22.11.2020

Pan jest moim pasterzem

Te słowa rozpoczynające Psalm 23 zna praktycznie każdy. Pasterstwo w Biblii to jedno z bardziej popularnych zajęć.

Pasterzem był Abel, syn Adama i Ewy. Pasterzem był Dawid, gdy Pan Bóg powołał go na króla. Tak samo było z prorokiem Amosem. Ale pasterze mogą być także źli, szukający własnej korzyści, mniej zatroskani o stado. I o takich pasterzach mówi prorok Ezechiel w orędziu poprzedzającym dzisiejsze I czytanie: „Biada pasterzom Izraela, którzy sami siebie pasą! Czyż pasterze nie powinni paść owiec? Nakarmiliście się mlekiem, odzialiście się wełną, zabiliście tłuste zwierzęta, jednakże owiec nie paśliście. Słabej nie wzmacnialiście, o zdrowie chorej nie dbaliście, skaleczonej nie opatrywaliście, zabłąkanej nie sprowadzaliście z powrotem, zagubionej nie odszukiwaliście, a z przemocą i okrucieństwem obchodziliście się z nimi”. Stąd reakcja Pana Boga, który w prorockim orędziu podkreśla: „Oto ja sam będę szukał moich owiec”, i zapowiada podjęcie działań, które zaniedbali źli pasterze.

Owce, czyli naród wybrany, są przedmiotem szczególnej troski Pana Boga. Wieści o tym nie tylko prorok Ezechiel. Podobnie mówią np. prorocy Izajasz („Oto Pan Bóg przychodzi z mocą i ramię Jego dzierży władzę. Podobnie jak pasterz pasie On swą trzodę, gromadzi ją swoim ramieniem, jagnięta nosi na swej piersi, owce karmiące prowadzi łagodnie”) i Jeremiasz („Słuchajcie, narody, słowa Pańskiego, głoście na dalekich wyspach, mówiąc: »Ten, co rozproszył Izraela, zgromadzi go i będzie czuwał nad nim jak pasterz nad swą trzodą«”).

Ten obraz wspólnoty jako owczarni pozostanie aktualny w Nowym Testamencie. Pan Jezus poleca św. Piotrowi: „Paś owce moje”. Pasterzami nazwani zostają przywódcy gmin chrześcijańskich. Tak np. czytamy w Liście do Efezjan: „I On [Pan Jezus] ustanowił jednych apostołami, innych prorokami, innych ewangelistami, innych pasterzami i nauczycielami”. Bo najpierw Pan Jezus mówi o sobie: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza”. A jest się o co zmagać, bo przecież owce – jak przypomina czytany dziś fragment Ewangelii – mają stanąć na Bożym sądzie po prawej stronie. •

Zmartwychwstanie…  miłe i słodkie

Piętnasty rozdział Pierwszego Listu do Koryntian zawiera najstarszą katechezę o zmartwychwstaniu cielesnym Jezusa, zaopatrzoną w kerygmat, czyli obwieszczenie tego zdarzenia jako istotnego dla każdego z nas.

Niektórzy bibliści nazywają go „hymnem o zmartwychwstaniu” św. Pawła. Apostoł dopiero co doznał „porażki” na ateńskim Areopagu, gdy usiłował przepowiadać Grekom zmartwychwstałego Mesjasza. Podobną nieufność spotkał w Koryncie, gdzie ludzie uważali, że „nie ma niczego takiego jak zmartwychwstanie” (1 Kor 15,22). Gdyby tak było, bylibyśmy fałszywymi świadkami Boga, a nasza ufność okazałaby się bezużyteczna (1 Kor 15,16-17). Chrześcijaństwo pozbawione kerygmatu o zwycięstwie Chrystusa nad śmiercią byłoby kolejnym etycznym stanowiskiem. Niczym więcej. Dlatego św. Paweł wyjaśnia swój kerygmat na podstawie starej biblijnej tradycji składania wiosennych ofiar Bogu z pierwocin zboża, owoców i zwierząt: „Chrystus zmartwychwstał jako pierwociny spośród tych, co pomarli”, i dalej: „Jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności: Chrystus jako pierwociny, potem ci, co należą do Chrystusa”. Ofiarę pierwocin składali kapłani w świątyni na początku Przaśników. Pierwociny, po hebrajsku re’szit, oznaczają punkt wyjścia, początek, to, co najlepsze. Pierwociny, pod postacią ofiary z pierwszych zbiorów, były składane po dwóch dniach od rozpoczęcia Paschy, 16. dnia miesiąca żydowskiego nisan. Właśnie 16 nisan około 33 roku Jezus zmartwychwstał. Dokładnie w dniu składania pierwocin w świątyni. Ten dar ofiarny okazał się tylko „cieniem mających nadejść dóbr” (Hbr 10,1). Jezus, powstając z martwych, nie zrobił tego dla siebie. Zainaugurował przechodzenie ze śmierci do życia, którym pragnie ogarnąć każdego człowieka. Uczniowie Zmartwychwstałego, zanurzeni w Jego Paschę, stają się pierwocinami z drugich zbiorów: „ci spośród ludzi zostali wykupieni na pierwociny dla Boga i dla Baranka”. I „Barankowi towarzyszą, dokądkolwiek idzie” (Ap 14,4). To wyjaśnia, dlaczego św. Paweł nazywał pewnego chrześcijanina o imieniu Epenet „pierwociną, złożoną Chrystusowi przez Azję” (Rz 16,5), zaś dom Stefanosa „pierwocinami Achai” (1 Kor 16,15). Chrystus powstaniem z martwych rozpoczął panowanie nad śmiercią i złem. Dziś duchowym, jutro też materialnym. Dziś w Jezusie dźwigamy się z odrętwienia egoizmu i samotności, by kochać, jutro będziemy z Jezusem żyć na wieki, ciesząc się Jego władzą. Bo jest to władza „absolutna, a jednak miła i słodka – mówił św. Jan Paweł II – [która] odpowiada całej głębi człowieka, jego najwznioślejszym aspiracjom umysłu, woli, serca. Ona nie przemawia językiem siły, lecz wyraża się w miłości i w prawdzie”. Toteż „Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Jego zbawczej władzy otwórzcie granice”. •

