jako rodzice i małżonkowie. Jestem feministką, więc nie czuję się zagrożona, kiedy mój mąż gotuje lepiej niż ja, sama natomiast nie boję się wbić gwoździa. Jestem feministką, a nie babochłopem, celebruję swoją kobiecość. Wybór drogi życiowej, drogie Panie, zależy od nas. Jeśli któraś z nas czuje się bezpieczniej za plecami męża, spełnia się jako niepracująca matka, to wspaniale. Gorzej, jeśli dajemy się wcisnąć przez różne ideologie, nie wyłączając tej kościelnej, w różne schematy, z którymi tak naprawdę się nie identyfikujemy. I jesteśmy nieszczęśliwe.Jeśli Pani Redaktor czuła się nieszczęśliwa udając "wojującą feministkę" (tak, właśnie udając, bo z pewnością feministką nie była), to cieszę się, że udało się Pani odnaleźć własną drogę. Ja jednak podążam inną, pozdrawiam.
Proszę Pana, proszę sobie nie kompensować różnych braków/niepowodzeń/kompleksów - takimi komentarzami. Może Pana (zapewne imponujący) wzrost miał znaczenie w czasach, kiedy przetrwanie zależne było od czystej siły fizycznej, to zapewniam Pana, że dzisiaj liczy się on może w koszykówce albo na ringu bokserskim. Zapraszam Pana serdecznie do rywalizacji ze mną i moimi koleżankami na płaszczyźnie zawodowej (prawo), a zapewniam, że nie będzie Panu łatwo.
Ekstrapolacja własnego zagubienia i frustracji na całą grupę nie jest dowodem na nic. Pani nie była feministką, Pani była młoda, niedojrzała i niepewna siebie. Powszechna rzecz. Ale ani wtedy, ani teraz nie rozumie Pani feminizmu.
Nie jestem Panią Redaktor, mało tego - jestem feministką /kochane Panie, które korzystacie ze zdobyczy feminizmu, kim jesteście?/ - z parytetem mam ten problem, że... o, znalazłam - sprzed siedmiu lat, tyle się zmieniło, ale pamiętałam, że tam jest wykładnia tego, co myślę o parytecie... http://zarazwracam.blog.onet.pl/?s=parytet&submit=Szukaj
Mnie osobiście parytet nie jest potrzebny, dałam sobie radę bez niego, znalazłam swoje miejsce w męskim świecie i spełniam się zawodowo. Zirytowała mnie natomiast sugestia autorki tekstu, jakoby sama walka kobiet o miejsce w polityce czy innej przestrzeni publicznej, była niestosowna, bo rolą kobiety jest bycie "ozdobą domu". Tymczasem, o czym wspomniałaś w swoim poście, wszystkie, nie wyłączając pani redaktor, korzystamy ze zdobyczy feminizmu. Gdybyśmy cofnęły się w czasie, artykuł ten z pewnością by nie powstał, ponieważ autorka nie miała by prawa do zabierania głosu publicznie i byłaby co najwyżej niewykształconą, niepracującą żoną swojego męża, a sięgając jeszcze dalej wstecz do minionych epok, pewnie byłaby również niepiśmienna.
@Godzilla Dlaczego bycie "ozdobą domu" ma być czymś nie dającym się pogodzić z pracą zawodową, np. w redakcji gazety? Dziwi mnie takie podejście do sprawy wbrew oczywistym faktom.
@sp To może ja wyjaśnię.Bo: ozdoba to jest przedmiot, a kobieta to jest podmiot. Jak byś zareagował na frazę: "Dobry mechanik jest ozdobą swego warsztatu"?
"Ozdoba domu" - jest metaforą. "Ozdoba warsztatu" - w zasadzie oksymoronem.
Nie będę się jednak spierał o trafność bądź nietrafność metafory. Poezja to też kwestia gustu. Mnie nie razi zupełni to, że mechanik miałby być podporą bądź silnikiem napędowym warsztatu, tak jak nie razi mnie, że jakaś kobieta jest ozdobą domu. W przypadku mechanika, to podkreślenie solidności czy dynamizmu, a w przypadku kobiety piękna, uroku oraz ciepła.
Gdyż jest przejawem głupoty. Kobiet ma być 50%, a czym więcej tym lepiej, prawda?. A kędzierzawych ma być ile procent? A durniów - ile? Michał Obrębski
jak napisałam powyżej, mnie osobiście parytet nie jest do niczego potrzebny. Warto jednak zastanowić się nad tym, skąd taki pomysł w ogóle powstał? Otóż we wszystkich demokracjach kładzie się nacisk na głos większości. Przykładowo w Polsce mamy większość katolików, w związku z czym środowiska katolickie, nie wyłączając "Gościa Niedzielnego" domagają się wprowadzenia pewnych praw, które są zgodne z ich światopoglądem, bądź cieszą się już przywilejami, których przedstawiciele innych wyznań nie mają. Analogicznie nie da się nie zauważyć dominacji mężczyzn w świecie naukowym, w prasie, tv, w biznesie. Przynależność do tej "większości" wzmacnia zwrotnie poczucie wyższości i siły, przez co najwyraźniej sam Pan czuje się uprawniony do ferowania autorytarnych wyroków, typu "Kobiety zarabiają mniej, jeżeli to w ogóle prawda, ponieważ mniej im zależy na pensji i awansie; spełniają się poza pracą" Pytam więc, skąd Pan to wie? W Polsce mamy miliony Polek czynnych zawodowo, które z sukcesem łączą pracę z życiem rodzinnym. Są również samotne panie, które poświęciły się pracy naukowej, społecznej itd. Niestety dzięki głosom takim jak Pański, kobiety te wciąż muszą udowadniać, że zasługują na taki sam szacunek jak mężczyźni. Jeśli sam postulat wprowadzenia parytetu miał zwrócić uwagę na ten problem, to może nie był to tak do końca zły pomysł.
Pani redaktor napisała przecież, że rolą kobiety jest wspierać mężczyznę, podążać za nim, swoim przywódcą. Zatem parytet odpada w przedbiegach. Pozdrawiam
Płeć kulturowa istnieje na pewno prędzej niż wyimaginowany Bóg, który jest energią, która spowodowała wielki wybuch a nie dobrotliwym dziadkiem. Chyba oczywistym jest, że wszelkie zachowania nabywamy w dzieciństwie poprzez obserwacje otoczenia i to jest właśnie ta płeć kulturowa, to co świat uznał za damskie lub męskie, opierając się głównie na różnicach w wyglądzie fizycznym dwóch płci.
Nic podobnego. Niemowlę "nabywa" "stereotypowe" zachowania, których nie miało kiedy i od kogo się nauczyć. Tyle, bo reszta - nie zasługuje na komentarz. Michał Obrębski
A mnie się wydaje, że Pani trafiła na określoną grupę w okresie przechodzenia przez fazę buntu młodzieńczego, więc trudno mówić o Pani feminizmie. To raczej przybrana maska, by zaistnieć w grupie i tylko tyle.
Cóż , ja też muszę wyznać że przyznaję się do błędu. Byłem anryfeministą, gardzilem feministkami. Uważałem że kobiety obecnie mogą robić co chcą, są równe mężczyznom. Lata coraz bardziej swiadomego obserwowania świata wokół, bycie ojcem i mężem uswiadomiło mi w końcu jak bardzo się myliłem. Teraz, gdy nie ulegam stereotypom, gdy wkładam odrobinę wysiłku widzę jak bardzo nie szanujemy kobiet, jak bardzo ograniczamy ich prawa. Kobiety za tę samą pracę dostają mniejsze wynagrodzenia, pracują o wiele ciężej w domu, a przy tym mają znacznie mniej do powiedzenia w gospodarce, polityce, na forum społecznym. Nie dlatego , że są gorsze, głupsze, ale dlatego że im skutecznie w tym przeszkadzamy. Poprzez naszą kulturę patriarchalną, poprzez agresję. Co gorsza kobiety są pozbawione elementarnego równouprawnienia w zakresie prawnym. Czy w Polsce prawo zmusza ojca pod groźbą kary więzienia do oddania np. nerki swojemu dziecku jeśli byłaby to jedyna metoda uratowania mu życia ? Nie ma takiego prawa. Tymczasem kobieta musi jeśli zajdzie w niechcianą ciążę poświęcić znacznie więcej niż nerkę zarówno w sensie biologicznym jak i społecznym. Dlatego po wielu latach sam stałem się feministą i walczę o prawa kobiet (i wszystkich innych, którzy są niesprawiedliwe traktowani)
"Kobiety za tę samą pracę dostają mniejsze wynagrodzenia, pracują o wiele ciężej w domu, a przy tym mają znacznie mniej do powiedzenia w gospodarce, polityce, na forum społecznym. Nie dlatego , że są gorsze, głupsze, ale dlatego że im skutecznie w tym przeszkadzamy. Poprzez naszą kulturę patriarchalną, poprzez agresję" - bingo! Dopóki w mediach będziemy sprowadzać feminizm tylko do walki o prawo do aborcji, nie zobaczymy, jak wielkim ciągle problemem jest społeczna pogarda dla kobiet. Jeśli ktoś nie wierzy, zapraszam do korzystania z publicznej komunikacji i posłuchania, co mężczyźni (obcy) mówią do (obcych, najczęściej młodszych) kobiet. Jakie prawo do bycia "męskimi" sobie nadają. [PS. Jestem mężczyzną].
A propos tej społecznej pogardy dla kobiet. Tak, u nas rzeczywiście takie zjawisko występuje, przy czym z moich obserwacji jest ono typowe dla całego byłego bloku wschodniego . Sporo podróżuję po świecie i tego zjawiska nie dostrzegam ani w Europie Zachodniej, ani w Ameryce Pn. ani na Dalekim Wschodzie. A u nas? Standardowa reklama telewizyjna czy radiowa to inteligentny pan w nieskalanym garniturze z wysoka pouczający swoją tępawą, histeryczną i kocmołuchowatą małżonkę na temat awarii pralki/płatków śniadaniowych/wyjazdu wakacyjnego… Żenada. Na szczęście to się powoli zmienia, zwłaszcza w młodszym pokoleniu. Ostatnio na jednym z forów internetowych pewien pan zapytał jakie garnki kupić żonie na urodziny. Jeszcze 10 lat temu spotkałby się z zachwytem, jaki z niego dobry mąż. Tymczasem wiecie co usłyszał? "Żonie kupuje się brylanty, idioto".
Kobiety zarabiają mniej, jeżeli to w ogóle prawda, ponieważ mniej im zależy na pensji i awansie; spełniają się poza pracą. Nie ma tu żadnej dyskryminacji. Pozdrawiam, Michał Obrębski
Z tą nerką, to trochę Gościu przesadziłeś. To jednak świetnie pokazuje, czym jest ateistyczny feminizm: buntem przeciwko samej naturze i sprzeciwem wobec własnego istnienia. Feminizm zdrowy, to szukanie godności kobiety w zgodzie z jej naturą, co Autorka powyżej właśnie zaprezentowała.
Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie chcę kwestionować Pani doświadczenia, ale jednak coś domaga się we mnie polemiki. Z poglądami, nie z Pani osobistym doświadczeniem.
"Kobieta jest stworzona do bycia piękną, do bycia ozdobą rodziny, o którą troszczy się mężczyzna, który o nią walczy i za nią umiera"
- ja też się podzielę osobistym doświadczeniem i poglądem: szczerze powiem, że nie chciałbym mojej żony traktować jako "ozdoby rodziny". I powiem więcej, czym dłużej żyję z moją żoną, tym silniej odkrywam, jak pozorne są w gruncie rzeczy różnice między nami. Jak wspaniałym doświadczeniem jest partnerski układ ról w małżeństwie. Odkrywam, że żona jest dla mnie najważniejszą partnerką intelektualną (a podobno to mężczyźni są od spraw intelektu) i jednocześnie osobą najbardziej mnie pociągającą. Że wejście w role "naturalnie kobiece" nie ujmuje mi nic z bycia mężczyzną. Nie muszę, a nawet nie chcę być rycerzem walczącym o księżniczkę, a jednocześnie nie czuję się ani trochę niemęski.
I co z tego? Mechanik samochodowy to niemal zawsze mężczyzna, a przedszkolanka czy recepcjonistka to niemal zawsze kobieta. I to nie kultura. To natura. Michał Obrębski
Świetnie, że Pan pomaga żonie w obowiązkach i że dyskutujecie. Tylko że żona pańska jest jednocześnie STWORZONA do bycia piękną, do tego, żeby Pan na jej widok zawołał w zachwycie "ta dopiero jest ciałem z mojego ciała i kością z moich kości", jak Adam na widok Ewy. I niech się Pan spyta żony, czy na pewno tego nie chce, czy jej tego nie brakuje. Wszelkie kobiece "malowania się" i "ciuchy" to wołanie o ten zachwyt ze strony mężczyzny. A dla mężczyzny z kolei nie ma na tym świecie nic piękniejszego i bardziej fascynującego, niż widok kobiety (dlatego sam się nie maluje - bo po jaki grzyb?).
Ze skrajności w skrajność. Od radykalnego feminizmu do radykalnego konserwatyzmu. Ze szpon lewactwa w szpony patriarchatu. Jak by nie było normalnego środka.
Radykalny konserwatyzm to czarne niewolnice na folwarku białego macho vel harem u araba (do czego nas radykalnie Unia Europejska dzisiaj zapędza). "Normalny środek" zaprezentowała właśnie Autorka.
...Jak widać, i "normalny środek" może być ulokowany w różnych miejscach między skrajnymi biegunami radykalnego feminizmu i radykalnego konserwatyzmu. Dla mnie środkiem tym jest partnerstwo. A dla autorki tekstu? Jeśli redaktorka (sama będąc kobietą!) uważa, że kobieta nigdy nie będzie dla nikogo takim autorytetem, jak gdyby była mężczyzną, bo nie taka jest jej rola (sic!), to stąd już niedaleko do - parafrazując Twoją wypowiedź - białej niewolnicy na folwarku białego macho. To, że "biała niewolnica" zostanie na osłodę skomplementowana za to, że ładnie wygląda i smacznie gotuje, (takie są bowiem konkluzje płynące z powyższego artykułu), to nie zmienia to faktu, że jako osoba zostaje sprowadzona do pozycji usługującej swemu panu.
1. Dlaczego Autorka nie może być dla nikogo autorytetem? Właśnie niedawno opublikowała artykuł, nad którym dyskutujemy...
2. Dla kobiety i mężczyzny jest naturalne określenie: żona i mąż, matka i ojciec, a nie bezpłciowo-biznesowe - partnerzy. Małżeństwo to nie jest jakaś gra interesów - a tak na to patrzą feministki - tylko oddanie samego/samej siebie współmałżonkowi (oblubieniec i oblubienica jak Chrystus i Kościół - o takiej tajemnicy mówi św. Paweł). I ja nie twierdzę, że panów nie trzeba w tym temacie czasami uświadomić (bo często trzeba), ale to właśnie drogie Panie czyńcie, zamiast równać w dół. I mówcie im sympatycznie (bo się sami nie zawsze domyślą), że nie mają Wam garnków na urodziny kupować, tylko brylanty - jakimi dla nich chcecie być (no, chyba, że wolicie garnki). Mężczyzna, który jest oddany swojej żonie, nie będzie potem miał problemu z tym, żeby obiad ugotować. Natomiast drugorzędną - choć nie banalną - sprawą jest, czy efekt jego starań będzie jadalny (i w tym punkcie już się kończy całe gender).
Z perspektywy "drugiej strony" (czyli męskiej) widzę, że w naszych czasach kobiety zatraciły już niemal zupełnie pewną Bardzo Ważną Zdolność: zdolność szacunku dla mężczyzny. A on potrzebuje tego (i tu zdradzam Wam najgłębiej skrywaną męską tajemnicę) m/w tak, jak kobieta poczucia piękna. Może to wyjaśni Paniom wiele ważnych spraw i przesłanie płynące z tego artykułu...
"1. Dlaczego Autorka nie może być dla nikogo autorytetem? Właśnie niedawno opublikowała artykuł, nad którym dyskutujemy..."
To pytanie musiałbyś zadać samej autorce. Ja jedynie odniosłam się bezpośrednio do jej wypowiedzi: "Kobieta nigdy nie będzie wzbudzała takiego autorytetu jak mężczyzna, nie dlatego, że na niego nie zasługuje, ale dlatego, że nie taka jest jej rola!"
2. odnośnie partnerstwa: uważam, że również (a właściwie: przede wszystkim) w małżeństwie jest miejsce dla partnerskiej relacji. Oczywiście nie mam na myśli układu biznesowego. Partnerstwo w związku oznacza dla mnie równość i wzajemne poszanowanie.
1. Jak dla mnie, to właśnie mój ojciec miał większy autorytet niż moja mama, ale to do mamy wolałem się przytulać, jako dziecko. Miałoby zacząć być na odwrót? Nie wiem dlaczego...
Przewodniczący Donald Tusk nie jest dla mnie autorytetem, za to zdanie Pani premier Szydło bardzo szanuję.
Czy teraz widzi Pani, dlaczego nie muszę pytać Autorki, a nadal pozostaje to pytanie do Pani? (mam nadzieję, że już tylko retoryczne)
2. "Partnerstwo [..] oznacza dla mnie równość i wzajemne poszanowanie"
I to jest właśnie definicja biznesowa - dobre praktyki etycznego biznesu tak właśnie głoszą. Zgadza się.
Ja nie wartościuję ludzi ze względu na płeć. Wśród osób, które uznaję za moje autorytety, są zarówno kobiety jak i mężczyźni. Uważam, że w kwestii bycia wzorem do naśladowania sama płeć ma drugorzędne znaczenie. Wręcz truizmem jest stwierdzenie, że i kobieta i mężczyzna może cieszyć się szacunkiem i uznaniem jako rodzic, przyjaciel domu, nauczyciel/ka, osoba duchowna etc.
Nie do końca rozumiem natomiast, co tak Pana "mierzi" w słowie "partnerstwo". Chodzi tylko o sam wydźwięk, skojarzenia z układem biznesowym, czy o znaczenie, jakie łączy się z tym pojęciem? "Równość" i "wzajemny szacunek" również rozpatruje Pan w kategoriach biznesowych, jakimi więc przymiotami określiłby Pan relację małżeńską? Czy naprawdę w/w pojęcia nie wpisują się w Pana wizję związku? Przepraszam, ale jakoś trudno mi to pojąć.
Czy Autorka mówi coś o mniejszej godności kobiety niż godność mężczyzny? Nie zauważyłem (wręcz przeciwnie). Mówi za to o naturalnych różnicach. Mniejszy autorytet matki w stosunku do autorytetu ojca w rodzinie jest naturalny (chyba, że ojciec nie żyje albo sam się tego autorytetu permanentnie pozbawia i matka musi się starać podjąć podwójny obowiązek). Resztę sobie niektórzy czytelnicy sami "wykoncypowali", czyli że (w/g nich) autorytet = godność osoby ludzkiej.
Słowa nie są z gumy, a niewłaściwie używane niosą fałsz drugiemu człowiekowi. Słowo "partnerstwo" nijak się ma do bogactwa małżeństwa, czyli oddania się małżonków sobie nawzajem; jest również obrazą (wykluczeniem) dla działania Boga pomiędzy małżonkami. Są osoby, którym pełne rozumienie małżeństwa strasznie przeszkadza (w rozwodach, aborcji, antykoncepcji, homoseksualizmie, itd.) i dlatego zastępują je, gdzie tylko im się uda, partnerstwem. Reszta bez zastanowienia to potem powtarza.
Cieszy mnie, że całkiem sporo feministek się odezwało i podważyło tezę, że feministki przymusowo golone są na łyso, a zajmują się imprezowaniem i przeklinaniem. Myślę, że większość feministek ma dzieci, co nie znaczy że muszą marzyć, żeby mieć dziesięcioro i poświęcić wszystkie inne aktywności na rzecz zajmowania się domem. To czy się malują i jakie ubrania wybierają to natomiast ich sprawa - chodzenie w spódnicach i malowanie paznokci nie czyni nikogo lepszym człowiekiem (mówi to osoba, która obie rzeczy uwielbia).
Cała ta - gorąca - dyskusja pokazuje m.in.jeden fakt: o gender najzagorzalej wypowiadają się ci, którzy wiedzy na ten temat w ogóle nie liznęli i nie rozumieją, że ona nie wartościuje, tylko pewne aspekty życia społecznego stara się wyjaśnić.
Uparcie powtórzę: jest wiedza o gender i jest subkultura gender. Nie można mieszać jednego z drugim. Bo stoczymy się do poziomu wojujących prostaków!
Nawiasem mówiąc - można słuchać wykładów z jakiejś dziedziny ale niewiele rozumieć. Względy uczuciowe spowodowały moje uczestnictwo w słuchaniu wykładów z muzykologii na pewnej uczelni przez cały akademicki rok. Nie mogę powiedzieć, że dzięki temu się na tym znam - chociaż to i owo zakodowało mi się w umyśle (czy raczej w pamięci), a muzyka klasyczna jest stale miłością mojej duszy...
@BeatryczeKlempa - nie, wiele osób które zabrały głos w dyskusji właśnie skomentowały tę "wiedzę o geder" (sam też to zrobiłem), wiedzą, co to jest (a przynajmniej znają pewne minimum), więc stwierdzenie, że "o gender najzagorzalej wypowiadają się ci, którzy wiedzy na ten temat w ogóle nie liznęli i nie rozumieją, że ona nie wartościuje, tylko pewne aspekty życia społecznego stara się wyjaśnić." jest z gruntu fałszywe.
To co robisz jest próbą przeforsowania myślenia o przeciwnikach "genderowania", że są po prostu niekompetentni/głupi i się nie znają. To stwierdzenie jest nie dość, że nieprawdziwe, to jeszcze chamskie.
Otóż nie. Jezus wcale nie miał poglądów lewicowych.
Oprócz miłości do odrzuconych i najsłabszych – co lewacy wzięli od Niego zapominając o tantiemach – głosił wysiłek, obowiązek twórczej pracy, a przede wszystkim życie na własny koszt i jałmużnę z własnej kieszeni (tj. nie z kieszeni cudzej).
Oraz, że Bogiem jest Bóg, więc wszystkich obowiązują Jego prawa, i że człowiek Bogiem nie jest, więc ludzki egoizm i nieustające przyjemności nie pochodzą od Niego.
Do tych „niemiłosiernych” nauk Jezusa lewacy już mniejszą mają skłonność.
Kobieta w pracy pracuje jako człowiek; mężczyzna jako mężczyzna. Mówiąc prościej, mężczyzna realizuje się w pracy „seksualnie”.
Dlaczego? Cóż, bezrobotna panna jest atrakcyjna. Bezrobotny kawaler do małżeństwa się raczej nie nadaje.
Stąd niższe zarobki w praktyce kobiet. Piszę w praktyce, ponieważ nigdy nie ma tak, że ogłoszenie czy nawet zamysł pracodawcy przewiduje gorsze traktowanie pań. Ot po prostu mniej niż panom chce im się wykłócać i ścigać o więcej.
Zaraz zapewne usłyszę, „nie zawsze”, „są wyjątki”… Są to takie same wyjątki jak przykładowa dama mająca 193 cm wzrostu. Wszędzie wokoło kobiety są bowiem na ogół mniej wojownicze i bardziej statyczne. To po prostu widać.
A skąd się wzięły bzdety-parytety? Ano z dobrobytu, braku rzeczywistych kłopotów Zachodu. Czyli, skoro problemów nie ma to, należy je wymyślić. Ponieważ bezużytecznym grupom obcina się fundusze, cały ten zgiełk musi kreować swój własny popyt.
Inaczej feminizm już dawno znalazłby się na śmietniku historii, gdzie też jest jego miejsce.
Oj Panie Michale, stereotypy, stereotypy. Pozostawanie na bezrobociu uderza Pana zdaniem w męskość, natomiast kobietom nie szkodzi, bo mają w zanadrzu swój inny atut, atrakcyjność cielesną (?) Cóż, rzecz względna, jak Pan sam zauważył, zawsze są wyjątki. I tu się zgodzę, z pewnością bowiem znajdą się panowie, którym będzie schlebiać fakt, że to oni dają swoim atrakcyjnym żonom pieniądze na utrzymanie. Z pewnością jednak znajdą się i tacy, którzy będą dumni z żon aktywnych zawodowo.
Zastanawia mnie jednak, dlaczego mężczyźni (nie wszyscy) tak bardzo demonizują feminizm? Boją się silnych kobiet? Podkreślam, że równość nie oznacza totalnej unifikacji, kobiety i mężczyźni różnią się od siebie, a raczej: uzupełniają się nawzajem.
Żadne stereotypy. Biologia, zatem boży porządek świata. Dowodzić tego mi się nie chce. Cóż, żony płyną ze wschodu na zachód, a młodego bezrobotnego nie chce niemal żadna kobieta. (No może jakiegoś przystojniaka w celach wiadomych. Tylko że to już inna bajka.) Sam osobiście nie boję się feminizmu. Nudzi mnie, jak każde pustosłowie, i mierzi, jak każde kłamstwo. Pozdrawiam Godzillę. Michał Obrębski
Pozwolę sobie jeszcze tylko na jedną małą refleksję. Rozumiem powoływanie się na biologię, prawo naturalne, czy też wspomniany przez Pana, jak i innych wypowiadających się na tym forum, "boży porządek", który odnoszę do różnic między kobietą a mężczyzną, zarówno pod względem fizycznym, psychicznym, emocjonalnym itd. Kobieta i mężczyzna SĄ różni. To z czym absolutnie nie mogę się zgodzić, to wywodzenie z tychże istniejących różnic przekonania, jakoby kobieta była istotą nie tyle "inną" lecz "gorszą". Niestety bowiem owo "prawo naturalne" często degradowane jest do przykrywki dla zwykłego wygodnictwa, wręcz lenistwa ze strony mężczyzn (nie piję tutaj do nikogo ad personam, takie mam niestety doświadczenia z bliskiego otoczenia) którzy nie zamierzają "skalać się" czynnościami, które uchodzą w ich oczach za domenę kobiet. Tymczasem czasy w których mężczyzna polował, a kobieta pilnowała ognia i doglądała dzieci minęły bezpowrotnie w momencie, kiedy kobiety zaczęły zdobywać wykształcenie i poszły do pracy. Czy pracujący dwudziestoparolatek niezależny finansowo, ale zawożący mamie brudne ubrania do wyprania i wyprasowania, "bo tak się kiedyś robiło", będzie współcześnie atrakcyjnym kandydatem na męża? Wątpię. W tym kontekście pozostaje mi żywić nadzieję, że radykalny patriarchat, o ile nie znajdzie się na śmietniku historii, to naturalną koleją rzeczy wyginie, podobnie jak to było kiedyś z dinozaurami.
"Wszędzie wokoło kobiety są bowiem na ogół mniej wojownicze" Pan nie zna kobiet. Kobiety są często cięte i bardzo skupione na osiąganiu celów. Jedyne, co je tutaj ogranicza to wszystkie konsekwencje wynikające z rodzenia dzieci. Mężczyzna nie musi tak jak kobieta poświęcać wielu miesięcy rozwoju osobistego na ciążę i matczyną opiekę nad małym dzieckiem. Jednak znakiem rozpoznawczym dzisiejszych czasów jest to, że ludzie mogą zapanować nad swoją rozrodczością a kobiety mają szansę zająć się obszarami, na które kiedyś nie starczało im czasu i sił. Pan uważa, że wszystkie ludzkie postępowania powinny sprowadzać się do jakiegoś naturalnego, seksualnego spełnienia. Po co więc rozwinięty mózg, przecież wystarczyłaby nam inteligencja na poziomie co najwyżej małpy. Dlaczego więc mężczyźni mogą korzystać ze swoich zasobów, natomiast kobietom to nie przystoi? Bez względu na religijne przekonania, takie marnotrawstwo to okropny grzech.
"Mężczyzna nie musi tak jak kobieta poświęcać wielu miesięcy rozwoju osobistego na ciążę i matczyną opiekę nad małym dzieckiem."
Kiedy tak czytam, co Pani napisała, to wygląda mi na to, że "rozwój osobisty" to jakiś straszliwy bożek feministek, na którego ołtarzyku poświęcają własne dzieci.
"Kobieta nigdy nie będzie wzbudzała takiego autorytetu jak mężczyzna, nie dlatego, że na niego nie zasługuje, ale dlatego, że nie taka jest jej rola!"
Życie zadaje temu kłam, własnie dzisiaj. Przykład najbardziej dobitny: prof. Ewa Łętowska. Bardziej wiarygodna od wszystkich mężczyzn w tym samym fachu.
"Tak to jest z tymi feministkami. To wcale nie są szczęśliwe kobiety. Wiem, bo ja szczęśliwa nie byłam."
To nie jest świadectwo żadnej prawdy. To jest wyłacznie świadectwo (niedojrzałego) egocentryzmu: "cały świat czuje tak jak ja".
