Nowy Numer 16/2024 Archiwum
  • jurek
    13.09.2018 08:47
    Z tytułu wynika, że Państwo odbiera dzieci bez wyroku sądu. W tekście czytamy, że po interwencji kryzysowej sąd ma być zawiadomiony w ciągu 24 godzin i w ciągu kolejnych 24 sąd ma podjąc decyzję? Rozumiem, że autorowi chodzi o to, ze w sytuacji kryzysowej pracownik opiek społecznej ma najpierw zawiadomić Sąd i po jego decyzji na tak odebrać dziecko. W międzyczasie rozumiem należy dać czas oprawcy na dalsze katowanie lub inne znęcanie się nad dzieckiem (bo przecież pracownicy opieki i policjanci nie reagują z reguły tam gdzie jest w rodzinach dobrze)
    • Kocór
      13.09.2018 11:09
      W środowisku rodzina znana jest jako "patologiczna".
      Pracownik socjalny dostaje telefon że dziecko przez ojca alkoholika jest maltretowane. Co ma robić? czekać ?
      Jest tu +bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia dziecka w związku z przemocą w rodzinie+"
      Decyzję pracownik socjalny podejmuje wspólnie z funkcjonariuszem policji, a także z lekarzem lub ratownikiem medycznym bądź pielęgniarką.
      W myśl ustawy o tej interwencji musi on w ciągu 24 godzin zawiadomić sąd, a ten ma dobę na stwierdzenie, czy była ona zasadna, czy też dziecko ma wrócić do rodziny.
      Więc po co taki alarmujący tytuł artykułu?
      doceń 7
  • marek
    13.09.2018 10:19
    przez kilka tysięcy lat swego istnienia ludzkość nie wymyślała kodeksów rodzinnych, ustaw o przemocy w rodzinie, choć ludzie byli o wiele mądrzejsi od współczesnych;nie ustanawiali przymusu szkolnego, etc.; wiedzieli, ze wolność jednostki ze wszystkimi tego konsekwencjami/wadami i zaletami/ mimo wszystko jest najważniejsza.Wiek XX przyniósł totalitaryzmy,czyli całkowite uzależnienie ludzi od państwa i tysięcy głupich przepisów prawa niszczących wolność ludzką.Upaństwowiono rodziny i dzieci.A współcześni ludzie,politycy tak skretynieli,że nie wyobrażają sobie innego życia,mają mentalność niewolniczą i uważają się za postępowych.I ni da się z nimi nawet rozmawiać.Dlatego czeka nas ucisk jakiego nigdy wcześniej nie było.
    • Asia
      13.09.2018 16:37
      No dla maltretowanego dziecka ta "wolność" jako rodziców jest bardzo korzystna i na pewno tez bardzo ważna.
      doceń 2
  • Gość
    13.09.2018 10:51
    Co to znaczy dla NDz "nieuzasadniony przypadek"? Czyli należałoby najpierw pójść do sądu a potem zabrać dziecko, którego życie może być zagrożone? Przecież nikt nie zabiera dziecka ot tak! Co by sobie redskcja NDz nie myślała, w Polsce są nie tylko święte (i prześladowane przez urzędy) rodziny, ale jest i glęboka patologia. A dziecko NIE jest własnością rodziców.
    • thebodzio
      13.09.2018 13:16
      Dziecko nie jest własnością rodziców, owszem, ale tym bardziej nie jest też i nie może być własnością państwa. Koliduje to bezpośrednio z władzą, którą rodzice posiadają nad swoim dzieckiem.

      Argumentacja w stylu: „przecież nikt nie będzie czekał na wyrok sądu, kiedy dziecko jest katowane” to taki sam sofizmat rozszerzenia jak powielane w przypadku dyskusji około aborcyjnych zdanie: „przecież nie można zmuszać kobiety do urodzenia dziecka poczętego w wyniku gwałtu”. Ot, powierzchownie chwytliwa bzdura. Dlaczego bzdura? A dlatego, że używa marginalnego przypadku do uzasadnienie znacznie szerszej praktyki.

      Warto się tutaj zastanowić nad jeszcze jedną sprawą. Jest takie stare, mądre, łacińskie powiedzenie: „Quis custodiet ipsos custodes?”, czyli „Kto będzie pilnował strażników?”. W tym przypadku chodzi mi o tzw. pracowników socjalnych oraz współpracujących z nimi sędziów (przykro mi, ale w praktyczną rozłączność tych dwóch urzędów trudno jest uwierzyć). Zatem kto będzie sprawował kontrolę nad ich działaniami? Ustawa? Ustawa i tak podlega interpretacji, a kto ją interpretuje jeśli nie sędziowie. Parlament? Nie trzeba dużej spostrzegawczości żeby zauważyć jak wielka jest jego bezwładność w działaniu. Zdesperowani rodzice? Nimi zajmie się z polecenia sędziego policja. Sąsiedzi? To jedyni ludzie, którzy najlepiej znają sytuację, ale kto by się nimi przejmował.

      Dlaczego jest to takie ważne? Ano dlatego, że choć założeniem jest „dobro dziecka”, to jednak to „dobro” nie zawsze jest tak samo rozumiane. Często wręcz jest rozumiane opatrznie. Odbierano już dzieci za to, że w mieszkaniu były „wielkie muszki owocówki”. Odbierano za to, że „miały nadwagę”. Tylko patrzeć, bo już są po temu przesłanki, że zwykły klaps – często zbawienny dla wychowania – będzie się mieścił w definicji „przemocy” i będzie podstawą do tego, żeby podłączyć dziecko do państwowej piersi, a jest to pierś najgorsza z możliwych. A gdyby tego było mało, to czy brakuje nam przykładów absurdalnych działań służb w innych krajach?

      Zanim ktoś mnie zaatakuje za bycie zwolennikiem „maltretowania dzieci”, chciałbym od razu zaznaczyć, że nie mam problemu z rozpoznaniem różnicy pomiędzy klapsem a okiem podbitym w innych okolicznościach niż upadek przy zabawie. Nie uważam również, że kooperacja pracowników socjalnych i sędziów jest tutaj dobrym rozwiązaniem. Należy znaleźć inne, które działa znacznie bliżej występowania problemu. Pierwszym – i na pewno dobrym krokiem – jest ponowna „moralizacja” społeczeństwa polegająca na, przede wszystkim, osobistej, codziennej budowie katolickiej cywilizacji. Wtedy, niejako automatycznie, hasła „antyprzemocowości” i „tolerancji” za wszelką cenę okażą się tylko pseudo wartościami. Niestety, nie da się wszystkiego tolerować, a przemoc jest czasem jedynym rozwiązaniem…

      Ostania myśl na zakończenie. Warto zastanowić się nad pewną statystyką, mianowicie, jak często do maltretowania dzieci dochodzi w małżeństwach, a jak często w związkach „na pisaku pisanych”. Jakoś tak się składa, że najczęściej tą stroną „maltretującą” jest konkubent lub jak się to według współczesnej nowomowy nazywa „partner”. Uważam, że należy wyciągnąć z tego wnioski. Nasuwa mi się tutaj analogia do budowy Kanału Panamskiego. Otóż pierwsze próby tejże skończyły się porażką, bo w budowie przeszkadzały chmary komarów. Dopiero kiedy zaczęto prace od osuszenia okolicznych terenów, a nie od właściwej budowy, problem został rozwiązany trwale i skutecznie. Pracownicy socjalni i sędziowie mogą co najwyżej „zabijać komary”, ale bez działań promujących nie tyle rodzinę, co rodzinę opartą na małżeństwie, na dłuższą metę nic to nie da.
      • Ynkao
        13.09.2018 21:19
        thebodzio - dziękuję za wartościowy artykuł. Pozdrawiam
        doceń 0
        0
  • MS
    13.09.2018 11:59
    Radzę poczytać co się dzieje np. w Kanadzie, gdy odmowa udziału dziecka w tzw. seksedukacji jest podstawą do zabrania dziecka. Idziemy w tym kierunku.
    • Gabe
      13.09.2018 13:44
      Fake news. Edukacja seksualna w przedszkolach jest w prowincji Quebec, a możliwość odbierania dzieci z "powodów ideologicznych" jest w prowincji Ontario. W praktyce dotyczy to nastolatków, którzy identyfikują się jako geje, a rodzice chcą ich na siłę leczyć. Jak nastolatek nie chce, to może wnioskować, by państwo odebrało prawa rodzicom. Z kolei w Quebec zajęcia są w ramach programu szkolnego, z którego można dziecko wypisać, pod warunkiem homeschoolingu.
      doceń 4
Dyskusja zakończona.

Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama