30.06.2025

Tajemnica nie jest kulturą zatajania

a Pan mówił sobie: «Czyż miałbym zataić przed Abrahamem to, co zamierzam uczynić? (Rdz 18,17)

Rdz 18, 16-33

a Pan mówił sobie: «Czyż miałbym zataić przed Abrahamem to, co zamierzam uczynić? (Rdz 18,17)

Znamy zapewne na pamięć to miejsce w Biblii. Abraham targujący się z Bogiem. Bóg ulegający prośbom Abrahama. Czy jeśli znajdziesz pięćdziesięciu sprawiedliwych…czterdziestu…dziesięciu… Nie zniszczę ze względu na tych dziesięciu. Abraham dobija targu… 

Ale zanim dochodzi do targu, który ma ocalić Sodomę, pojawia się jeszcze bardziej wzruszający moment: Stwórca ma – uwaga – dylemat! Brzmi absurdalnie? Pozwólmy słowu mówić za siebie: „Ludzie, których gościł Abraham, odeszli i skierowali się ku Sodomie. Abraham zaś szedł z nimi, aby ich odprowadzić, a Pan mówił sobie: «Czyż miałbym zataić przed Abrahamem to, co zamierzam uczynić? Przecież ma się on stać ojcem wielkiego i potężnego narodu i przez niego otrzymają błogosławieństwo wszystkie ludy ziemi”. 

Bóg sam ze sobą toczy wewnętrzną rozmowę, w której przyznaje, że źle mu z tym, że człowiek, któremu powierza tak wielką misję, miałby nie znać wszystkich Jego planów. 
Taki jest nasz Bóg. Pozostaje tajemnicą, ale nie zataja przed nami swoich planów. Jest Wszechmogący – ale sam wzdraga się na myśl o tym, że mógłby nie być szczery przed nami.
To tak inne od zadomowionej w wielu strukturach, także kościelnych, kultury niedomówień, rozgrywania, zatajania, podkopywania… 

„Nie tak będzie między wami”.
 

Iść za Jezusem to oglądać Jego plecy

Nauczycielu, pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz. Mt 8,19

Mt 8,18-22 

Gdy Jezus zobaczył tłum dokoła siebie, kazał odpłynąć na drugą stronę. A przystąpił pewien uczony w Piśmie i rzekł do Niego: «Nauczycielu, pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz».

Jezus mu odpowiedział: «Lisy mają nory, a ptaki podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć».

Ktoś inny spośród uczniów rzekł do Niego: «Panie, pozwól mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca». Lecz Jezus mu odpowiedział: «Pójdź za Mną, a zostaw umarłym grzebanie ich umarłych!»

Nauczycielu, pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz. Mt 8,19

Ewangelia z komentarzem. Iść za Jezusem to oglądać Jego plecy
Gość Niedzielny

Iść za Jezusem to oglądać Jego plecy. Nie brzmi to elegancko, ale oddaje istotę naszej życiowej drogi. Święty Grzegorz z Nyssy mówi: „Idący z tyłu nie zboczy z drogi, jeśli widzi plecy przewodnika. Kto idąc, skieruje się w bok albo odwróci wzrok od przewodnika, ten wkroczy na drogę inną od tej, którą wskazuje mu przewodnik”.

Zgodzić się i cieszyć się tym widokiem. Pójść za Nim drogą, którą On chce. Budować swoje bezpieczeństwo, ufność i nadzieję na śladach, które On pozostawił. Utkwić wzrok w Nim i w Jego plecach. Zauważać, jak co jakiś czas troskliwie odwraca głowę i patrzy, czy jeszcze idziemy za Nim.

Bł. Rajmund Lull

Mieć pieniądze, mieć żonę i dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę, być człowiekiem światowym, nie doświadczać większych problemów, no i mieszkać na Majorce. A wszystko przed 30-tką. Czy to nie jest szczyt szczęścia i życiowej stabilizacji?

Mieć pieniądze, mieć żonę i dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę, być człowiekiem światowym, nie doświadczać większych problemów,  no i mieszkać na Majorce. A wszystko przed 30-tką. Czy to nie jest szczyt szczęścia i życiowej stabilizacji? Co więcej, dokładnie takie samo przekonanie miał równo 800 lat temu dzisiejszy patron. Co więc się stało, że postanowił to proste i przyjemne swoje istnienie skomplikować? Bo skoro jest stawiany nam za wzór, to nie tylko z uwagi na szczęśliwe i beztroskie  nieustające wakacje na Majorce. Otóż jego horyzont życiowych oczekiwań i aspiracji poszerzył sam Chrystus ukazując mu się w widzeniu. Bohater naszej dzisiejszej historii był jednak uparty, dlatego Ukrzyżowany musiał mu się objawić jeszcze trzy razy, zanim dotarło do niego, że Bóg oczekuje od niego czegoś więcej niż odcinania kuponów od dostatniego życia. Jednak ów upór dzisiejszego patrona choć stanowił początkowo przeszkodę, to ostatecznie doprowadzi go w końcu do chwały nieba, a Kościołowi otworzył oczy na pewną niezwykle istotna kwestię. Jeżeli chcemy zanieść Dobrą Nowinę niewiernym, konkretnie muzułmanom, to musimy nauczyć się ich języka, a co za tym idzie również sposobu myślenia o świecie. Niby rzecz oczywista, ale dla średniowiecznego modelu Kościoła i powszechnego europocentryzmu niezwykle odkrywcza w XIII wieku. A skąd w ogóle dzisiejszemu patronowi przyszedł do głowy pomysł nawracania muzułmanów? To akurat oczywiste – z miejsca swojego zamieszkania. Gdy zaczął się nad tym lepiej zastanawiać, to uderzyło go, że jedyną płaszczyzną kontaktów z sąsiadami-innowiercami jest handel. Dlatego też na rodzinnej Majorce nie dość że sam przez 10 lat uczył się pilnie arabskiego to jeszcze ufundował tam  klasztor dla nauczania misjonarzy języków wschodnich. Dalsze lata jego życia, konkretnie pozostałych 40 z około 92 poświęcił nieustannej tułaczce po całej ówczesnej Europie przekonując gdzie tylko się da, że bez znajomości języków obcych głoszenie Dobrej Nowiny, a nawet zwyczajne porozumienie między odmiennymi kulturami jest po prostu niemożliwe. W czasie swojej podróży był tyle razy odsyłany z kwitkiem, traktowany kamieniami, a nawet pozbawiany całego swojego dobytku, że jedynie Bożej Opatrzności można przypisać ostateczny sukces jaki ten człowiek odniósł tuż przed śmiercią.  Oto sobór w Vienne, za radą wspominanego dzisiaj franciszkańskiego tercjarza nakazał nauczanie arabskiego, hebrajskiego i chaldejskiego uniwersytetom w Paryżu, Oksfordzie, Bolonii, Salamance i na dworze papieskim. Czy wiecie państwo jak nazywał się ów niezwykle uparty w dążeniu do tego celu człowiek? To zmarły około 1316 roku bł. Rajmund Lull, którego literacka i naukowa spuścizna dopiero przez współczesnych została potraktowana z należytą uwagą.

 

Odwaga Abrahama

Perły ukryte w liturgii słowa odkrywają księża: Szymon Kiera, Tomasz Kusz, Marcin Piasecki i Piotr Brząkalik. Słuchaj codziennie.

Rdz 18, 16-33

Zobacz cykl audycji Radia eM: