Kogoś naprawdę zaskakuje, że postępowanie w przypadku kraju będącego federacją trwa dłużej, niż w przypadku kraju unitarnego?

Unia Europejsk jest (z p. widzenia prawa międzynarodowego) tylko - jak dajmy na to ONZ - organizacją międzynarodową. Nie jest żadnym nad-państwem. Nie jest państwem jak fedaralnym jak np. Niemcy.

Natomiast urzędnicy unijni prawem kaduka uzurpują sobie kompetencje europejskiego nad-rządu, za biernym zezwoleniem większości państw członkowskich - z powodu słabości ekonomicznej, dlatego że od dziesiątek lat rządy sprawuje w nich libero-lewica (p. Spinelli). Biurokracja unijna jest też łagodnie mówiąc pod wpływem (choć lepiej byłoby powiedzieć, że miękiej korumpcji) ponadnarodowych koncernów, które przez nią (Unię) realizują swoje interesy. Są, są też różni "starsi i mądrzejsi", jak np. masoneria, iluminaci, jakieś ideologiczne sekty i inne samozwańcze "rządy światowe" (wzajemnie się przenikające).

Czy może zatem dziwić, że są "równi i równiejsi". Brytyjczycy skalkulowali sobie i demokratycznie - wbrew nachalnej propagandzie "prounijnej" - że lepiej na tym wyjdą (przynajmniej ekonomicznie), gdy opuszczą Unię. Polska - między ruskiem, a pruskiem - nie ma takiego komfortu jak WB (niewidoczny Commonwelth, itd.) i ile się da musi w Unii trwać.