31.10.2021

Słuchaj, usłysz, bądź posłuszny

Tę znaczeniową triadę wskazuje biblijny tekst, którego fundamentem jest hebrajski czasownik szema. On w gramatycznej formie rozkazu niesie najpierw znaczenie „słuchaj!”, ale potem także jego skutek, czyli „usłysz”. A następnie – „bądź posłuszny”, czyli realizuj to, czego domaga się Pan Bóg. Czytany dziś fragment Księgi Powtórzonego Prawa stał się czymś, co w porównaniu z codzienną modlitwą chrześcijanina można nazwać pacierzem Izraelity. „Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Pan jedynie” – to modlitwa, którą religijny Żyd wypowiada przynajmniej dwa razy dziennie: rano i wieczorem. Komentatorzy zwracają uwagę na wyznanie prawdy o jedyności Boga, a więc monoteizmu wobec powszechnie wyznawanego w dobie Starego Testamentu wielobóstwa ludów ościennych. Ale jest w tym wyznaniu przede wszystkim potężny nośnik egzystencjalny. „Pan jedynie” – to wyznanie przylgnięcia do osobowego Boga całą ludzką egzystencją, wobec której nikt i nic nie ma porównywalnego znaczenia. I zrozumiałe stają się żydowskie mezuzy, filakterie i tefilin. Mezuzy można porównać do krucyfiksów, które my, katolicy, wieszamy na ścianach. Są to zwitki pergaminu z tekstami biblijnymi. Umieszcza się je w pojemniku wykonanym z drewna, metalu lub szkła na zewnętrznej framudze drzwi. Filakterie i tefilin to skórzane pudełeczka, wykonane z jednego kawałka skóry koszernego zwierzęcia, w których umieszcza się własnoręcznie napisane po hebrajsku fragmenty Biblii (często jest to modlitwa „Szema”). Tefilin zakładają pobożni żydzi podczas codziennych modlitw w dni powszednie. Nie zakłada się ich w szabat, by nie wykonywać żadnych prac. Pudełeczka przywiązuje się rzemieniem do czoła lub lewego ramienia. Wyznanie wiary to istotny punkt wyjścia: szema – „słuchaj!”. Jego praktycznym skutkiem jest: „bądź posłuszny”. Albo lepiej: z miłości Boga i bliźniego chciej być posłusznym i kochaj. •

Kłaść fundament

Chrześcijaństwo bez kerygmatu jest jak mecz bez bramki. Może to i piękne, ale nieefektywne, słabe.

Kiedyś, na sądzie ostatecznym, będziemy ponoć pytani o to, ilu ludzi udało nam się uratować od śmierci wiecznej i przyprowadzić do Boga. Głoszenie kerygmatu służy temu, by rodzić w ludziach życie nadprzyrodzone: „Dzieci moje, oto ponownie w bólach was rodzę, aż Chrystus w was się ukształtuje” (Ga 4,19). Toteż droga powolnego wzrastania w wierze winna znaleźć fundamentalne oparcie w głoszeniu Chrystusa pod postacią kerygmatu. „Jest on – wyjaśnia papież Franciszek w adhortacji Evangelii gaudium – ogniem Ducha udzielającego się pod postacią języków i budzi w nas wiarę w Jezusa Chrystusa. (…) Powinien więc zajmować centralne miejsce w działalności ewangelizacyjnej i w każdej próbie odnowy kościelnej”. Cała formacja chrześcijańska jest „pogłębieniem kerygmatu”. Kościół nie ma dziś palącej potrzeby specjalistów od wizerunku czy zarządzania „zasobami ludzkimi”, nie musi zatrudniać trenerów motywacyjnych, działaczy społecznych czy ekspertów od zdrowia psychicznego. Kościół potrzebuje – i to bezwzględnie – majstrów od zakładania fundamentów pod świątynię Ducha Świętego. Ileż wysiłku idzie na marne. Ileż propozycji ze strony Kościoła wygląda na nietrafione. Ilu mamy dziś chwiejnych i niestabilnych katolików, zarówno wśród duchownych, jak i świeckich… Jakby żyli bez solidnego fundamentu. Winien to wziąć pod uwagę aktualny synod, który stawia przed sobą, jako główne zadanie, „duszpasterskie nawrócenie”. Fulton Sheen głosił Chrystusa w telewizji, Kiko Argüello w barakach i na ulicach, kardynał Wyszyński w więzieniu. Kerygmat może docierać w postaci słowa i życiowej postawy. Kiedyś misjonarze posłani z Ewangelią do Aborygenów zorientowali się, że tamci przychodzą na ich spotkania, mimo że nie rozumieją ani słowa po angielsku. Gdy ich zapytali o powód przychodzenia, odpowiedzieli, że po żarliwości i mocy, z jaką tamci głoszą nauki, zrozumieli, że to coś bardzo ważnego.