Idź kobieto swoją, przez siebie wybraną drogą. Ale nie rób z siebie pępka świata, nie sądź, że Twoje osobiste doświadczenia sa jedynie prawdziwe i dlatego winny być kryterium jakiejkolwiek oceny. To błąd.
To tylko parę cytatów dowodzących, że Pani Autorka ma jeszcze długą przed sobą drogę, zanim dojrzeje, zanim zrozumie, że "własne doświadczenie jest najbardziej błędnym i najbardziej ograniczonym kołem", jak mawiał pisarz (który?)
A do Redakcji GN mam pytanie: co miał udowodnić taki tekst? Że mentalne nastolatki mają stać się wzorem? Dla kogo?
"nie sądź, że Twoje osobiste doświadczenia sa jedynie prawdziwe"
Nie jest dane nam żadne inne doświadczenie oprócz naszego osobistego. I tylko na jego podstawie możemy coś powiedzieć o sobie, o świecie i o innych. Również każda Pani wypowiedź jest tego przykładem, proszę się nie czarować.
Otwierając usta ingerujemy w świat i może to być albo ingerencja niosąca Boga, odnawiającą stworzenie albo wręcz przeciwnie...
@sp "Nie jest dane nam żadne inne doświadczenie oprócz naszego osobistego. I tylko na jego podstawie możemy coś powiedzieć o sobie, o świecie i o innych."
Czyżby? Gdyby tak było miłość dojrzała nie mogłaby zaistnieć, ludzie nie byliby w stanie się zrozumieć, empatycznie reagować itp.. Zawężenie postrzegania świata i otoczenia ludzkiego tylko do własnego doświadczenia nazywa się egocentryzmem. Jest świadectwem infantylnego przekonania, że nie da się inaczej przeżywać, inaczej doznawać, inaczej rozumieć i oceniać, niż ja to robię. Czemu właściwie - Twoim zdaniem - służy cała wielka literatura?
Zastanawiam się, czy nie z tego wypływa nasza polska zapiekłość, teraz nasilona szczególnie, że nie przyznajemy innym prawa do różnego odczuwania i odmiennego od naszego oceniania zjawisk?
Tylko Bóg potrafi znać i kochać tych, których jeszcze nawet nie stworzył. My nie możemy mieć nawet realnego doświadczenia, dokładnie takiego jakie ma ktoś inny (wejść zupełnie "w jego skórę" - jakby być nim). Możemy mieć tylko swoje własne. Musimy więc doświadczyć drugiego człowieka w sobie, aby móc go pokochać (no, albo i nie). Spotkanie Drugiego, to nie tyle przejście obok, co zrobienie mu "miejsca" w sobie.
Proszę zauważyć, że empatia (ja wolę słowo wczucie, używane przez Edytę Stein, Żydówkę - ateistkę, - chrześcijankę - świętą i doktora Kościoła, patronkę Europy, w tej kolejności, jak również - i tu pełne zaskoczenie! - feministkę), rodzi się... z wewnątrz nas; że literatura może istnieć gdzieś obok przez całe nasze życie, ale nic to nam nie da, jeśli jej nie tyle nawet nie przeczytamy, co nie przeżyjemy w sobie.
I - powtórzę się - tylko z tego doświadczenia możemy coś potem powiedzieć o sobie, o innych, o świecie. To nie jest egocentryzm, lecz jedyna możliwość nam dana przez Stwórcę.
Skoro więc Autorka opowiada swoje doświadczenie, to jasne, że nie każdy będzie się z tym zgadzać (nikt z nas nie ma mocy np. Pani do tego zmusić), ale to jest JEJ doświadczenie i JEJ świadectwo, za które ONA odpowie kiedyś przed Bogiem (bo również świadczymy każdym słowem o sobie) i otrzyma nagrodę bądź karę. Identycznie jest z Pani słowami, czy z moimi.
To co opisuje Autorka, dotyczy w oczywisty sposób pewnej klasy zjawisk, które również i ją dotknęły (ściślej - sposobów działania złego ducha), a nie całej rzeczywistości (np. Edyty Stein jako feministki w okresie po nawróceniu). I na tej podstawie może wydać jakiś osąd - szczególnie, że w rzeczywistości osądza siebie samą z przeszłości.
Nie zadaję się z feministkami, bo po prostu one dla mnie są odrażające. Natomiast najwięcej lekceważenia, pogardy i obelg spotkało mnie ze strony tych, które mianują się katoliczkami, a okazały się być podłymi hipokrytkami. I nie przeszkadza im z nienawiścią w sercu uczestniczyć we Mszy św. i świętokradzko przystępować do Komunii. Tak więc końcowy apel w tekście o modlitwę za feministki należy rozszerzyć na pozostałe kobiety, które mają wypaczone pojęcie miłości bliźniego i je stosują wybiórczo.
Kobieto, skompromitowałaś się totalnie tym artykułem. Pomieszanie z poplątaniem. Nie wiem co Pani robiła podczas studiów, ale zapewne nie bywała Pani często na zajęciach chociażby z antropologii. Brak szerokiego, uniwersalnego i przemyślanego spojrzenia wrecz bije po oczach i dołuje w tym artykule.
Ten wpis jest tylko odbiciem pewnego subiektywnego spojrzenia pewnej bardzo młodej dziennikarki, a nie objawioną prawdą o naturze kobiety.Ma taką samą wartość, jaką miałby tekst "Nawrócona z patriarchatu",w którym jakaś kobieta pisałaby o poczuciu ulgi i spełnienia, że wreszcie może być sobą, bo wcześniej,pod wpływem ideologii konserwatywnej, żyła wbrew swej naturze. Oba teksty cechowałoby to samo: subiektywizm, uogólnianie swych doświadczeń na całą płeć i neoficki zapał.
Mnie nie jest wstyd za kobiety, które walczą o parytety czy prawo do aborcji. Po prostu nie podzielam ich zdania. Nie jest mi też wstyd za panie, które propagują model małżeństwa, w którym żona jest jednostronnie podporządkowana mężowi. Po prostu ich poglądów nie podzielam. Nie życzę jednak sobie, by obie grupy wypowiadały się autorytarnie w imieniu wszystkich kobiet. Powyższy tekst jest takim myśleniem skażony.
A gdzie w tekście Autorki artykułu lub wpisach mojej skromnej osoby mowa jest o kobiecie jako o istocie „gorszej”?
Poza tym „lenistwo” męskie do zajęć domowych jest właśnie biologią. Tak jak mężczyzna jest leniwy jeśli chodzi o pieluchy, pranie i sprzątanie, tak kobieta jest leniwa w naprawianiu samochodu, oglądaniu meczu czy łowieniu ryb. Obie płcie teoretycznie mogą robić wszystko, są jednak rzeczy, które je śmiertelnie nudzą.
Zaś co do chłopaka, który swojej matce nosi rzeczy do prania – jak najbardziej może być on poszukiwanym kandydatem na męża. Warunek jeden: musi być inteligentny i z kasą. A jeżeli jeszcze jest dobrym „tancerzem”, na powodzenie u kobiet z pewnością nie narzeka.
Lenistwo w oglądaniu meczu? Nie wiem,jak to jest u innych pań, ale u mnie to zależy od klasy wydarzenia.Polska liga może załamać, ale już Mundial, Euro czy Liga Mistrzów to oglądam obowiązkowo, jeśli mam tylko czas.Inaczej w przypadku siatkówki, tu oglądam chętnie wszystko: i wielkie imprezy i naszą ligę, która jest całkiem niezła.Zimą z zapałem śledzę biathlon. Zmagania lekkoatletów dobre zaś na każdą porę:)Podobno ciekawe dla kobiet dyscypliny: łyżwiarstwo figurowe czy gimnastyka artystyczna nudzą mnie śmiertelnie.Ale fakt, ryb nie łowię ani samochodów nie naprawiam:(
O proszę, to Pani jest większym kibicem od mnie (jak i moja teściowa - specjalistka od skoków narciarskich). Ostatni mecz jaki oglądnąłem (w sensie: z zapałem), to był mecz Polska-Rosja na euro 2012 (powody oglądania nie były jednak typowo sportowe). Zdecydowanie wolę postrzelać z wiatrówki, czy popływać - zamiast oglądać to w TV. Siedzenie cały dzień z wędką nad wodą to też niezła adrenalinka (tak, tak - to są niesamowite emocje!). Nie ma to jednak, jak wejść na 2tys metrów w Tatrach, a potem, po zejściu, padać wieczorem na twarz (bo pracę mam siedzącą). Żona nigdy tego nie rozumiała i nie liczę wcale na to, że zrozumie. Dlatego nie zachęcałem też jej nigdy, żeby np. zrzuciła chociaż tonę węgla do piwnicy. Zresztą tak samo nie proszę by zajęła się obsługą pieca lub przynajmniej go przeczyściła czasami. Ona o tym nawet nie musi pomyśleć, a ja się wcale nie czuję przez to poniżony. Czuję się bohaterem ;) , bo bohater nie chce, żeby to jego ukochana chodziła umorusana zamiast niego (ukochana też nie chce).
rzeczywiście słowa nie są z gumy, nie można ich naciągać w nieskończoność. Tak i niezależnie od której strony by nie oglądać stwierdzeń, jakie padają w artykule, jak i niektórych wypowiedziach, trudno nie zauważyć, jaki obraz kobiety się z nich wyłania. Jeżeli Panowie go nie dostrzegają, trudno. Jestem daleka od tego, aby próbować "nawracać" Panów "na feminizm", lub choćby uświadamiać w tej jakże delikatnej materii. Być może kiedyś Wasze córki, bądź wnuczki wyjaśnią Panom, dlaczego przewijające się tutaj sugestie typu "kobiety są od tego by były śliczne i rodziły dzieci", "powinny spełniać się poza pracą", "rolą kobiety nie jest bycie autorytetem", "kobiety z natury lubią sprzątać i prać pieluchy" etc. są dla wielu kobiet po prostu obraźliwe. Tymczasem pozdrawiam i opuszczam niniejszą dyskusję, czas podać mężowi kolację...a przepraszam, już sam się za to zabrał.
Zastanawiam się, które z powyższych haseł-cytatów w ich obraźliwym sensie próbuje mi Pani przypisać i dlaczego? Cóż, ja już dziś obiad zrobiłem... i muszę przyznać, że wolę gotowanie od prasowania, bo do ciuchów nie mam serca i cierpliwości zupełnie. Pozdrawiam.
Jezusek mówi Ci, że jesteś piękna i na tym poprzestańmy. Piękne wierzące kobiety nie powinny pisać artykułów, jakieś to niezgodne z boskim planem, bo inteligencja przecież potomkom Adama została przydzielona. Więc błagam Panią, niech Pani przestanie pisać i wraca do modlitwy, bo trąca to feminizmem, wyzwoleniem i walką o równe (do pisania) prawa!
Maryja była mądrzejsza od wszystkich apostołów razem wziętych, ze św Piotrem na czele, i to dlatego posłuchała swojego małżonka Józefa, gdy ten powiedział Jej: "słuchaj, trzeba się z małym dzidziusiem [tak, właśnie Jezuskiem] zaraz zabrać w drogę do Egiptu. Samochodu nie mamy, pozostaje nam tylko osiołek do dyspozycji". Która kobieta by w dzisiejszych czasach wykazała taką mądrość? Może jakaś wystylizowana feministka z pakietem fotosów na FB?
Jestem feministka i wstyd mi za ta wypowiedz, zobacz sobie moje zdjecia na fb to zobaczysz jak wygladam i jak sie zachowuje, co za pierdoly !!!! nic juz nie pisz bo tylko denerwujesz ludzi
Kobieta nie wzbudzi nigdy takiego autorytetu, jak mężczyzna? Nie zgadzam się. Znam kobiety, przy których żaden mężczyzna nie odważy się podnieść głosu, znam kobiety, które były głowami rodziny, nawet w czasach, w których o feminizmie nikt w moich rodzinnych okolicach nie słyszał, znam rodziny, w których matka przejmowała rolę ojca, gdy ten przeżywał trudniejszy okres. Kobiety z pozoru tradycyjne, a w gruncie rzeczy emanujące siłą i stanowiące opokę całej rodziny.
To jest sztywne i nierealistyczne stanowisko, że mężczyzna w każdym wypadku i każdym czasie będzie głową rodziny w tradycyjnym, dziewiętnastowiecznym rozumieniu. To właśnie sprawia, że nie mam ochoty być częścią tego, co Wy, bo skoro mieszkam sama/ zarabiam dużo/ w pracy spieram się z mężczyznami i nimi kieruję - to nie mogę być w pełni jedną z Was, katoliczek, dopóki nie zrzucę rynsztunku bojowego i nie zajmę się piastowaniem dzieci i prawieniem komplementów mężowi? Gdyby autorka bardziej ważyła słowa, może zdołałaby do mnie trafić, a tak... niestety tracę zainteresowanie.
Są i kobiety, przy których nawet mąż nie potrafi podnieść głosu. Tylko, czy uważa Pani to wszystko za naturalne, za ideał godny pochwały i wcielania w świecie? Jakie miejsce widzi Pani dla mężczyzn, jeśli jakiekolwiek widzi? Może mają zacząć rodzić dzieci?
Nie jest ideałem godnym pochwały i wcielenia w życie dominacja kobiety nad mężczyzną, podobnie jak nie jest takim ideałem dominacja mężczyzny nad kobietą.Tylko, że dla niektórych katolików pierwsze przegięcie jest wynaturzeniem, a drugie normą. Żal.
Co z brzydkimi kobietami? Skoro kobieta ma być piękna to te brzydkie nie mają racji bytu, czy jak to inaczej rozumieć? Czemu kobieta ma uzależniać jakość swojego życia od mężczyzny?
Kika, każda kobieta jest piękna - co to w ogóle znaczy być brzydkim albo pięknym? czy mówimy o kanonach urody? Jeśli kobieta/mężczyzna poczuje się we własnej skórze dobrze, zaakceptuje ją i odrzuci kompleksy, które ją/jego ograniczają - czy to wtedy nie jest piękno? taka osoba czuje się wewnętrznie wolna! nie odnośmy poza tym słowa 'piękna' tylko do urody - ta przeminie; istnieje jeszcze piękno wewnętrzne. Nie bądźmy powierzchowni.
Szanuję Twoje poglądy i cieszę się, że znalazłaś swoje miejsce w świecie, które w Twoim przypadku oznacza spełnianie funkcji kobiety jako żony i matki. Proszę jednak, żebyś spróbowała spojrzeć szerzej i zrozumieć kobiety, które myślą inaczej. Naprawdę nie jest tak, że istnieje jeden idealny model bycia kobietą, odpowiedni dla nas wszystkich. To założenie samo w sobie jest błędne. Tak samo, jak ludzie mają różne zainteresowania i pasje, ich potrzeby także się różnią. Ja mogę o sobie powiedzieć, że jestem szczęśliwą i spełnioną kobietą, która kocha swoją pracę i za żadne skarby nie chciałaby z niej zrezygnować na rzecz zajmowania się domem i dziećmi. Jestem w szczęśliwym związku, który jest na drodze do sformalizowania i razem z moim ukochanym uwielbiamy spędzać ze sobą czas, podróżować - świetnie się razem bawimy, jesteśmy równorzędnymi partnerami i przyjaciółmi. Mój facet mnie szanuje, rozpieszcza kwiatami i prezentami, a jednocześnie liczy się z moim zdaniem; wspólnie podejmujemy wszystkie decyzje związane z naszym wspólnym życiem. Obydwoje na razie nie widzimy siebie w roli rodziców i nie jesteśmy pewni, czy to się zmieni. Nie zamieniłabym się z nikim, ale doskonale rozumiem, że są kobiety, które pragną żyć zupełnie inaczej. Tego zrozumienia i nabrania szerszej perspektywy życzę także Tobie, autorko tekstu.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji,
w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu.
Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11.
Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w
Polityce prywatności.
Ludwika KopytowskaDODANE 09.05.2016AKTUALIZACJA 10.05.2016
czy tez różne są jego odmiany
No właśnie.
Szkoda, że niektórzy/niektóre muszą dopiero sami przeżyć, żeby zrozumieć, iż nie "wojowanie", ale miłość..
Z drugiej wszakże strony - z Pani opisu wynika, że miała Pani raczej do czynienia z subkulturą gender, a nie z wiedzą naukową na ten temat, owszem, jak Pani pisze: słuchała Pani wykładów. Ze zrozumieniem?
Bo warto uzmysłowić sobie, że gender to dwa (co najmniej) zjawiska: subkultura i wiedza.
Ta ostatnia wiele wyjaśnia, pozwala wiele zrozumieć - ale nie nakłania do niczego.
Feminizm to jedna z tych ideologii, która próbuje z człowieka zrobić karykaturę. Broń Boże przed takimi poglądami!
Mało tego, środowiska feministyczne są pozbawione nawet pewnych "minimalnych znamion dobra", jakie dałoby radę dostrzec u ich zachodnich odpowiedników, sprzeciwiających się pornografii i prostytucji. Nie u nas! Kazimiera Szczuka publicznie wyrażała troskę o to, żeby polskie prostytutki podczas euro 2012 były godnie opłacane i, uwaga, żeby pracowały w godnych warunkach.
Albo walka płci, mężczyzna wróg, płeć kulturowa, wyzysk gejów, lesbijek i kobiet istnieją, albo są wymysłem.
Albo chłopcy i dziewczynki już od pierwszych miesięcy życia zachowują się tak samo, albo nie. Albo jest cool być kobietą (czyli w związku z tym bycie mężczyzną cool nie jest), albo bycie kobietą jest nie tyle wspaniałe, co inne.
Zaś co do trwania w dwóch wykluczających się przeciwnościach: Można stać po obu stronach pękającego lodu. Ale należy przygotować się na upadek tyłkiem wprost to źźźźzimnej wody.
Michał Obrębski
To lepiej też powalcz o prawdę, po płód nie jest częścią ciała kobiety. Natomiast jest, w około połowie przypadków, drugą kobietą.
Choćbyś niwiem jak była "szczęśliwa" i nie wiem jak spełniała się w pracy.
Michał Obrębski
Czytając Pani świadectwo - imponuję mi postać Św. Jadwigi Śląskiej, która była piękną kobietą, lubiła piękna stroje i lubiła się bawić, ucztować - dała przykład co znaczy - żyć - pełnią - życia w synergii tym co duchowe - psychiczne - cielesne. Jak pisała Simone Weil: >freudyzm przyczynił się do tego, że wszystko co związane jest z ludzką cielesnością, seksualnością jest uważane za coś brudnego, wstrętnego, coś co jest obrzydliwe dla Boga.< Nie kto inny, ale papież Benedykt XVI - Józef Ratzinger w encyklika Deus Caritas Est ocalił prawdę o miłości eros, która jest sedną składową miłości pierwotnej do Jezus Chrystusa, o kótrej jest mowa w Apokalipsie Św. Jana Apostoła. Przypomina mi się to, co opowiedział ks. prof. Tadeusz Guz o swoim koledze z dawnych czasów, który jak sam ks. prof. Tadeusz Guz mówił > był pięknym, wysportowanym mężczyzną, uprawiającym różne sporty, ale była tak, że wyjechał do USA - dał wciągnąć się w kapitalistyczny wir zarabiania pieniędzy, to spowodowało, że roztył się do 300 kg (!?), jego firma zbankrutowała, umarł, ani jego żona będąca w Polsce, nie miała za co pojechać na pogrzeb swojego męża do USA, ani nie miała za co przywieźć jego ciała do Polski. I taki był koniec tego pięknego człowieka - jak powiedział ks. prof. Tadeusz Guz. Ks. Profesor mówił to z bólem. A jak pisał pewien protestancki mistyk, któremu objawił się Jezus Chrystus, -to sam ten mistyk wyznał, > że kiedy patrzył na Syna Bożego to uświadomił sobie, że patrzy na Najdoskonalniejszego Mężczyznę we Wszechświecie.<
Dzień dobry, Pani Redaktor!
Dziękuję za dobry i dający do myślenia artykuł. Nie tylko dlatego, że genderówki i feministki rozerwałyby Panią za niego na części. Po prostu rzadko się zdarza, by ludzie, jacykolwiek, przyznali się do błędu. Zwłaszcza publicznie.
Chciałbym jednak dodać jedną myśl. Zgoda, że kobiety są od tego by były śliczne i rodziły dzieci. Brakuje mi tu jednak jednego: Kobiety są też od tego, by świat wypełniały miłością. Nie każda wychodzi za mąż, bo i nie każdy mężczyzna zasługuje na żonę. Nie każda jest śliczna i bywa, że niewiele może na to poradzić. Jednak każda może kochać. Śmiem twierdzić, że poza przypadkami skrajnymi i patologicznymi, nie ma kobiet niezdolnych do uczuć.
Moim skromnym zdaniem, gdyby możliwe było dzieworództwo, świat/planeta mężczyzn wyginąłby lub zapełnił zwyrodnialcami czy psychopatami. Jednak świat kobiet, byłby na poziomie kamienia gładzonego czy nawet łupanego i huczałby od intryg i plotek. Ale by przetrwał.
Gratuluję ciekawego artykułu i równie interesującego bilansu z własnej przeszłości. Nie każdy jest to tego zdolny. Kobieta, a zwłaszcza mężczyzna.
Pozdrawiam serdecznie,
Michał Obrębski
Seryjni mordercy, bandyci i wreszcie dyktatorzy całej historii i świata całego - to niemal wyłącznie mężczyźni.
Michał Obrębski
Co do świata kobiet, temat jest znacznie bardziej skomplikowany i ciekawszy niż się wydaje. Nie wziął Pan pod uwagę tego, że w takim świecie nie byłoby rywalizacji o mężczyzn, wiele namiętności by nie istniało, a więc nie można patrzeć na taki fikcyjny świat przez pryzmat obecnych kodów zachowań.
Co do zła, nie sugerowałabym się płcią dyktatorów bez uwzględnienia pozycji kobiet w danym miejscu i czasie oraz tego, że kobiety od dziecka były uczone pokory względem mężczyzn.
Jestem feministką, więc nie czuję się zagrożona, kiedy mój mąż gotuje lepiej niż ja, sama natomiast nie boję się wbić gwoździa.
Jestem feministką, a nie babochłopem, celebruję swoją kobiecość.
Wybór drogi życiowej, drogie Panie, zależy od nas. Jeśli któraś z nas czuje się bezpieczniej za plecami męża, spełnia się jako niepracująca matka, to wspaniale. Gorzej, jeśli dajemy się wcisnąć przez różne ideologie, nie wyłączając tej kościelnej, w różne schematy, z którymi tak naprawdę się nie identyfikujemy. I jesteśmy nieszczęśliwe.Jeśli Pani Redaktor czuła się nieszczęśliwa udając "wojującą feministkę" (tak, właśnie udając, bo z pewnością feministką nie była), to cieszę się, że udało się Pani odnaleźć własną drogę. Ja jednak podążam inną, pozdrawiam.
Szerokiej drogi, na drodze feminizmu.
Michał Obrębski
Tymczasem, o czym wspomniałaś w swoim poście, wszystkie, nie wyłączając pani redaktor, korzystamy ze zdobyczy feminizmu.
Gdybyśmy cofnęły się w czasie, artykuł ten z pewnością by nie powstał, ponieważ autorka nie miała by prawa do zabierania głosu publicznie i byłaby co najwyżej niewykształconą, niepracującą żoną swojego męża, a sięgając jeszcze dalej wstecz do minionych epok, pewnie byłaby również niepiśmienna.
Dlaczego bycie "ozdobą domu" ma być czymś nie dającym się pogodzić z pracą zawodową, np. w redakcji gazety? Dziwi mnie takie podejście do sprawy wbrew oczywistym faktom.
To może ja wyjaśnię.Bo: ozdoba to jest przedmiot, a kobieta to jest podmiot.
Jak byś zareagował na frazę: "Dobry mechanik jest ozdobą swego warsztatu"?
Czy znane jest Pani pojęcie metafory?
Dobry mechanik może być podporą warsztatu. Dla swojego własnego warsztatu byłby wręcz silnikiem napędowym!
"Ozdoba warsztatu" - w zasadzie oksymoronem.
Nie będę się jednak spierał o trafność bądź nietrafność metafory. Poezja to też kwestia gustu. Mnie nie razi zupełni to, że mechanik miałby być podporą bądź silnikiem napędowym warsztatu, tak jak nie razi mnie, że jakaś kobieta jest ozdobą domu. W przypadku mechanika, to podkreślenie solidności czy dynamizmu, a w przypadku kobiety piękna, uroku oraz ciepła.
Kobiet ma być 50%, a czym więcej tym lepiej, prawda?.
A kędzierzawych ma być ile procent? A durniów - ile?
Michał Obrębski
jak napisałam powyżej, mnie osobiście parytet nie jest do niczego potrzebny. Warto jednak zastanowić się nad tym, skąd taki pomysł w ogóle powstał? Otóż we wszystkich demokracjach kładzie się nacisk na głos większości. Przykładowo w Polsce mamy większość katolików, w związku z czym środowiska katolickie, nie wyłączając "Gościa Niedzielnego" domagają się wprowadzenia pewnych praw, które są zgodne z ich światopoglądem, bądź cieszą się już przywilejami, których przedstawiciele innych wyznań nie mają. Analogicznie nie da się nie zauważyć dominacji mężczyzn w świecie naukowym, w prasie, tv, w biznesie. Przynależność do tej "większości" wzmacnia zwrotnie poczucie wyższości i siły, przez co najwyraźniej sam Pan czuje się uprawniony do ferowania autorytarnych wyroków, typu "Kobiety zarabiają mniej, jeżeli to w ogóle prawda, ponieważ mniej im zależy na pensji i awansie; spełniają się poza pracą" Pytam więc, skąd Pan to wie? W Polsce mamy miliony Polek czynnych zawodowo, które z sukcesem łączą pracę z życiem rodzinnym. Są również samotne panie, które poświęciły się pracy naukowej, społecznej itd. Niestety dzięki głosom takim jak Pański, kobiety te wciąż muszą udowadniać, że zasługują na taki sam szacunek jak mężczyźni. Jeśli sam postulat wprowadzenia parytetu miał zwrócić uwagę na ten problem, to może nie był to tak do końca zły pomysł.
Pozdrawiam
Niemowlę "nabywa" "stereotypowe" zachowania, których nie miało kiedy i od kogo się nauczyć.
Tyle, bo reszta - nie zasługuje na komentarz.
Michał Obrębski
Na szczęście to się powoli zmienia, zwłaszcza w młodszym pokoleniu. Ostatnio na jednym z forów internetowych pewien pan zapytał jakie garnki kupić żonie na urodziny. Jeszcze 10 lat temu spotkałby się z zachwytem, jaki z niego dobry mąż. Tymczasem wiecie co usłyszał? "Żonie kupuje się brylanty, idioto".
Z tymi garnkami i brylantami - dobre!
Nie ma tu żadnej dyskryminacji.
Pozdrawiam,
Michał Obrębski
Feminizm zdrowy, to szukanie godności kobiety w zgodzie z jej naturą, co Autorka powyżej właśnie zaprezentowała.
"Kobieta jest stworzona do bycia piękną, do bycia ozdobą rodziny, o którą troszczy się mężczyzna, który o nią walczy i za nią umiera"
- ja też się podzielę osobistym doświadczeniem i poglądem: szczerze powiem, że nie chciałbym mojej żony traktować jako "ozdoby rodziny". I powiem więcej, czym dłużej żyję z moją żoną, tym silniej odkrywam, jak pozorne są w gruncie rzeczy różnice między nami. Jak wspaniałym doświadczeniem jest partnerski układ ról w małżeństwie. Odkrywam, że żona jest dla mnie najważniejszą partnerką intelektualną (a podobno to mężczyźni są od spraw intelektu) i jednocześnie osobą najbardziej mnie pociągającą. Że wejście w role "naturalnie kobiece" nie ujmuje mi nic z bycia mężczyzną. Nie muszę, a nawet nie chcę być rycerzem walczącym o księżniczkę, a jednocześnie nie czuję się ani trochę niemęski.
Mechanik samochodowy to niemal zawsze mężczyzna, a przedszkolanka czy recepcjonistka to niemal zawsze kobieta.
I to nie kultura. To natura.
Michał Obrębski
"Normalny środek" zaprezentowała właśnie Autorka.
Dla mnie środkiem tym jest partnerstwo.
A dla autorki tekstu? Jeśli redaktorka (sama będąc kobietą!) uważa, że kobieta nigdy nie będzie dla nikogo takim autorytetem, jak gdyby była mężczyzną, bo nie taka jest jej rola (sic!), to stąd już niedaleko do - parafrazując Twoją wypowiedź - białej niewolnicy na folwarku białego macho. To, że "biała niewolnica" zostanie na osłodę skomplementowana za to, że ładnie wygląda i smacznie gotuje, (takie są bowiem konkluzje płynące z powyższego artykułu), to nie zmienia to faktu, że jako osoba zostaje sprowadzona do pozycji usługującej swemu panu.
1. Dlaczego Autorka nie może być dla nikogo autorytetem? Właśnie niedawno opublikowała artykuł, nad którym dyskutujemy...
2. Dla kobiety i mężczyzny jest naturalne określenie: żona i mąż, matka i ojciec, a nie bezpłciowo-biznesowe - partnerzy. Małżeństwo to nie jest jakaś gra interesów - a tak na to patrzą feministki - tylko oddanie samego/samej siebie współmałżonkowi (oblubieniec i oblubienica jak Chrystus i Kościół - o takiej tajemnicy mówi św. Paweł).
I ja nie twierdzę, że panów nie trzeba w tym temacie czasami uświadomić (bo często trzeba), ale to właśnie drogie Panie czyńcie, zamiast równać w dół. I mówcie im sympatycznie (bo się sami nie zawsze domyślą), że nie mają Wam garnków na urodziny kupować, tylko brylanty - jakimi dla nich chcecie być (no, chyba, że wolicie garnki). Mężczyzna, który jest oddany swojej żonie, nie będzie potem miał problemu z tym, żeby obiad ugotować. Natomiast drugorzędną - choć nie banalną - sprawą jest, czy efekt jego starań będzie jadalny (i w tym punkcie już się kończy całe gender).
Z perspektywy "drugiej strony" (czyli męskiej) widzę, że w naszych czasach kobiety zatraciły już niemal zupełnie pewną Bardzo Ważną Zdolność: zdolność szacunku dla mężczyzny. A on potrzebuje tego (i tu zdradzam Wam najgłębiej skrywaną męską tajemnicę) m/w tak, jak kobieta poczucia piękna. Może to wyjaśni Paniom wiele ważnych spraw i przesłanie płynące z tego artykułu...
"1. Dlaczego Autorka nie może być dla nikogo autorytetem? Właśnie niedawno opublikowała artykuł, nad którym dyskutujemy..."
To pytanie musiałbyś zadać samej autorce. Ja jedynie odniosłam się bezpośrednio do jej wypowiedzi: "Kobieta nigdy nie będzie wzbudzała takiego autorytetu jak mężczyzna, nie dlatego, że na niego nie zasługuje, ale dlatego, że nie taka jest jej rola!"
2. odnośnie partnerstwa: uważam, że również (a właściwie: przede wszystkim) w małżeństwie jest miejsce dla partnerskiej relacji. Oczywiście nie mam na myśli układu biznesowego. Partnerstwo w związku oznacza dla mnie równość i wzajemne poszanowanie.
Przewodniczący Donald Tusk nie jest dla mnie autorytetem, za to zdanie Pani premier Szydło bardzo szanuję.
Czy teraz widzi Pani, dlaczego nie muszę pytać Autorki, a nadal pozostaje to pytanie do Pani? (mam nadzieję, że już tylko retoryczne)
2. "Partnerstwo [..] oznacza dla mnie równość i wzajemne poszanowanie"
I to jest właśnie definicja biznesowa - dobre praktyki etycznego biznesu tak właśnie głoszą. Zgadza się.
Nie do końca rozumiem natomiast, co tak Pana "mierzi" w słowie "partnerstwo". Chodzi tylko o sam wydźwięk, skojarzenia z układem biznesowym, czy o znaczenie, jakie łączy się z tym pojęciem? "Równość" i "wzajemny szacunek" również rozpatruje Pan w kategoriach biznesowych, jakimi więc przymiotami określiłby Pan relację małżeńską? Czy naprawdę w/w pojęcia nie wpisują się w Pana wizję związku? Przepraszam, ale jakoś trudno mi to pojąć.
Resztę sobie niektórzy czytelnicy sami "wykoncypowali", czyli że (w/g nich) autorytet = godność osoby ludzkiej.
Słowa nie są z gumy, a niewłaściwie używane niosą fałsz drugiemu człowiekowi. Słowo "partnerstwo" nijak się ma do bogactwa małżeństwa, czyli oddania się małżonków sobie nawzajem; jest również obrazą (wykluczeniem) dla działania Boga pomiędzy małżonkami.
Są osoby, którym pełne rozumienie małżeństwa strasznie przeszkadza (w rozwodach, aborcji, antykoncepcji, homoseksualizmie, itd.) i dlatego zastępują je, gdzie tylko im się uda, partnerstwem. Reszta bez zastanowienia to potem powtarza.
Uparcie powtórzę: jest wiedza o gender i jest subkultura gender. Nie można mieszać jednego z drugim. Bo stoczymy się do poziomu wojujących prostaków!
Nawiasem mówiąc - można słuchać wykładów z jakiejś dziedziny ale niewiele rozumieć.
Względy uczuciowe spowodowały moje uczestnictwo w słuchaniu wykładów z muzykologii na pewnej uczelni przez cały akademicki rok. Nie mogę powiedzieć, że dzięki temu się na tym znam - chociaż to i owo zakodowało mi się w umyśle (czy raczej w pamięci), a muzyka klasyczna jest stale miłością mojej duszy...
To co robisz jest próbą przeforsowania myślenia o przeciwnikach "genderowania", że są po prostu niekompetentni/głupi i się nie znają. To stwierdzenie jest nie dość, że nieprawdziwe, to jeszcze chamskie.
Do: Narumak
Otóż nie. Jezus wcale nie miał poglądów lewicowych.
Oprócz miłości do odrzuconych i najsłabszych – co lewacy wzięli od Niego zapominając o tantiemach – głosił wysiłek, obowiązek twórczej pracy, a przede wszystkim życie na własny koszt i jałmużnę z własnej kieszeni (tj. nie z kieszeni cudzej).
Oraz, że Bogiem jest Bóg, więc wszystkich obowiązują Jego prawa, i że człowiek Bogiem nie jest, więc ludzki egoizm i nieustające przyjemności nie pochodzą od Niego.
Do tych „niemiłosiernych” nauk Jezusa lewacy już mniejszą mają skłonność.
Pozdrawiam,
Michał Obrębski
Pozdrawiam.
Michał Obrębski
Do: Godzilla
Kobieta w pracy pracuje jako człowiek; mężczyzna jako mężczyzna. Mówiąc prościej, mężczyzna realizuje się w pracy „seksualnie”.
Dlaczego? Cóż, bezrobotna panna jest atrakcyjna. Bezrobotny kawaler do małżeństwa się raczej nie nadaje.
Stąd niższe zarobki w praktyce kobiet. Piszę w praktyce, ponieważ nigdy nie ma tak, że ogłoszenie czy nawet zamysł pracodawcy przewiduje gorsze traktowanie pań. Ot po prostu mniej niż panom chce im się wykłócać i ścigać o więcej.
Zaraz zapewne usłyszę, „nie zawsze”, „są wyjątki”… Są to takie same wyjątki jak przykładowa dama mająca 193 cm wzrostu. Wszędzie wokoło kobiety są bowiem na ogół mniej wojownicze i bardziej statyczne. To po prostu widać.
A skąd się wzięły bzdety-parytety? Ano z dobrobytu, braku rzeczywistych kłopotów Zachodu. Czyli, skoro problemów nie ma to, należy je wymyślić. Ponieważ bezużytecznym grupom obcina się fundusze, cały ten zgiełk musi kreować swój własny popyt.
Inaczej feminizm już dawno znalazłby się na śmietniku historii, gdzie też jest jego miejsce.
Pozdrawiam.
Michał Obrębski
Pozostawanie na bezrobociu uderza Pana zdaniem w męskość, natomiast kobietom nie szkodzi, bo mają w zanadrzu swój inny atut, atrakcyjność cielesną (?) Cóż, rzecz względna, jak Pan sam zauważył, zawsze są wyjątki. I tu się zgodzę, z pewnością bowiem znajdą się panowie, którym będzie schlebiać fakt, że to oni dają swoim atrakcyjnym żonom pieniądze na utrzymanie. Z pewnością jednak znajdą się i tacy, którzy będą dumni z żon aktywnych zawodowo.
Zastanawia mnie jednak, dlaczego mężczyźni (nie wszyscy) tak bardzo demonizują feminizm? Boją się silnych kobiet? Podkreślam, że równość nie oznacza totalnej unifikacji, kobiety i mężczyźni różnią się od siebie, a raczej: uzupełniają się nawzajem.
Dowodzić tego mi się nie chce. Cóż, żony płyną ze wschodu na zachód, a młodego bezrobotnego nie chce niemal żadna kobieta. (No może jakiegoś przystojniaka w celach wiadomych. Tylko że to już inna bajka.)
Sam osobiście nie boję się feminizmu. Nudzi mnie, jak każde pustosłowie, i mierzi, jak każde kłamstwo.
Pozdrawiam Godzillę.
Michał Obrębski
To z czym absolutnie nie mogę się zgodzić, to wywodzenie z tychże istniejących różnic przekonania, jakoby kobieta była istotą nie tyle "inną" lecz "gorszą".
Niestety bowiem owo "prawo naturalne" często degradowane jest do przykrywki dla zwykłego wygodnictwa, wręcz lenistwa ze strony mężczyzn (nie piję tutaj do nikogo ad personam, takie mam niestety doświadczenia z bliskiego otoczenia) którzy nie zamierzają "skalać się" czynnościami, które uchodzą w ich oczach za domenę kobiet. Tymczasem czasy w których mężczyzna polował, a kobieta pilnowała ognia i doglądała dzieci minęły bezpowrotnie w momencie, kiedy kobiety zaczęły zdobywać wykształcenie i poszły do pracy. Czy pracujący dwudziestoparolatek niezależny finansowo, ale zawożący mamie brudne ubrania do wyprania i wyprasowania, "bo tak się kiedyś robiło", będzie współcześnie atrakcyjnym kandydatem na męża? Wątpię. W tym kontekście pozostaje mi żywić nadzieję, że radykalny patriarchat, o ile nie znajdzie się na śmietniku historii, to naturalną koleją rzeczy wyginie, podobnie jak to było kiedyś z dinozaurami.
