"Jestem co do was przekonany, że pełni jesteście szlachetnych uczuć, ubogaceni wszelką wiedzą, zdolni do udzielania sobie wzajemnie upomnień". Rz 15,14
"Jestem co do was przekonany, że pełni jesteście szlachetnych uczuć, ubogaceni wszelką wiedzą, zdolni do udzielania sobie wzajemnie upomnień" (Rz 15,14)
Paweł docenia wspólnotę w Rzymie. Dostrzega z odległości, i może trochę na wyrost, obecne w niej dobro. Nie poznał wspólnoty osobiście, jednak ma przekonanie, że stopień jej dojrzałości jest wysoki. Pisze o tym otwarcie. Wierzący w Rzymie nie tylko posiadają głębokie poznanie tajemnicy Boga, które wyraża się w dziełach miłosierdzia, ale potrafią praktykować braterskie upomnienie.
Uznanie Pawła dla wspólnoty w Rzymie ma także pragmatyczny wymiar. Apostoł zakończył swoją misję we wschodniej częsci cesarstwa. Teraz chce przekonać do głoszonej przez siebie nauki nieznaną sobie wspólnotę w stolicy, by przy jej wsparciu, zanieść Ewangelię do Hiszpanii. Zanim przedstawi swój plan - docenia, chwali, uznaje dobro. Wydobywa i wzmacnia to, co wierzącym pozwala wzrastać w wierze.
W jednej z homilii wygłoszonej przed laty papież Franciszek pytał: jak poznać czy jestem miłosierny? I odpowiedział: zobaczyć, czy ci, którzy żyją wokół mnie są docenieni.
Uznanie dobra to sprawa tak oczywista, że często o niej zapominamy. Zdarza nam się zapominać także o tym, że chrześcijaństwo to wiara w działaniu, afirmacja dobra, wysiłek włożony w jego pomnażanie. To rozpoczynający się od małych gestów posiew miłości.
Synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości. Łk 16,8
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek. Przywołał więc go do siebie i rzekł mu: „Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządzania, bo już nie będziesz mógł zarządzać”.
Na to rządca rzekł sam do siebie: „Co ja pocznę, skoro mój pan odbiera mi zarządzanie? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę. Wiem już, co uczynię, żeby mnie ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę odsunięty od zarządzania”.
Przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: „Ile jesteś winien mojemu panu?” Ten odpowiedział: „Sto beczek oliwy”. On mu rzekł: „Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz: pięćdziesiąt”. Następnie pytał drugiego: „A ty ile jesteś winien?” Ten odrzekł: „Sto korców pszenicy”. Mówi mu: „Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt”.
Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z podobnymi sobie ludźmi niż synowie światłości».
Synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości. Łk 16,8
Dzisiejsza Ewangelia to jedna z tych, które w pierwszym odbiorze budzą nieraz konsternację – czyżby Jezus przez tę przypowieść zapraszał nas do oszustwa, nieuczciwości? Można z różnych stron odczytywać tę przypowieść, koncentrując się na rządcy, jego sytuacji, pomysłowości. Pojawia się tu jednak dość rzadko używane w Ewangelii słowo: „zarządzać”. Jezus tą opowieścią przypomina nam, że nie jesteśmy tylko przypadkowymi uczestnikami różnych sytuacji życiowych, mamy wpływ na codzienność, a wręcz będziemy pociągnięci do odpowiedzialności z zarządzania tym, co zostało nam powierzone. Niezależnie od tego, czy dotyczy to dóbr materialnych, czy czasu i relacji.
Powiedzieć coś pewnego o tej młodej kobiecie jest bardzo trudno. Nie dlatego jednak, że mamy wątpliwości co do jej istnienia – jej szczątki spoczywają bowiem tam, gdzie żyła w kościele, właściwie sanktuarium św. Antoniego w Arcelli, dzielnicy Padwy.
Powiedzieć coś pewnego o tej młodej kobiecie jest bardzo trudno. Nie dlatego jednak, że mamy wątpliwości co do jej istnienia – jej szczątki spoczywają bowiem tam, gdzie żyła w kościele, właściwie sanktuarium św. Antoniego w Arcelli, dzielnicy Padwy. Także pamięć o dzisiejszej patronce jest obecna w tym mieście, ale... ale dziejowa zawierucha pozbawiła nas większości dokumentów dotyczących jej życia. Te w których posiadaniu jesteśmy, to zaledwie szczątki, które ocalały po pożarze, jaki klasztor klarysek w Arcelli strawił zimą na przełomie roku 1442 i 43. Bo bł. Helena Enselmini była klaryską i to taką, którą do zakonu Ubogich Panien wprowadził sam św. Franciszek z Asyżu. Było to dla niej wielkie wyróżnienie, bo przecież właśnie on obudził w niej powołanie zakonne, gdy osobiście zawitał do Padwy. Czy słyszała o nim wcześniej trudno dziś orzec. Wiemy natomiast, że wyszła mu na spotkanie, gdy wracając z misji na Bliskim Wschodzie, zatrzymał się w jej rodzinnym mieście i założył klasztor klarysek w Arcelli, tuż za ówczesnymi murami Padwy. Wyszła i już nie wróciła do domu swoich rodziców. To znaczy wróciła, ale tylko na krótki czas, by uzyskać od nich zgodę na zamieszkanie odtąd w klasztorze Ubogich Panien, czwartym – po Asyżu, Florencji i Faenzy – gdzie realizować się miały ideały św. Franciszka zalecane wszystkim kobietom, które chciały włączyć się w jego dzieło odnowy Kościoła. Kiedy więc bł. Helena jako 13-latka przestępowała próg klauzury czekało na nią życie, którego rytm wyznaczała liturgia godzin, osobista modlitwa, post, praca ręczna, skrajne ubóstwo i cisza. Na początku swojego życia zakonnego Helena była uśmiechnięta i radosna, pomimo skrajnego ubóstwa, w jakim żyła, a które dramatycznie wręcz kontrastowało z tym, w czym była wychowywana jako młoda arystokratka. Później jednak jak się państwo z pewnością domyślacie dosięgła ją ciemność. Dlaczego? Bo wybór pójścia za Chrystusem, to nie jest nieustający 'miodowy miesiąc' przebywania w niezwykłej wprost bliskości z Oblubieńcem. To bowiem, co naprawdę cenne, zaczyna się później, gdy emocje opadną, gdy w życie wdziera się rutyna, gdy każdego dnia musimy potwierdzać to, do czego się zobowiązaliśmy. To wtedy z Bożą pomocą zaczyna wykuwać się nasza własna ścieżka do nieba. Błogosławiona Helena Enselmini, żyjąca w XIII wieku w Padwie, musiała więc – jak każdy z nas – zmierzyć się na niej zarówno z duchowymi wątpliwościami dotyczącymi drogi swojego powołania, z uczuciem wewnętrznego opuszczenia, z różnymi przeciwnościami, jakich nie brakuje w codzienności, a nawet ze słabością ciała, które zostało dotknięte ciężką chorobą. W jej przypadku choroba była tak poważna, że straciła mowę, wzrok i zdolność poruszania się. Ostatnie 15 miesięcy przeleżała na sienniku, przyjmując w zasadzie jako jedyne swoje pożywienie Najświętszy Sakrament. Ze współsiostrami komunikowała się za pośrednictwem gestów. To z nich dowiedziały się one, że bł. Helena Enselmini, choć wydaje się być w najgorszym ludzkim położeniu, doświadcza jakiegoś niezwykłego zjednoczenia z Chrystusem Ukrzyżowanym. Jakiego? Tę tajemnicę dzisiejsza patronka zabrała jednak ze sobą do nieba - umarła bowiem 4 listopada 1231 roku licząc sobie ledwie 24 lata.
Perły ukryte w liturgii słowa odkrywają księża: Szymon Kiera, Tomasz Kusz, Marcin Piasecki i Piotr Brząkalik. Słuchaj codziennie.
Zobacz cykl audycji Radia eM: