Dziennikarz działu „Kościół”
Teolog i historyk Kościoła, absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, wieloletni redaktor i grafik „Małego Gościa Niedzielnego” (autor m.in. rubryki „Franek fałszerz” i „Mędrzec dyżurny”), obecnie współpracownik tego miesięcznika. Autor „Tabliczki sumienia” – cotygodniowego felietonu publikowanego w „Gościu Niedzielnym”. Autor książki „Tabliczka sumienia”, współautor książki „Bóg lubi tych, którzy walczą ” i książki-wywiadu z Markiem Jurkiem „Dysydent w państwie POPiS”. Zainteresowania: sztuki plastyczne, turystyka (zwłaszcza rowerowa). Motto: „Jestem tendencyjny – popieram Jezusa”.
Jego obszar specjalizacji to kwestie moralne i teologiczne, komentowanie w optyce chrześcijańskiej spraw wzbudzających kontrowersje, zwłaszcza na obszarze państwo-Kościół, wychowanie dzieci i młodzieży, etyka seksualna. Autor nazywa to teologią stosowaną.
Kontakt:
franciszek.kucharczak@gosc.pl
Więcej artykułów Franciszka Kucharczaka
"Jeśli na tym świecie ma coś jeszcze znaczyć dane słowo, to ostatnią rzeczą, jaką wolno w tej kwestii odpuścić, jest wierność małżonków aż do śmierci."
Nie ślubował: "będę ci wierny, o ile i ty dochowasz mi wierności". Ślubował wierność dozgonną i bezwarunkową.
„Módlmy się za papieża Franciszka i biskupów, żeby wiernie przekazywali naukę Chrystusa o nierozerwalności małżeństwa”
W Polsce też nie MUSZĄ. Post to ofiara, a ofiara przymusowa jest bezwartościowa... Katolicy MOGĄ pościć - ofiarować dobrowolnie to wyrzeczenie. MOGĄ też pójść do spowiedzi to PRZYWILEJ a nie smutny obowiązek...
Ja modlę się o to aby Papież Franciszek i Kardynałowie odkryli w tej sprawie wolę Ducha Świętego, a nie o konkretny wynik. Pan zdaje się wie lepiej.
A ty, jako pastor (zakładam, żeś protestant), niczego nie musisz? Działasz zawsze tak, jak ci się zachce? Bo ja, na przykład, jako katolik, muszę się modlić. Muszę - bo chcę być wierny. Po prostu.
Sam piszesz: "Muszę - bo chcę" to chcesz czy musisz? Ja jeśli chcę to już nie muszę...
A jeśli musisz to zastanów się po co? Aby wypełnić prawo? Czy aby lepiej kochać?
"Za kazuistyką zawsze kryje się zasadzka przeciw nam i przeciwko Bogu" - stwierdził papież podczas porannej Mszy św. sprawowanej w Domu Świętej Marty.
"Chrystus poślubił Kościół. I nie można zrozumieć Chrystusa bez Kościoła oraz nie można zrozumieć Kościoła bez Chrystusa. To jest wielka tajemnica arcydzieła stworzenia. Niech Pan da nam wszystkim łaskę, aby ją zrozumieć, a także łaskę by nigdy nie popadać owe postawy kazuistyki faryzeuszy, nauczycieli prawa" - zakończył swoją homilię Ojciec Święty.
Nie chodzi mi o przekonywanie przeciwko nierozerwalności małżeństwa. Bo ta kwestia nie podlega dyskusji, a już z całą pewnością ja nie dyskutuję z Papieżem. To co on uzna ja przyjmę. Chodzi mi o przesunięcie nacisku z obowiązku (choć jest ważny) na miłość (...gdy miłości bym nie miał byłbym niczym...), bo bez niej obowiązek nie ma wartości.
Kładąc nacisk tylko na obowiązek mówimy jak faryzeusze.
Dogmat o nieomylności papieża dotyczy tylko jego wypowiedzi ex cathedra. Do wypowiedzi ex cathedra na pewno nie należą wywiady, kazania, przemówienia, adhortacje, ... Jako katolicy możemy ich nie przyjmować. Nawet powinniśmy, jeśli zawierają treści niezgodne z nauczaniem KK.
Jak coś chcę, to potem już muszę.
Jak chcę chodzić, to już potem muszę przebierać nogami, aby się poruszać.
Jak chcę zrobić kupę, to muszę znaleźć odpowiednie miejsce na to.
- Inaczej narobię do spodni.
Jak chcę żyć w małżeństwie, to muszę przestrzegać pewnych zasad.
- Bóg jest miłością, pisze Jan apostoł.
W miłości nie ma muszę.
To muszę, wynika z mojego wyboru, że chcę.
Jak chcę żyć, to muszę jeść i pić.
Nie wynika to z przymusu, to czysta przyjemność.
Jeżeli kocham, to wszystkie muszę robię z przyjemnością.
Wszystko się komplikuje, gdy brak jest miłości.
On przecież mówi tak, jakby nie znał katolickiej teologii.
Odnoszę wrażenie, Panie Franciszku, że wieje od Pana hipokryzją. Teraz bardzo Pan broni tradycyjnego nauczania Kościoła, jednak niedawno nazwał Pan manipularz - kawałkiem zbędnej chusty, która przeszkadza kapłanowi. Wniosek prosty - w mojej ocenie relatywizuje Pan Tradycję do swoich potrzeb. Bardzo Pan krytykuje w licznych artykułach relatywizowanie Tradycji Kościoła, ale robi Pan dokładnie to samo. We wspomnianym artykule porównał Pan tradycjonalistów do faryzeuszy. Tymczasem Benedykt XVI tak bardzo starał się o zrównanie rytów rzymskich zwyczajnego i nadzwyczajnego, czego świadectwem jest "Motu Proprio Summorum Pontificum" z 2007 roku. Póki co nie został wydany nowy dokument, anulujący tamten.
Teologia w stylu infantylnym typu "Bóg kocha mnie takiego jakim jestem" doprowadza później do wyludniania się kościołów, zaś zapełniają się kaplice, kościoły i seminaria tradycjonalistyczne, gdzie rzeczywiście stawia się wymagania. Stawianie wymagań, podczas wyśmiewania innych, tradycyjnych wartości powoduje, że taki wierny, szczególnie nie będący w pełni przekonany, po prostu nie rozumie owej "polityki". Ponadto, odnosi się często wrażenie, że "Kto nie jest z nami, ten jest przeciwko nam". Taka osoba, często pragnąca zbliżyć się do Chrystusa, wybiera miejsce, gdzie zasady są jasne, a nie relatywizowane. Dawniej nawrócenie odbywało się etapami, dziś odnosi się wrażenie, że "nowa ewangelizacja" to głównie gra na emocjach, które są ulotne. Widać to choćby po dawnych "oazowiczach", którzy często dzisiaj są bardzo daleko od Kościoła, tłumaczac, że oazowe ideały są bardzo oddalone od realnego życia. Potwierdza to tylko, że różne, spontaniczne formy spotkań, modlitw i innej aktywności są kodowane jako oderwane od życia i w konfrontacji przegrywają z tzw. "prawdziwym życiem". Gdyby te zasady były wpajane w inny sposób, stałyby się w większej części życiową drogą, a nie młodzieńczymi uniesieniami. Idea oczywiście szlachetna, ale jak pokazują fakty - wykonanie niewłaściwe.
Nie chcę tutaj skreslać wszystkiego, co nowoczesne -daleko mi do tego. Jednak odnosze wrażenie, że współcześnie skresla się każdego, kto pragnąłby uczestniczyć w bardziej tradycyjnych formach modlitwy. Dlaczego nie dac ludziom wyboru? Czy Kościół przez wieki tkwił w błędzie? Uważam tez, że najgorsze co obecnie istnieje, to relatywizowanie - "to w tradycji jest dobre, a to złe". A jeśli coś się nie udaje, to najlepiej obarczyć winą czynniki zewnętrzne. Niestety -czytając artykuły red. Franciszka, odnoszę wrażenie, że tak dzisiaj Kościół mówi.
Chodzi mi o to, żeby szanować kogoś, kto jest wierny Tradycji Liturgicznej. Tamten artykuł był jawną kpiną, atakiem i zrównaniem wszystkich tradycjonalistów do lefebrystów, co jest znaczącym nadużyciem.
To własnie nazywałem relatywizowaniem Tradycji Kościoła. I niezorientowany może tutaj zgłupieć.
Żabę też gotuje się powoli - najpierw w zimnej wodzie. Kiedy żaba orientuje się, że coś jest nie tak - jest za późno..
Jest wyklęta na równi z cudzołożnikiem/cudzołożnicą?
Ponosik konsekwencje swojej decyzji-przysiegi małżeńskiej składanej przed Bogiem. To, że współmałżonek od niej odstąpił nie oznacza, że przysięga już nie obowiązuje.
O ile to pierwsze jest zdefiniowane przez Chrystusa dość wyraźnie i czytelnie, o tyle to drugie może faktycznie jest na etapie sięgania po bardziej gruntowną teologię ... pozostaje z pokorą obserwować działanie Ducha Świętego w tej sprawie.
(1 Kor 11:26-29)
(156)"... córko Moja,nie opuszczaj Komunii św. , chyba wtenczas, kiedy wiesz dobrze, że upadłaś ciężko... " .
Czy odmówimy prawa Panu Jezusowi do pouczeń nas w dzisiejszych czasach?
Masz rację: Jezus oczekuje miłosierdzia. A miłosierdziem jest uchronienie kogoś od tego, co naprawdę dla niego szkodliwe. Żadna niedogodność nie jest tak szkodliwa jak grzech.
Należy zadać sobie pytanie jak okazać miłosierdzie osobie "uwikłanej" w ten grzech? Piszesz, że "miłosierdziem jest uchronienie kogoś od tego, co naprawdę dla niego szkodliwe". Masz rację, ale jak to zrobić? Jak "uchronić" osobę, która w nowym związku założyła rodzinę, ma szczęśliwe dzieci? Samo wytykanie prawdy o człowieku nie wystarczy, trzeba dać coś więcej, wskazać konkretną drogę, może podać jakiś przykład, tak konkretnie. Jezus oczekuje od nas konkretnego działania.
Tak się zastanawiam o czym my tu w ogóle dyskutujemy? Za czasów Jezusa był problem. Ludzie mieli jasno napisane w Księdze Rodzaju, że małżeństwo jest nierozerwalne, a Mojżesz na rozwody zezwolił. Nic dziwnego, że ludzie zgłupieli: o co w tym chodzi? Przychodzi Jezus i ktoś przedstawia Mu wciąż nierozwiązany problem: Powiedz, Mistrzu, jak to jest z tym małżeństwem? I Jezus daj konkretną odpowiedź: Każde zerwanie małżeństwa to cudzołóstwo. I tym samym temat zakończył. Jak to sprytnie określił autor - koniec, kropka, nie ma żadnego "ale". A my wciąż bezsensownie bijemy pianę, bo dyskutujemy o czymś, o czym się dyskutować nie powinno. To w końcu liczą się dla nas słowa Jezusa, czy jednak tak nie wszystkie? Panie Jezu, fajny jesteś, mądrze gadasz, ale tu się chyba nieco pomyliłeś - tak to wygląda.
Wydaje mi się, że prawo naszego Kościoła już dawno zezwoliłoby na rozwody i dało możliwość zawierania ponownych związków, gdyby nie jeden "mały szczegół": słowa Boga w tym temacie. I mogą chcieć rozwodów nawet wszyscy biskupi świata łącznie z papieżem Franciszkiem i papieżem seniorem, ale i tak oni wszyscy razem wzięci nie rozerwą węzła małżeńskiego, który został spleciony przez Boga.
Tak więc dajmy sobie z tym spokój. Słuchajmy po prostu i wypełniajmy słowa Jezusa i będzie nam się lepiej żyło :)
Grzech jej męża nie daje jej prawa do popełniania tego samego grzechu.
Twój przykład - dokonał zabójstwa w afekcie ("podczas sprzeczki") i w stanie obniżonej poczytalności ("pijany"). Po tym NAWRACA SIĘ, odpokutowuje. Podobnie żona tego człowieka broniąc się przed nim - jeśli by go zabiła - też miała by prawo do zawarcia ponownego związku (i to bez "odpokutowania").
Na marginesie - kodeks prawa kanonicznego:
Kan. 1090 -
§ 1. Kto ze względu na zawarcie małżeństwa z określoną osobą, zadaje śmierć jej współmałżonkowi lub własnemu, nieważnie usiłuje zawrzeć to małżeństwo.
§ 2. Nieważnie również usiłują zawrzeć małżeństwo ci, którzy poprzez fizyczny lub moralny współudział spowodowali śmierć współmałżonka.
- czyli zabójstwo współmałżonka z zamiarem zawarcia ponownego małżeństwa czyni małżeństwo nieważnym...
Faktycznie niuansowanie wierności. A dlaczego tak? Źródłem tej sytuacji jest to o czym mówi ks. prof. Tadeusz Guz; >>>żyjemy ponownie w >epoce mitu< czyli protestantyzm, protestantyzm to problematyka, zmaganie się Marcina Lutra z własną osobą. Ks. prof. Tadeusz Guz: Leszek Kołakowski w słowniku filozofów wydanym w latach 60, uczynił uwagę, że źródłem nowożytnej filozofii jest protestantyzm Martina Lutra. Reformacja ufundowała nam, te dziś wiodący sekularyzm, laicyzm do tego stopnia, że wątpi się w to, że Kościół Katolicki został założony przez Jezusa Chrystusa a jeżeli tak - to to jest koniec rzymskokatolickiego kapłaństwa. Z reformacją się z nie rozprawiono. <<< Mój Boże... Proszę zauważyć jak to co mówi ks. prof. Tadeusz Guz kubek w kubek zgadza się z tym co mówił i z czym się zmagał w Kościele Pierwotnym św. Ireneusz z Lionu. Tekst pochodzi z >Biblii dla każdego< pod >batutą< kard Gianfranco Ravasi. Apostołowie umocnieni wiarą po chrystofaniach po chrystofaniach, potrafili po zesłaniu Ducha Świętego zrozumieć całą wielkość swojej misji. Ireneusz mówił jasno: >poczynając od Pięćdziesiątnicy Duch Chrystusa obecny jest w pełni tylko w Kościele. Ireneusz poświęcił swojej życie w zwalczaniu gnostycyzmu czyli chrześcijaństwa >samowystarczalnego.