@MichałObrębski - również pozdrawiam!
Pan nie zna kobiet.
Kobiety są często cięte i bardzo skupione na osiąganiu celów. Jedyne, co je tutaj ogranicza to wszystkie konsekwencje wynikające z rodzenia dzieci. Mężczyzna nie musi tak jak kobieta poświęcać wielu miesięcy rozwoju osobistego na ciążę i matczyną opiekę nad małym dzieckiem. Jednak znakiem rozpoznawczym dzisiejszych czasów jest to, że ludzie mogą zapanować nad swoją rozrodczością a kobiety mają szansę zająć się obszarami, na które kiedyś nie starczało im czasu i sił.
Pan uważa, że wszystkie ludzkie postępowania powinny sprowadzać się do jakiegoś naturalnego, seksualnego spełnienia. Po co więc rozwinięty mózg, przecież wystarczyłaby nam inteligencja na poziomie co najwyżej małpy. Dlaczego więc mężczyźni mogą korzystać ze swoich zasobów, natomiast kobietom to nie przystoi? Bez względu na religijne przekonania, takie marnotrawstwo to okropny grzech.
Kiedy tak czytam, co Pani napisała, to wygląda mi na to, że "rozwój osobisty" to jakiś straszliwy bożek feministek, na którego ołtarzyku poświęcają własne dzieci.
"takie marnotrawstwo to okropny grzech."
O! I nawet grzechy przeciw niemu popełniają!
Życie zadaje temu kłam, własnie dzisiaj. Przykład najbardziej dobitny: prof. Ewa Łętowska. Bardziej wiarygodna od wszystkich mężczyzn w tym samym fachu.
"Tak to jest z tymi feministkami. To wcale nie są szczęśliwe kobiety. Wiem, bo ja szczęśliwa nie byłam."
To nie jest świadectwo żadnej prawdy. To jest wyłacznie świadectwo (niedojrzałego) egocentryzmu: "cały świat czuje tak jak ja".
Idź kobieto swoją, przez siebie wybraną drogą.
Ale nie rób z siebie pępka świata, nie sądź, że Twoje osobiste doświadczenia sa jedynie prawdziwe i dlatego winny być kryterium jakiejkolwiek oceny. To błąd.
To tylko parę cytatów dowodzących, że Pani Autorka ma jeszcze długą przed sobą drogę, zanim dojrzeje, zanim zrozumie, że "własne doświadczenie jest najbardziej błędnym i najbardziej ograniczonym kołem", jak mawiał pisarz (który?)
A do Redakcji GN mam pytanie: co miał udowodnić taki tekst? Że mentalne nastolatki mają stać się wzorem? Dla kogo?
Nie jest dane nam żadne inne doświadczenie oprócz naszego osobistego. I tylko na jego podstawie możemy coś powiedzieć o sobie, o świecie i o innych.
Również każda Pani wypowiedź jest tego przykładem, proszę się nie czarować.
Otwierając usta ingerujemy w świat i może to być albo ingerencja niosąca Boga, odnawiającą stworzenie albo wręcz przeciwnie...
"Nie jest dane nam żadne inne doświadczenie oprócz naszego osobistego. I tylko na jego podstawie możemy coś powiedzieć o sobie, o świecie i o innych."
Czyżby?
Gdyby tak było miłość dojrzała nie mogłaby zaistnieć, ludzie nie byliby w stanie się zrozumieć, empatycznie reagować itp..
Zawężenie postrzegania świata i otoczenia ludzkiego tylko do własnego doświadczenia nazywa się egocentryzmem. Jest świadectwem infantylnego przekonania, że nie da się inaczej przeżywać, inaczej doznawać, inaczej rozumieć i oceniać, niż ja to robię.
Czemu właściwie - Twoim zdaniem - służy cała wielka literatura?
Zastanawiam się, czy nie z tego wypływa nasza polska zapiekłość, teraz nasilona szczególnie, że nie przyznajemy innym prawa do różnego odczuwania i odmiennego od naszego oceniania zjawisk?
Tylko Bóg potrafi znać i kochać tych, których jeszcze nawet nie stworzył. My nie możemy mieć nawet realnego doświadczenia, dokładnie takiego jakie ma ktoś inny (wejść zupełnie "w jego skórę" - jakby być nim). Możemy mieć tylko swoje własne.
Musimy więc doświadczyć drugiego człowieka w sobie, aby móc go pokochać (no, albo i nie). Spotkanie Drugiego, to nie tyle przejście obok, co zrobienie mu "miejsca" w sobie.
Proszę zauważyć, że empatia (ja wolę słowo wczucie, używane przez Edytę Stein, Żydówkę - ateistkę, - chrześcijankę - świętą i doktora Kościoła, patronkę Europy, w tej kolejności, jak również - i tu pełne zaskoczenie! - feministkę), rodzi się... z wewnątrz nas; że literatura może istnieć gdzieś obok przez całe nasze życie, ale nic to nam nie da, jeśli jej nie tyle nawet nie przeczytamy, co nie przeżyjemy w sobie.
I - powtórzę się - tylko z tego doświadczenia możemy coś potem powiedzieć o sobie, o innych, o świecie. To nie jest egocentryzm, lecz jedyna możliwość nam dana przez Stwórcę.
Skoro więc Autorka opowiada swoje doświadczenie, to jasne, że nie każdy będzie się z tym zgadzać (nikt z nas nie ma mocy np. Pani do tego zmusić), ale to jest JEJ doświadczenie i JEJ świadectwo, za które ONA odpowie kiedyś przed Bogiem (bo również świadczymy każdym słowem o sobie) i otrzyma nagrodę bądź karę. Identycznie jest z Pani słowami, czy z moimi.
To co opisuje Autorka, dotyczy w oczywisty sposób pewnej klasy zjawisk, które również i ją dotknęły (ściślej - sposobów działania złego ducha), a nie całej rzeczywistości (np. Edyty Stein jako feministki w okresie po nawróceniu). I na tej podstawie może wydać jakiś osąd - szczególnie, że w rzeczywistości osądza siebie samą z przeszłości.
Michał Obrębski
Mnie nie jest wstyd za kobiety, które walczą o parytety czy prawo do aborcji. Po prostu nie podzielam ich zdania.
Nie jest mi też wstyd za panie, które propagują model małżeństwa, w którym żona jest jednostronnie podporządkowana mężowi. Po prostu ich poglądów nie podzielam.
Nie życzę jednak sobie, by obie grupy wypowiadały się autorytarnie w imieniu wszystkich kobiet.
Powyższy tekst jest takim myśleniem skażony.
Do : Godzilla
A gdzie w tekście Autorki artykułu lub wpisach mojej skromnej osoby mowa jest o kobiecie jako o istocie „gorszej”?
Poza tym „lenistwo” męskie do zajęć domowych jest właśnie biologią. Tak jak mężczyzna jest leniwy jeśli chodzi o pieluchy, pranie i sprzątanie, tak kobieta jest leniwa w naprawianiu samochodu, oglądaniu meczu czy łowieniu ryb. Obie płcie teoretycznie mogą robić wszystko, są jednak rzeczy, które je śmiertelnie nudzą.
Zaś co do chłopaka, który swojej matce nosi rzeczy do prania – jak najbardziej może być on poszukiwanym kandydatem na męża. Warunek jeden: musi być inteligentny i z kasą. A jeżeli jeszcze jest dobrym „tancerzem”, na powodzenie u kobiet z pewnością nie narzeka.
Pozdrawiam serdecznie.
Michał Obrębski
rzeczywiście słowa nie są z gumy, nie można ich naciągać w nieskończoność. Tak i niezależnie od której strony by nie oglądać stwierdzeń, jakie padają w artykule, jak i niektórych wypowiedziach, trudno nie zauważyć, jaki obraz kobiety się z nich wyłania. Jeżeli Panowie go nie dostrzegają, trudno. Jestem daleka od tego, aby próbować "nawracać" Panów "na feminizm", lub choćby uświadamiać w tej jakże delikatnej materii. Być może kiedyś Wasze córki, bądź wnuczki wyjaśnią Panom, dlaczego przewijające się tutaj sugestie typu "kobiety są od tego by były śliczne i rodziły dzieci", "powinny spełniać się poza pracą", "rolą kobiety nie jest bycie autorytetem", "kobiety z natury lubią sprzątać i prać pieluchy" etc. są dla wielu kobiet po prostu obraźliwe.
Tymczasem pozdrawiam i opuszczam niniejszą dyskusję, czas podać mężowi kolację...a przepraszam, już sam się za to zabrał.
Cóż, ja już dziś obiad zrobiłem... i muszę przyznać, że wolę gotowanie od prasowania, bo do ciuchów nie mam serca i cierpliwości zupełnie.
Pozdrawiam.
Która kobieta by w dzisiejszych czasach wykazała taką mądrość? Może jakaś wystylizowana feministka z pakietem fotosów na FB?
To jest sztywne i nierealistyczne stanowisko, że mężczyzna w każdym wypadku i każdym czasie będzie głową rodziny w tradycyjnym, dziewiętnastowiecznym rozumieniu. To właśnie sprawia, że nie mam ochoty być częścią tego, co Wy, bo skoro mieszkam sama/ zarabiam dużo/ w pracy spieram się z mężczyznami i nimi kieruję - to nie mogę być w pełni jedną z Was, katoliczek, dopóki nie zrzucę rynsztunku bojowego i nie zajmę się piastowaniem dzieci i prawieniem komplementów mężowi? Gdyby autorka bardziej ważyła słowa, może zdołałaby do mnie trafić, a tak... niestety tracę zainteresowanie.
I jak z tym miejscem mężczyzny w rodzinie i świecie?
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.