24.12.2024

Czy podejmiesz w swoim życiu decyzje, które uczynią Twoje życie miejscem miłym Bogu?

Czy ty zbudujesz Mi dom na mieszkanie? (2 Sm 7,5)

2 Sm 7,1-5.8b-12.14a.16

Czy ty zbudujesz Mi dom na mieszkanie? (2 Sm 7,5)

Bóg dzięki Jezusowi przywraca plan dla człowieka przeznaczony mu od pokoleń: by żyć w bliskości i intymności. On od początku zamierzył dzielić z człowiekiem każdą sekundę jego istnienia – w jedności przenikającej aż do głębi ludzkiej złożoności. Oddając swojego Syna, a następnie posyłając Ducha Świętego, dobry Ojciec wyraził pragnienie, by zamieszkać w człowieku. Uczynił grzesznika świątynią Ducha Świętego, dając człowiekowi wszelką sposobność, by samego siebie i swoje życie przemienił ku chwale Wszechmocnego.

„Czy ty zbudujesz Mi dom na mieszkanie?” – pyta dziś Bóg (w. 5). Czy podejmiesz w swoim życiu decyzje, które uczynią twoje życie miejscem miłym Bogu, pełnym Jego obecności? Czy chcesz swoim stylem życia zanosić „woń Jego poznania”? (2 Kor 2,14).

Bóg upodobał sobie zamieszkać w ludziach niedoskonałych, by objawić pierwotną doskonałość stworzenia. I zaprasza dziś każdego do dalszej wspólnej drogi, by odpowiedź serca wyrazić też czynami, czyniąc wiarę ożywioną w prozie codzienności (Jk 2, 17).

Bóg rodzący się w stajence mówi człowiekowi: Nie jesteś sam!

By zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają. Łk 1,79a

Łk 1,67-79 

Zachariasz, ojciec Jana, został napełniony Duchem Świętym i zaczął prorokować, mówiąc:

«Błogosławiony Pan, Bóg Izraela,
bo lud swój nawiedził i wyzwolił,
i wzbudził dla nas moc zbawczą
w domu swego sługi, Dawida:

Jak zapowiedział od dawna
przez usta swych świętych proroków,
że nas wybawi od naszych nieprzyjaciół
i z ręki wszystkich, którzy nas nienawidzą;
Że naszym ojcom okaże miłosierdzie
i wspomni na swe święte przymierze –
na przysięgę, którą złożył
ojcu naszemu, Abrahamowi.

Da nam, że z mocy nieprzyjaciół wyrwani,
służyć Mu będziemy bez trwogi,
w pobożności i sprawiedliwości przed Nim
po wszystkie dni nasze.

A ty, dziecię, zwać się będziesz
prorokiem Najwyższego,
gdyż pójdziesz przed Panem przygotować Mu drogi;
Jego ludowi dasz poznać zbawienie
przez odpuszczenie grzechów,

Dzięki serdecznej litości naszego Boga,
z jaką nas nawiedzi z wysoka Wschodzące Słońce,
by oświecić tych,
co w mroku i cieniu śmierci mieszkają,
aby nasze kroki skierować na drogę pokoju».

By zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają. Łk 1,79a

Wigilijne czuwanie słusznie kojarzy nam się z wyglądaniem nadchodzącego Chrystusa – przedwiecznej Światłości, która rozprasza mroki grzechu i rozświetla ciemności życia. To kulminacyjny punkt adwentowego czuwania. Stajenka to symbol nędzy i słabości, ludzkiego niedomagania i odrzucenia. To miejsce, do którego nikt bez potrzeby nie przychodzi, nikt w nim nie chce być. I właśnie to miejsce wybrał Bóg, by narodził się tam Jego Syn. I oto przedziwna światłość rozświetla przestrzeń i przemienia ją w miejsce, do którego pragną zmierzać wszyscy. Bóg rodzący się w stajence mówi człowiekowi: Nie jesteś sam! Przyszedłem przynieść ci otuchę i wytchnienie. Przyszedłem przemienić twoją biedę w miejsce spotkania Boga z człowiekiem.

 

Ewangelia z komentarzem. Bóg rodzący się w stajence mówi człowiekowi: Nie jesteś sam!
Gość Niedzielny
Adam i Ewa

Gdy jesteśmy dziećmi, zupełnie naturalnie pragniemy być podobni do rodziców.

Gdy jesteśmy dziećmi, zupełnie naturalnie pragniemy być podobni do rodziców. Są dla nas najważniejszym punktem odniesienia. Potem jednak dorastamy, zaczynamy dostrzegać ich wady i niekonsekwencje, i solennie obiecujemy sobie, że nie będziemy tacy, jak oni. Że nie powielimy ich błędów, że nie wypowiemy do naszych dzieci słów, które nas samych, gdy byliśmy jeszcze dziećmi, zraniły. I pielęgnujemy w sobie przez długie lata te utopijne marzenie o człowieku doskonałym, o rodzicu idealnym. Aż przychodzi taki moment w życiu, taki poranek albo wieczór, gdy patrząc w lustro widzimy, jak bardzo jesteśmy do nich podobni. Do mamy i taty. I co wtedy? Tragedia? Nic z tych rzeczy. Dopiero wtedy mamy niepowtarzalną okazję zobaczyć swoich rodziców w pełni, z ich mocnymi i słabymi stronami. I jesteśmy w stanie naprawdę w pełni ich pokochać. Nie tak, jak kocha dziecko, które mało jeszcze rozumie, i nie tak jak nastolatek, który wszystko kontestuje, i także nie tak, jako zapatrzony w swoje siły młody człowiek. Prawdziwa miłość do rodziców bierze się bowiem z doświadczenia przez nas samych naszej własnej grzeszności, słabości i skończoności. Po prostu z uświadomienia sobie całej prawdy o nas samych. To zupełnie jak z tajemnicami różańca – obok radosnej, chwalebnej i światła, jest także bolesna. Nie może być inaczej. Zresztą, to porównanie do różańca jest dzisiaj w trójnasób na miejscu. Raz, że obrazuje pełnię doświadczenia dziecięctwa Bożego, którego Maryja jest wzorem. Dwa, że zachowuje właściwe proporcje między tym, co w życiu człowieka jest miłe, a co bolesne. I trzy, pokazuje drogę wyjścia z sytuacji, w której znaleźliśmy się za sprawą dzisiejszych patronów. Bo to przecież oni właśnie, Adam i Ewa, pierwsi rodzice, swoim wyborem w ogrodzie Eden skazali nas na ziemską tułaczkę i naznaczyli piętnem grzechu pierworodnego. To oni są temu winni, że zamiast z radością i ufnością patrzeć w Boże oblicze w raju, nieustannie chowamy się przed Nim po krzakach i wymyślamy usprawiedliwienia dla naszej nagości. A jednak Kościół wprost nazywa ich świętymi. Dlaczego? Może dlatego, że patrzy na nich z perspektywy wieków i widzi w nich siebie – niedoskonałe dzieci Boże? Stworzone z miłości na obraz i podobieństwo Boga, a jednak wciąż grzeszne? Rozpaczliwie pragnące dobra, ale szukające go często tylko na ludzkich ścieżkach? Jak to dobrze, że Maryja swoim 'fiat', swoim bezwarunkowym zaufaniem Bogu, uzupełniła historię Adama i Ewy, rodziców ludzkości, o błogosławiony epilog. Bez Maryi, Adam i Ewa byliby tylko rodzicami, z którymi wcale nie chcemy zasiąść do Wigilijnej Wieczerzy, bo wyrządzili nam bardzo konkretne zło. Dzięki niej natomiast, o ich największym życiowym błędzie możemy powiedzieć: „O, zaiste konieczny był grzech Adama, który został zgładzony śmiercią Chrystusa! O, szczęśliwa wina, skoro ją zgładził tak wielki Odkupiciel!”. Patrząc w ten sposób na rodziców, możliwy jest nie tylko cud nazwania ich świętymi, ale także spędzenia z nimi w radości Bożego Narodzenia. A propos czy wiecie państwo kiedy w Kościele padają te właśnie słowa? Kapłan wyśpiewuje w orędziu wielkanocnym na początku Wigilii Paschalnej.

 

Bóg obiecuje Dawidowi ród, z którego narodzi się Mesjasz

Perły ukryte w liturgii słowa odkrywają księża: Szymon Kiera, Tomasz Kusz, Marcin Piasecki i Piotr Brząkalik. Słuchaj codziennie.

2 Sm 7, 1-5. 8b-12

Zobacz cykl audycji Radia eM: