Zastępca redaktora naczelnego
W „Gościu" od 2006 r. Studia z socjologii ukończył w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował m.in. w Instytucie Kultury Polskiej przy Ambasadzie RP w Londynie. Laureat nagrody Grand Press 2011 w kategorii Publicystyka. Autor reportaży zagranicznych, m.in. z Wietnamu, Libanu, Syrii, Izraela, Kosowa, USA, Cypru, Turcji, Irlandii, Mołdawii, Białorusi i innych. Publikował w „Do Rzeczy", „Rzeczpospolitej" („Plus Minus") i portalu Onet.pl. Autor książek, m.in. „Mocowałem się z Bogiem” (wywiad rzeka z ks. Henrykiem Bolczykiem) i „Psycholog w konfesjonale” (wywiad rzeka z ks. Markiem Dziewieckim). Prowadzi również własną działalność wydawniczą. Interesuje się historią najnowszą, stosunkami międzynarodowymi, teologią, literaturą faktu, filmem i muzyką liturgiczną. Obszary specjalizacji: analizy dotyczące Bliskiego Wschodu, Bałkanów, Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych, a także wywiady i publicystyka poświęcone życiu Kościoła na świecie i nowej ewangelizacji.
Kontakt:
jacek.dziedzina@gosc.pl
Więcej artykułów Jacka Dziedziny
I tak, FB pękał w szwach, widać było jak wielka jest potrzeba dzielenia się i przezywania katastrofy, podobnie było (choć mniej na FB) w 2010 roku. A jaki był mistyzm budowany wokół śmierci JPII.
Widać jak bardzo współczesna, emocjonalna i pozbawiana myślenia wiara potrzebuje radykalnych symboli i dopisywania do naturalnych zjawisk jak pożar wielu metafizycznych znaczeń.
Drogi Redaktorze - nie wyciągajmy sami daleko idących wniosków. Jak Papież swą mocą nieomylności poda do wierzenia że coś więcej ten pożar znaczy, wtedy dopiero się tym zajmujmy. Przestańmy budować wiarę na zasadzie poszukiwania sensacji i magicznych symboli.
Z ciekawostek, to Bazylika Mariacka w Gdańsku (ta pokazywana w styczniu w telewizjach) uległa bardzo poważnemu zniszczeniu (całkowite wypalenia wnętrza, zawalenie dachu) w 1945 roku. I zapewne nie był to jedyny zabytek zniszczony wówczas. Bo cała gdańska "starówka" to de facto wynik odbudowy po 1945 roku.
Więc może nie doszukujmy się czegoś, czego nie ma.
Czy w takim razie Jezus się mylił?
Bóg naprawia zło uczynnione przez człowieka, a nie wyprowadza dobra ze zła. Wyprowadzanie dobra ze zła warunkuje istnienie zła, jako czynnika koniecznego do zaistnienia dobra w danym przypadku.
# KAROL - Logice użytkownika Dremor, należałoby już chyba nadać formalną, oficjalną nazwę "Logika Dremora" i poddać szerszym specjalistycznym badaniom naukowym. Są bowiem takie indywidualne obszary ludzkiego rozumowania, które znacząco odbiegają od powszechnie uznanych zbiorów myśli filozoficznych, a osobniki poruszające się wewnątrz takiego osobliwego, indywidualnego obszaru, przekraczając wszelkie możliwe granice irracjonalizmu,usiłują za wszelką cenę dowodzić słuszności wymyślonego przez siebie "racjo". Zagubieni w gąszczu poczucia własnej ponadprzeciętnej wiedzy, potrzebują uczucia samouwielbienia bardziej niż tlenu. Najczęściej jedynym skutecznym lekarstwem dla tych osób jest reagowanie cierpliwym i pełnym politowania potakiwaniem w milczeniu na wywody ich mądrości. Wchodzenie w jakikolwiek dialog z "ich mądrością" nakręca tylko niepotrzebnie ich ambicje i karmi nigdy nie zaspokojenie pragnienia udowodnienia czegokolwiek :) :)
A upraszczając na potrzeby użytkowników nie pojmujących myśli przekraczającej długość jednego zdania: Z pewnymi osobnikami nie wchodzi się w dyskusję, bo najpierw sprowadzą cię do własnego poziomu, a potem pokonają doświadczeniem :) :) :)
Mój problem z Dremorem jest innego rodzaju. Nie jest moim wrogiem. Wiem, że posiada rozległe zainteresowania i wiedzę. Często nawet ma słuszność. To co ja postrzegam jako problemem, to fakt, że nie zawsze te zainteresowania i wiedzę pożytkuje we właściwy sposób. Darem, który otrzymał nie dzieli się, aby w którymś ze swoich braci zbudować dobro, ale po to, aby zbudować lub umocnić własne ego. To zaś oznacza, że zamiast pomnożyć otrzymane talenty zakopuje je w ziemi, aby kiedyś oddać tyle tylko ile otrzymał :)
:)
Jak dla mnie metaracjonalność to pochodna irracjonalności.
Odnośnie naukowości teologii, to nie ona musi "mieścić" wiedzę o Bogu, ponieważ wszystko co o Nim wiemy mamy zawarte w Objawieniu. Teologia jest refleksją i wnioskowaniem na podstawie tego, co objawione. I nie wchodzę w kwestię, czy Objawienie jest prawdziwe, czy nie. Co do mistyki, nie trzeba samemu być mistykiem, by rozpatrywać mistykę w kategoriach naukowych. W dyskusji teologicznej moglibyśmy godzinami rozważać objawienia św. Gemmy, ale nie musimy przecież wierzyć w prawdziwość tych objawień.
Pochodna, czyli jedno z oblicz irracjonalizmu.
Tak, codziennie dzieje się mnóstwo dobrych rzeczy, i są to znaki od Boga. Ale wtedy ci wszyscy węszyciele znaków od Boga mówią: "przypadek", albo: "to MY". Ale gdy cokolwiek złego się dzieje, to wtedy trzeba zwalić na NICH, a jak już nie ma na kogo, to najlepiej na Boga. Ludzie, zastanówcie się. Nad sobą.
Zastanawiam się jaką jeszcze inną refleksję powinno to zdarzenie wywołać. Może taką, że wartościowe, drogocenne zabytki, zwłaszcza drewniane, warte objąć przyzwoitą ochroną przeciwpożarową. XXI wiek, wiem że to może nie być tanie, ale z pewnością nie jest niemożliwe. Pierwsza lepsza galeria handlowa może się poszczycić lepszą ochroną p-poż niż zabytek wpisany na listę dziedzictwa światowego.
Czy uważacie, że tamta tragedia to też jakiś znak?
Kto nie musi być w 100 % racjonalny ? Może teolog, bo np. każdy inny przedstawiciel prawdziwej nauki musi być racjonalny!
Można uprawiać teologię jako naukę bez wiary. Co więcej, tradycyjne pojęcie "teologia" użyte przez Platona polegało właśnie na odrzuceniu wiary jako takiej i skupieniu się na poznaniu naukowym w dociekaniach. Platon odrzucił mitologię bogów olimpijskich, a skoncentrował się na metodologii filozoficznej.
Teologia jest nauką, bo ma cel, przedmiot i metodę. Tyle i tylko tyle. Dodawanie do tego elementu wiary nie jest konieczne, a według niektórych wręcz przekreśla naukowość teologii, ponieważ dodaje element nie podlegający weryfikacji.
Teologię można rozpatrywać nawet w oparciu o kompletnie fikcyjne wierzenia, istnieje na przykład teologia wierzeń zawartych w książkach Lovecrafta, ale przecież nikt nie wymaga od naukowca, żeby wierzył w Cthulhu.
Teologia opiera się na dyskusji, więc nie wiem skąd to pytanie?
Celem w teologii jest wyjaśnianie świata w jego relacji do Boga, jako metodę stosuje się filozofię, a przedmiotem jest treść Objawienia.
Od razu dodam, nie ma konieczności wierzyć, że Objawienie jest prawdziwe, ono istnieje obiektywnie, jest spisane. To, czy ktoś w nie wierzy nie należy do kryterium naukowości teologii.
"Francja: trzy lata temu utajniono raport ws. dużego ryzyka pożaru w katedrze Notre Dame". Znak tragedii pożaru katedry jest taki, że poniechano racjonalne myślenie i dlatego TO się stało!
Podobnie z pożarem katedry, jednemu wskazuje na lęk przed islamizacją, drugiemu wskazuje na upadek katolicyzmu we Francji, trzeciemu przypomni o Wikingach w ósmym wieku.
A jedyne, co znak powinien przypominać, to żeby zainstalować porządną instalację gaśniczą w zabytku tej klasy.
1. Uznając w odpowiedzi działanie łaski, wycofałeś się z błędnego stanowiska, że poznanie woli Bożej wyrażonej przez znak zależy tylko od zdolności człowieka. (Jakie byłoby te zdolności)? Oraz twierdzenia, że to człowiek sam nadaje czemuś charakter znaku. 2. Znak Boży o indywidualnym znaczeniu pozostaje i znakiem, i Bożym. Oczywiście, nasuwa się o możliwość istnienia znaków dla niektórych lub dla wszystkich ludzi. 3. Jeżeli łaska nadaje jakiemuś wydarzeniu naturalnemu charakter znaku, to nie można mówić, że Bóg nie mówi przez nie. Swoje oświecenie, swoją wiadomość związał on z tym, a nie innym wydarzeniem. 4. Myślę, że to, czy znak jest dany poprzez wydarzenie naturalne, czy poprzez wydarzenie nadnaturalne nie ma istotnego znaczenia dla bycia znakiem. 5. Podsumowując, możemy się zastanawiać nad tym, czym jest i po co jest znak Boży, byleby nie negować samej możliwości, że Bóg daje znaki.
Dyskutujemy na temat pożaru jako znaku od Boga. Znak (cud) sensu stricte zakłada interwencję Boga, np. Gorejący Krzew, czy rozstąpienie wód były takim znakiem.
Znak w rozumieniu indywidualnym oznacza, że to człowiek stara się odczytać sens w wydarzeniu. Płonąca katedra nie jest Gorejącym Krzewem, bo to nie Bóg ją zapala, by coś powiedzieć. To człowiek doszukuje się jakiegoś znaczenia w płonącym budynku.
W tym ujęciu to nie Bóg daje znaki, to człowiek kierowany wiarą zmienia swoje życie na skute tego, że zwykłe wydarzenie sprawia, że zmienia swoje życie. Właśnie ta zmiana (na plus) jest działaniem łaski, nie samo wydarzenie, które jest neutralne.
Wchodzisz na temat paradoksu wszechwiedzy Boga oraz czasowości. Założenie, że Bóg wiedział co się wydarzy i zaplanował uczynienie z tego znaku zakłada albo sprawczą moc Boga (czyli że to On podpalił katedrę), albo determinizm. W tym przypadku ktoś, kto postanawia zamontować lepszą instalację elektryczną niejako sprzeciwia się woli Boga, który chciał z pożaru uczynić znak. W związku z tym nie będzie w stanie tego uczynić, bo przecież Bóg już to uwzględnił przed wiekami.
Pawła? Czasem nie Piotra? :)
2. Dziękuję za poprawę przejęzyczenia, dotyczącego imienia kard. Damianiego:) - ale nie wykorzystuj go do uniknięcia odpowiedzi na jego doktrynę o wszechmocy Boga. Myślę, że sam święty wolałby troskę o prawdę wiary bardziej od troski o prawdę imienia:).
Założenie boskiej przedwiedzy znów tylko potwierdza, że Bóg postanowił coś powiedzieć "przy okazji". Nie ma znaczenia kiedy Bóg "zobaczył" pożar, ponieważ nie rozmawiamy o kwestiach czasowości.
A co do Damianiego, to podzielam jego poglądy i szanuję postawę, choć uwzględniam kontekst historyczny i ograniczenia językowe.
W rozumieniu sensu znaku od Boga, porównaj sobie rzeczywistość płonącej katedry i płonącego krzewu mówiącego do Mojżesza.
