23.08.2020

Sługa, nie karierowicz

Według biblijnych przekazów Szebna, bohater dzisiejszego pierwszego czytania, był zwykłym karierowiczem.

Wstępując na kolejne stopnie, doszedł do funkcji zarządcy królewskiego pałacu. Trudno było wymarzyć sobie coś więcej, nie będąc nominowanym do funkcji następcy tronu. Szebna tak dalece uwierzył w swą wyjątkowość, że przygotował sobie znamienity grób – godny króla. W Izraelu był to znak wielkiej pychy, a często znak sprzeniewierzenia się planom Pana Boga. Wiele wskazuje też na to, że szykując sobie królewski grób, Szebna dopuścił się oszustw finansowych. Na południowy wschód od jerozolimskiej świątyni znaleziono wydrążony w skale grobowiec, który należał do Szebny. Nie wiadomo jednak, czy został on tam pochowany, czy jedynie przygotował sobie to miejsce.

Izajasz, działający za panowania króla Ezechiasza, władcy i reformatora z przełomu VIII i VII w. przed Chr., zapowiada, że urząd pyszałka Szebny zostanie przekazany bogobojnemu Eliakimowi. Ów urzędnik zostaje opisany w taki sposób, że można podejrzewać, iż mamy do czynienia z kolejnym w Starym Testamencie proroctwem mesjańskim. „Położę klucz domu Dawidowego na jego ramieniu; gdy on otworzy, nikt nie zamknie, gdy on zamknie, nikt nie otworzy”. Eliakim staje się starotestamentową zapowiedzią czasów mesjańskich. „Klucz Dawida” będzie należał do Mesjasza i do Niego będzie należał również „kołek na miejscu pewnym”. Kołek był niewielkim przedmiotem, ale od niego zależało trwanie namiotu wędrujących przez pustynię Izraelitów, tak by nie zmiotły go żadne wichry.

W tym kontekście słuchamy dziś fragmentu Ewangelii, w którym Pan Jezus pyta swych uczniów: „Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?”. Apostołowie odpowiadają, że po kraju niesie się wieść o tym, jakoby był On kimś ważnym z ludzkiej perspektywy. Wobec takich oczekiwań Pan Jezus przypomina, że nie przychodzi jako ktoś po ludzku ważny i wielki, ale jako sługa, który ma wypełnić Boży plan zbawienia. •

Człowiek jam niewdzięczny

Z moich lat „chmurnych i durnych”, lat licealnych, pozostał mi w pamięci głos Niemena z płyty winylowej, śpiewającego Norwidowy wiersz „Człowiek jam niewdzięczny”.

Jako zarozumiały pyszałek zawsze potrafiłem znaleźć dziurę w całym, zawsze miałem powód do płaczu i narzekania. Niemen zaś śpiewał: „Uszanować chciałbym niebo, ziemi czoło skłonić, ale człowiek jam niewdzięczny”. Dopiero dotknięty działaniem Boga uczyłem się powoli odrywania wzroku od mego zranionego „ja”, by spoglądając w niebo albo w Najświętszy Sakrament, wydusić z siebie nędzne „dziękuję”. Idąc w tę stronę, odkrywałem Eucharystię oraz to, że najwłaściwszą, biblijną modlitwą godną Boga jest błogosławieństwo.

W żydowskiej synagodze istniał obrzęd nazywany w języku hebrajskim berakah, co oznacza dziękczynienie. Każda katecheza, każda proklamacja Bożego słowa kończyła się wspólnym uwielbieniem Pana za Jego „głębokości bogactw, mądrości i wiedzy”, za „Jego niezbadane wyroki i nie do wyśledzenia drogi”. Odkrycie błogosławionej zależności stworzenia od Stwórcy, grzesznika od Zbawcy i głodnego prawdy człowieka od Tego, który się objawia i kocha, budzi jedyną słuszną reakcję: „Z Niego i przez Niego, i dla Niego jest wszystko. Jemu chwała na wieki! Amen”. W ramach berakah Jezus ustanowił Eucharystię. Apostołowie i pierwsi kapłani chrześcijańscy powtarzali Jego słowa, konsekrując chleb i wino, w obrębie tego właśnie obrzędu. Nazwa „Eucharystia” pojawiła się jako tłumaczenie na język grecki hebrajskiego słowa berakah. Z miłości Bóg zesłał nam wieczne zbawienie w osobie Chrystusa. I tym sposobem w Jezusie uwielbiamy Boga. Przez Niego, z Nim i w Nim śpiewamy Ojcu chwałę bez końca. W Nim i z Nim wypowiadamy Jego berakah.

Liturgia budzi w sercach adorację i uwielbienie, a to daje początek wszelkim postaciom świętości. My bez Eucharystii żyć nie możemy, bo ona pomaga odkrywać prawdę życia i pozwala przyjmować każde wydarzenie jako miejsce i sposób działania Boga. Niemen kończył swój Norwidowy song dobitnie: „Nonsensami karmią się nawzajem, spraw komicznych omotani siecią, wstyd mi za tych, co nie mając wstydu, zapomnieli, że u kresu groby nas zrównają”. •

I po co nam ta wiara?

Jezus pyta swoich uczniów o wiarę w Niego. Ten obraz trzeba odnieść do naszej sytuacji. Kim jest Jezus?

1. Gdyby dziś zapytać o to ludzi Kościoła, jakiej udzieliliby odpowiedzi? Jaki obraz Jezusa Chrystusa można odtworzyć na podstawie postaw, słów, wyborów (osobistych, społecznych, politycznych) chrześcijan, katolików? Jaki obraz Jezusa wyłania się z naszych kazań, katechez, nabożeństw, Mszy św.? Nie, nie mam gotowych odpowiedzi. Samo pytanie jest ważne. Jako Kościół mamy być przedłużeniem obecności Jezusa Chrystusa w świecie. W centrum Kościoła jest ON. Co więcej, ON jest centrum historii świata i historii każdego z nas. Wyznawanie wiary w Jezusa jako jedynego Zbawiciela świata jest zasadniczą racją istnienia Kościoła. Pytanie, czy ta prawda o Jezusie lśni w naszym Kościele, czy rozjaśnia współczesne problemy, dramaty? Czy promieniuje na kulturę? Czy Jezus jest miarą, którą oceniamy świat? Czy raczej świat narzuca nam swoje miary, do których mamy dostosować pokornie nasze credo? Czy  w imię dialogu z innymi religiami nie pomniejszamy prawdy o Jezusie?

2. „Ty jesteś Piotr, czyli Opoka, i na tej opoce zbuduję Kościół mój”. Kościół jest wspólnotą, w której wyjątkową rolę pełni Piotr. On jest Opoką, choć jest zarazem słabym człowiekiem, który usłyszy od Jezusa ostrą reprymendę („Zejdź mi z oczu, szatanie…”). Piotr ma zadanie gromadzenia ludzi nie wokół siebie, ale wokół Chrystusa jako Mesjasza, wokół Prawdy Objawionej. Otrzymuje władzę kluczy, władzę „związywania i rozwiązywania”. To przede wszystkim władza przebaczania grzechów i nauczania. Kościół nie jest wspólnotą doskonałych. Jest wspólnotą grzeszników, którzy potrzebują przebaczenia i szukają go w Chrystusie. Piotr ma dziś na imię Franciszek. Potrzebuje naszej modlitwy, wsparcia, aby mógł wyznawać całą wiarę w Chrystusa i tym samym umacniać w wierze braci. Nie tylko tych na peryferiach, także tych w środku. Zwłaszcza tych, których niepokoi fakt, że łódź Kościoła coraz bardziej nabiera wody.

3. „A bramy piekielne go nie przemogą”. To słowo dodaje nadziei. To Jezus buduje Kościół. My tak często Mu w tym przeszkadzamy. Ale ostatecznie Kościół przetrwa wszelkie nawałnice. Tak obiecuje Pan. I ta nadzieja opiera się na Nim. Nie pomoże nam udowadnianie, że jako chrześcijanie możemy odegrać jakąś użyteczną rolę w postępie ludzkości. Że możemy być jakoś użyteczni, promując np. zdrowy styl życia, utylizację śmieci, edukację czy szczepionki. Po co więc wiara w Jezusa? Po nic. Jeśli patrzymy na nią w kategoriach doczesnej użyteczności. W perspektywie wieczności znaczy wszystko. Decyduje o całości, nadaje wartość wszystkim wartościom.