26.07.2020

O co prosił Salomon?

Biblijny autor napisał, że trzeci władca Izraela, syn króla Dawida, który rozpoczął rządy około 970 r. przed Chr., poprosił o „serce rozumne do sądzenia ludu i rozróżniania dobra od zła”.

A że nie prosił „o długie życie ani też o bogactwa i o zgubę nieprzyjaciół” – spodobało się to Panu. I Pan Bóg obdarzył Salomona mądrością tak wielką, że stał się modelem władcy z „sercem mądrym i pojętnym, że podobnego nie było przed nim i po nim nie będzie”. Praktycznie cała tradycja mądrościowa Starego Testamentu odwoływała się do Salomona jako źródła. A czym w biblijnym rozumieniu jest mądrość? Językowym rdzeniem są spółgłoski n,k,m. One tworzą rodzinę słów określających mądrość w językach semickich, do którego należy hebrajski. Hkm, jako czasownik, oznacza: „być rozumnym”, „rozumieć”, „pojmować”, „być ekspertem” i od niego pochodzą formy rzeczownikowe czy przymiotnikowe: „mędrzec”, „mądry”. Posiadanie mądrości oznacza bycie ekspertem w sprawach technicznych, w konstruowaniu budowli, na czele ze świątynią, w prowadzeniu wojny i w sprawowaniu sprawiedliwej i skutecznej władzy.

W Starym Testamencie do mądrych zaliczamy np. Jozuego, następcę Mojżesza, i króla Dawida. O pierwszym mówi Księga Powtórzonego Prawa: „Jozue, syn Nuna, pełen był ducha mądrości, gdyż Mojżesz włożył na niego ręce”. O drugim czytamy w Drugiej Księdze Samuela: „Pan mój [tak o Dawidzie mówi kobieta z Tekoa] jest bardzo mądry, jak anioł Boży”. Najczęściej jednak uosobieniem mądrości jest Salomon. Biblijna mądrość nie jest po prostu wiedzą. Mądrość rodzi się z Bożego daru i wysiłku człowieka, który ma na celu poznanie związków zachodzących w świecie, w relacjach ludzkich i w kontakcie stworzenia z Panem Bogiem. Mądrość ma je nie tylko poznawać, ale też odpowiednio porządkować. Mędrzec uznaje panowanie Stwórcy w świecie i wcielając w życie Boże prawo, kształtuje według niego swoje życie i życie innych wokół siebie. •

Kod dostępu do życia

Dostęp do skarbców, cennych programów czy strzeżonych zasobów wymaga klucza, odpowiedniego kodu.

Wielu zastanawia się, czy życie ludzkie, będące zadaniem, a jednocześnie tajemnicą, posiada taki klucz. Od jego odnalezienia zależy, czy trafisz w dziesiątkę, czy pozostaniesz na peryferiach. Wielu ludzi podejmuje w tym celu poszukiwania owego klucza w filozofii, sztuce, badaniach naukowych lub też spodziewa się trafić na niego w przesłaniu z góry. Pewien rabin, zapytany o to, czy jednym słowem dałoby się wyjaśnić zawartość całego Bożego objawienia, odpowiedział twierdząco: „Owszem: kochaj Boga”. Czy Bóg z próżności każe się miłować? Czy jako władca i właściciel wszystkiego, co istnieje, domaga się despotycznie dowodów życzliwości i szacunku? Otóż nie. Miłość Boga nie jest Jego zachcianką, ale drogą zbawienia człowieka. Dlatego Chrystus ukazał na swoim przykładzie to przykazanie jako możliwe i godne wypełnienia. Na krzyżu. Pokochał swego Ojca całym sercem – włócznią przebitym, całym umysłem – cierniem ukoronowanym i ze wszystkich sił – pozwalając sobie przebić na wylot ręce i nogi. Objawiając Boga, czyni nas zdolnymi do pokochania Go. Nie o własnych siłach, ale mocą działania w nas Jego Ducha. Zbawienie to nie jakaś pośmiertna premia za wysiłki religijne i dobre uczynki. Zbawienie to nowy sposób życia tych, którzy w Chrystusie opuścili niewolę egipską grzechu i zostali odbudowani głosem Boga z Synaju i głosem Jego Syna z Kalwarii. Chodzi o nowy sposób życia i nowy sposób odkrywania w nim działania Bożego: „Wiemy, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra”.

Niedawno, podczas Wigilii Paschalnej, pewien schorowany sędziwy biskup schylił się ku mnie przy znaku pokoju i wyszeptał: „Kochaj Boga!”, patrząc przy tym na mnie porozumiewawczo. Wiedziałem, że przekazywał mi kod dostępu do życia. To samo usłyszałem od Paoli, żony Oskara i matki sześciorga dzieci, misjonarki spod skandynawskiego koła podbiegunowego: Ti raccomando, ama Dio! („Radzę Ci, miłuj Boga”). Miłość wiąże się ze „współdziałaniem Boga” dla dobra Jego miłośników. Nawet to, co okropne i niszczące, On potrafi obrócić na korzyść swych dzieci. Święty Jan Vianney pisał: „Gdy się cierpi, kochając, zauważy się wnet, że cierpienie przestało być cierpieniem. Gdy się natomiast ucieka przed krzyżem, potyka się człowiek i upada pod jego ciężarem. Módl się o łaskę ukochania twoich krzyży, wtedy bowiem staną się lekkie”. Święci znają kod dostępu do życia.

Poszukiwacze czy wytwórcy?

Co łączy przypowieści o ukrytym skarbie i perle? W obu przypadkach mowa jest o pewnym niespodziewanym odkryciu.

1. Co łączy przypowieści o ukrytym skarbie i perle? W obu przypadkach mowa jest o pewnym niespodziewanym odkryciu. Bóg daje się poznać w sposób zaskakujący, przychodzi jako dar. On wybiera czas i miejsce swojego objawienia. Owszem, można i trzeba Go szukać, jak ów człowiek szukający pięknych pereł. A jednak odkrycie Boga przychodzi w sposób całkowicie zaskakujący, przewyższający wszelkie oczekiwania i prognozy. Trzeba tylko być na tyle mądrym, aby rozpoznać skarb, dostrzec drogocenną perłę. A z tym mamy problem. Stajemy się coraz bardziej ślepi i głusi na Boga. Nasza cywilizacja nie bardzo już wierzy w możliwość takiego odkrycia. Nie chcemy odkrywać skarbów, wolimy się ich dorabiać, chcemy je sami wytwarzać. Nie szukamy pereł, chcemy je produkować w naszych laboratoriach. To, co wykracza poza nasze ludzkie możliwości, wydaje się nierealne, niemożliwe. Człowiek jako miara wszechrzeczy staje się zamknięty na skarb Boga. Nie chce zbawienia od Niego, chce sam siebie zbawić. Sam buduje swój raj, swoje szczęście.

2. W obu przypowieściach człowiek, który odkrył skarb, kupuje go. „Sprzedał wszystko, co miał”. Ten zwrot się powtarza, zauważmy. A więc Bóg przychodzi jako dar. Ale żeby Go przyjąć na własność, trzeba rzucić na szalę wszystko, co się ma. Jak to zrozumieć? Czy chodzi o zapłatę za dar? Raczej nie. Prawdopodobnie wszelkie majętności obu bohaterów to było i tak za mało, aby zapłacić za skarb. Rzecz jest raczej w tym, by zobaczyć w Bogu i w Jego królestwie coś tak cennego, co przewyższa wszystko w naszym życiu. Kto znajduje Boga, ten nie potrzebuje już niczego. Bo ma wszystko.

3. Odnalezienie Boga jest z jednej strony ogromną radością, a z drugiej wezwaniem do nawrócenia. Aby przyjąć dar, trzeba wyciągnąć otwarte ręce, a nasze dłonie bywają kurczowo zaciśnięte. Trzymamy w nich sznurki, które pociągamy. Karty kredytowe, komputerowe myszki, smartfony, kierownice, stery, klawiatury, zabawki. Czy można tak po prostu wypuścić to wszystko z ręki? Nawrócenie to wymiana świecidełek na światło, półprawdy na pełnię prawdy, to zamiana perełek na wielką perłę, miłostek na miłość. Oddać wszystkie ludzkie zależności, stać się wolnym po to, aby uznać tę jedną jedyną zależność od Niego.

4. Wszyscy w głębi serca marzymy o odnalezieniu skarbu, który sprawi, że niczego więcej już nam nie będzie trzeba. Chcemy tej jednej jedynej miłości. Wielkiego szczęścia. Ale ponieważ wątpimy w istnienie tej miłości i tego szczęścia, boimy się utracić namiastki, których dorobiliśmy się, żyjąc, pracując, walcząc – mniej lub bardziej uczciwie. Wiara oznacza nadzieję na wielki DAR. On jest. Gdzieś blisko mnie. Nadejdzie czas, gdy go znajdę. Nadzieja to cierpliwość, oczekiwanie.