Co do Damianiego, to przede wszystkim na aktualności stracił sam przedmiot jego dociekań, choćby w przypadku omawianego przez niego dziewictwa, które kulturowo w średniowieczu pojmowano inaczej, niż dziś.
Odnośnie kwestii językowych, większość paradoksów wynika z niedoskonałości języka jakim się posługujemy.
Dalej, nie wiadomo, czym są "te niedoskonałości" i dlaczego wynikają z nich - czy zawsze? - paradoksy. Domyślam się, że paradoksy są "złe", i w związku z tym należy je eliminować. Domyślam się, że również, że te paradoksy które mają inne niż rzeczone "niedoskonałości" źródło - jakie? – są „złe”. Czekam na pełną odpowiedź. PS Umknęło mi Twoje wcześniejsze wezwanie do porównania pożaru Notre Dame i Krzewu Płonącego. Otóż o różnicy między znakiem przyrodzonym a nadprzyrodzonym też pisałem, zresztą odpowiadając Ci.
Dalej, nie wiadomo, czym są "te niedoskonałości" i dlaczego wynikają z nich - czy zawsze? - paradoksy. Domyślam się, że paradoksy są "złe", i w związku z tym należy je eliminować. Domyślam się, że również, że te paradoksy które mają inne niż rzeczone "niedoskonałości" źródło - jakie? – są „złe”. Czekam na pełną odpowiedź. PS Umknęło mi Twoje wcześniejsze wezwanie do porównania pożaru Notre Dame i Krzewu Płonącego. Otóż o różnicy między znakiem przyrodzonym a nadprzyrodzonym też pisałem, zresztą odpowiadając Ci.
Odnośnie Faustyny, wymieniać mógłbym długo, ale generalnie chodzi o to, że w jej przypadku mamy do czynienia z osobą, dla której religijność była pewnego rodzaju ucieczką od rzeczywistości. Osobiste doświadczenia zostały przeniesione na grunt wiary, co spowodowało błędny obraz Boga i samej siebie. Faustyna szukająca sensu życia wyidealizowała samą siebie, tworząc z siebie niemalże boga (w Dzienniczku pisze, że to dla niej Jezus przyszedł na świat, stworzył go i odkupił, nadaje sobie też boskie cechy, jakoby potrafiła spętać karzące ręce Jezusa, by nie zesłał kar na ludzi). Na jej wiarę miała też wpływ trudna sytuacja rodzinna, która spowodowała wypaczenie obrazu Boga Ojca, który w przeciwieństwie do miłującego Jezusa jest surowym i wymagającym sędzią, a poszczególne osoby w Trójcy działają wbrew sobie. Z psychologicznego punktu widzenia Faustyna ma wszelkie cechy osobowości neurotycznej, która tworzy własny świat urojeń, w którym jest kimś, kim nie jest w rzeczywistości.
Z praktycznego punktu widzenia to opis większości osobników ludzkiego gatunku :) Uwzględniając myśl pewnego autora uznanego za natchnionego, twierdzącego że "Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno;wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz:Teraz poznaję po części,wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany." - powyższy opis może dotyczyć każdego osobnika rodzaju ludzkiego.
"Na jej wiarę miała też wpływ trudna sytuacja rodzinna, która spowodowała wypaczenie obrazu Boga Ojca," - to również zdaje się problem nie jednej Faustyny :)
"mamy do czynienia z osobą, dla której religijność była pewnego rodzaju ucieczką od rzeczywistości. Osobiste doświadczenia zostały przeniesione na grunt wiary" - trzeba by popytać psychologów statystyków, ale już na pierwszy rzut zdroworozsądkowego oka widać że opis pasuje jak ulał raczej do większości niż mniejszości. Zatem gdyby miało to oznaczać kryterium wypaczenia obrazu Boga bylibyśmy w niemałym kłopocie :)
"szukająca sensu życia wyidealizowała samą siebie" - kto tak nie ma niech pierwszy rzuci w Faustynę kamieniem :)
Dremor, bardzo staram się Ciebie zrozumieć, a także fakt, że często szybciej piszesz. Jednak proszę przeczytaj to raz jeszcze pod kątem mojego punktu widzenia :)
Sytuacja rodzinna mająca wpływ na wiarę to oczywiście nie tylko problem Faustyny, ale nie nazwiemy tej sytuacji właściwą.
