29.03.2020

Przyjaciel w biedzie

„Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą”.

1. Jezus wiedział, czym zakończy się choroba Łazarza. Wiedział, że Jego przyjaciel umrze. I zostanie wskrzeszony. Jego słuchacze tego nie widzieli. Nie przewidywali w żaden sposób tego, że zmarły może wyjść z grobu. Ci, którzy składali martwego Łazarza do grobu, mogli totalnie zwątpić w słowa Jezusowej obietnicy. Jesteśmy dziś w podobnej sytuacji. Nie wiemy, co nas czeka. Czujemy trwogę, bo doświadczamy bezradności w obliczu choroby, cierpienia i śmierci. Słowa Jezusa oznaczają, że Pan Bóg ma zawsze swoje plany, które przekraczają naszą wyobraźnię, Słowo Boże ma charakter obietnicy, która ma spełnić się w przyszłości. Bóg daje nadzieję i oczekuje zaufania. Wchodzimy w noc i nie wiemy, jak długo ona potrwa. Ale noc kończy się wschodem słońca. Nie wiemy ani przez jakie cierpienia przyjdzie nam jeszcze przyjść, ani czym skończy się szalejąca epidemia. Ale jedno jest pewne, że Bóg w swojej Opatrzności realizuje zawsze swój plan. On potrafi wydobyć życie nawet z grobu. Do Niego należy ostatnie słowo. Wszystkiego nam nie wyjaśnia, ale mówi: „Ufaj, wierz, nie lękaj się”.

2. „Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza”. Jezus jak każdy człowiek miał przyjaciół. Często ich odwiedzał, spędzał z nimi czas. W ich domu odnajdywał wytchnienie, gdy był zmęczony nauczaniem, uzdrawianiem czy atakami faryzeuszy. Jest w tym coś niezwykle pięknego, na wskroś ludzkiego. My przecież też nie kochamy wszystkich jednakowo. I nie o to wcale chodzi, aby kochać wszystkich tak samo. Mamy przyjaciół, czyli ludzi, z którymi jest nam dobrze. Mamy takie „miejsce”, gdzie szukamy wypoczynku, gdzie czujemy się bezpiecznie i gdzie jest nam dobrze. Kiedy przychodzą choroba, cierpienie czy śmierć, szukamy otuchy właśnie u przyjaciół. Doświadczenie przyjaźni pogłębia rozumienie wiary. Bo wiara jest budowaniem przyjaźni z Jezusem.

3. „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł”. Jest w tych słowach nuta żalu. Bo wydaje się, że Jezus się spóźnił. Tylu obcych ludzi uzdrowił, a nie mógł zdążyć na czas, aby uzdrowić przyjaciela. Gdy św. Teresa z Ávila ciężko zachorowała, zwijając się z bólu, powiedziała do Jezusa: „Dlaczego dajesz mi tak cierpieć, skoro mnie kochasz?”. On odpowiedział: „Zawsze tak czynię ze swymi przyjaciółmi”. Temperamentna Hiszpanka odpaliła: „To dlatego masz ich tak mało!”. Tak, Jezusowi wolno się poskarżyć. Przyjaciele mówią sobie prawdę w oczy. Modlitwa nie zawsze musi być grzecznym pacierzem. Może być skargą do Boga. Nie musimy się wstydzić przed Bogiem bólu, pretensji, a nawet złości. My też mamy czasem wrażenie, że się spóźnia, że nas zostawia. Byle tylko powiedzieć Mu to w twarz.

4. „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie”. To centralne zdanie. W tych dniach, gdy śmierć zagląda nam w oczy, te słowa są światłem w ciemności. Zamiast przeklinać ciemności, lepiej uchwycić się tego światła i powtórzyć za Martą: „Panie! Ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Krok do zmartwychwstania

Prorok Ezechiel został uprowadzony do Babilonu podczas pierwszego wysiedlenia, po najeździe króla Nabuchodonozora w 598 r. przed Chr.

Tam gromadził wokół siebie przesiedleńców, podtrzymywał ducha i robił wszystko, by zachować religijną i narodową tożsamość Izraelitów. Potem przyszedł kolejny najazd Nabuchodonozora, spalenie świątyni jerozolimskiej oraz kolejna deportacja w 586 r. przed Chr. Trzeba było ogromnego ducha, by po takich doświadczeniach wieścić odrodzenie. A Ezechiel to robił, prorok nadziei wbrew nadziei. Jego orędzia były zarówno surowymi osądami ludów sąsiadujących z Izraelem, jak i oceną grzechów jego ludu, które przyniosły Bożą karę – zniszczenie Jerozolimy ze świątynią, ustanie składania ofiar i deportację. Jego orędzia stają się wieszczeniem powrotu do ojczyzny i oczyszczenia Izraela. W tym kontekście pojawia się wizja doliny pełnej kości, które ożywają. Fragmentem tej wizji jest dzisiejsze pierwsze czytanie. Prorok słyszy, że Pan Bóg otwiera groby i wydobywa z nich umarłych. Ci wracają do ojczyzny, „do kraju Izraela”.

