On też wycisnął na nas pieczęć i zostawił zadatek Ducha w sercach naszych (2 Kor 1,22)
On też wycisnął na nas pieczęć i zostawił zadatek Ducha w sercach naszych (2 Kor 1,22)
Wycisnął pieczęć, zostawił zadatek, namaścił i nieustannie umacnia. W swoim Synu wypełnił wszystkie obietnice, które są pobłogosławione, by lśniły chwałą nie z tej ziemi w naszym życiu. Bóg Ojciec - to On zabiega o człowieka, gdy ten nawet nie ma o tym pojęcia. Wszechmocny, który troszczy się o każdy detal ludzkiego życia, nawet gdy człowiek nie jest tego świadomy. Jak nieprawdopodobne wydaje się w tej perspektywie, by podważać istnienie Boga…a jednak nie brakuje takich osób. Ile razy nawet u osób wierzących pojawia się wątpliwość, czy Bóg na pewno działa dla ich dobra lub czy chociaż ich zauważa. A to początek kłamstwa podważający Bożą naturę i naszą relację z Nim już ustanowioną w przymierzu. Bóg jest wierny, dobry i troszczy się o swoje dzieci, czasem nawet jak o niemowlaki - bo choć są dorosłe metrykalnie, to wciąż niewiele rozumne duchowo.
Rozgość się w Bożej miłości do ciebie, przebywaj, nasiąkaj…a On uzdrowi cię i przemieni do pełni tobie przeznaczonej.
Wy jesteście światłem świata. Mt 5,14
Jezus powiedział do swoich uczniów:
«Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.
Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu.
Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie».
Ewangelia z komentarzem. Być światłem to być wiernym w małych gestachWy jesteście światłem świata. Mt 5,14
Światło, o którym mówi Jezus, to nie dekoracja, lecz nadzieja i zobowiązanie. Każdy wierzący niesie je w sobie i ma rozjaśniać drogę innym. Światło nie krzyczy, lecz także nie daje się ukryć – jest ciche, a jednak konsekwentne. Być światłem to być wiernym w małych gestach: przebaczeniu, życzliwości, obecności. Czasem wydaje się, że świat go nie potrzebuje, ale nawet najmniejszy płomień zmienia ciemność. Nie chodzi o błysk czy doskonałość, lecz o wytrwałość. Jezus jest Światłością świata, a my mamy uczyć się Go naśladować. Nawet jeśli sam nie widzisz owoców, Pan może przez ciebie działać. Szukajmy w sobie światła Chrystusa, by zapalać innych do wiary.
Dzisiejszy patron mógłby właściwie zostać przez nas niezauważony. W końcu mowa o młodym Florentczyku, który urodził się pod koniec 1355 lub na początku 1356 roku i swoje życie związał z dominikanami.
Dzisiejszy patron mógłby właściwie zostać przez nas niezauważony. W końcu mowa o młodym Florentczyku, który urodził się pod koniec 1355 lub na początku 1356 roku i swoje życie związał z dominikanami. Tu otrzymał święcenia kapłańskie, tu wcześnie wybrano go przeorem w Santa Maria Novella. Mianowany wikariuszem generalnym z zadaniem przygotowania reformy, wywiązał się z tego znakomicie. Tak dobrze, że w roku 1393 został wikariuszem dla wszystkich zreformowanych domów na terenie całej Italii. Zasłynął jako kaznodzieja, był doradcą papieża Grzegorza XII i arcybiskupem Dubrownika. Zmarł 10 czerwca 1419 roku. To tyle o dzisiejszym patronie, punktów zaczepienia w jego życiorysie brak. No chyba, że wspomnimy o tym, że się jąkał – bo istotnie płynność jego mowy pozostawiała sporo do życzenia. On tymczasem, zupełnie tym nie zniechęcony, jak gdyby nigdy nic wstąpił do najbardziej wygadanej wspólnoty zakonnej – Zakonu Kaznodziejskiego. Ktoś powie, że pewnie był bogaty z domu i politycznie było go przyjąć. Albo, że dominikanie potrzebowali też „milczących wołów”, by korzystając z ich wiedzy inni, ci bardziej wygadani współbracia, mogli kaznodziejsko błyszczeć. Tak oczywiście być mogło, ale nie w przypadku dzisiejszego patrona, który choć – jak to już zostało powiedziane – okrutnie się jąkał, to został wielkim kaznodzieją. Jak to możliwe? Okazuje się, że dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych, szczególnie, gdy o przysługę poprosi go święty. A właściwie święta - Katarzyna ze Sieny – którą bohater naszej niepozornej historii osobiście poznał, której nauczaniem się zachwycił, i za wstawiennictwem której rozwiązał mu się język. A gdy już się rozwiązał, to właściwie nie przestawał już odtąd chwalić Boga. I tutaj jest miejsce na ową drugą intrygująca rzecz związaną ze wspominanym dzisiaj patronem. Chodzi o to co i z jakim żarem głosił. „Wiara i nadzieja mają swoją podstawę tylko w ludziach, miłość zaś w Bogu; wiara może góry przenosić, miłość zaś góry i niebo, i ziemię stwarza; wiara zachęca stworzenia, aby pilnie usiłowały dążyć do raju - miłość prosi Boga, by jak płomień zstąpił na ziemię, tak aby człowiek drogą Jego miłości mógł dojść do nieba. Wiara mówi: służ, człowieku, Bogu twojemu, tak jak się należy, a miłość: Ty, Boże, stań się człowiekiem i służ człowiekowi, bo jest Ci winien więcej, niż posiada. Wiara mówi: pukaj, człowieku, do nieba, by ci otworzono. A miłość: rozedrzyj, Boże, niebo, aby się otwarło dla człowieka. Wiara uczy człowieka umierać dla miłości Boga, miłość zaprasza Boga, aby jako Bóg umarł dla człowieka i jako człowiek dla Boga swego. Wiara człowiekowi ukazuje Boga z daleka, miłość przyprowadza człowieka do Boga i jak Boga czyni człowiekiem, tak człowieka czyni Bogiem. Wierze podlegają słudzy, miłości - synowie, święci i umiłowani.” Konia z rzędem temu, kto w tych słowach rozpozna zacinającego się młodego chłopaka, który pewnego dnia stanął na dominikańskiej furcie prosząc o przyjęcie do wspólnoty. Jako się rzekło: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego”. Kto został tak hojnie obdarowany przez Boga? Bł. Jan Banchini (zwany także Janem Dominici od imienia jego ojca, Dominika).
Perły ukryte w liturgii słowa odkrywają księża: Szymon Kiera, Tomasz Kusz, Marcin Piasecki i Piotr Brząkalik. Słuchaj codziennie.