Eskapizm, czyli ucieczka od rzeczywistości też nie jest typowa. To nie jest "odskocznia od rzeczywistości", gdzie jeden szukając ucieczki od zgiełku i problemów będzie słuchać muzyki, a drugi pójdzie się pomodlić. Tu mamy do czynienia z wytworzeniem całej wielopłaszczyznowej rzeczywistości, gdzie własne wyobrażenia mieszają się z rzeczywistością.
Jest pewna różnica między pewnym narcyzmem, czy zarozumiałością, a wyidealizowaniem siebie do poziomu, w którym pisze się pieśni pochwalne na własną cześć i nazywa się świętą za życia.
Parę wpisów wyżej rozmawiamy o postaci św. Piotra Damianiego, który zasłynął między innymi tym, że kwestionował nauki św. Hieronima, a obaj są doktorami Kościoła :)
Ja nie jestem doktorem kościoła (jeszcze:) Jeżeli ty masz takie poczucie, że już jesteś, to ja wolałbym jednak jakoś ten fakt zweryfikować, zanim zacznę przyswajać sobie religię "według Dremora" :) :) :) Mogą być papiery, może być ustne zapewnienie z kim się klepiesz po ramieniu. Obojętne :) Coś jednak chcę dostać, zanim zacznę głosować Dremor na papieża! :)
Nie uważam żadnego z nas za Doktorów Kościoła, podałem jako przykład na przestrzeń do dyskusji w katolicyzmie, nawet jeśli ktoś został ogłoszony świętym.
PS. Świętego Dobrego Łotra, znanego pod imieniem Dyzma wspominamy 26 marca. Jest on oficjalnie włączony w poczet świętych.
Co do odpowiedzi - kanonizowana święta nie powinna być osobą niedojrzałej wiary, dlatego kwestionuję zasadność kanonizacji Faustyny. Kryterium jest analiza Dzienniczka.
2) Czy uważasz, że większa i lepsza znajomość doktryny jest tożsama z większą i lepszą głębią i siłą wiary? (pytam w kontekście twojego spostrzeżenia, że wielu teologów nie jest wyznawcami wiary)
3) Cóż takiego analfabetycznego jest w fakcie, że większość wyznawców nie ma poziomu wiedzy równej osobom zajmującej się teologią zawodowo lub hobbystycznie?
4) Czy większa i lepsza znajomość teologi jest do zbawienia koniecznie niezbędna?
5) Co jest koniecznie niezbędne do zbawienia (według twojego stanu wiedzy teologicznej)?
2. Zakładając że doktryna jest tym W CO wierzymy, a wiara jest tym JAK wierzymy, to chyba oczywiste jest, że mocna wiara bez znajomości doktryny nie będzie tak wartościowa, jak mocna wiara ze znajomością doktryny. Mocno wierzyć można nawet w UFO.
3. Nie mówię o poziomie zawodowego teologa, mówię o poziomie, jaki powinno się prezentować po 12 latach katechizacji.
4. Zbawienie jest z łaski, ale dobrze by było, żeby wiara była podparta choćby minimum wiedzy w co wierzymy.
5. Łaska.
Nie zrozum mnie źle, nie wymagam od ludzi, by każdy był teologiem, ale dobrze by było po 12 latach katechezy znać choćby podstawy.
Ze względów bezpieczeństwa, kiedy korzystasz z możliwości napisania komentarza lub dodania intencji, w logach systemowych zapisuje się Twoje IP. Mają do niego dostęp wyłącznie uprawnieni administratorzy systemu. Administratorem Twoich danych jest Instytut Gość Media, z siedzibą w Katowicach 40-042, ul. Wita Stwosza 11. Szanujemy Twoje dane i chronimy je. Szczegółowe informacje na ten temat oraz i prawa, jakie Ci przysługują, opisaliśmy w Polityce prywatności.