Proszę pomyśleć: przeprowadzono wczoraj 650 testów, wykryto ok 10 chorych. Cieszmy się, że tak mało osób podejrzanych lub chorych było zarażonych tym wirusem, bo tylko 1,5%. Podejście jest bardzo rozsądne. Po co badać zdrowych!

Korea wykonała prawie 200 000 testów. Robią je na szybko, wręcz na ulicach, by jak najszybciej wyłapać zakażonych, którzy często nie mają jeszcze objawów. U nas testy wykonują laboratoria o ograniczonej przepustowości. Na wyniki w samym laboratorium czeka się 8 godzin, do tego pobranie próbek, transport, ocena materiału, godziny pracy samego laboratorium. Skutkiem jest, że trzyma się w izolacji najczęściej ludzi ze zwykłą grypą, którzy całymi dniami czekają na wyniki, a nie wychwytuje się zakażonych na wczesnym stadium, którzy rozsiewają chorobę dalej. Pod tym względem państwo nie zdało egzaminu.

Ogólnie się zgadzamy, ale "Pod tym względem państwo nie zdało egzaminu. " - to zbyt pochopny wniosek. Nie wiem skąd Korea miała tyle testów, nasz rząd (jak zakładam) mógł nie mieć możliwości zakupienia koniecznych ilości. Myślę, że oni tam na górze mają na głowie naprawdę coś na poziomie "stanu wojennego" robią co mogą ale nie zawsze wszystko mogą :) Dziś testy chce kupić cały świat. Nie znamy szczegółów jakie opcje są dostępne logistycznie i finansowo. Skutków wirusa nie da się uniknąć można tylko ograniczać straty, w ludziach również. Podobnie niestety jak na wojnie.

Korea miała testy, bo gdy tylko wybuchła epidemia w Chinach zaczęła te testy kupować. Polsce rekomendowano zakup testów już w styczniu, ale rząd zapewniał wtedy jeszcze, że Chiny są daleko. Gdy epidemia szalała już w Chinach, Iranie i Korei rząd w Polsce nadal nic nie robił, poza zapewnieniami, że jesteśmy bezpieczni. Gdy pojawiły się pierwsze przypadki zachorowań nadal nie było w Polsce testów, ani laboratoriów, które mogły je przeprowadzać. Czekaliśmy na diagnozę pierwszego pacjenta kilka dni, bo testy musieli robić dla nas Niemcy. To wszystko przez zignorowane apele naukowców, niektórych mediów, think-tanków, które apelowały do rządu od dwóch miesięcy. Dziś nadal nie mamy sprawnego systemu testów. Laboratoriów mamy 19, ale nie wszyscy z podejrzeniem choroby przechodzą test! Utrzymywany w śpiączce 54 letni pacjent z Lublina zaraził się od syna, który wrócił z Mediolanu. Syn chciał poddać się testowi, ale powiedziano mu, że jak nie ma objawów, to nie ma potrzeby. Potem próbował na własną rękę zdobyć taki test w szpitalu, też bez skutku. Gdyby rząd w porę zakupił testy, to syn pacjenta byłby od początku w kwarantannie i nie zaraziłby ojca, który prawdopodobnie umrze. W tym samym czasie szybkie testy kupuje nawet Ukraina, a u nas rząd chyba nadal śpi.