Kierownik działu „Nauka”
Doktor fizyki, dziennikarz naukowy. Nad doktoratem pracował w instytucie Forschungszentrum w Jülich. Uznany za najlepszego popularyzatora nauki wśród dziennikarzy w 2008 roku (przez PAP i Ministerstwo Nauki). Autor naukowych felietonów radiowych, a także koncepcji i scenariusza programu „Kawiarnia Naukowa” w TVP Kultura oraz jego prowadzący. Założyciel Stowarzyszenia Śląska Kawiarnia Naukowa. Współpracował z dziennikami, tygodnikami i miesięcznikami ogólnopolskimi, jak „Focus”, „Wiedza i Życie”, „National National Geographic”, „Wprost”, „Przekrój”, „Gazeta Wyborcza”, „Życie”, „Dziennik Zachodni”, „Rzeczpospolita”. Od marca 2016 do grudnia 2018 prowadził telewizyjny program „Sonda 2”. Jest autorem książek popularno-naukowych: „Nauka − po prostu. Wywiady z wybitnymi”, „Nauka – to lubię. Od ziarnka piasku do gwiazd”, „Kosmos”, „Człowiek”. Prowadzi również popularno-naukowego vbloga „Nauka. To lubię”. Jego obszar specjalizacji to nauki ścisłe (szczególnie fizyka, w tym fizyka jądrowa), nowoczesne technologie, zmiany klimatyczne.
Kontakt:
tomasz.rozek@gosc.pl
Więcej artykułów Tomasza Rożka
Faktem jest, że JESZCZE nie odkryto konkretnej sekwencji genów, która wywołuje homoseksualizm, ponieważ jak na razie odkryto jedynie silne korelacje między genami, a orientacją seksualną, ale stało się to punktem wyjścia dla dalszych badań.
Choć konkretny gen nie został jeszcze odkryty, to pewne wnioski można wyciągnąć już dziś - orientacja seksualna ma podłoże biologiczne, wykluczyć można natomiast tezę, że za występowanie homoseksualizmu odpowiadają jedynie złe wychowanie i zjawiska patologiczne. W kwestii wychowania istotne są prowadzone od kilkudziesięciu lat badania, z których wszystkie wykazały, że częstotliwość zachowań homoseksualnych u dzieci wychowanych przez pary heteroseksualne, homoseksualne i samotnych rodziców są dokładnie takie same. To też jest przesłanka za biologicznym podłożem orientacji.
Co ciekawe środowiska konserwatywne uparcie ignorują wyniki tych "niewygodnych" z punktu ideologicznego badań.
Jeśli chcesz się bawić w sztuczki ze sprowadzaniem do absurdu, to sama dowodzisz, że nie masz na celu szukania prawdy, tylko chcesz dopasować rzeczywistość pod swoje racje. Nieładnie.
Tematu najnowszych badań nie pominąłem, ale też nie bawiłem się w wyciąganie fałszywych, wygodnych światopoglądowo wniosków. Bo wyniki mówią, że nie znaleziono zależności. "Nie znaleziono" nie oznacza "wykazano, że nie istnieją".
Otóż, właśnie udowodniono, że, jak to Kolega nazwał, "podłoże genetyczne homoseksualizmu" jest niemal żadne ("when all of the SNPs identified from the GWAS are considered together in a combined score, they explain less than 1% [of same-sex sexual behavior of the population] (https://science.sciencemag.org/content/365/6456/869)". Jasne jest, że ludzka seksualność z całą swoją złożonością, jak wszystkie inne cechy fizyczne i mentalne itd, jest oczywiście budowana przez geny (co często czynniki środowiskowe modyfikują). Najczęściej są to warianty wielu genów. W tym sensie podatność na wpadanie w określone zachowania pewnie też jest cechą jakoś warunkowaną przez wiele genów ("Same-sex sexual behavior is influenced by not one or a few genes but many."). Cała dyskusja o genach w tym sensie zaczyna się robić biciem piany i dyskusją o niczym, jednak nadal nie można wyciągać żadnych wniosków o istnieniu "podłoża genetycznego homoseksualizmu".
Znalazłem jednak inny ciekawy wniosek w pracy Ganna et al. 2019. Mianowicie, występowanie zachowań homoseksualnych jest ISTOTNIE skorelowane z występowaniem skłonności do zachowań ryzykownych, uzależnień od substancji psychoaktywnych, czy (UWAGA!) zaburzeń psychicznych, takich jak depresja i schizofrenia. ("We found several personality traits (loneliness and openness to experience), risky behaviors (smoking and cannabis use) and mental health disorders, but not physical traits, to be significantly genetically correlated with same-sex sexual behavior. We found in both sexes that same-sex sexual behavior was positively genetically correlated with several psychiatric or mental health traits, for example, depression [and] schizophrenia.). A to ciekawe, co? Czy APA powinno zacząć przepraszać za wykreślenie skłonności z listy zaburzeń psychicznych? Jak mawiał klasyk, ja tylko pytam.
Deklaracja Persona Humana mówi natomiast o "wewnętrznym nieuporządkowaniu aktów homoseksualnych", a nie o samej skłonności. Idąc tym tokiem rozumowania teolog McNeil, a za nim inni doszli do wniosków, że w przypadku wewnętrznie uporządkowanej skłonności homoseksualnej (opartej na altruizmie, a nie na destrukcyjnym egoizmie i hedonizmie) owocem mogą być wewnętrznie uporządkowane akty homoseksualne, o ile nie są nastawione wyłącznie na poszukiwanie przyjemności cielesnej (np. służą budowie więzi).
Kolejne łagodzenie stanowiska widać w kolejnym dokumencie, Homosexualitatis Problema z 1986 roku. Kościół wyraźnie zaznacza tam obowiązujące dziś rozróżnienie między skłonnością homoseksualną (uznawaną dotychczas za grzech), a aktem homoseksualnym. W dokumencie tym nie ma już tak jednoznacznych odniesień do grzechu śmiertelnego, kary piekielnej, czy obecnego w poprzednim dokumencie akcentowania sprzeczności czynu z naturą. Zamiast tego dokument skupia się na powołaniu do istnienia przeżywanego w formie dawania siebie. Analizując dokument można dojść do wniosku, że akty homoseksualne nie są grzeszne same w sobie, a jedynie w kontekście małżeństwa i posiadania potomstwa. Seks homoseksualny, wcześniej sam w sobie grzeszny i sprzeczny z naturą, tym razem przedstawiony jest niejako na równi z seksem heteroseksualnym odbywającym się poza małżeństwem, lub seksem małżeńskim z wykluczeniem charakteru prokreacyjnego.
Kolejnym dokumentem poruszającym tę problematykę jest "Mężczyzną i niewiastą stworzył ich" z 2003 roku. Znów tym razem homoseksualizm redukowany jest z poziomu rozważań o grzechu na poziom rozważań o niemożności założenia przez homoseksualistów rodziny i posiadania dzieci. Argumentacja jest klasyczną pętlą, bo argumentuje się, że homoseksualiści nie mogą zawrzeć małżeństwa, bo nie mogą założyć rodziny, a jednocześnie nie mogą założyć rodziny, bo nie mogą zawrzeć małżeństwa.
Warto więc zauważyć, że obecna krytyka homoseksualizmu wynika z ujęcia ludzkiej seksualności w wyłącznym ujęciu prokreacyjnym. Tymczasem teologia małżeństwa już dawno odeszła od wyłączności prokreacji jako celu współżycia. Dziś wskazuje się, że seks w małżeństwie nie musi się za każdym razem kończyć zapłodnieniem, podkreśla się też jego wartość w związkach, które nie mogą mieć dzieci. W tym świetle argumentacja dotycząca grzeszności homoseksualizmu samego w sobie zaczyna się niebezpiecznie chwiać.
A co do kąśliwych uwag, to żaden ze mnie genetyk, na co zwróciłeś mi uwagę powyżej. Owszem, przyznaję, że mogę nie znać szczegółów terminologii genetycznej, jednak sens i wnioski z wywodu powinny być zrozumiałe zarówno dla laika, jak i eksperta.
A co do teologii, to tak, znam się, bo jestem teologiem :)
A tymczasem jakoś obecnie nie uznajemy np. władzy za nienaruszalny porządek dany przez Boga. Mimo, że przez setki lat Kościół uważał, że natura władzy jest święta i również argumentował to biblijnie.
A co do samego zjawiska, to jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś dokonał aborcji ze względu na potencjalny homoseksualizm dziecka, bo takich badań nie ma. Za to bardzo częstym zjawiskiem jest, że religijni rodzice wyrzucają swoje dziecko na ulicę, gdy dowiadują się o jego orientacji. Jeśli mamy wymieniać złośliwości, to powiem, że potwierdza to tezę "feministek i lewaków", że zainteresowanie życiem dziecka u osób pro-life kończy się z chwilą porodu.
Jeśli nauki medyczne wykażą, że jednak homoseksualizm jest zjawiskiem o podłożu naturalnym, to argumentacja runie.
Para jednopłciowa jest w stanie spełnić wszystkie cele małżeństwa określone przez Kościół. Jedyne, czego nie może, to posiadać własnych biologicznych dzieci, podobnie jak wiele par hetero, co nie jest przeszkodą dla małżeństwa.
Z punktu widzenia wiary i Kościoła oczywistym winno być zachowanie czystości (i to nie dotyczy tylko osób homoseksualnych). Ale pozostaje otwartym dyskusja o prawach obywatelskich czy też prawie świeckim. Ucieczka od tej dyskusji w dyskurs oparty o jakieś lęki pokazuje jedynie jak mało wiary w nas i jak brakuje nam odwagi do wyjścia do świata.
Dziś natomiast problemem jest umiejętność przekazanie tej ocywistej prawdy przez Kościół.
Stąd Kościół w Katechizmie wprost tłumaczy czym jest czystość i dlaczego jest związana z "nie cudzołóż".
Wprost z Dekalogu wynika jedynie zakaz współżycia z cudzą żoną (cudze łoże, co oznacza łoże przynależące do innego mężczyzny, którego żona jest własnością). Dopiero przez wnioskowanie nie-wprost możemy rozciągnąć to na współżycie żonatego z kobietą niezamężną, współżycie między dwojgiem osób nie będących w małżeństwie, czy innych form kontaktu seksualnego, nie będących współżyciem.
Jeśli chcesz wyciągać naukę o monogamii z historii o Adamie i Ewie, to trzeba by było w konsekwencji stwierdzić, że zamysłem Boga było kazirodztwo, bo synowie i córki Adama i Ewy musieliby współżyć ze sobą.
Inna sprawa, że w tradycji żydowskiej Ewa była drugą żoną Adama.
Proponuję najpierw zapoznać się trochę z dogmatyką ;) Nie jest prawdą, że "dogmat to dogmat", Kościół od dawna ma problem z ustaleniem co tak naprawdę ogłosił dogmatem, a co nie. Nie istnieje coś takiego jak "lista dogmatów katolickich", ponieważ część nauczania uznawanego za definitywne ogłoszono jako dogmaty, a część nie. Inna sprawa, że np. dogmatyczne i ostateczne sformułowanie Soboru Trydenckiego na temat rytu mszy świętej zostało odwołane przez Pawła VI i Sobór Watykański II.
To, co pisałem o małżeństwie zostało ogłoszone w formie uroczystej i negatywnej (kto by twierdził inaczej, niech będzie przeklęty). Formuła ta zwyczajowo zastrzeżona była dla dogmatu, ale za dogmat nie jest uznawana, dlatego piszę o sformułowaniu "niemal dogmatycznym".
Która to narracja jest swoją drogą śmieszna, gdy próbuje się udowadniać, że homoseksualizm jest sprzeczny z naturą, by zaraz twierdzić, że jakaś ideologia jest w stanie w prosty sposób zmienić tę naturę.
Jak dla mnie powinien być nie zakaz jakiś ideologii, ale edukacja młodych ludzi.
1. Nie istnieje pojedynczy gen homoseksualizmu.
2. Istnieje bardzo niska korelacja pomiędzy preferencją wyboru płci, a badanymi grupami genów.
3. Wpływ wskazanych w badaniach loci genów na preferencje płciowe jest mniejsze od 1%.
4. Mężczyźni znacznie częściej "poddają się" preferencjom homoseksualnym, niż kobiety.
Wyniki badań są jasne i oczywiste. Można podważyć metodologię badań, dobór badanych, itp. Ale póki co Ziemia nadal obraca się wokół Słońca. Cała reszta to ideologiczny jazgot. Używanie wyników badań naukowych do okładania ideologiczną pałką adwersarzy jest nie do przyjęcia, chociaż jest obecne w kulturze europejskiej od epoki, którą ludzie nazwali Oświeceniem.
Pozostawiając na boku wszelkie konotacje religijne i kulturowe, uważam, że akt homoseksualny, zwłaszcza w wydaniu męskim, jest obrzydliwy i uwłaczający. W rozważanie kwestii estetycznych i higienicznych nie będę wchodził. Jest to oczywiste, dla każdego racjonalnego umysłu.
2. W omawianym badaniu tak. W innych badaniach naukowcom udało się odnaleźć fragmenty genomu, które przy określonej sekwencji DNA, silnie korelowały z występowaniem homoseksualizmu.
3. Jak wyżej, w omawianych badaniach owszem, co nie oznacza, że są to jedyne badania, jakie prowadzono w tym kierunku.
4. Metodologia badań uwzględnia kontekst kulturowy. Homoseksualizm jest zjawiskiem piętnowanym w wielu kulturach i społeczeństwach, co wpływa na ilość deklaracji. Zrozumiałe jest, że większa liczba osób przyzna się do swojej orientacji w tolerancyjnym społeczeństwie, a nikt nie będzie się przyznawał w kraju, gdzie za bycie homoseksualistą grozi kara śmierci. Z drugiej strony liczne badania wykazały, że naturalne skłonności homoseksualne o podłożu psychicznym, związane z określonym etapem rozwoju występują częściej u dziewcząt, niż u chłopców.
A co do samej oceny aktu, to nie jest prawdą, że oceniasz go "pozostawiając z boku wszelkie konotacje religijne i kulturowe". Gdybyś był wychowany w środowisku purytańskim, to każdy akt płciowy jawiłby Ci się jako obrzydliwy, łącznie z widokiem pary ludzi dających sobie "buziaka". Wynika to z wychowania i kultury, gdzie seks jawi się jako coś zdrożnego i grzesznego, a konieczność płodzenia dzieci w ten sposób wynika z konsekwencji grzechu Adama i Ewy. To wynika właśnie z kultury, religii i wychowania.
Swoją drogą, ciekawe jakbyś odrzucając wszelkie konotacje religijne i kulturowe ocenił widok dwóch dorosłych mężczyzn leżących razem na jednym posłaniu podczas posiłku, z czego jeden trzyma głowę na piersi drugiego?
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.