Redaktorka Gosc.pl
Absolwentka studiów teologicznych na Uniwersytecie Opolskim i podyplomowych studiów dziennikarskich w Wyższej Szkole Europejskiej im. ks. J. Tischnera w Krakowie. Pracowała w szkolnictwie, a także instytucjach zajmujących się problemami rodzin. Od studiów publikowała w prasie lokalnej Górnego Śląska i Śląska Opolskiego, a także w mediach katolickich. Była zawodowo związana z portalami internetowymi: Opoka.fm i Opoka.tv. Współautorka (razem z ks. Markiem Dziewieckim) audiobooka "Uzależnienia. Jak je pokonać? Jak się przed nimi chronić?". W "Gościu" od 2010 roku. Interesuje się psychologią i teologią duchowości. Uwielbia czytać książki, jeździć na rowerze i gotować. Jej obszar specjalizacji to rodzina i wiara.
Kontakt:
aleksandra.pietryga@gosc.pl
Zamieszczone komentarze są prywatnymi opiniami ich autorów i nie odzwierciedlają poglądów redakcji
Droga do Emaus to jeden z moich ulubionych fragmentów, o ile można mówić o jednym ulubionym fragmencie wśród samych ulubionych fragmentów :)
/Z cyklu abecadło/
O kotach będzie mało. Więcej o Bogu, o modlitwie i modelach słabszych telefonów pozbawionych bezprzewodowej łączności z Ojcem.
Nie mam znajomych ateistów. Mam znajomych, którzy mają kota. Mam również wielu znajomych wierzących w najróżniejsze sprawy, rzeczy i zjawiska pogodowe. Mam znajomych wierzących w absolut, byt, doskonały, najwyższy, pełny, całkowicie niezależny, nieuwarunkowany i niczym nieograniczony, ale… bezosobowy. Nie da się z nim pogadać, nie słyszy, nie widzi, nie czuje, nie odpowiada. Niby jest, ale nieżywy. O bezosobowych bytach absolutu, jego różnych wersjach i kształtach filozoficznych można poczytać tu i tam. Myśl chińska jako ersatz pojęcia Boga, przyjmuje pojęcie Nieba, czyli też bardziej coś niż ktoś. Mam i takich znajomych którzy, wierzą co prawda w Boga, ale w kota możliwości też wierzą, zwłaszcza w przypadku kiedy ten kot jest czarny. Wreszcie mam i takich znajomych( to znaczy ja ich znam, a im tylko się wydaje, że mnie znają:), którzy wierzą w prawie identycznego Boga jak mój. I znowu „prawie” robi ogromną różnicę. Bo ten „ich” nie słyszy, a nawet jak słyszy, to nie odpowiada, nie reaguje, nie działa, nie ingeruje. A nawet jeśli, (to według tych znajomych niemal niemożliwe, ale nawet gdyby…), mówił, odpowiadał, reagował, działał, to z pewnością nie w interakcji z człowiekiem. Ci z ostatniej grupy moich ‘znajomych’ tak bardzo wierzą w niemoc Boga, że jakąkolwiek myśl o możliwości interakcji miedzy Bogiem a człowiekiem odrzucają, jako niedorzeczne założenie a priori. Oczywiście ja nie traktuję mojego Boga, (a oni chyba tak o mnie sądzą), jak swoistego mego sługi; spełniającego wszelkie moje marzenia, zachcianki, usuwającego sprzed moich nóg wszelkie przeszkody i rozwiązującego wszelkie moje problemy. Nie, zdecydowanie nie. Mój Bóg jest osobowy. Podobnie jak mój rodzony ojciec. Mogę z nim porozmawiać na głos, mogę tylko w myślach, a On i tak usłyszy. Jeśli tylko zechcę mogę go usłyszeć nawet w ciszy, mogę przeczytać od Niego list do mnie. Mogę jak dziecko o coś Go poprosić, wiedząc jak dziecko, że nie spełni każdej mojej zachcianki, dla mojego dobra. Mam też pełne przekonanie, że nigdy mnie nie opuszcza, choć nie zawsze i nie przed wszystkim mnie ochroni. Z pewnością najtrudniej jest Mu uchronić mnie przede mną samym i moimi złymi wyborami, przed moim brakiem wiary, przed małostkowością mojej miłości i zaufania do Niego. Tak ,mój Bóg jest osobą, a nawet trzema osobami jednocześnie i mam z Nim relację. Ta nasza relacja i te moje z Bogiem rozmowy mogą kogoś dziwić a innego śmieszyć. I co z tego? Ja mogę tylko współczuć takim, bo słabą mają wersję telefonu, bez numeru w bezprzewodowej łączności z Bogiem.
A koty? Pono lubią chodzić własnymi drogami. I niech sobie chadzają gdzie chcą. Co mnie do tego?
Na pytanie jaka jest różnica między kotem a Bogiem, odpowiedziałem udzielając prywatnej korepetycji (gratis) jak nie pomogłem wyślę kolorowankę.
:)
Zły przykład. Regulamin dla komentarzy i komentujących na łamach gosc.pl dopuszcza odmienność poglądów. Tym bardziej za dopuszczalne musi uznać poglądy niedojrzałe. W tym miejscu pominę synonim niedojrzałości określający stagnację na bardzo wczesnym stadium rozwoju. Również poglądy wykazujące kompletny brak zrozumienia myśli chrześcijańskiej, definicji po chrześcijańsku rozumianych pojęć itd. To oczywiście ewidentna oznaka pychy zmuszającej niektórych do niepodważalnej dla nich myśli, że jeśli wiedzą cokolwiek, to wiedzą już wszystko. Ja pełni wiedzy nie posiadłem i bardzo daleko mi do niej. Mam nadzieję, że ta świadomość chociaż minimalnie oddala mnie od pychy przeświadczenia o własnej wszechwiedzy i racji moich przekonań.
Przykład znajomego, który mógł być osobą niezwykle religijną i jednocześnie bardzo małej wiary jest wyjątkowo słabym przykładem wskazującym na totalne niezrozumienie (lub błędne rozumienie) wiary katolików. Dlaczego użyty przez użytkownika przykład jest tak bardzo zły? Po pierwsze fakt, że ktoś traci wiarę wyłącznie dlatego że nie otrzymał tego o co prosił i czego pragnął świadczy wyłącznie o tym że jego wiara była bardzo słaba, nawet jeśli religijność była mocno zaangażowana. To bardzo dziecięce podejście do wiary dąsać się, buntować, obrażać etc wobec braku spełnienia zachcianki. To przypomina tylko i wyłącznie obrazek dziecka rzucającego się w spazmach na ziemię, wierzgającego i uderzającego w tatę odmawiającego zakupu zapałek, którymi maluch zamarzył się pobawić. Po drugie, taka postawa jak w przykładzie świadczy o kolejnej niedojrzałości w wierze owego „znajomego” który zanurzony jak we wciągającym bagnie we własnym egoistycznym przekonaniu, że on sam wie co najlepsze dla niego. On wie to lepiej od Boga – pycha i egoizm wykluczające taki przypadek jako przykład wiary dojrzałej i pełnej. Wierze dojrzałej i pełnej towarzyszy nieodłącznie niepodważalne przekonanie, że to Bóg wie lepiej co dla mnie najlepsze. I to właśnie dlatego każdej naszej modlitewnej prośbie zanoszonej do Boga powinno towarzyszyć nieodłączne „Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!”. Tego drobiazgu (tak istotnego w katolickim rozumieniu wiary) znajomemu w omawianym przykładzie zabrakło. Później jest jeszcze tylko gorzej. Wyjątkowo dziecięco naiwny ciąg przyczynowo skutkowy: nie dostał czego chciał w zamian dostał raka i w konsekwencji zszedł na drogę grzechu. O szczera i czysta naiwności. Skąd wiadomo, że gdyby znalazł żonę i doczekał potomstwa nie zachorowałby zostawiając wdowę i sieroty? Egoizm bijący z podanego przykładu nakazuje nie brać pod uwagę jakie z tego miałoby wynikać dobro. Jakie dla zainteresowanego egoisty , jakie dla jego żony wdowy i dzieci sierot? Po drugie przykład zawiera nie wiadomo skąd zaczerpnięte domniemanie, że osobnik z przykładu po otrzymaniu wyproszonej rodziny wiódłby z nią spokojne, szczęśliwe i porządne życie? Skąd to wiadomo? Skąd wiadomo, że po zawarciu małżeństwa i spłodzeniu potomstwa nie porzuciłby ich zanurzając się w grzechu rozpusty, krzywdząc zarówno siebie jak i ich? W pytaniu „co było dla niego najlepsze?” po raz kolejny zawarty jest przykład szczególnego egoizmu zmuszającego do koncentracji wyłącznie na nim, i na tym co dla „niego” najlepsze. Pytań z minimalistycznym przynajmniej altruizmem i troską o to co najlepsze dla innych nie odnotowałem. Dlatego wyjaśnię nie rozumiejącym elementarnie istoty chrześcijaństwa w rozumieniu katolickim. Nie Bóg jest dla mnie ale ja żyję dla Boga. Mam być sługą i w dodatku sługą zdolnym do ofiary z siebie na rzecz innych, najbliższej rodziny, sąsiadów, ubogich w potrzebie. Również na rzecz tych, którzy mi złorzeczą albo zupełnie nie rozumieją mnie i mojej wiary. Nie rozumieją, ale lubią się wymądrzać. Dla takich też.
Nie ja jestem ważniejszy, lecz oni. Ja ma siebie widzieć na ostatnim, nie na pierwszym miejscu. Mogę jednak prosić Boga o pomoc w trudnych i najtrudniejszych dla mnie sytuacjach, zwłaszcza wiedząc, że sam nie daję rady. Mogę, mam i możliwość i prawo prosić z wiarą Ojca o pomoc, kończąc błaganie „nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie”. I o takiej zdaje się modlitwie pisała autorka. Za trudne do zrozumienia? Nic nie poradzę. Wiem jedynie, że Bóg czasami dopuszcza u niektórych, aby ziarno wiary obumarło, po to by mogło wzejść na nowo wydając plon. Jak Bóg sobie radzi kiedy ziarno obumarłe trafi na glebę suchą i jałową nie wiem. To już nie moja lecz Jego sprawa. Ja nie pozjadałem wszystkich rozumów. Ja tylko z grubsza poznaję swoją własną wiarę.
SPE, czyli uważasz, że rak, który doprowadził go (prawdopodobnie) do wiecznego potępienia nie był złem?
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.