24.08.2025

Metryka chrztu to za mało

Ja znam ich czyny i zamysły – te słowa Boga rozpoczynają pierwsze czytanie tej niedzieli. O czyje słowa i czyje zamysły chodzi? Kim są ci, których czyny i zamysły Pan zna?

Ja znam ich czyny i zamysły – te słowa Boga rozpoczynają pierwsze czytanie tej niedzieli. O czyje słowa i czyje zamysły chodzi? Kim są ci, których czyny i zamysły Pan zna?

Czytanie to pochodzi z ostatniego rozdziału Księgi Izajasza. Jego kontekstem są czasy odbudowy tożsamości Izraela po niewoli babilońskiej. Ludźmi, których Bóg „czyny i zamysły” zna, są ci Izraelici, którzy przyjąwszy pogańskie obyczaje, oddają cześć bożkom. Czeka ich sąd – zapowiada Bóg. „Ocalałymi” zaś są ci, którzy wiernie przy trwają przy Panu. Bóg zapowiada też, że niektórzy spośród wiernych Mu zostaną posłani do różnych narodów świata, które dotąd Go nie znały. Dzięki nim już nie tylko Izrael, ale także inne narody poznają prawdziwego Boga i będą mogły Go wielbić. Przyprowadzenie „ich braci” „na moją świętą górę w Jeruzalem” trzeba rozumieć właśnie jako przyjęcie przez pogan płynącego z Jerozolimy orędzia, jako przyłączenie się przez nich do oddawania czci jedynemu prawdziwemu Bogu. Więcej nawet – niektórzy z owych pogan będą przez Niego przeznaczeni do służby jako kapłani i lewici. To niezwykła zapowiedź, trudna do przyjęcia dla Żydów, gdyż ta posługa była w Izraelu zarezerwowana wyłącznie dla nich, i to tylko tych należących do pokolenia Lewiego. A jednak….

Niesamowitym jest czytać to proroctwo, wiedząc, że już się spełniło. Ci, którzy pozostali wierni Bogu i uwierzyli w posłanego przez Niego Syna, Jezusa Chrystusa, roznieśli wieść o Nim po całym świecie. I dzięki ich posłudze wielu ludzi nieznających wcześniej Boga prawdziwego zaczęło oddawać Mu cześć. Co więcej, dopuszczeni zostali do kapłaństwa. W obecnych czasach przecież zdecydowana większość księży pochodzi z narodów dawniej pogańskich.

Nauka dla nas? Bogu nie wystarczało, że ktoś był członkiem Izraela. Oczekiwał jeszcze szczerej wiary w Niego; uwierzenia Temu, którego posłał, Jezusowi Chrystusowi. To dotyczy także nas: nie wystarczy być chrześcijaninem z metryki. Trzeba szczerej wiary w Jezusa Chrystusa. Z wszystkimi jej konsekwencjami.

Niezbędne „karcenie”

„Synu mój, nie lekceważ karcenia Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karci, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje”.

1. „Synu mój, nie lekceważ karcenia Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo kogo miłuje Pan, tego karci, chłoszcze zaś każdego, którego za syna przyjmuje”. Autor Listu do Hebrajczyków cytuje te zdania z Księgi Przysłów (3,11-12). „Karcenie” ma głębszy sens, niż się z pozoru wydaje. W oryginale jest tutaj słowo paidea. W kulturze starożytnej Grecji paidea to cały proces wychowania zgodnie z etycznym ideałem człowieka mądrego i pięknego. Kiedy więc czytamy o paidei Pana, powinniśmy mieć przed oczyma obraz Boga, który wychowuje swoje dzieci przez wcielone Słowo. Jezus jest prawdziwym pedagogiem, wychowawcą, nauczycielem. Starożytni pisarze kościelni, którzy doskonale znali kulturę grecką, wielokrotnie odwoływali się do klasycznego pojęcia paidei, dokonując jego „ochrzczenia”, czyli przetworzenia przez wiarę chrześcijańską. Grecy chcieli kształtować ludzi moralnych dzięki filozofii i literaturze. Chrześcijanie kształtują człowieka na wzór Chrystusa, dzięki Biblii, Kościołowi i działaniu Ducha Świętego.

2. Oczywiście paidea, czyli każde wychowanie, także w wierze, nie obędzie się bez wymagań, dyscypliny, potu, łez i krwi. Żyjemy w czasach rozpasanej wolności, co nie sprzyja wychowaniu. Każdy wysiłek, który musi podjąć wychowanek, bywa odczytywany jako zamach na jego wolność. Okazuje się, że nawet zwykłe prace domowe są już czymś, czego nie wolno wymagać od ucznia. Założenie, że w szkole ma być zawsze łatwo, lekko i przyjemnie, musi prowadzić do katastrofy. Nie ma wychowania bez kary i nagrody, bez zasady tubki: „jak się nie naciśnie, to się nie wyciśnie”. „Wszelkie karcenie (paidea) na razie nie wydaje się radosne, ale smutne, potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości”. W pominiętym przez czytanie wierszu autor zauważa dosadnie, że bez karcenia nie stajemy się synami, ale bękartami. Bóg traktuje nas jak swoje dzieci, które kocha – i dlatego wymaga. Przy czym w tle, jako pewien model paidei, pozostaje relacja Ojciec–Syn, dokładniej Bóg Ojciec–wcielony Syn Boży. Jezus jako człowiek był poddany w posłuszeństwie Ojcu, przyjął krzyż. A wszystko to dokonało się z miłości, w miłości i dla miłości.

3. Cały ten wywód o wychowaniu nas przez Boga kończy się wezwaniem: „Dlatego wyprostujcie opadłe ręce i osłabłe kolana!”. To brzmi jak zachęta do wytrwałego treningu, do poddania się Bożemu prowadzeniu, do podjęcia trudu walki o piękne i mądre życie. Takiego życia chce dla nas Pan. Ale nikt nie będzie żył za drugiego. Nawet Bóg nie może tego uczynić. To prawda, że bywamy zniechęceni, że dopada nas zmęczenie lub zwątpienie w sens podejmowanego trudu. Nasze smartfony wciąż podrzucają propozycje diet czy treningów celem poprawienia sylwetki czy zrzucenia wagi. Ćwicz przez miesiąc, a będzie efekt. W sferze duchowej działa to podobnie, tyle że trening mięśni jest łatwiejszy niż kształtowanie duszy. Zasada jest ta sama. Tylko to, co trudne, rozwija. Nie ma zmartwychwstania bez krzyża.

Ciasna brama

Gdy Jezus szedł do Jerozolimy, pewien człowiek spytał Go, czy tylko nieliczni będą zbawieni.

Gdy Jezus szedł do Jerozolimy, pewien człowiek spytał Go, czy tylko nieliczni będą zbawieni. Chrystus nie odpowiada wprost, gdyż to pytanie jest ważne nie dla ludzi, lecz dla Boga. Dla nas istotne jest nasze zbawienie, a ono zależy od osobistego wysiłku w czynieniu dobra i od wzywania Bożego miłosierdzia. Zamiast starać się poznać liczbę wybranych, należy czynić wysiłki, by do nich należeć. Jezus zachęca do wchodzenia do nieba przez wąskie drzwi, czyli drogą wyrzekania się samego siebie, własnego ja, grzechów i przekonania, że sami sobie w życiu poradzimy. Chrystus nie żąda od nas certyfikatów dobrego zachowania czy nieskazitelnego życia, ale zaufania, przyjęcia chcianej, błogosławionej zależności od Niego. Odkrycia i uznania, że Jego łaska jest do zbawienia koniecznie potrzebna. Uchwycenia się Jego miłości. Świat uważa tę drogę za ciasną i uciążliwą, a Jezus nazywa ją ciasną tylko dlatego, że umożliwia człowiekowi czerpanie z Jego siły, ale za cenę wyrzeczenia się własnej pychy i arogancji. Prawdziwie ciasnymi i uciążliwymi są te drzwi, które kuszą człowieka do zła i grzechu, gdyż ściskają duszę pętami straszliwego niewolnictwa. Brama nieba wydaje się ciasna, lecz w rzeczywistości jest szeroka i piękna. Wystarczy dostać się do niej, by się o tym przekonać.

Aby wejść do bazyliki betlejemskiej, trzeba się pochylić i przecisnąć przez wąskie, niskie drzwi. Wciąż widoczne są tam pozostałości większego i wygodniejszego wejścia, które zamurowano przed wiekami, aby uniemożliwić muzułmańskim żołnierzom wtargnięcie do wnętrza świątyni na koniach. Chrystus narodził się w grocie. Pasterze i mędrcy również musieli się schylić, aby odnaleźć Dziecię, które opuszkami palców wywraca planety i światy. Pokora jest warunkiem koniecznym do odkrycia boskości.

Ciasnymi drzwiami może być nazwany także epilog życia, gdy idzie się do Boga z tym, co się zdziałało, i nie można już zmienić własnej sytuacji, bo skończył się czas próby. Boża sprawiedliwość jest zatem dokładną, wyraźną i dlatego nieodwołalną oceną życia. Wielu wtedy będzie chciało wejść, czyli zmienić swoją sytuację, lecz nie będą mogli, gdyż drzwi zostaną zamknięte, skończy się życie doczesne i nie będzie można rozpocząć go na nowo. Myśleć, jak to robi wielu głupców, że po śmierci będzie można w inny sposób ponownie rozpocząć nowe ziemskie istnienie, podróż życia, jest trującą iluzją. Gdy cel jest osiągnięty i gdy brama życia się zamyka, nie ma innej alternatywy: albo się zostaje wewnątrz z Ojcem niebieskim dla radości, albo pozostaje się na zewnątrz, na wieczne potępienie, dla cierpienia. Droga do zbawienia jest wąska, gdyż wielu stawia na niej pułapki i kładzie przeszkody. Istnieje na świecie dziwna wrogość do wszystkiego, co dobre – wrogość, która pochodzi z diabelskich sugestii i czasami usidla także ludzi dobrych, czyniąc ich bezwiednymi narzędziami zła. Mimo wszystko trzeba iść do przodu, wpatrując się w ostateczny cel, jaki mamy osiągnąć – Chrystusa, sprawcę naszego zbawienia.