Chrystus musi na nowo znaleźć się w centrum głoszonego kerygmatu, przekazywanej katechezy, formułowanych ścieżek duchowej przemiany i pobożności. Ludzie muszą odkryć, że Kościół w swych zasobach przechowuje to, co jest istotne dla życia, szczęścia i dobra człowieka. Uświadomią sobie wówczas, iż to, czym wzgardzili przez ignorancję bądź pominęli na skutek szukania alternatywy w działaniu, jest tym, co kochają do głębi. To wszystko jest zawarte w skarbcach słowa i sakramentu Kościoła katolickiego. Jeśli uznaliśmy, że nadszedł czas uwolnienia się od tego, co w duszpasterstwie jest obumarłe, to równocześnie potrzeba nam pokory i rozeznania, by w głoszeniu Ewangelii nie ulec pokusie zmiany ziarna, a pomyśleć o innych sposobach wrzucania go w ziemię. Święty Franciszek kiedyś usłyszał: „Odbuduj mój Kościół” i ruszył, by głosić ludziom miłość Bożą. Dziś jest wielu takich, którzy go niszczą i dewastują. Trzeba kłaść na nowo fundamenty i budować w ludziach świątynię Ducha Świętego. •

Miłuj… jak to łatwo powiedzieć

Dialogi Jezusa z uczonymi w Piśmie i faryzeuszami były nacechowane sporem, momentami bardzo gorącym. Tym razem żydowski uczony zadaje Jezusowi pytanie bez podstępu, bez próby zapędzenia Go w kozi róg, podchwycenia na słowie.

Mk 12, 28b-34

Jeden z uczonych w Piśmie podszedł do Jezusa i zapytał Go: «Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?»

Jezus odpowiedział: «Pierwsze jest: „Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą”. Drugie jest to: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”. Nie ma innego przykazania większego od tych».

Rzekł Mu uczony w Piśmie: «Bardzo dobrze, Nauczycielu, słusznie powiedziałeś, bo Jeden jest i nie ma innego prócz Niego. Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego jak siebie samego znaczy daleko więcej niż wszystkie całopalenia i ofiary».

Jezus, widząc, że rozumnie odpowiedział, rzekł do niego: «Niedaleko jesteś od królestwa Bożego». I nikt już nie odważył się Go więcej pytać.

1. Dialogi Jezusa z uczonymi w Piśmie i faryzeuszami były nacechowane sporem, momentami bardzo gorącym. Tym razem żydowski uczony zadaje Jezusowi pytanie bez podstępu, bez próby zapędzenia Go w kozi róg, podchwycenia na słowie. Najwyraźniej chce nauczyć się czegoś od Jezusa, jest otwarty na Jego słowo. Szczera, dobra rozmowa. Jakże brakuje nam takich rozmów, zwłaszcza między ludźmi z różnych stron przeróżnych konfliktów.

2. Prawo Starego Testamentu liczyło 613 przykazań, więc nie dziwi pytanie o to, które jest pierwsze, czyli najważniejsze. To pytanie często zadawano rabinom. Rzeczy pierwsze powinny być pierwsze. Inaczej wszystko jest nie tak. Jak się źle zapnie pierwszy guzik od góry, to nawet jeśli się zapnie pozostałe, i tak wszystko będzie źle. Jeśli nie zaczynamy od Boga, wszystko będzie w życiu nie tak. Pierwsze jest uznanie, że Pan Bóg jest jedynym Bogiem i nie ma innego. Jego mamy słuchać. On ma być naszą pierwszą miłością. Ostatecznie w życiu nie chodzi o nic innego jak tylko o to, by kochać. Ale najpierw Boga, a dopiero potem innych i siebie. Moja miłość do Boga rodzi się jako odpowiedź na Jego miłość. Dlatego „słuchaj, Izraelu”, bo Bóg mówi, że cię kocha.

3. Pan, odpowiadając, sięga do dwóch cytatów z Tory. Co ciekawe, z dwóch różnych ksiąg (Pwt 6,4-5 oraz Kpł 19,18). To Jezus zestawia te dwa przykazania w jedno. On sam był i jest doskonałym połączeniem miłości do Ojca i miłości do ludzi. Oddał życie na krzyżu ze względu na Ojca i na nas. To zestawienie nie oznacza zrównania. Pierwsze ma pozostać pierwsze, ale prawdą jest, że nie da się kochać Boga, nie kochając bliźniego i siebie samego. Obydwa przykazania łączy słowo „miłość”. Tyle dziś nieporozumień wokół tego słowa. Ludzie często nazywają miłością egoizm, szukanie siebie, wykorzystywanie innych, zabawę nimi. Dlatego konieczna jest praca nad miłością. Trzeba ją stale na nowo oczyszczać z egoistycznych nalotów. W gruncie rzeczy przez całe życie uczymy się kochać, bo prymitywny narcyz broni się w nas mocno.

4. Jeśli Boga mam kochać całym sercem, duszą, umysłem, mocą, to jak znaleźć jeszcze miejsce dla innych miłości? Jest tylko jedna odpowiedź. Wszystko, co nie jest Bogiem, mam kochać w Bogu. Miłość do żony, męża, dzieci, rodziców, ojczyzny itd. Wszystkie te miłości powinny mieć „wylot” w stronę Boga, one mają stawać się drogą do Niego. To Bóg dał mi żonę, męża, dzieci i mnie samego. Kochając te cudowne Boże dary, czując się obdarowanym, nie mogę zapomnieć o Dawcy. Doświadczając ludzkiej miłości, mogę pomyśleć sobie, że Bóg kocha mnie też jakoś tak, tylko jeszcze bardziej, mocniej, czulej. Nie ma sprawy ważniejszej w życiu niż miłość. „Będziesz miłował” – to nie tylko przykazanie, ale i obietnica, której warto się trzymać do śmierci. A nawet dalej. •