< Ireneusz pisał: >Przepowiadanie Kościoła jest pod każdym względem stałe i zawsze jednakowe dają o nim świadectwo prorocy, apostołowie i wszyscy uczniowie. (...) Tę wiarę otrzymaną od Kościoła chronimy. (...) ...Ci, którzy nie mają z nim udziału nie karmią się mlekiem matki, by zachować życie, nie czerpią najczystszej źródlanej wody, jaka płynie z ciała Chrystusowego. Kpią dla siebie natomiast cysterny ziemne (Jr 2,13) pijąc z nich wodę mętną, zmieszaną z błotem. Uciekają od wiary Kościoła, więc nie mogą też przetrwać. Odrzucają Ducha i nie są pouczeni. Dalecy są od prawdy, dają się zwieść wszelakim błędom, pośród których co chwilę zmieniają poglądy, nigdy nie dochodzą do stałych pojęć , ponieważ wolą być raczej nauczycielami niż uczniami prawdy. Nie mają fundamentu w jedynej skale, bo ich fundamentem jest piach.<<< Reformacja Lutra - co jest całe zasadnicze epicentrum z którym zmaga się cały obecny świat i również Kościół Rzymskokatolicki, któremu jak widać ciężko się pozbierać po >chrześcijaństwie samowystarczalnym< jakim jest protestantyzm, jak to mówi ks. prof. Waldemar Chrostowski: protestantyzm to zjudaizowane chrześcijaństwo nie dziwi fakt, że pan Franciszek przytacza w swym tekście postać Mojżesz w kwestii listu rozwodowego. Długi czas minął zanim >Starożytny katolicyzm< uporał się z >gnozą< z tym mitem dziś w tym współczesnym mitem jest problematyka rewolucji Martina Lutra. Ja wiem, że tych zmian nie dożyje - to jest prawdziwa odnowa Kościoła i świata rozprawić się z reformacją Lutra. Dobrze ktoś to powiedział, że wykłady ks. prof. Tadeusza Guza są nie tylko mądre ale i uzdrawiające ponieważ przed ks. prof. T. Guzem to wszystko było takie mętne, niepewne niepojednane.
Kościół Katolicki ma dłuuuuuugą historię.
Jezus na przykład mówi:
Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. (Mt 7, 15)
Do Piotra zwraca się: Idź precz szatanie, bo nie dbasz o to co boskie, ale co ludzkie.
Św, Paweł pisze na temat poprawiania Ewangelii tak:
Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty! Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą [od nas] otrzymaliście - niech będzie przeklęty! (LGal. 1, 80.)
Wiem, że po moim odejściu wejdą między was wilki drapieżne, nie oszczędzając stada. Także spośród was samych powstaną ludzie, którzy głosić będą przewrotne nauki, aby pociągnąć za sobą uczniów. (Dz. 20, 29 - 30).
Cóż, ludzie będą gadać swoje i czekać, aż Papież się nagnie do ich woli. Tyle że tak się nie stanie...
Wiem, co religia katolicka ma za cudzołóstwo - niestety mimo szczerych chęci nie mogę dopatrzyć się czegoś złego we współżyciu w stałym związku...Niewątpliwie złe jest seksualne rozpasanie, to jest zmienianie partnerów jak rękawiczki, seks co noc z kim innym itp...Ale - o paradoksie - ludzie oddający się temu procederowi mają z kościelnej perspektywy, łatwiej.....
I nadal będziemy zachwycali się skromnym Franciszkiem? I nadal będziemy składali winę na tłumaczenia albo na złych dziennikarzy?
Spójrzmy wreszcie prawdzie w oczy: to sam papież dąży do tego, co mówi Kasper. Do rozpoczęcia synodu trwa po prostu "obróbka" wiernych. Są przyzwyczajani do tej heretyckiej zmiany.
No to wytłumacz temu 35-letniemu mężczyźnie w czym to rozwiązanie, któremu przyklasnąłeś ochoczym "tak" ma być lepsze dla tego mężczyzny, niż rozwiązanie, rzekłabym, "naturalne", czyli takie: nie udało się małżeństwo, wstąpię więc w drugie.
Wytłumaczyć można to zadając jedno proste pytanie: Chcesz życia wiecznego czy szczęśliwego życia tu i teraz?
Dla wierzącego odpowiedź jest oczywista, choć wcale nie twierdzę, że realizacja tego postanowienia jest równie prosta. Niemniej, wystarczy poczytać komentarze na tym portalu, poczytać świadectwa osób ze wspólnoty Sychar, by zobaczyć, że są ludzie (z krwi i kości), którzy jednak potrafią to zrobić dla Chrystusa.
"Kto kocha swoje życie, traci je..."
"Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują."
