Dziennikarz działu „Polska”
Absolwent nauk politycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Zaczynał w radiu „Kampus”. Współpracował m.in. z dziennikiem „Polska”, „Tygodnikiem Solidarność”, „Gazetą Polską”, „Gazetą Polską Codziennie”, „Niedzielą”, portalem Fronda.pl. Publikował też w „Rzeczpospolitej” i „Magazynie Fantastycznym” oraz przeprowadzał wywiady dla portalu wideo „Gazety Polskiej”. Autor książki „Rzecznicy”. Jego obszar specjalizacji to sprawy społeczno-polityczne, bezpieczeństwo, nie stroni od tematyki zagranicznej.
Kontakt:
jakub.jalowiczor@gosc.pl
Więcej artykułów Jakuba Jałowiczora
a303Kwiecień 22, 2015 Dziennikarstwo śledcze
Każdego dnia dzieje się tragedia większa niż 9/11, ale mało kto mówi o tym. W ataku na WTC zginęło więcej niż 3.000 amerykanów. To okropne zło, ale w rzeczywistości w tym kraju zabijamy celowo więcej niż 3.000 naszych dzieci codziennie. Fakt, że społeczeństwo ogólnie akceptuje praktykę aborcji nie zmniejsza naszej winy.
blood-splattered-american-flag
Dzisiaj, USA mają najwyższy wskaźnik dokonywania aborcji w całym zachodnim świecie. Ale pewnego dnia będziemy osądzeni za to, co zrobiliśmy. Zabiliśmy ponad 56 milionów naszych dzieci, a ich krew woła o sprawiedliwość. Oto 19 statystyk, które powinien znać każdy:
#1. W masakrze nie do opisania, więcej niż 56 milionów amerykańskich dzieci zostało zamordowanych od czasu Roe vs. Wade (sprawa w wyniku której aborcja została uznana w USA za legalną przez cały okres ciąży) w 1973.
#2. Jeśli zsumować wszystkie formy aborcji, włączając w to te spowodowane przez lek aborcyjny RU 486, wychodzi ogromna liczba przekraczająca więcej niż milion zabiegów w każdym roku.
#3. Liczba amerykańskich dzieci zabijanych w procesie aborcji każdego roku jest mniej więcej równa liczbie zabitych żołnierzy we wszystkich wojnach, w jakich USA brały udział razem wziętych.
#4. Około 3000 amerykanów straciło życie w ataku na WTC. Każdego dnia więcej niż 3000 amerykańskich dzieci ginie w wyniku zabiegu aborcji.
#5. Około jedna trzecia wszystkich amerykanek poddała się zabiegowi aborcji do 45 roku życia.
#6. Około 47% kobiet, które poddają się zabiegowi aborcji każdego roku w USA miało także poprzedni zabieg aborcji.
#7. Donosi się, że 41% wszystkich ciąż w New York City kończy się aborcją.
#8. Około 78% dzieci, które giną w wyniku aborcji w New York City to afroamerykańskie i latynoskie dzieci.
#9. Wg pastora Clenarda Childressa, około 52% wszystkich afroamerykańskich ciąż kończy się aborcją.
#10. Większość kobiet, które poddają się aborcji w USA twierdzi, że są chrześcijankami. 42% wszystkich kobiet, które poddały się aborcji jest wyznania protestanckiego, natomiast 27% – katolickiego.
#11. Około 18% wszystkich aborcji w USA każdego roku dokonuje się na nastolatkach.
#12. Jedno bardzo szokujące badanie wykazało, że 86% wszystkich aborcji wykonano ze względu na wygodę.
#13. Wg Guttmacher Institute, średni koszt aborcji w pierwszym trymestrze to 451 dolarów.
#14. Wiele firm ubezpieczeniowych preferuje aborcję, ponieważ średni koszt porodu bez komplikacji to ponad 9000 dolarów.
