14.02.2021

Koronawirus biblijnego antyku

Trąd jest chorobą zaraźliwą, co zaobserwowali ludzie żyjący w czasach biblijnych. To dlatego, w trosce o zdrowie społeczności, prawne zapisy Starego Testamentu nakazywały, by zarażone osoby usuwały się ze społeczności.

Trędowaci mieli przebywać w izolacji poza wspólnotą. Mieli też nakaz, by krzyczeć: „Nieczysty”, gdy ktoś zdrowy znalazł się w ich bliskości. To jakaś bliska nam, w dobie pandemii koronawirusa, konieczność społecznego dystansu.

I w tym wszystkim staje Pan Jezus. Opowiada o tym czytany dziś fragment Markowej Ewangelii, gdzie słuchamy o uzdrowieniu trędowatego. Wygląda na to, że trędowaty złamał prawne przepisy, bo przecież „przyszedł do Jezusa i upadłszy na kolana, prosił Go”. Złamał surowe przepisy społecznego dystansu nie dlatego, że ich nie akceptował, ale dlatego, że wiedział, iż Ten, do którego przychodzi, „jeśli zechce, może go oczyścić”. Pan Jezus nie odwołuje się do surowych przepisów starotestamentowego Prawa, ale do ludzkiego współczucia, połączonego ze świadomością Boskiej mocy uzdrawiania: „A Jezus, zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: »Chcę, bądź oczyszczony!«. Zaraz trąd go opuścił, i został oczyszczony”.

Spotkanie Pana Jezusa z trędowatym to niejedyna biblijna scena. Przecież Pan Jezus oczyścił dziesięciu dotkniętych tą chorobą, a tydzień temu czytaliśmy fragment z Księgi Hioba. Ów sprawiedliwy, dotknięty totalną próbą z Bożego dopustu, był także trędowaty, a przecież odwiedzili go dawni przyjaciele: Bildad, Sofar i Elihu. Owi mędrcy przyszli, jakoś nie bojąc się zakażenia, by dowieść winy Hioba: cierpi, bo nie jest taki sprawiedliwy, skrywa jakąś winę, za którą ponosi karę. A Pan Jezus nie docieka, czy trąd jest słuszną karą dla chorego. On po prostu okazuje miłosierdzie. I może to jest podpowiedź dla naszego tutaj i teraz: Prośmy dobrego Boga o zmiłowanie, niech nas uleczy z wszelkiego trądu, jaki dotyka naszą współczesność. A to zmiłowanie sprawi, że my, uleczeni, będziemy jak ów oczyszczony „wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło”. •

Trucizna zgorszenia

Nie bądźcie zgorszeniem ani dla Żydów, ani dla Greków, ani dla Kościoła Bożego – pisze św. Paweł. Zgorszenie stało się jednym z największych utrapień naszego Kościoła. Anna Sasagawa usłyszała od Matki Bożej w Akita: „Kościół będzie pełen miłośników kompromisów, diabeł zaś będzie nakłaniał wielu kapłanów i dusze Bogu poświęcone do porzucenia służby Pańskiej”.

„W jakże opłakanym stanie znajduje się mój Kościół!” – pisała włoska mistyczka Luiza Piccarreta. „Słudzy, którzy powinni go bronić, okazali się najsroższymi jego oprawcami”. Kompromisy bolą, zgorszenia pozostawiają rany w ludziach na długo. Sam Jezus o tym mówił: „Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia; lecz biada temu, przez którego przychodzą… Uważajcie na siebie!” (Łk 17,1-2).

Zgorszenie to coś więcej niż oburzenie i negatywny osąd. To postawa sprawiająca, że druga osoba z mego powodu staje się gorsza, porzuca słuszną drogę. Zgorszenie jest groźne, bo zamyka ludziom uszy na Dobrą Nowinę, odcina dostęp do zbawienia. To ogromna odpowiedzialność. I nie jest tak, że tylko grzechy seksualne niektórych sług Kościoła są powodem skandalu. Wizjonerka Simona z wyspy Ischia usłyszała od Matki Bożej: „Gdy upada któryś z moich ukochanych synów, pociąga za sobą wiele dusz. Módlcie się o dobrych pasterzy, potrafiących doglądać i strzec stada Pańskiego”. Najcięższą próbą będą dla Kościoła chaos i brak jedności: „Zobaczycie, jak kardynał występuje przeciw kardynałowi, biskup przeciw biskupowi, Szatan zaś pociągnie za sobą lud, by poprowadzić go od złego ku jeszcze gorszemu” – pisała włoska stygmatyczka Teresa Musco. Najlepsze duszpasterstwo i jego owoce mogą zostać zaprzepaszczone nie tyle brakiem talentów czy słabością charakteru pasterzy, ale brakiem przebaczenia wśród nich. Najlepiej zorganizowana parafia zostanie doprowadzona do duchowego bankructwa, gdy kapłani będą sobą gardzić, a wiernych podzielą osądy i plotki. Podobnie też w rodzinach, w których panują niekończące się kłótnie, nie może być mowy o wiarygodnym przekazie wiary.

Naszym zadaniem jest szukanie „nie własnej korzyści, lecz dobra wielu, aby byli zbawieni”. W przeciwnym wypadku możemy być powodem większego zgorszenia niż ktokolwiek inny. Jesteśmy bowiem posłańcami z innego świata. W ciągu ostatnich dwóch dziesięcioleci nasz status w społeczeństwie uległ zmianie. Dawniej zawsze byliśmy szanowani ze względu na funkcję, jaką pełnimy. Liczne upadki sprawiły jednak, że ludzie nie obdarzają nas już zaufaniem niejako automatycznie. Kiedyś nasza pozycja społeczna była powszechnie akceptowana, obecnie musimy na nią zapracować. Musimy udowodnić, że można nam zaufać, i to jest kolejny powód, by z powagą potraktować słowa apostoła: „Wszystko na chwałę Bożą czyńcie”. •

Czego ja chcę?

Trąd to straszna choroba, która wiąże się nie tylko z cierpieniem ciała, z zewnętrznym oszpeceniem, ale także z przymusową społeczną izolacją. W naszych szerokościach geograficznych trąd raczej się nie zdarza, ale temat zaraźliwej choroby, która wymusza dystans społeczny, stał się nam bliski. Aż nazbyt bliski. Jak długo jeszcze będziemy tak żyć, zamaskowani, odizolowani, zerkający podejrzliwie na innych jako na potencjalnych nosicieli wirusa?

1. I czy szczepionka załatwi sprawę? Jak bardzo już zmieniły się nasze rodziny, szkoły, uczelnie, firmy, miasta, kościoły? Trudno uciec od tych pytań. I wciąż brakuje odpowiedzi. Możemy jednak zawsze zrobić to, co trędowaty bohater dzisiejszej Ewangelii – podejść bliżej Jezusa, upaść na kolana i prosić: „Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić”.

2. Czy obecna pandemia zbliżyła nas do Jezusa, czy raczej oddaliła od Niego? Niewątpliwie COVID zadał nam do przemyślenia na nowo temat choroby i śmierci. A także sensu życia, hierarchii spraw. Odpowiedzią wierzących na pandemię strachu o jutro nie może być tylko nawoływanie do zachowania zasad higieny, troska o odmrożenie gospodarki albo nawoływanie do sprawiedliwej dystrybucji szczepionki. Każda choroba jest nie tylko wyzwaniem dla ciała, ale także wyzwaniem dla duszy. Jest zaproszeniem do głębszej wiary, nawrócenia, pokory, przebudowania życiowych priorytetów. Misją Kościoła nie jest moralizowanie, ale prowadzenie nas pod krzyż. Patrząc na Przebitego, widzimy jasno, że On jednak zaraził się od nas. Umierał poza miastem, odrzucony, samotny, oszpecony… Wziął na siebie każdy ludzki trąd, wszelką zarazę i śmierć.

3. Trędowaty mówi do Jezusa: „Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić”. Jest w tych słowach wiara w moc Jezusa, ale także szacunek dla Jego wolności. Bóg nie jest chłopcem na posyłki. Wolno nam Go prosić o zatrzymanie choroby, ale nie wolno nam obrażać się na Niego, jeśli nasza prośba nie zostanie spełniona. On decyduje, On jest Bogiem. Wartości modlitwy nie mierzy się jej skutecznością rozumianą jako uzyskiwanie od Boga tego, czego pragniemy. Wartością modlitwy jest to, że przybliża nas do Boga, że uczy pokory i ufności.

4. „Chcę, bądź oczyszczony!” – mówi Jezus. Nie boi się dotknąć trędowatego. Przypomina się przełomowy moment w życiu św. Franciszka, kiedy spotkał na drodze trędowatego. Pokonał swój lęk i ucałował go. Zrozumiał wtedy, że w tym pocałunku spotkał samego Boga. To wydarzenie dało początek jego przemianie. To Franciszek został oczyszczony z egoizmu i pychy. Do mnie też dochodzi to wołanie ze strony różnych „trędowatych”. Może to w wyjściu do nich jest szansa na moje oczyszczenie. Zawsze jednak jest owo „jeśli chcesz…”. Wiemy, czego chciał Jezus. A czego ja chcę?