Rezygnacja z ponownego, grzesznego związku, to jest właśnie ta wąska droga, niewygodna zwłaszcza dla kogoś, kto nie ma ani powołania ani predyspozycji do życia w samotności, bo przecież wybrał swego czasu małżeństwo. Droga, którą wskazał nam Pan Jezus, wcale nie ma być lekka, łatwa i przyjemna, ale ma nas prowadzić do celu, jakim jest wieczne zbawienie. Dla osiągnięcia takiego celu chyba warto podjąć trud tej wąskiej drogi, która wymaga od nas także pewnych wyrzeczeń.
Nie dostrzegasz jak bardzo przygnębiające jest to, co piszesz? Postaw się przez chwilę w takiej sytuacji: ktoś przeżył dramat nieudanego małżeństwa, w którym doświadczał przemocy psychicznej i fizycznej, wreszcie całą tę chorą relację zrywa, odchodzi. Po czasie pojawia się szczęśliwa relacja z kimś innym...Zostaje jednak nazwany cudzołożnikiem. Nie rozumie jednak co takiego złego, w gruncie rzeczy robi? Nikt bowiem nie potrafi wyjaśnić, na czym zasadza się zło cudzołóstwa...A że nie potrafi tego wyjaśnić to się chwyta groźby "pójdziesz do piekła".
Skrzywdzona w nieudanym pierwszym małżeństwie osoba, zostaje nazwana cudzołożnikiem, gdy znajdzie względne szczęście w drugim. Nie może jednak wiedzieć co złego robi...Musi żyć w strachu...w strachu przed piekłem...Bardzo przygnębiająca wizja
Jak dla mnie wizja Zbawienia jest cudowna a nie przygnębiająca i TYLKO ona daje człowiekowi możliwość przetrwania nawet najstraszliwszych doświadczeń tu na ziemi. I uwierz, że ludzie dźwigają duzo cięższe krzyże tu na ziemi, niż życie w pojedynkę i bez współżycia.
Tak długo, jak będziesz sprowadzał miłość do "miłości światowej" a szczęście do szczęścia doczesnego - nigdy się nie zrozumiemy.
Już ktoś przede mną napisał w tym wątku, że Jezus nigdy nie mówił, że będzie łatwo, za to dał rękojmię, że wszystkie radości tego świata są niczym w porównaniu z radością życia wiecznego.
Po pierwsze dobrowolnie i świadomie młoda osoba wybiera małżeństwo, wiedząc, iż bez względu na to co się wydarzy dalej w życiu pozostanie temu małżeństwu wierna aż do śmierci.
Bez względu na jakiekolwiek zachowanie współmałżonka, bez względu na sytuację życiowe wybierając małżeństwo przyjmuje się podkreślmy dobrowolnie i w pełni świadomie, iż już nigdy z nikim innym nie będzie.
Po tych wszytkach komentarzach, po tych bajdurzeniach o krzywdach dziejących się ludziom chcąc sobie tylko ułożyć życie po rozstaniu odnoszę wrażenie iż ten swój ślub potraktowali wyłącznie przez pryzmat imprezy. I nie rozumieją konsekwencje swoich decyzji. Decyzji świadomych i dobrowolnych
Ja mysle, ze my i tak nie uswiadamiamy sobie do konca czym jest malzenstwo, jak wazne jest wzajemne dbanie o zbawienie wspolmalzonka i dopiero stajac przed Bogiem pojmiemy jak olbrzymie znaczenie ma ow sakrament. Egzegeci tlumacza czasem ewangeliczny fragment nt. malzenstwa, jako "niewolnicza zaleznosc" pomiedzy malzonkami, co tylko uzmyslawia w jaki sposob bedziemy przez Boga "rozliczani", wybierajac w zyciu doczesnym droge powolania zwana malzenstwem.
Warto wiec sie zastanowic, miast biadolic nad tym jak bardzo cierpi porzucony rozwodnik, jak jemu pomoc osiagnac zycie wieczne. Skoro malzonek (bez wzgledu na wszystko) ma za swoj cel przed Bogiem takie zycie, by doprowadzic swego wspolmalzonka do zbawienia... W jaki sposob bedzie mial szanse to zrobic wiklajac sie w relacje z inna kobieta?
Tylko czlowiek malej wiary mowi o sytuacji, ze jest beznadziejna i nie do uratowania. Nie wolno sie zalamywac i tkwic w takim przekonaniu. Potrzeba wiary, bo Bog z najgorszych sytuacji wyprowadza dobro, a swietosc ksztaltuje sie wlasnie w doswiadczeniu i krzyzu.
Zbawienie łaską, z wiary i z uczynków (wynikających z wiary).
Skoro nie wierzysz Bogu w Jego Słowo o nierozerwalności małżeństwa, to o jakim zbawieniu z wiary tutaj piszesz?
Albo wybiera się życie w zgodzie z danym słowem, z wiarą i w tym wypadku nie tylko nie ma żadnych zakazów co do sakramentów, ale tez jest się bohaterem i wzorem dla wielu.
Można też złamać dane słowo, uznać wiarę za nieistotną i szukać (pozornego) szczęścia w kolejnym związku, Związku od początku bazującym na grzechu cudzołóstwa.
Wybór zawsze należy do człowieka.
Piszesz tak jakby zawarcie drugiego związku automatycznie uniemożliwiało zbawienie...wyobraź sobie, że w prawosławiu są nawet święci (bodaj Teresa czy Tamara), którzy żyli w powtórnych małżeństwach.
Uwiklany w grzech ciezki, bedzie do bolu poszukiwal wytlumaczenia swoich grzechow, bedzie naginal Slowo Boze dla swoich potrzeb, po to by tylko uspokoic sumienie. A PRAWDA jest tylko jedna. Do nas nalezy wybor, czy chcemy zyc w prawdzie czy jej imitacji.
Ps. Nie ma takiego tworu, jak "powtorne malzenstwo", chyba ze po smierci malzonka. Malzenstwo mozna zawrzec wylacznie przed Bogiem, inne twory to tylko uluda malzenstwa.
Bardzo wielu nie wie, że zawierając ślub katolicki składa zobowiązanie absolutne...Na przykład głośna ostatnio Anna Jedna, którą mąż opuścił, przyznała, że nie wiedziała tego...Kościół powinien bardziej akcentować tę sprawę i mówić kandydatom do małżeństwa, do czego oni się zobowiązują. Jeśli na takie absolutne zobowiązania się godzą świadomie to ich rzecz...
Z mojej perspektywy jest bardzo wątpliwe czy w ogóle możliwe są na serio takie "zobowiązania absolutne" w życiu ludzkim, które jest bardzo zmienne i niepewne...Niech Pan sam zobaczy: mąż bije żonę, ona jednak złożyła mu bezwzględne zobowiązanie wierności - nawet pożądać może tylko jego. Tylko jak ma to zrobić? Jak ma żywić pożądanie do potwora? Wie ktoś może? A kiedy "okiem pożądania" spojrzy na innego niż ów potwór mężczyznę to już cudzołoży, zrywa ślubowaną w sposób absolutny wierność...Czy jednak taki obrót rzeczy jest dla człowieka możliwy? wykonalny? Raczej nie jest.....
Żartujesz? A jak brzmią słowa przysięgi małżeńskiej składanej w kościele?
""Ja .... biorę sobie Ciebie .... za żonę (męża) i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci."
Chyba każdy zdolny do zawarcia małżeństwa człowiek rozumie, co znaczą słowa "aż do śmierci".
Ale skoro najpierw olało się totalnie swoją religię, a później w imię tradycji, imprezy zawarło ślub w kościele, to faktycznie można przeżyć szok, gdy się okazuje, iż ten ślub jest nieodwoływalny.
A największą bezczelnością jest przy tym winienie Kościoła, że o przymiotach małżeństwa nie naucza.
Cała filozofia małżeństwa polega na trwaniu razem, bez względu na to, co kolejny dzień przyniesie.
Oczywistym jest bowiem, że nie wiesz, co będzie jutro, ale słowo dane przy ślubie powinno być pewnikiem. Gwarancją największej jedności w obliczu realnego życia Bez względu na to, co się wydarzy w tym życiu ślubujesz przecież "nie opuszczę cię, aż do śmierci.
Przy czym bicie żony, znęcanie się to nie są największe ludzkie tragedie, które mogą się wydarzyć w małżeństwie.
Jaką więc stanowisz gwarancje, skoro już na starcie nie wierzysz, iż możesz wypełnić dane słowo. Dla zabawy, zwyczaju, tradycji je wiec wypowiadasz?
Niemcy to dziwny naród. Z jednej strony wielkie wynalazki, muzyka, poezja. Z drugiej wojny, Luter i Kasperopodobni.
No, ale jak ma tam być, skoro dziewczynki i chłopcy od dziesięcioleci karmieni byli gazetkami typu Bravo i wiadomymi treściami. Ziarno przyniosło zatruty owoc.
Tam, "Kiedy Kościołowi nie udało się skłonić ludzi, aby praktykowali to, czego naucza, postanowił nauczać tego, co ludzie praktykują" - znamy autora, prawda?
Czy Ren zaleje Tybr? A Wisłę?
Dobrą dekadę temu, w Niemczech wprowadzono prawo, które wymagało od kobiety przed aborcją wzięcia udziału w poradzie, której zadaniem miało być poinformowanie o możliwości wsparcia, jeśli by się na dziecko zdecydowała. Bardzo chwalebne, ale był w tym jeden hak. Wszystkie instytucje, które takich porad udzielały miały wystawiać zaświadczenie o skorzystaniu z porady, które było potem przepustką do aborcji. Wśród instytucji były kościelne i one też takie poświadczenia miały wydawać, albo utracić państwowe współfinansowanie. Wśród niemieckich biskupów wielu nie miało do końca jednoznacznego stanowiska w sprawie aborcji. Pod tą subtelną presją niemiecki episkopat zdecydował się na wystawianie takich zaświadczeń.
Pewnie doszłoby do wystawiania zaświadczeń przez poradnie kościelne, zresztą o pięknej nazwie Donum vite (dar życia), gdyby nie interwencja nieodżałowanego kard. Meisnera (dziś już emeryta), który zapytał kurię rzymską (było to za JPII), czy takie postępowanie jest słuszne. Kuria w krótkim czasie odpowiedziała, że nie. I cała sprawa upadła. Rzecz ciekawa, nagle okazało się, że prawo można zmienić i instytucje kościelne zostały zwolnione z obowiązku wystawiania zaświadczeń. Więc nie doszło do dramatycznej, ale klarownej sytuacji, zamykania poradni kościelnych.
Czyim w takim razie jest Gość Niedzielny? Materialistów?
Tragedią, która później przekłada się na ludzkie dramat jest poszukiwanie pocieszenia w objęciach kochanków, poszukiwanie nowych życiowych partnerów, łamiąc przy tym przysięgę małżeńską.
Oczywiście wszystko to wynika z braku wiary, lub z życia w wierze light, to znaczy w wybierając sobie pasujące fragmenty nauczania Kościoła i omijając te wymagające czy trudne do akceptacji.
Zresztą osoby żyjące w związkach pozamałżeńskich do perfekcji mają opanowane wybrane biblijne cytaty, szczególnie te służące do rzucania kamieniami w osoby mówiące o grzechach.
Miłosierdzie to jest darowanie winy, a nie tolerancja na popełnianie zła.
Ciekawe jest też, czy tak ciągle dopominający się o miłosierdzia faktycznie darowali swoim współmałżonkom ich winy.
Czytając różne fora, ma wątpliwości, bo jeżeli ktoś mówiący o miłosierdzie do własnej osoby, jednocześnie pisze o swoim małżonku per kanalia, czy obarcza jego/ją wina za rozbicie małżeństwa, to chyba coś jest nie tak.
I jeszcze jedno - zawsze ktoś przy okazji takich dyskusji pisze o wyrzucaniu z Kościoła. Zapomina dodać, iż poczucie wyrzucania z Kościoła jest efektem tkwienia w grzechu. Bo rzekomo źli współbracia to jedynie wizja podstawiana przez szatana, znanego z propagowania kłamstw.
Ta dzisiejsza wypowiedź kardynała trochę mnie uspokoiła, ale na mój owczy węch, pachnie mi tu fałszywym miłosierdziem i tęsknotą za pieniędzmi tych katolików, którzy opuszczają niemiecki Kościół. Oczywiście mogę się mylić.
Poza tym miałabym pytanie do kardynała w kontekście dzisiejszego czytania z Listu św. Jakuba Apostoła:
Dlaczego w duszpasterstwie niemieckim tak mało wyznawania sobie nawzajem grzechów w spowiedzi tzw. usznej?
"Lecz łatwiej niebo i ziemia przeminą, niż żeby jedna kreska miała odpaść z Prawa.
Każdy, kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo; i kto oddaloną przez męża bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo.
Łk16, 17-18.
"Jezus przeszedł w granice Judei i Zajordania. Tłumy znowu ściągały do Niego i znowu je nauczał, jak miał zwyczaj.
Przystąpili do Niego faryzeusze i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę.
Odpowiadając zapytał ich: «Co wam nakazał Mojżesz?».
Oni rzekli: «Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić».
Wówczas Jezus rzekł do nich: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela».
W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: «Kto oddala żonę swoją, a bierze inną, popełnia cudzołóstwo względem niej. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo»."
Mk9, 41-50.
"Innej jednak Ewangelii nie ma: są tylko ludzie, którzy sieją wśród was zamęt i którzy chcieliby przekręcić Ewangelię Chrystusową. Ale gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty! Już to przedtem powiedzieliśmy, a teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą od nas otrzymaliście - niech będzie przeklęty!
Gal1,7-9.
Jak widać z poniżej cytowanego fragmentu zakaz bezwarunkowy nie był. Nie podejmę się interpretacji tego fragmentu - cytuję, ten fragment bo przeciwstawiam się wybiórczemu cytowaniu Biblii.
Mat 5:32 A ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę - poza wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa.
W odpowiedzi na prawdziwe tlumaczenie slowa "nierzad" w tym konkretnym cytacie. To slowo zostalo przetlumaczone z greckiego slowa "porneia".
Dla osob znajacych jezyk angielski, oto fragment ksiazki na temat tlumaczenia i znaczenia tego wlasnie cytatu:
http://www.biblicalperspectives.com/books/marriage/4.html
Wszystko jest tam wyjasnione w oparciu o kontekst historyczny i jezykowy, ze szczegolami.
Oto konkluzja:
exception, Christ did not intend to impose the Levitical norms for legitimate marriage, but simply to declare that when such norms were violated, there was a valid reason for the dissolution of marriage. porneia") Jesus permitted divorce only in the case of an unlawful marriage to a near relative. By means of the porneia Our study of the Jewish setting, historical and geographical background, and the immediate context of Matthew 19:1-12 suggests that by the exception clause ("except for Conclusion.
Co w skrocie oznacza, ze malzenstwo jest nie wazne, jesli osoba poslubiona to bliski krewniak (co by sie w praktyce rownalo z kazirodztewm).
Z tego co napisałaś(eś), wynika, że nauka katolicka, którą dał nam sam Jezus Chrystus, ma służyć podtrzymywaniu nas w dobrym samopoczuciu. Tak jak seriale, teleturnieje telewizyjne i bale.
Mowa zgodna z nauką Chrystusa przygnębia, stawia wymagania, więc zmieńmy ją. Niech już nie przygnębia.
Niestety, tak wykładają nam również kardynałowie, którzy są powołani do strzeżenia nauki Chrystusa. A ludzie chętnie słuchają takiej mowy. Ale to jest herezja i trzeba to głośno mówić, bo inaczej "kamienie wołać będą".
Po drugie nikt nie mówił, że wszystko ma być proste. Nie jest proste bycie w nienawiści u wszystkich ze względu na imię Jezusa. Zawsze istnieje silna pokusa, by postępować tak, jak podpowiada świat: "nie bądź śmieszny, mamy XXI wiek, średniowiecze już dawno minęło, nie bądź jakimś moherem, żyj tak, jak ci się podoba, a nie jak każą jakieś klechy". Życie w zgodzie z przykazaniami nie zawsze jest proste i często budzi sprzeciw, a nawet nienawiść tych, którzy w życiu szukają jedynie przyjemności za wszelką cenę.
Po trzecie, rzeczywiście, zbawienie człowieka wziął na siebie Pan Bóg, sami siebie nie zbawimy choćbyśmy się nie wiem jak wymądrzali. Jednak Pan Bóg dał nam pewne wskazówki, pewne podpowiedzi, jak należy żyć, żeby to zbawienie osiągnąć, bo człowiek w swojej wolności może również to zbawienie odrzucić. W jaki sposób można zmarnować swoje życie?
"Nie łudźcie się! Ani rozpustnicy, ani bałwochwalcy, ani cudzołożnicy, ani rozwięźli, ani mężczyźni współżyjący z sobą, ani złodzieje, ani chciwi, ani pijacy, ani oszczercy, ani zdziercy nie odziedziczą królestwa Bożego."
Żeby udzielić odpowiedzi na tak postawione pytanie należy wpierw zadać pytanie czy jest w ogóle możliwe życie wiarą w nowym cywilnym związku?
Miłość pokorna - jak najbardziej, tylko ja Iza Twoją retorykę rozumiem tak, ze nawet jeśli widzisz, jak Twój brat stacza się w przepaść grzechu, Ty pokornie siedzisz i nie próbujesz nawet jemu wspomnieć, żeby zawrócił. A to bardzo ryzykowne podejście.
Poza tym jest jeszcze jedna kwestia,o której chyba niektórzy zapominają - czym innym są osobiste relacje ze współbraćmi, czym innym ocena FAKTÓW na publicznym forum.
Natomiast ważne jest, żeby móc jasno określić grzech, żeby nie rozmydlać grzechu, żeby nie nazywać zła dobrem.
I tego najczęściej dotyczą nasze tutaj dyskusje, nasze "wymądrzanie się". Nie osądzanie konkretnego człowieka (nawet jeśli dyskusja dotyczy konkretnego przypadku), ale przeciwstawienie się relatywizacji grzechu. Dlatego najbardziej burzliwe dyskusje dotyczą albo rozwodów, albo związków homoseksualnych, albo porzucenia kapłaństwa, albo aborcji. Nie dlatego, że ludzi popełniających te grzechy uważamy za gorszych grzeszników od nas, ale dlatego, że ludzie popełniający te grzechy bardzo często starają się udowodnić, że wcale nic złego nie zrobili. Że aborcja to prawo do własnego brzucha, że jeśli dwóch facetów się kocha, to związek homoseksualny tak samo podoba się Bogu, jak związek mężczyzny i kobiety, że jak ludzie mają się ze sobą męczyć, to lepiej się rozwieść, że jak ksiądz się zakocha, to ma prawo do szczęścia.
Każdy grzeszy, ale żeby walczyć ze swoim grzechem trzeba go najpierw dostrzec, a nie oszukiwać samego siebie i innych, że niczego złego się nie robi.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.