#15. Podczas fiskalnego roku 2014, Planned Parenthood (Planowane rodzicielstwo) pozbawiło życia 327 653 dzieci.
#16. Planned Parenthood (Planowane rodzicielstwo) celuje w biednych. Aż 72% „klientów” ma dochody albo równe, albo poniżej 150% federalnego poziomu ubóstwa.
#17. Jest 30-tu kierowników Planned Parenthood, którzy zarabiają ponad 200 tysięcy dolarów za rok. Kilku z nich właściwie zarabia więcej niż 300 tysięcy dolarów za rok.
#18. Planned Parenthood dostaje więcej niż 400 milionów dolarów z rządu federalnego każdego roku.
#19. Ogólnie, grubo ponad miliard aborcji dokonano na całym świecie od 1980 roku.
Każdego roku zarówno Republikanie jak i Demokraci głosują, by obsypać Planned Parenthood setkami milionów dolarów.
Mówi się nam, że to musi być zrobione z powodu „dobra”, jakie ta organizacja robi.
Ale prawda jest taka, że to nikczemna organizacja od samego początku, Jej założycielka – Margaret Sanger, raz powiedziała:
Najbardziej litościwą rzeczą, jaką rodzina robi jednemu ze swoich niemowląt to jego zabicie.
Czasami dziecku łatwiej przychodzi pokazać naszą głupotę. Chcę wam przedstawić list jedenastolatki o imieniu Samantha, która wysłała go do ustawodawców jej stanu. Jest napisany bardzo prosto, ale ma więcej sensu niż 95% rzeczy napisanych o aborcji przez dorosłych.
Samantha-Letter-460x511
Samantha-Letter-2-460x282
Myślę, że świat byłby lepszym miejscem, gdyby nie było zabijania. […] Jedno z Bożych przykazań to „nie zabijaj”. […] Wszystkie te dzieci, które są zabijane jeszcze nie zgrzeszyły.
Za napisanie takiego listu, jest duża szansa, że Samantha będzie oznaczona jako „potencjalny terrorysta”. Tak. Departament Bezpieczeństwa Wewnętrznego wydał raport w styczniu 2012 roku, który mówi, że każda osoba, która jest „anty-aborcyjna” jest potencjalnym terrorystą. Od tamtego czasu ukazywały się rządowe raporty, które identyfikowały „anty-aborcyjnych” demonstrantów jako potencjalnych zagrożeń dla bezpieczeństwa narodowego.
Więc na co zasługuje naród, który zabija 56 milionów własnych ludzi? Jaki wyrok odpowiada takiej zbrodni?
Na podstawie: http://endoftheamericandream.com/archives/19-statistics-about-abortion-that-every-american-should-know
Za: https://uderzwfalsz.wordpress.com/2015/04/22/19-statystyk-o-aborcji-ktore-kazdy-powinien-znac/
Nie masz wiec racji, że aborcja jest domeną bogatych krajów Zachodu.
Dane statystyczne nt. nielegalnej aborcji w krajach rozwijających się, jakie przedstawiają raporty Instytutu Alana Guttmachera (AGI), placówki związanej z największym aborcyjnym providerem Planned Parenthood, są niewiarygodne i służą jedynie lobbowaniu na rzecz szerokiego dostępu do aborcji – takie wnioski płyną z analizy dokonanej przez naukowców z czterech uniwersytetów w USA, Meksyku i Chile.
KAI
DODANE 12.12.2012 10:32
0
Obrońcy życia i wielu lekarzy od dawna wiedzieli, że strategia środowisk proaborcyjnych polega na przekonywaniu społeczeństwa, że istnieją „bezpieczne” i „ ryzykowne-nielegalne” aborcje i zwiększenie dostępu do tych pierwszych ma spowodować, że będzie coraz mniej przypadków śmierci kobiet poddających się nielegalnym praktykom aborcyjnym. Zwolennicy aborcji dowodzą, że w krajach, gdzie zostanie ona zalegalizowana, mniejszy będzie ogólny współczynnik aborcji. Orężem w lobbowaniu na rzecz takiej tezy są właśnie publikowane cyklicznie raporty nowojorskiego Instytutu Guttmachera. Przedstawiają one w większości nieprawdziwe liczby nt. legalnych i nielegalnych aborcji, jednak zbyt rzadko są one publicznie kwestionowane.
Tym razem 6 epidemiologów z 4 uczelni wyższych w USA, Meksyku i Chile dokładnie sprawdziło i porównało szacunkowe dane przedstawiane przez AGI nt. liczby nielegalnych aborcji w Meksyku z rzeczywistymi liczbami w oparciu o oficjalną statystykę aborcyjną dostarczoną przez władze Federalnego Dystryktu Meksyku oraz potwierdzone przez niezależną agencję pozarządową. Okazało się, że rozbieżności między szacunkami AGI i twardymi faktami są gigantyczne.
Według AGI w 2006 roku w Meksyku dokonywano od 725 070 do 1 024424 nielegalnych aborcji. Tymczasem w 2007 roku – po tym jak aborcja tam została zalegalizowana i kiedy można byłby się spodziewać, że nawet wzrośnie liczba aborcji – oficjalne dane mówią o 10 137 aborcjach. Jest to liczba 70-100 razy mniejsza niż szacował wcześniej AGI.
Instytut obliczał, że w 2009 roku w Meksyku dokonywano 122 455 legalnych aborcji, jednak ich faktyczna liczba była dziesięciokrotna mniejsza – 12 221. Jak zauważali naukowcy, aby zawyżyć dane nt. przypadków śmierci matek umierających z powodu nielegalnej aborcji, Instytut włączał do swej statystyki kobiety, których śmierć miała związek z ciążą pozamaciczną, poronieniem lub innymi komplikacjami zdrowotnymi. Dzięki takiej metodologii, uzyskany przez AGI współczynnik śmiertelności kobiet związanej z nielegalną aborcją był o 35 proc. większy niż w rzeczywistości.
Dr Jacqueline C. Harvey, bioetyczka z Teksasu, zauważa, że podobnej strategii, polegająca na fabrykowaniu mylnych i przesadzonych danych nt. nielegalnej aborcji i przypadków związanej z nią śmierci kobiet, Instytut używa w stosunku do krajów Afryki. Według Harvey, nie jest to czymś nowym w strategii lobby aborcyjnego. Pisał o tym nieżyjący już dr Bernard Nathanson, nawrócony lekarz aborcjonista, który na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku był jednym z czołowych zwolenników legalizacji przerywania ciąży w USA. Wtedy właśnie, jak pisze w swej książce, aby zjednać sobie opinię publiczną, fabrykowano dane nt. nielegalnej aborcji. Choć liczba nielegalnych aborcji w Stanach w tym czasie wynosiła około 100 tys., mediom podawano liczbę miliona. Choć przypadków śmierci kobiet z powodu nielegalnej aborcji było rocznie 200-250, media powtarzały zmyśloną przez aborcyjnych lobbystów liczbę 10 tys.
Według danych Roberta Johnston, amerykańskiego naukowca, którego raporty nt. aborcji uchodzą za najbardziej obiektywne, na całym świecie od 1922 do 2012 dokonano prawie miliard aborcji, co stanowi jedną siódmą obecnej ludności świata.
DLACZEGO DUŻA RODZINA JEST DOBRA?
Bogna Białecka
Wiele osób uważa, że dzieci w wielkich rodzinach mają gorzej lub wręcz są zaniedbywane. Rzeczywiście, dzieciom w rodzinach wielodzietnych nie pobłaża się tak bardzo jak w małych. Nie dostają najmodniejszych butów, gadżetów, a ich zachcianki nie są zaspokajane. W wielu rodzinach dzieci noszą ubrania po starszym rodzeństwie czy kupowane w lumpeksach, nie uczęszczają codziennie na płatne zajęcia dodatkowe, a mimo to posiadanie wielu braci i sióstr ma wiele zalet.
Często mówi się o tym, że liczne rodzeństwo rozwija empatię, umiejętność dzielenia się, negocjacji itp. Jak jednak konkretnie się to odbywa?
10 najważniejszych zalet posiadania rodzeństwa
W przeciwieństwie do typowej rodziny dwa plus jeden plus pies, dzieci z dużych rodzin są realnie potrzebne w domu. Dzięki wykonywaniu obowiązków domowych przyczyniają się do dobrobytu rodziny. Poza tym każdego dnia ćwiczą umiejętność mierzenia się z problemami współżycia z grupą ludzi, ćwiczą zdolność działania na rzecz wspólnego dobra grupy. W rezultacie wzrastają w świadomości swych mocnych i słabych stron, z realistycznym poczuciem wiary w swe możliwości. Dzięki temu dorastając są coraz bardziej odpowiedzialne. Syndrom "Piotrusia Pana" (a więc dorosłego dziecka mieszkającego z rodzicami i niepotrafiącego wziąć odpowiedzialności za własne życie), co warto zauważyć, dotyczy z reguły jedynaków.
Z powyższym związane jest lepsze zrozumienie, czym jest naprawdę "odpowiedzialność". Odpowiedzialność oznacza to, że jeśli ja czegoś nie zrobię, ktoś inny na tym ucierpi. W takiej sytuacji trudno by wykształciła się u dziecka postawa roszczeniowa: „Należy mi się".
W rodzinie wielodzietnej zawsze znajdzie się ktoś, z kim można porozmawiać, pobawić się, podowcipkować. Dostarcza to nieustannej stymulacji intelektualnej. Ba, nawet kłótnie i będące ich skutkiem negocjacje wzmacniają i "ostrzą" zdolność oceny.
W rodzinach wielodzietnych jest też wiele radości. Mimo kłopotów czy gorszych chwil wielkie rodziny potrafią trzymać się razem, wspierać i razem śmiać. Większa jest radość z osiągnięć. Żarty i zabawne opowiastki dzielone z całą grupą ludzi wydają się zabawniejsze i pobudzają do śmiechu.
Nawet zwyczajne kłótnie i przepychanki pod wpływem rodziców zmieniają się w lekcje sprawiedliwości, dzielenia się, uznawania różnic, tolerancji, przebaczania. To wzmacnia kręgosłup moralny dzieci, rozwija ich sumienie. Tarcia, choć nieprzyjemne, są przydatne – wygładzają zadry, kształtując osobowość. Są jak szlifowanie szlachetnego kamienia.
Ponieważ rodzice dbają o potrzeby dzieci, ale nie mogą zaspokoić wszelkich ich zachcianek (przez brak pieniędzy i czasu), dzieci uczą się ważnego rozróżnienia między potrzebami a zachciankami. Uczą się czekać na to, czego pragną, lub pracować i zarabiać na to. Mogą też próbować osiągnąć pożądany rezultat w niestandardowy sposób. Np. zamiast kupowania markowego (lecz kiepskiej jakości) piórnika ze znaną postacią z kreskówki – przerobić tańszy, dobrej jakości piórnik, ozdabiając go trwałymi markerami do materiału. Rozwija to kreatywność i umiejętność radzenia sobie z nietypowych sytuacjach. Chroni to także dzieci przed korupcyjnym wpływem nieustającej gratyfikacji. Uczą się cnót cierpliwości i zdrowej ambicji. Wyrastają na osoby samodzielne, przedsiębiorcze, kreatywne.
Dzięki przebywaniu z braćmi i siostrami poznają ważne różnice między płciami. Chłopcy zaczynają rozumieć i doceniać kobiecość w siostrach, dziewczynki poznają cechy charakterystyczne dla męskich zachowań. Dzięki temu dzieci z rodzin wielodzietnych są lepiej niż np. jedynacy przygotowani do małżeństwa. Nie zapewnia tego szkoła ani grupy zainteresowań, gdzie chłopcy i dziewczęta z reguły trzymają się oddzielnie aż do wieku "tworzenia par", a w wieku "chodzenia ze sobą" trudno mówić o autentycznym poznawaniu się nawzajem – raczej o sztuce tworzenia jak najlepszego wrażenia.
Jedną z tajemnic dużych rodzin jest uderzające zróżnicowanie temperamentów, talentów i zainteresowań dzieci. Radząc sobie z tym zróżnicowaniem dzieci doskonalą umiejętność dogadywania się z ludźmi. Dzielenie się sypialnią, łazienką, miejscem przy stole doskonale przygotowuje je do przyszłego małżeństwa.
Starsze dzieci bawią się z młodszymi, w ten sposób nawiązując silne więzy emocjonalne. Młodsze rodzeństwo z kolei otrzymuje miłość i uczy się od wielu starszych od siebie ludzi – nie tylko rodziców. W ten sposób starsze dzieci wzrastają w dumie opiekuna, młodsze są otoczone potężną dawką miłości.
Każde z dzieci idzie przez życie doświadczając wsparcia swych starszych braci i sióstr. Niezależnie od tego, co im się w życiu przydarzy, nigdy nie będą sami. Tak naprawdę największym darem, jaki mogą dzieciom dać rodzice, jest trwający całe życie dar w postaci braci i sióstr.
Opr. na podstawie wykładu Jamesa Stensona, autora książki „Compass, a Handbook on Parent leadership".
Rodzina na wagę złota – z perspektywy 50-latki
Gdy widzę dużą rodzinę idącą ulicą, czuję wzruszenie i smutek. I ukłucie zazdrości. Miałam jednego syna, który zginął w wypadku. Miałam jednego brata, który zerwał kontakty z całą rodziną. Jestem za stara, by urodzić kolejne dziecko (próbowałam zajść w ciążę, ale nic z tego), a ponieważ mam pierwszą grupę inwalidzką, nie dostanę dziecka do adopcji. Pracuję na półtora etatu, wieczorami wychodzimy z mężem – to do restauracji, to do kina, to do teatru. Gdy musi dokądś wyjechać, oglądam telewizję. To okropne życie. Ludzie nam zazdroszczą – pieniędzy, domu, samochodów, a jednak oddałabym to wszystko za prawdziwą rodzinę.
Ela
Gdy byłam młodsza, często słyszałam docinki. Ludzie kpili z kolejnej ciąży, koleżanki współczuły, że marnuję sobie życie wciąż siedząc w domu z dziećmi. Chyba najwięcej cięgów zgarniał jednak mój mąż, spotykając się z całą gamą docinków – od nazywania bykiem rozpłodowym do podejrzeń o zmuszanie mnie do seksu... Najwięcej niepokoju budziły jednak całkiem wydawałoby się rozsądne głosy przestrzegające mnie, że gdy dzieci dorosną i odejdą z domu, stracę poczucie sensu życia. Skoro całe lata żyłam tylko dla nich, pustka domu mnie wykończy – syndrom opuszczonego gniazda nazywa się to. A tu niespodzianka. Najmłodsze dziecko chodzi jeszcze do podstawówki, a już doczekaliśmy się wnuków! Nasz dom znów napełnia dziecięcy szczebiot. Opuszczone gniazdo? To chyba dla jedynaków. Dzisiaj mamy siedmioro dzieci i troje wnucząt.
Basia
AUTOR
Bogna Białecka
psycholog
Bogna Białecka, żona, matka czwórki dzieci, psycholog, prezes Fundacji Edukacji Zdrowotnej i Psychoterapii. Autorka szeregu książek psychologicznych, głównie o tematyce wychowawczej. Z "Przewodnikiem Katolickim" współpracuje od roku 2001.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.