Wszyscy pod sąd

„I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody”. Powtórne przyjście Chrystusa, czyli paruzja, oznacza sąd nie tylko nad chrześcijanami, ale nad całą ludzkością.

1. Sednem sądu jest ujawnienie prawdy o człowieku. Kąkol, który na ziemi rośnie razem ze zbożem, zostanie ostatecznie oddzielony od zboża. „Odpowiedzialność jest tylko tam, gdzie jest ktoś, kto zapyta. Artykuł wiary o sądzie mówi nam o tym, że o nasze życie ktoś zapyta i niepodobna będzie tego pytania nie dosłyszeć” (Benedykt XVI). Istnieje ostateczna sprawiedliwość, której żadna ziemska instytucja nie zapewni. Myśl o sądzie jest mobilizacją dla sumień, a jednocześnie daje nadzieję. Zło nie może wygrać. Dobro zostanie nagrodzone, zło ukarane. Czy trzeba się lękać Bożego sądu? Modne jest dziś w Kościele zapewnianie, że nie ma się czego bać. Skąd ta pewność? W dawnej liturgii pogrzebowej wybrzmiewały słowa modlitwy: „Zachowaj mię, Panie, od zguby wiecznej, w dzień sądu straszliwy; gdy przyjdziesz sądzić świat cały, każdy zadrży, wielki i mały”. Bojaźń przed sądem Bożym zaprowadziła wielu do nawrócenia. Jasne, że lepiej się nawrócić z miłości niż ze strachu. Ale mimo wszystko lepiej się nawrócić niż trwać w grzechu.

2. Nad całością tej wizji unosi się Boża sprawiedliwość, a zarazem wezwanie do czynienia miłosierdzia. „Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią” – taka jest zasada, którą kieruje się Sędzia narodów. Ten, kto kochał najmniejszych, kto miał serce otwarte na potrzebujących, ten może liczyć na Boże miłosierdzie. Kto zniszczył w sobie dobro, podeptał miłość, zamienił serce w kamień, temu grozi piekło. Miłosierdzie i sprawiedliwość idą w parze w tej scenie. Często na ambonie można usłyszeć, że ostatecznie liczyć się będzie tylko miłość bliźniego. Bo Pan Bóg nie zapyta o Różaniec czy chodzenie do kościoła. To błędne myślenie. Jezus nie odwołał przecież przykazania miłości do Boga, ale wskazywał na łączność religijności i miłości bliźniego. Katechizm naucza, że podczas sądu ostatecznego „nastąpi potępienie zawinionej niewiary, która lekceważyła łaskę ofiarowaną przez Boga. Postawa wobec bliźniego objawi przyjęcie lub odrzucenie łaski i miłości Bożej” (678).

3. „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych…”. Bóg czeka na miłość w najmniejszych. Także tych malutkich jak hostia. Tych nienarodzonych, pozbawionych głosu i władzy. Całkowicie bezbronnych. Kolejną grupą zagrożonych „najmniejszych” są dziś osoby starsze i chore, którym bogate społeczeństwa, zamiast troski i wdzięczności, oferują „komfortową” śmierć. Perwersja aborcji i eutanazji polega na tym, że uśmiercenie jest tu przedstawione jako tzw. lepsze rozwiązanie, czyli uczynek miłosierdzia. „…Mnie uczyniliście” – to brzmi groźnie jak ostrzeżenie. Tak powinno brzmieć.