Św. Bartłomiej

Dzisiejszy patron to Apostoł. Jeden z dwunastu. Wybrany i powołany przez Jezusa. A jednocześnie to człowiek, o którym w istocie niewiele wiemy. Niejaką trudność sprawia nawet jego imię. No bo w Nowym Testamencie figuruje aż pod dwoma. Święci Mateusz, Łukasz i Marek nazywają go Bartłomiejem.

Dzisiejszy patron to Apostoł. Jeden z dwunastu. Wybrany i powołany przez Jezusa. A jednocześnie to człowiek, o którym w istocie niewiele wiemy. Niejaką trudność sprawia nawet jego imię. No bo w Nowym Testamencie figuruje aż pod dwoma. Święci Mateusz, Łukasz i Marek nazywają go Bartłomiejem. Św. Jan wspomina natomiast w miejsce Bartłomieja o Natanaelu. Gdyby nie fakt, że w obu przypadkach ten Apostoł wymieniany jest wraz z innym uczniem Chrystusa, Filipem, mielibyśmy nie lada zagadkę. A tak mamy wyjątkową - i kto wie czy nie najważniejszą - informację o dzisiejszym patronie Bogdanie synu Tolmaja. Bo imię Bartłomiej tak się właśnie tłumaczy z aramejskiego – syn Tolmaja. A skąd wziął się Bogdan? To spolszczona wersja imienia Natanael po hebrajsku znacząca tyle co Bóg dał. Bog dan. A co właściwie Bóg dał Natanaelowi-Bartłomiejowi? Z jakiego powodu wspominamy go dzisiaj jako świętego? Tu z pomocą przychodzi nam św. Jan Ewangelista, gdy pięknie opisuje dwa kluczowe wydarzenia z życia dzisiejszego patrona.  Pierwsza wzmianka dotyczy jego powołania. Oto Filip Mówi Natanaelowi : «Znaleźliśmy Tego, o którym pisał Mojżesz w Prawie i Prorocy - Jezusa, syna Józefa z Nazaretu».Kotwica Natanael jest początkowo nieufny, ale spotkanie z Jezusem sprawia, że ostatecznie wyznaje wiarę w Bożego Syna. Do głosu dochodzi bowiem w czasie tego spotkania ta jego cecha charakteru, na którą zwrócił uwagę także sam Jezus, gdy powiedział o nim «to prawdziwy Izraelita, w którym nie ma podstępu». KotwicaTo znaczy, że choć jest po ludzku nieufny, to sercem prawdziwie szuka Boga i potrafi Go rozpoznać. To raptem kilka wersów z Ewangelii św. Jana, a jednocześnie kopalnia informacji o Natanaelu i morze refleksji o nas samych. To pierwsza ze wzmianek o dzisiejszym patronie, a druga? Druga to obraz cudownego połowu ryb na jeziorze Genezaret po zmartwychwstaniu Chrystusa. Natanael-Bartłomiej razem z innymi uczniami doświadcza spotkania i wspólnego posiłku z Tym, który choć umarł, to jednak żyje. Czego można chcieć wiedzieć więcej o dzisiejszym patronie, niż tych dwóch rzeczy przekazanych przez św. Jana? Która z późniejszych cudownych historii dopisanych przez tradycję jest w stanie równać się z tymi, jakie znajdziemy w Nowym Testamencie. Oto całe nasze życie sprowadza się do tego właśnie. Do pozwolenia Bogu na to by nas znalazł i do uwierzenia w to, że ten kto nas znalazł, jest tym kto ma życie. I ma je w obfitości. Czego dowodzi cudowny połów ryb w liczbie 153. Ale św. Natanael-Bartłomiej, za sprawą św. Jana Ewangelisty, pośrednio związany jest z jeszcze jednym ważnym wydarzeniem znanym z kart Ewangelii. Tym, w czasie którego Jezus objawił po raz pierwszy swoja chwałę i uwierzyli w niego jego uczniowie. Czy wiecie państwo o jakie wydarzenie chodzi? O wesele w Kanie Galilejskiej. Z uwagi na wzmiankę św. Jana Ewangelisty o tym, że Natanael-Bartłomiej pochodził z Kany i na fakt, że wesele było trzy dni po tym spotkaniu z Jezusem, uważa się, że to było jego wesele.