Metafora otwarcia grobów symbolizuje kres niewoli babilońskiej i zapowiada koniec zniewolenia oraz powrót do ojczyzny. Ówczesna refleksja o szczęśliwym życiu po śmierci stawiała dopiero pierwsze kroki. Ale wizja Ezechiela stanowi ważny przełom, swoistą podpowiedź. Żydzi doby Starego Testamentu nie znali jeszcze pełnej prawdy o zmartwychwstaniu i szczęśliwym życiu po śmierci. Dojrzewali do niej powoli przez stulecia. Kontynuując wizję Ezechiela i wbrew dawnym przekonaniom mówił cierpiący Hiob: „Lecz ja wiem: Wybawca mój żyje, na ziemi wystąpi jako ostatni. Potem me szczątki skórą odzieje, i ciałem swym Boga zobaczę”. Podobnie o życiu po śmierci poniesionej jako męczeństwo za wierność Panu Bogu mówi matka siedmiu synów torturowanych i zabitych przez syryjskich prześladowców podczas wojen machabejskich, które miały miejsce w II w. przed Chr. Widząc cierpienia synów, zachęca ich do wierności, bo czeka ich powrót do życia: „Nie wiem, w jaki sposób znaleźliście się w moim łonie, nie ja wam dałam tchnienie i życie, a członki każdego z was nie ja ułożyłam. Stwórca świata… w swojej litości ponownie odda wam tchnienie i życie, dlatego że wy gardzicie sobą teraz dla Jego praw”.

Coś podobnego dzieje się w czytanym dziś fragmencie Ewangelii. Historia wskrzeszenia Łazarza w pierwszej chwili każe skupić się na samym fakcie powrotu do życia zmarłego przyjaciela Pana Jezusa. Ale – mimo wyjątkowości tego cudu – Łazarz potem przecież umarł. Ważne jest wyznanie Marty: „Wiem, że [Łazarz] zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym”. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

Jakiego ducha masz w sobie?

Struktura człowieka, według św. Pawła, to ciało i duch, a nie organizm i pesel, baza i nadbudowa czy też płeć biologiczna i płeć kulturowa.

Marksiści lubili powtarzać, że ciało jest fundamentem ducha, bo byt kształtuje świadomość. Do dziś w laboratoriach neurobiologii trwają poszukiwania ośrodka osobowości w mózgu. Niektórzy mają nadzieję znaleźć tam organ do produkcji Boga. Amerykanie natomiast wymyślili sobie slogan: jesteś tym, co jesz. Stąd obsesja na punkcie ciała. A św. Paweł mówi: „Ci, którzy według ciała żyją, Bogu podobać się nie mogą”. A żyć według ciała – to żyć, będąc obróconym plecami do Pana Boga. Oznacza to opieranie się wyłącznie na sobie. Nasze życie płynie, jak w „Dziennikach” Gombrowicza: poniedziałek – ja; wtorek – ja; środa – ja… Aż wreszcie podstarzały bożek czy bogini lądują na intensywnej terapii ze zdziwieniem w oczach: „wcale się tu nie wybierałem”. Japończycy ponoć boją się brać dłuższe urlopy, by ktoś przypadkiem nie doszedł do przekonania, że firma równie dobrze daje sobie radę bez nich. Ale nie trzeba sięgać daleko. Na naszych cmentarzach są długie aleje tych, co wierzyli, że są niezastąpieni.

„Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka”. I w tym momencie każdy słuchacz powinien zapytać: jakiego ducha mam w sobie? Czy żyję według ducha czasu, ducha epoki, ducha społecznych porozumień, dominującej opinii, panującej mody? Trochę prognoz, słupków poparcia, statystyki, badań, publicystyczno-populistycznej paplaniny, siły mediów? Jak w piosence: „Szklana pogoda, oczy niebieskie od telewizorów”. I słodkie przekonanie, że nad wszystkim panuję, bo zrozumiałem, jak działa ten świat. Chyba że odkryjemy w sobie Ducha Jezusa, Ducha Świętego, Ducha przynależności do Boga historii. Nawet jak ciało nawali, psychika zaboli, plany się rozsypią, Duch Święty przejmuje centrum dowodzenia: Panie, co chcesz, bym zrozumiał? co chcesz, bym uczynił? jaką postawę mam przyjąć? „W twoje ręce powierzam ducha mego” – modlił się Jezus w szczytowej fazie swego oddania się za nas na krzyżu. Żeby dużo kochać, trzeba dużo miejsca w sobie oddać Duchowi. Życie chrześcijanina składa się z całej serii Bożego zwyciężania w nas. Duch Święty poprowadzi nas też ku ostatecznemu zwycięstwu, kiedy ciało całkowicie skapituluje i ludzka psychika wygaśnie. Wówczas z grobu uratują nas nie wytwory naszej pracy, nagrody i ordery, nawet nie zasady i wartości, którym całe życie hołdowaliśmy, ale Duch Pana zmartwychwstałego. Przyjdzie odnaleźć nas na cmentarzu i poprowadzi do Nieba. Przywróci do życia nasze śmiertelne ciała, korzystając z naszej uprzedniej zgody na Jego w nas zamieszkanie. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.